sobota, 29 sierpnia 2020

"Dracul" Wampir wiecznie żywy. Recenzja

Dracul – mroczna biografia łowcy wampirów

 

Mając w pamięci koszmarnie nieudany twór powieściowy Dacre Stokera - „Dracula. Nieumarły” (napisany wspólnie z Ianem Holtem), bardzo obawiałem się tej książki. Jednak zaintrygowany udziałem w projekcie J.D Barkera – całkiem sprawnego autora powieści z pogranicza thrillera i horroru – postanowiłem sprawdzić, co tym razem chce – w towarzystwie – zaserwować nam potomek autora „Draculi”.


„Dracul” powstał na bazie ponad stu stron notatek, jakie Dacre Stoker miał przypadkiem odnaleźć w spuściźnie po swoim sławetnym przodku. Cóż, dość naciągane wydaje mi się to twierdzenie o „odkryciu”, śmiem poddawać w wątpliwość autentyzm owych notatek, które są wg mnie tylko zabiegiem marketingowym, mającym usprawiedliwiać powstanie tej powieści…

Nie zmienia to faktu, że „Dracul” to pozycja zaskakująco udana. Sprawnie napisana, umiejętnie odświeżająca motyw wampira, z jednoczesnym dość konsekwentnym trwaniem przy wampirycznej konwencji. Uczynienie głównym bohaterem samego Brama Stokera dodaje smaczku i pozwala nam nieco więcej dowiedzieć się o samym legendarnym autorze, a całość solidnie osadzona jest w historycznych realiach Irlandii.

I to – trzeba przyznać – eksperyment, który się udał.

 Główną zaletą tej książki jest obszerne czerpanie z życiorysu Brama Stokera, będącego, jak wspomniałem, głównym bohaterem całej historii. Fabuła zaczyna się już w czasach jego wczesnego dzieciństwa, kiedy to Bram trawiony był licznymi chorobami, praktycznie wykluczającymi go z życia społecznego i uniemożliwiającymi normalne funkcjonowanie, poprzez przykucie do łóżka, co przekształca się w pewnym momencie w formę fobii społecznej i przestrzennej. Sam okres ten –  przypadający na bolesną dla Irlandii falę głodu, wyniszczającą kraj – jest ciekawie zaimplementowany w realia historyczne.

Opowieść wampiryczna jest tu, rzecz jasna, obecna. I to mocno zarysowana, w postaci tajemniczej opiekunki małego Brama oraz dwójki z jego rodzeństwa – Ellene Crone. Jej przybycie do posiadłości państwa Stokerów zdaje się szczęśliwym zrządzeniem losu, jednak jej rola w opiece nad dziećmi szybko okazuje się nieoceniona i niezbędna wręcz, przez co opiekunka zyskuje znaczącą dozę zaufania.

Kiedy w okolicznym miasteczku dochodzi do fali tajemniczych zbrodni, nikt nie wiąże tego z pracownicą Stokerów, jednak zagadkowe i cudowne wręcz uleczenie małego Brama, będącego na granicy śmierci, przed nim samym stawia wiele pytań i rodzi wątpliwości. Chłopca prześladują koszmary, związane z Ellen właśnie i choć z początku sam nie umie odpowiedzieć sobie na pytanie, na ile to, co pamięta, było prawdą, na ile majaczeniem osłabionego gorączką umysłu, to jednak przemiana, jaka w nim powolnie następuje budzi w nim pragnienie rozwikłania zagadki. Jego próby odkrycia, co ukrywa opiekunka rodzą kolejne pytania, a cała historia okazuje się o wiele mroczniejsza niż Bram i jego siostra Matylda, która szybko stała się wspólnikiem w śledztwie, mogliby przypuszczać. 

To powieść która udanie odwołuje się do literackiej klasyki, będąc rzecz jasna tylko ich uwspółcześnioną wersją. Stylizacja językowa jest tu nieprzesadzona, co czyni powieść przystępniejszą dla współczesnego czytelnika. Owszem, nie do końca może zadowolić miłośników  wiktoriańskich powieści grozy, jednak nieobytego w klasyce czytelnika może zaintrygować i zachwycić na tyle, że stanie się dobrym punktem wyjścia do sięgnięcia po inne powieści z tamtego okresu.

Grozy jest tu mnóstwo, jednak nie jest to dynamika, do jakiej przyzwyczaił nas współczesny horror. Powieść bardziej gra klimatem, nastrojem, historycznym tłem i całościową oprawą opowieści, osadzoną mocno w realistycznej historii samego Brama Stokera, stopniowo, krok po kroku odrealnianej przez wprowadzenie wątków nadprzyrodzonych. Tych, które w efekcie miały pchnąć pisarza do stworzenia najważniejszego dzieła w swoim życiorysie – „Draculi”.

Mam wrażenie, że nazwisko Dacre Stokera jest tu tylko ze względu na prawa do czerpania ze spuścizny legendarnego autorami, bowiem jego współczesny potomek, mimo wielkich chęci, nie jest przesadnie dobrym pisarzem. Tu, mam wrażenie, oddał pola dużo sprawniejszemu w pisarskim rzemiośle koledze po fachu, co niewątpliwie wyszło powieści na dobre. Wybór J.D. Barkera też zapewne przesądził o powodzeniu przedsięwzięcia, bowiem pierwsza książka, którą Dacre Stoker pisał wraz z Ianem Holtem okazała się niestety koszmarnym warsztatowo paszkwilem, chcącym udawać sequel legendarnej powieści. Tutaj, w „Draculu” mamy i lepszy pomysł wyjściowy i zdecydowanie lepsze wykonanie, które plasuje nową powieść Stokera i Barkera na pozycji może nie literatury wybitnej, ale jednak interesującej. To dobrze napisana literatura popularna, która sięga po ograny motyw, ale wykorzystuje go sprawnie, przetwarzając w intrygującą opowieść.


Polecam tym, którzy kochają nieprzemijającą miłością klasyczne wyobrażenie wampira oraz tym, którzy cenią sobie nastrojowe, klimatyczne, mroczne, aczkolwiek dość stateczne opowieści.

 

 

Mariusz Wojteczek