Już niedługo premiera antologii poświęconej Stephenowi Kingowi "Pokłosie". Za projekt odpowiada Wydawnictwo GMORK. Do współpracy zaproszono autorów, którzy z literackim horrorem są "za pan brat" od dawna. W zbiorze znajdziemy opowiadania: Kacpra Kotulaka, Pauliny Król, Jarka Turowskiego, Julka Wojciechowicza i Marka Zychli.
Wydawnictwo GMORK zdążyliśmy poznać jako "firmę", wydającą jakościowo świetnie dopracowane książki. Mam nadzieję, że będzie tak i tym razem, tym bardziej, że za okładkę odpowiada Darek Kocurek.
Co do opowiedzenia o projekcie mają autorzy opowiadań, przeczytacie poniżej. Zapraszam serdecznie
Witam
"Pokłosie" wydawnictwa Gmork, jest pierwszą, polską antologią, poświęconą Stephenowi Kingowi. Chyba najwyższy czas, aby miłośnicy prozy autora, mogli przeczytać teksty, które powstały jako ukłon w stronę mistrza.
No właśnie, z Kingiem jest tak, że ma swoich zatwardziałych "fanatyków", dla których im grubsze tomiszcze, to lepiej. Aby nie było za pięknie są także tacy, dla których opasłe tomiszcza to zdecydowanie za dużo. Wszyscy miłośnicy literatury, bez względu czytane gatunki literackie znają markę "Stephen King" – zresztą dziwiłoby mnie, gdyby było inaczej. Dla Was, rozumiem, jest mistrzem, królem, najlepszym pisarzem… No właśnie. Kim dla Was jest Stephen King?
Kacper: Stephen King jest dla mnie przede wszystkim literackim narkotykiem. I nie tylko dlatego, że uzależnia. On jest psychoaktywny. Doprowadził sztukę snucia opowieści i budowania klimatu do mistrzostwa. Składa słowa w taki sposób, że nie tak łatwo się z nich otrząsnąć. W moim przypadku King działa tak, że jeszcze kilkanaście-kilkadziesiąt minut po odłożeniu książki słyszę w głowie kingowy głos budujący narrację do wszystkiego, co dzieje się wokół mnie. Kiedyś przez niego przejechałem trzy przystanki za daleko.
Paulina: Właśnie im bardziej opasłe te tomiszcza, tym lepiej :). To autor, który po prostu do mnie trafia. Odpowiada mi estetyka tych powieści, po ludzku (gdy trzeba ;) ) skomponowani bohaterowie, subtelny dowcip oraz ogromna rozpiętość znaczeń i powiązań pomiędzy poszczególnymi (czasami, zdawałoby się, bardzo odległymi) elementami fabularnymi, w których można się rozsmakować. To tak, jakby wszystkie jego powieści, których jest przecież grubo ponad sześćdziesiąt, było połączonych w jedno, ogromne kingowe uniwersum, stale się jak Wszechświat rozszerzające i jak Wszechświat nie mające końca. Podziwiam u Stephena Kinga tę niezwykłą umiejętność tworzenia fascynujących opowieści na bazie banalnych i absolutnie nieprawdopodobnych scenariuszy, genialny warsztat, wyśmienite określenia i styl sprawiający wrażenie, że dla niego pisanie jest tak łatwe i naturalne, jak oddychanie. Zaś poza kwestiami literacko-technicznymi – jego książki po prostu sprawiają mi przyjemność.
Jarek: Stephen King to przede wszystkim wspaniały opowiadacz. Myślę, że to jego największy atut. Obcowanie z prozą Kinga, oprócz wiadomej przyjemności z lektury, dało mi wiele do myślenia stricte literacko. Zrozumiałem, że w pisaniu nie chodzi o to, żeby odstawiać jakieś cuda wianki, ale po prostu o to, aby w interesujący sposób opowiedzieć ciekawą historię – tylko tyle i aż tyle. Niektórzy mówią, że King sprzedałby w ogromnym nakładzie nawet swoją listę z zakupami. Racja, bo ten facet jest fenomenalnym gawędziarzem – czy to w powieściach lub opowiadaniach, czy we wstępach i posłowiach, czy chociażby wywiadach – zawsze czytam go z zapartym tchem i nieskrywaną frajdą. Mistrz i ulubiony pisarz? Jasne, jak najbardziej!
Julek: Z twórczością literacką Kinga (a dokładnie z Miasteczkiem Salem) po raz pierwszy zetknąłem się w połowie lat dziewięćdziesiątych jako świeżo upieczony licealista i… nie podeszła mi ta książka wtedy. Miałem fazę raczej na pulpowe akcyjniaki grozy spod znaku Mastertona czy Guya N. Smitha; King wydawał mi się nudny :). Dopiero niemal dekadę później wróciłem do prozy Mistrza i byłem w stanie w pełni ją docenić. Obecnie jest dla mnie absolutnym numerem jeden jako wzór pisarza, który straszy prozą życia, człowieka, który potrafi do bólu wiarygodnie wcielić się w swoje postacie i oddać je bez zakłamania – niezależnie od tego, czy jest to 10-letni chłopiec, czy podstarzała religijna furiatka :). Jestem mu też ogromnie wdzięczny, że literaturę grozy wyniósł na najwyższe piedestały literackiego mainstreamu.
Marek: W pytaniu zawarłeś piękny stosik odpowiedzi, ale spróbuję coś w miarę błyskotliwego dodać. King to nie tylko uznana (czytelniczo) firma. To człowiek z krwi i kości; nie pozbawiony zalet, ale i wad. Jeden z nas – na ten swój piękny/koszmarny* sposób.
* Niepotrzebne skreślić.
Udział w antologii poświęconej tak wybitnej postaci jest zapewne swoistym wyzwaniem dla Was – twórców. Nie obawiacie się, że ktoś recenzując któreś z opowiadań, powie „Hej, to w ogóle z Kingiem nie ma nic wspólnego!”. Myślicie, że jest to możliwe?
Bo gdy myślę o Kingu, to mam przed oczami chyba wszystkie możliwe klimaty współczesnej literatury horroru, grozy, thrillera czy powieści psychologicznej. A także i ostatnimi czasy, kryminału.
Kacper: Cóż, liczę się z tym. W końcu krytycy są od tego,