W dzisiejszym odcinku Maglownicy
przepytuję Agnieszkę Brodzik. Jak sama twierdzi, jest uzależnioną od kawy
miłośniczką dobrego jedzenia i dobrej lektury; filolożką z powołania, tłumaczką
z zawodu, wielbicielką grozy z wyboru i naczelną Carpe Noctem niejako przy
okazji.
Magdalena
Ślęzak: Dzień dobry, Agnieszko. Dziękuję, że przyjęłaś zaproszenie do
Horror Maglownicy.
Agnieszka
Brodzik: Cześć, cała przyjemność po mojej stronie.
M.
Ś.: Zacznijmy od oczywistego. Carpe Noctem. Portal istnieje już od wielu
lat, ale kiedy zakładali go Przemysław Romański i Tomasz Surowiecki, nie było
Cię w składzie redakcyjnym. Jak to się stało, że to właśnie Ty przejęłaś ster i
obecnie ustawiasz kolegów, jak chcesz?
A.B.:
A wiesz, Carpe Noctem miało oprócz mnie dwóch redaktorów naczelnych i każdy
odchodził z redakcji ze względu na mnożące się obowiązki zawodowe. Kiedy Paweł
Deptuch musiał podjąć bardziej wymagającą czasowo pracę, postanowił oddać
obowiązki mnie. To wynikło naturalnie, bo już wcześniej zajmowaliśmy się CN w
niemal równych częściach, tylko on więcej podejmował decyzji, a ja więcej
klepałam kodu HTML-a, bo to jeszcze te czasy były (śmiech). Ja nie rzuciłam CN
dla pracy, bo poszczęściło mi się w życiu i mam taką, która pozwala mi
swobodnie realizować pasje. To bardzo niepopularne, ale ja kocham swój zawód
(śmiech)! A kolegów nie ustawiam, hierarchia u Karpiów jest bardzo umowna. W
zasadzie przez większość 13-letniej historii redaktor naczelny to była po
prostu osoba, która odwalała najwięcej czarnej roboty (śmiech). Może dlatego
tak łatwo chłopaki rezygnowali. Gdy przeszliśmy na Wordpressa, nagle praca na
CN stała się o wiele wygodniejsza i naczelnikowanie nie jest już takie
przerażające (śmiech).
M.
Ś.: Wspominasz o swojej pracy. Zawodowo zajmujesz się tłumaczeniami, zaś
Carpe Noctem to Twoje wymagające hobby. Które z tych zajęć pochłania Cię
bardziej? Które jest bardziej wymagające i zmusza do większego zaangażowania?
A.B.:
Nie jestem w stanie porównać jednego z drugim. Z pewnością tłumaczenie daje mi
więcej pieniędzy, bo wciąż jeszcze czekamy na moment, kiedy CN zarobi choćby na
swoje utrzymanie, (śmiech). Wiesz, jak mi się trafi fajna książka, jak na
przykład "Wzorzec zbrodni" Warrena Ellisa, to faktycznie bardziej się
angażuję emocjonalnie, ale gdy jest to poradnik dla przyszłej mamy albo cykl
erotyków, to jednak tłumaczenie wymaga chyba tylko czasu i cierpliwości. Nawet gdy
się ma pracę, którą się kocha, trudno czerpać z niej przyjemność codziennie,
przez osiem bitych godzin (i czasem w weekendy, haha!). To po prostu nie działa
w ten sposób.
I podobnie jest chyba z Carpe Noctem, bo też czasem jest to 100% frajdy i
najchętniej by się rzuciło pracę, by móc czytać i pisać, i nagle jest sto
pomysłów, i wszystko się chce. A potem przychodzi moment, kiedy jednak w życiu
znajdują się jakieś ciekawsze rzeczy i wtedy zupełnie na odwrót: dostrzega się
bezsens każdej aktywności w Internecie, bo nie ma z tego kasy, bo ludzie nie
doceniają, bo byle bloger lajfstajlowy ma więcej fanów, bo po co to robić,
skoro ktoś tam to robi lepiej albo i gorzej, ale z tym samym efektem, itd..
Myślę, że kluczem trzymania się tak dużego i czasochłonnego projektu, jakim
jest Carpe Noctem, jest robienie go totalnie tak, jak się chce, a nie pod
publiczkę; bez strategii marketingowej, lecz zgodnie z sercem. Może dlatego
mamy mało fanów, za to dużo funu (śmiech).