Wszystkie
białe damy.
Boże drogi, ale Pani wygląda! Cała roztrzęsiona.... W takim stanie na
pole nie można wychodzić. No niech Pani wejdzie, proszę do środka. Spokojnie,
na recepcji też może Pani zapalić. I napije się Pani czegoś ciepłego. Nie? Coś
mocniejszego, tak? Restauracja będzie otwarta dopiero od dziesiątej, to za pięć
godzin. Dobrze, mam kompromisową
propozycje – i ciepłego, i mocniejszego, herbata z prądem. Ja umiem różne
herbaty przygotowywać, bardzo różne. Dla siebie, dla męża kiedyś. A ta, będzie
dobra, rozgrzeje, uspokoi. No proszę,
niech Pani siądzie.
Ciężka noc prawda? Słyszałam. Proszę się nie oburzać, nie podsłuchuje
swoich gości. To te cholerne rury, wszystko się niesie. Wiem o co kłóciła się
Pani ze swoim.... towarzyszem, nie da
się ukryć, rozmowa była raczej gwałtowna. Te rury, cholerne. Zresztą, i bez nich widziałbym co się święci.
To widać po was. Te góry, zamek, to takie romantyczne. W sam raz na
czterodniowy wypad z... towarzyszem. Jak mąż jest w delegacji. Często widuję,
takie pary, jak Pani i ten młody przystojniak. Meldują się na różne nazwiska. Ona, na podwójne, on na
żadne, z tych które są na jej dowodzie.
Przez pierwszy dzień nie wychodzicie z pokoju. Cóż, namiętność ma swoje
prawa. Ja wszystko wiem, te rury, rozumie Pani. W drugi dzień jedziecie do
Sanoka, na skansen. W trzeci dzień kobiety
się opalają, a oni pracują. A przynajmniej tak im się wydaje. Powieści
piszą, szkice do obrazów robią. Ale pieniędzy z tego nie będzie. A Pani.... towarzysz to co? A, tak, sztalugi
wyciągał z samochodu. Ładny ten wóz, Audi A7. Pani męża, tak? Jasne, to typowe.
Potem jest ta noc. Zawsze, może mi Pani wierzyć, w trzecią noc rury niosą
inne dźwięki. Kiedy się rozwiedziesz? Kiedy będziesz tylko moja? Kiedy i
kiedy.... decyzji wymagają. Już, natychmiast, następnego dnia..... Tacy
niecierpliwi. A decyzje mają swoje konsekwencje. Wiem coś o tym. O, proszę,
Pani herbata. Więcej rumu? Ależ oczywiście.
Tak więc, ja Panią rozumiem, sama miałam pewne... dylematy.... innego
rodzaju, ale miałam. To nie przez dylematy jest Pani w tym stanie, tak? Widziała ją Pani? Białą Damę? Tylko którą?
Bo wie Pani, u nas, w Załużu, to już są dwie.
Pierwsza z nich to była węgierka, o imieniu Margarita. Ładna, młoda. To
ta czarnowłosa piękność, której obrazy są w holu... a tak, widziała ją Pani,
tyle że nie na obrazach. Ładna była, prawda? No więc ta dziewczyna wyszła za ówczesnego właściciela zamku,
Kmitę. Jak to wtedy bywało, i teraz zresztą też bywa, nie wyszła z miłości.
Ojciec jej kazał. Opłacało im się, o tak, opłacało. Jej też, co tu kryć. Taki
awans, wie Pani, ze zubożałej szlachty madziarskiej, do polskiej magnaterii. Bo
Kmita to kasztelan był, ważna osoba.
No ale Margarita miała wcześniej
kogoś. Tak to bywa. Andreas, tak miał na imię. Jeszcze biedniejszy niż ona
przed ślubem. Jak kasztelana nie było, to się zjawiał u niej. To był taki
jej.... towarzysz. Wie Pani, namiętność ma swoje prawa. Życie też. Cała rzecz
się wydala, przykre, no przykre.
Jak skończyli? No tak, jak to bywa. Kmita się dowiedział, przyłapał ich,
jak się to mówi in flagranti. Ale Margarita wyprała się wszystkiego, że on niby
ją siłą, ten Andreas, że ją zgwałcił. Powiesili go, wbitego za żebra na haku.
Bo przecież, jak Madziar i gwałciciel, to pewnie rozbójnik, nie? Trzy dni
konał, a jak konał, to ciągle za nią wołał. Ona tego słuchać nie mogła, wyła,
włosy rwała z głowy. Zamknęła się w komnatach,
żeby tego wołania nie słyszeć. Wie, Pani, ona go kochała, to pewne, ale
miłość miłością, namiętność namiętnością, żyć z czegoś trzeba, nie? Jak tu
zrezygnować z takiego statusu, z tego bogactwa u boku kasztelana? Uczty i
polowania, bursztyny i sukna z jedwabiu. Trzeba wybierać, takie życie.
Sporo ją to kosztowało, to pewne. Z łóżka nie wstawała, jeść nie chciała.
Zwidy miała, że tego swojego Andreasa po nocach widzi. Coraz słabsza była, do
kasztelana to nawet nie chciała się zbliżyć. Płakała za swoim do końca. W rok
po egzekucji tego Madziara, Kmita musiał pogrzeb wyprawiać.
Teraz wraca, nasza pierwsza Biała Dama. Widać ją niekiedy w ruinach.
Krąży i woła za tym swoim. Chyba chce go przeprosić. Czasem nawet tu zawędruje,
bo wie Pani... ta szubienica, to dokładnie
w tym miejscu była, o tam, jak parking i droga na zamek.
Nie była Pani pierwsza co ją widziała. I nie pewnie ostatnia. Czy ja ją
widuje? Nie, jakoś, ja spotykam się z innymi.... postaciami. Ale to zupełnie
odrębna historia.
Znałam taką jedną, dobrze znałam, co widziała pierwszą Białą Damę. Ania,
chodziłyśmy razem do podstawówki. Jej pierwszy chłopak też, fajny był. Wie
Pani, to inne czasy były. Bieda straszna, komuna upadła, my tu wszystkie
rodziców z PGRów miały. Zero perspektyw, jak to się mówi. Chyba że wyjść dobrze
za mąż. Jak Ania za Marczewskiego, świętej pamięci. Kto to był? Jeden z
pierwszych tutaj, co otworzyli interes. Wcześniej był sekretarzem PZPR w
Krośnie, ważna osoba. Tacy to czuli pismo nosem, oj, czuli. On ten hotel
złożył. I kilka innych, w Sanoku, w Lesku. Takie to były lata,
dziewięćdziesiąte. Bieszczady się stały modne.
Marczewski, świętej pamięci, jak założył te swoje biznesy, to tu się
przeniósł. Zaczął też szukać żony, Ania mu się trafiła. Ładna była.... ale to
Pani wie, prawda? Dobrze żyła, nawet jej się wcześniej to nie śniło. Wakacje na
Krecie, i trzy samochody. Laptopa to pierwszy raz w życiu u niej zobaczyłam.
Pracę mi dała, tu, na recepcji. Strasznie nieszczęśliwą była. Nie, nie to że
Marczewski, świeć Panie, był dla nas... dla niej... zły. No, po prostu, starszy
trochę, nie za ładny. I nie kochała go, jak tego swojego chłopaka z podstawówki.
Więc z tym swoim pierwszym zaczęła się spotykać, po kryjomu. Nie, mąż jej
nie nakrył, Ania była ostrożna. Nie to co poprzedniczka. Ale wie, Pani życie
życiem, majątek majątkiem, ale uczucia mają swoje prawa. Andrzejek, ta jej
miłość wielka, zaczął się domagać decyzji. Kiedy się rozwiedziesz? Kiedy
będziesz tylko moja?
W tę noc mąż Ani był na wyjeździe.
Często mu się to zdarzało, interesy, biznesy, wie Pani. Andrzejek się z nią pokłócił. Wyszła
wściekła, przejść się na zamek. Przemyśleć, zdecydować. Wróciła po godzinie
roztrzęsiona. Przyszła do mnie na recepcje.
„Ducha widziałam – mówi – pieprzoną
białą damę!”.
To ja jej
wyjaśniam, kim była Margarita, jak się skończyło to wszystko. Jak
opowiedziałam, to Ania tak do mnie:
„Wiesz co? To
znak był. To ja wiem co z Andrzejkiem i Marczewskim zrobić”.
Tak, tak
powiedziała. Do Marczewskiego to nawet żony po nazwisku mówiły. Niech mu ziemia
lekką będzie.
Jak skończyli? No tak, jak to bywa. Wyjechali do Warszawy, tydzień
później Marczewski złożył pozew o rozwód. Na rozprawie nawet na nią nie
spojrzał. A jej i Andrzejkowi się nie wiodło. On zaczął pić, ona nie mogła
znaleźć pracy. Zachorowała, wie Pani, leki były bardzo drogie. Wódka też. Ania
szybko umarła, chyba ją bardziej bieda zabiła, niż ta białaczka. Marczewski się
nie przejął, jak jego była żona prosiła o pieniądze na chemię, wyzywał ją od
kurew i kazał jej do swojego gacha wypieprzać. Szybko drugi raz się ożenił. Wie
Pani, to dobra partia była, cholernie bogaty. A tu dużo biednych dziewczyn.
Tyle że on też jakiegoś pecha miał. A może to kara, że tak Anię potraktował jak
umierała? To kara, tak myślę. W rok po drugim ślubie już na tamtym świecie był.
Świeć panie. Jak umarł? No, lekarze powiedzieli, że na serce.
Teraz Ania wraca. Snuje się nasza druga Biała Dama po korytarzach hotelu.
Czasem nawet na zamek wychodzi. Bo wie Pani, jak ona do Marczewskiego
przyjechała, to tam rozmawiali. Myślał że świadków nie będzie, że są tam sami.
Nie, nie że ich podsłuchiwałam. Tu, w górach głos się niesie daleko. No i teraz
wraca tam, błagać męża o kasę na leki.
Czy Marczewskiego kto czasem widuje? Zdarza się. Ale to zupełnie odrębna
historia.
I mówi Pani, że obie naraz jednej nocy widziała? Ciekawe. Może to
przypadek, że dzisiaj, gdy Pani.... towarzysz wymagał decyzji, to spotkała Pani
wszystkie nasze Białe Damy. A może nie przypadek. Ja tam nie chce krakać, ale
jak na razie kiepsko to widzę. Bo to, cholera, nie sprawiedliwe jest.
Bo czego to my mamy umierać? Czego to my mamy zdychać z biedy albo
tęsknoty? Białe Damy... wszędzie Białe Damy, a czego nie ma Białych Panów?
Czego to my mamy cierpieć nędzę, albo marnować sobie życie z grubym ale bogatym
nudziarzem? I najważniejsze! Dlaczego, jak już mamy wyprawiać na tamten świat
jakiegoś faceta, to ma być ten piękny, ale biedny?
To jest świństwo, ten nasz dylemat. I dlatego są inne sposoby. Pokaże
Pani.
Wiesz, ja umiem robić bardzo różne herbaty. Z rumu, z szałwii, z
belladony. I powiem ci, kochana, co masz teraz zrobić. Pójdziesz w tej chwili
do swojego faceta, zbudzisz go, pocałujesz i powiesz, żeby się niczym nie
martwił. Ma ciebie kochać, ty zajmiesz się resztą. I ty, i to Audi będą jego.
Potem przyjdziesz do mnie, i pójdziemy razem nazbierać trochę.... jagód. Rosną
bardzo niedaleko. Musimy się spieszyć, bo w południe mój.... przyjaciel
przyjeżdża. Z Krakowa, egzaminy pozdawał, takie na koniec studiów. Zdążymy,
zdążymy. Może wieczorem wyskoczymy gdzieś razem?
Rany Boskie, my tu robimy plany sobie, gadamy a nawet nie
przedstawiłyśmy się sobie! Miło mi,
Małgosiu. Marczewska jestem. Tak, po mężu.
Piotr Borowiec Lipiec
2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz