Peter James - angielski twórca thrillerów i powieści kryminalnych.
Jego książki zostały przetłumaczone na 29 języków. Większość z nich trafiła na
listy bestsellerów.
Autor regularnie uczestniczy jako obserwator w pracy
policji hrabstwa Sussex w rodzinnym Brighton. Bierze także udział w oględzinach
miejsc zbrodni, sekcjach zwłok oraz przesłuchaniach przestępców. Interesuje go
model psychologiczny przestępcy i uczestniczy w licznych międzynarodowych
konferencjach kryminologicznych. Z tego powodu w jego książkach można się
doszukać wielu dynamicznych fabuł, realistycznych bohaterów, i przede wszystkim
rzetelnego podejścia do pracy policji.
Ponadto jest również scenarzystą i producentem
wybitnych filmów takich jak: Kupiec wenecki z Alem Pacino, czy też Most
przeznaczenia z Robertem de Niro. Na swoim koncie ma liczne nagrody zarówno za
produkcje filmowe jak i książkowe.
W Polsce wydano min: "Już nie żyjesz",
"Czekając na śmierć", "Morderstwo doskonałe",
"Mrok" i ostatnio "Dom na wzgórzu" (Albatros 2016)
Witaj Peter. Dziękuję, że znalazłeś czas, aby odpowiedzieć na kilka pytań.
Czytelnicy do tej pory znali Cię głównie z powieści
kryminalnych. Czemu nagle zdecydowałeś się napisać horror z gatunku ghost story?
“Dom na
wzgórzu” jest moją pierwszą powieścią o ponadnaturalnym charakterze od ponad 20
lat. Ale wcześniej napisałem kilka thrillerów z takim wątkiem, chociażby
„Possession”. Przez te wszystkie lata, kiedy moje książki były wydawane,
eksperymentowałem z różnymi gatunkami. Zacząłem od książek szpiegowskich, potem
przerzuciłem się na motywy nadprzyrodzone, thrillery psychologiczne, ale i
czarne komedie w rodzaju „The Perfect Murder”, która została zaadaptowana na
odnoszącą sukcesy sztukę teatralną. Powieści kryminalne okazały się dla mnie
globalnym sukcesem. Fascynuje mnie ludzka natura i to, czemu ludzie robią różne
rzeczy. Thrillery z wątkiem kryminalnym to najlepsza okazja, by przestudiować
ich zachowania.
Powieść ma wszystkie elementy charakterystyczne
dla opowieści o duchach. Najwyraźniej unikasz natomiast krwawych scen
kojarzących się raczej ze slasherami. Wydaje się to być ukłonem w stronę
XIX-wiecznej powieści klasycznej. Czy wzorowałeś się na jakimś konkretnym
dziele czy raczej bawiłeś się konwencją mistrzów, takich jak Wilkie
Collins, Le Fanu czy Poe?
Masz
zupełną rację! Chciałem
wziąć klasyczny motyw nawiedzonego domu i go unowocześnić, wykorzystując
współczesną technologię, taką jak Facebook czy e-mail. Coś podobnego zrobiłem w
1988 roku, w powieści „Possession”, która jako pierwsza odniosła sukces. Była w
niej scena, gdzie martwy syn wysyłał swojej marce wiadomości na ekran jej
komputera. Kluczem do uczynienia powieści o duchach straszną jest moim zdaniem
wykrzywienie norm, które wszyscy znamy.
Zmyśliłeś całą historię, czy jest oparta na jakichś
prawdziwych wydarzeniach?
“Dom na
wzgórzu” jest inspirowany i wzorowany na odizolowanym domu w Sussex, który
kupiliśmy z byłą żoną w 1989 roku. Mieszkaliśmy tam przez dekadę – okazało się,
że jest naprawdę nawiedzony.
W “Domu na wzgórzu” piszesz: Umarli mnie nie przerażają, to żywych naprawdę się
boję. Możesz wyjaśnić, co dokładnie masz na myśli?
Duchami interesuję się od 1983 roku, kiedy
to syn moich dobrych przyjaciół zginął w wypadku samochodowym, a oni byli
przekonani, że utrzymują z nim kontakt po śmierci. To bardzo inteligentni,
racjonalni ludzie. Zaczęło się od tego, że zaprosili mnie na seans
spirytystyczny. Od tego wydarzenia, w ciągu następnych piętnastu lat stałem się
„autorytetem” od spraw nadprzyrodzonych, prowadziłem show dla BBC oraz
cykliczną nocną audycję radiową przez kilka lat. Usłyszałem wtedy o wielu
przypadkach nawiedzeń, niektóre z nich nawet badałem, w wyniku czego
przekonałem się o egzystencji wielu czynników ponadnaturalnych. Niewiele jednak
było takich przypadków, kiedy w wyniku ingerencji ducha człowiekowi stała się
jakaś krzywda, jak miało to miejsce na przykład z ojcem Hamleta. Doskonale
wiemy jednak, że na świecie było i jest sporo horroru powodowanego przez
człowieka, który jest zdolny do czynów o wiele bardziej złych i przerażających,
niż jesteśmy w stanie to sobie wyobrazić.
A sam wierzysz w nawiedzone miejsca, w duchy i
opętania przez złe moce?
Chociaż sam
nigdy nie widziałem ducha, w domu o którym wspomniałem działy się rzeczy,
których nie potrafię wyjaśnić. Wiele razy widziałem maleńkie kropeczki białego
światła unoszące się w powietrzu. Medium, z której pomocy korzystałem podczas
pracy nad książką „Possession”, odwiedziła ten dom i stwierdziła, że sam mam
delikatną zdolność odbierania nadnaturalnych sygnałów. Dlatego nie widziałem
całej zjawy, a jedynie odrobinę emitowanej przez nią energii. .
Czego boi się Peter James?
Wielu
rzeczy! Boję się
wysokości, mam skrajnie rozwiniętą klaustrofobię, chociaż właśnie ta
przypadłość pomogła mi w pracy nad pierwszą powieścią z Royem Grace –
„Pogrzebany”, gdzie jeden z bohaterów zostaje zakopany żywcem w trumnie gdzieś
w odległym lesie, po tym jak kawał z okazji wieczoru kawalerskiego idzie nie
tak, jak powinien. Każdy, kto mógł wiedzieć, gdzie jest – z wyjątkiem jednej
osoby – zginął w wypadku samochodowym. A ta jedna osoba ma bardzo dobry powód,
żeby milczeć. Sam dałem się położyć do zamkniętej trumny na pół godziny, w
ramach przygotowań. To było najbardziej przerażające trzydzieści minut w moim
życiu!
W “Domu na wzgórzu” wykorzystałeś dość popularny
schemat – tajemniczy stary dom, ukrywający mroczną historię, nowi
lokatorzy i stare duchy. Jak udało Ci się stworzyć tak zapierającą dech w
piersiach historię, biorąc pod uwagę, że niełatwo jest wystraszyć
współczesnego czytelnika?
Chciałem
unowocześnić tradycyjną opowieść o duchach. Myślałem o nowych sposobach, jakie
mogłyby współcześnie wykorzystać duchy, by skomunikować się z ludźmi –
Facetime, komputery, telefony. W powieści zdarzają się też przeskoki czasowe,
aby czytelnik zastanawiał się, czy ma do czynienia z duchem z przeszłości… czy
może z przyszłości…
Nadal masz tremę przed premierą nowej książki?
Zdecydowanie tak! Każdą książką staram
się podnosić sobie poprzeczkę i zawsze boję się, że skoro poprzednia odniosła
sukces, magia nie wydarzy się po raz kolejny. Podejrzewam, że strach tego
rodzaju jest niezbędny, aby utrzymać poziom!
Czy to prawda, że bierzesz udział w śledztwach
policyjnych, oględzinach miejsc zbrodni i autopsjach? Jak ci się to udało?
Czy osobie z zewnątrz trudni jest zostać osobą, która patrzy policji na
ręce podczas pracy?
Tak, spędzam średnio jeden dzień
tygodniowo z policją, albo w wozie patrolowym, albo w biurze, albo na miejscu
zbrodni czy podczas obławy, a także z jednostkami wywiadu, kryminalistyki czy
poszukiwawczymi. Jest tak wiele elementów ich pracy. Mam nawet własny samochód
policyjny w Brighton! Moi wydawcy podarowali go policji w Sussex. Jeździ teraz
na patrole, jest na nim moje nazwisko.
Często dostaję pytanie, jak trudno było
spędzać czas z policją przed sukcesem powieści z Royem Grace. Pamiętacie teorię
sześciu stopni oddalenia? Zakłada ona, że wszyscy jesteśmy oddaleni tylko o
sześć osób od Kevina Bacona albo kogokolwiek innego z zachodniego świata. Wszyscy
mamy przyjaciela, który ma przyjaciela, który ma krewnego, który ma
przyjaciela, który zna policjanta! Poświęciłem sporo czasu na poznanie tajników
pracy policji, a teraz mam wielu przyjaciół policjantów.
To całkiem dużo pracy przygotowawczej. Czy
uważasz, że aby napisać dobrą książkę, autor nie powinien tylko siedzieć
za biurkiem przed komputerem, ale też zbierać materiały w terenie?
Jestem bardzo skrupulatny w kwestiach
przygotowań i wierzę, że to podstawa każdej dobrej beletrystyki. Myślę, że moi
czytelnicy kochają realizm, a ja mam zasadę, żeby zawsze spróbować doświadczyć
tego, o czym piszę. Czerpię ogromną inspirację z informacji przekazywanych mi
przez policję, ze spraw, w które zaangażowani są poszczególni oficerowie. Aby
ich wiarygodnie przedstawić, muszę w znacznym stopniu stać się częścią ich
życia, nie tylko w pracy, ale i po służbie. Wielu policjantów socjalizuje się
tylko z ludźmi z branży – dzięki temu czują się lepiej. Nie muszą się martwić o
zdradzenie sekretów wścibskim ludziom, albo o powiedzenie czegoś obraźliwego,
co kiedyś się na nich zemści. Ja spędzam czas z policjantami z całego świata,
mam więc nadzieję, że pomoże mi to oddać tę integralność i wiarygodność w moim
pisaniu.
Jakie są twoje plany na przyszłość? Czy
zamierzasz stworzyć kolejne horrory, czy skoncentrujesz się na kryminałach?
Piszę
właśnie trzynastą powieść z Royem Grace, mam już prawie 100 stron, co zawsze
jest dla mnie kamieniem milowym. Na tych pierwszych stu stronach postacie
zaczynają żyć własnym życiem, mam też zaplanowane założenia fabularne dla
głównego bohatera. Z czasem okazuje się, że opowieść napędzana jest właśnie
postaciami, a nie fabułą. Wierzę w balans pomiędzy
spontanicznością i strukturą. Oznacza to, że oprócz dodawania kolejnych zaplanowanych elementów,
pisarz powinien ciągle się zaskakiwać. Jeśli ni zaskoczę sam siebie, nie uda mi
się to też z czytelnikami.
14
lipca zadebiutuje moja pierwsza książka non-fiction, napisana wspólnie z
Grahamem Bartlettem, byłym komendantem policji z Brighton i Hove. Będzie
nosiła tytuł „Deatch Comes Knocking – Policing Roy Grace’s Brighton”. Jestem
tym faktem bardzo podekscytowany.
Świetnie
się bawiłem pisząc “Dom na wzgórzu” i z pewnością napiszę jeszcze coś z tego
gatunku. Może nawet drugą część!
Bardzo dziękuję za wywiad. Mam nadzieję,
że nie przestaniesz zaskakiwać i bawić swoich czytelników.
Ja również bardzo dziękuję!
* Za umożliwienie wywiadu z autorem dziękujemy Wydawnictwu Albatros.
** Wywiad tłumaczył Piotr Pocztarek.
świetnie przeprowadzony wywiad, jestem bardzo ciekawa "Domu na wzgórzu"
OdpowiedzUsuń