Prozą Edwarda Lee częstuję się zawsze z największą ochotą,
tym bardziej, że w Polsce nie ukazuje się tego za wiele i jedynie Dom Horroru
obecnie wydaje autora, którego boi się nawet Jack Ketchum, z kolei twórczości tego, boi się Stephen King..
Po „Zgrozie z Innswich” o której opinia ukaże się na blogu Oka już niedługo, przyszła kolej na
nowelę „Jesteś dla mnie wszystkim”, także z Domu Horroru. Dzisiaj tylko wspomnę Zgrozę, że to świetny lovecraftowski horror, który jest
hołdem, jaki Ed Lee składa samotnikowi z Providence. Horror bardzo udany,
chociaż w sumie zabrakło w nim tego, do czego Lee nas przyzwyczaił. Jednak jak
wspomniałem, o Zgrozie będzie przy innej okazji.
Wracamy do „Jesteś dla mnie
wszystkim”.
Nowela reklamowana przez wydawcę jako najcięższe uderzenie,
liturgia plugastwa, wynaturzenia, gore i cholera wie czego jeszcze. O dziwo,
Dom Horroru tutaj się nie myli. Otrzymujemy jednodniowy zapis z życia Easter,
która żyjąc wraz z mężem i córką na totalnym zadupiu – bez prądu i wszelkich technologii, wiedzie życie z dnia na dzień, ze świadomością grzechu, jaki zagnieździł się pod ich dachem. Mówiąc
krótko jej ukochany mąż regularnie kopuluje z ich córką, zmusza ją do
prostytucji, aby mieć kasę na dragi.
Pomijam, że spółkowanie przysparza im wiele przyjemności i im mocniej, i agresywniej tym lepiej. Wspomniałem, że będzie
grubo i jest. W rozdziale pierwszym, w którym mamy „przyjemność” spojrzeć oczami naszej bohaterki na stosunek płciowy bliskich jej osób, dostajemy całą masę hardkoru. Nie chcę liczyć ile razy
padają wulgarne słowa - cipka, kutas itp. a padają co chwila - oraz ile razy Lee powtarza
Klaps-klaps-klaps-klaps. Tak naprawdę to najmocniejsza część noweli, która ma
wywrzeć na czytelniku zgorszenie i szok. Udaje się to świetnie i tylko błędy
redakcyjne (min. przeniesienia wyrazów) i niedorzeczność sceny (Ona na niego
siada – pada strzał, on upada (?) – ona jest związana(?) ) psuje jazdę dla
prawdziwych czytelniczych zwyrodnialców. Oczywiście to nic nowego, bo podobne
sceny mogliśmy już przeczytać i w polskich opowiadaniach, wydawanych w drugim
obiegu – min. u Siwca czy Radeckiego, więc penetracja czaszki nie robi już wrażenia.
Na szczęście im dalej tym lepiej. Ed Lee rozwija skrzydła i
tworzy świetną historię, wprowadza bohatera z zewnątrz, dokłada do tego Cthulhu
(nie wiem po co) jednak zabieg ten broni się poprzez umiejscowienie akcji na
totalnym zadupiu i wręcz czuć moczary, opuszczone domostwa, mroczne lasy jak w
niejednej historii, gdzie Cthulhu powoli
wypełza na powierzchnię.
Podsumowanie. Książka przyzwoicie wydana, chociaż wspomniane
błędy rażą jak cholera, mocna historia, pomimo początkowego ogromu okrucieństwa
czyta się świetnie, tym bardziej, że w dalszej części wszystko jest tonowane i
dopiero finał pokazuje co Ed potrafi.
Cena (18zł plus wysyłka) niestety
nieadekwatna do siedemdziesięciu stron. Polecam, ale tylko fanom publikacji
Horror Masakry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz