Są opowieści, które na
piersi kładą potężny głaz, nie pozwalają oddychać i oblewają ciało zimnym
potem. Napełniają potężnym odczuciem paniki, smutku, obezwładniającego strachu.
Nie dają spać po nocach. Czasem - gdy pozwolą zapaść w krótki, urywany sen - przynoszą
chwilową nadzieję, nawet ukojenie. Niestety te najmroczniejsze historie
wybudzają z krzykiem i na nowo dają o sobie znać. Bo te opowieści to nie
zmyślone koszmary, ale rzeczy, które w naszym życiu dzieją się naprawdę.
Tym właśnie jest
książka Siedem minut po północy autorstwa Patricka Nessa, która
powstała na podstawie pomysłu Siobhan Dowd – przedwcześnie zmarłej na raka. Ness
postanowił niejako za nią dokończyć tę opowieść, a efekt ten wyszedł mu
ostatecznie znakomicie.
Może takich historii
było już wiele, a Siedem minut po północy
powiększa ich kanon. Jednak jest w tej opowieści coś innego – baśniowego,
złowrogiego, porażającego, epatującego skrajnymi odczuciami. To coś przychodzi
siedem minut po północy i nawiedza trzynastoletniego Conora. Nachodzi go pod
postacią wielkiego, potwornego drzewa i namawia do wyjawienia najstraszliwszej
prawdy, niezakłamanej opowieści, którą Conor trzyma głęboko w sobie i nigdy,
przenigdy nie chciałby komukolwiek wyjawić.