Czy można nie wiedzieć,
że najbliższa osoba jest skrajnie zła, pozbawiona empatii, skrupułów i po
prostu serca, gdy jednocześnie jest świetnym ojcem i mężem? Gina twierdzi, że
nie miała pojęcia o tym, że jej mąż jest seryjnym mordercą, a w przydomowym garażu
urządził miejsce kaźni porywanych, a następnie brutalnie mordowanych przez
niego młodych kobiet. O wszystkim dowiaduje się feralnego dnia, gdy pijany
kierowca wjeżdża w garaż na ich posesji, ukazując tym samym jedno z ostatnich,
bestialskich „dzieł” Melvina – zawieszoną na haku, maltretowaną i ostatecznie
uduszoną dziewczynę. Gina nie wiedziała co robi ojciec jej dzieci w swoim
garażu, choć Melvin na swoim koncie miał co najmniej kilkanaście ofiar. Zastraszona,
zaślepiona, a może współwinna? Takie oczywiste wnioski na temat żony mordercy
wysuwa policja i opinia publiczna, która nie daje żyć kobiecie i jej dzieciom.
HORROR MAGLOWNICA. Cykl wywiadów.
▼
Inne wywiady
▼
Spotkanie autorske z Katarzyną Bondą i Katarzyną Puzyńską - zapis AUDIO
▼
▼
Artykuły i felietony
▼
Opowiadania
▼
Współpraca -linki
▼
wtorek, 21 maja 2019
poniedziałek, 20 maja 2019
B. A. Paris - Pozwól mi wrócić
Dotychczas wydane
powieści B.A. Paris – „Za zamkniętymi drzwiami” i „Na skraju załamania”,
oceniam bardzo pozytywnie. To dobre powieści łączące thriller psychologiczny z
dramatem. W podobnym tonie zachowana jest najnowsza powieść autorki pod tytułem
„Pozwól mi wrócić”. Jednak tym razem mam wrażenie, że autorka nie do końca
potraktowała swoich czytelników poważnie, serwując im powieść w wielu miejscach
niespójną i naiwną.
czwartek, 16 maja 2019
Robert Ziębiński - Stephen King. Instrukcja obsługi
Od razu w pierwszym zdaniu napiszę, że nie jestem wielkim
fanem Stephena Kinga. Nie jestem aż takim miłośnikiem jego książek, aby na
każdą książkę czekać z utęsknieniem i gdy tylko pojawi się info o kolejnej
nowości, obgryzać palce i czekać na TEN DZIEŃ, gdy trafi do sprzedaży.
Oczywiście szanuję, doceniam i nie dziwi mnie ogólnoświatowy zachwyt nad jego osobą.
Gdyby było inaczej, to byłbym wariatem.
Znam pobieżnie jego
twórczość, czytałem swego czasu wszystko co w Polsce się ukazało, jednak gdy
zaczął opuszczać horrorowe poletko w kierunku innych gatunkowo powieści, jakoś
tak nasze drogi się rozeszły. Nadal uwielbiam „Miasteczko Salem” jeden z najlepszych
horrorów ever, zaczytywałem się w „TO”, „Carrie”, „Lśnieniu”, „Christine”. Do „Talizmanu”
napisanego wraz z Peterem Straubem, przylgnąłem jak glonojad to akwariowej
szyby. Nie do końca porwał mnie „Czarny dom” – do którego po lekturze książki Roberta
Ziębińskiego „Stephen King. Instrukcja obsługi” będę musiał powrócić –
podobnież to zdecydowanie lepsza kontynuacja niż pierwsza powieść. Lecz gdy
nastał czas kingowskich powieści innych niż horrory (jak wspomniałem), nasze
drogi się rozeszły. Sam nie wiem dlaczego?
Brak czasu, ilość tytułów, grube tomiszcza? Nie mam pojęcia. A może moje
zainteresowania literaturą poszły w zupełnie innym kierunku….
Jakub Bielawski - Ćma
„I ujrzałem przyszłość horroru”.
Już nie pamiętam, na której z książek widziałem ten okładkowy blurb.
Jeżeli pamięć mnie nie zawodzi, są to słowa Stephena Kinga o Clivie
Barkerze. O facecie, który nie tylko dla literackiego, ale przecież i
kinowego horroru, wniósł bardzo wiele. Ba! Można śmiało powiedzieć, że
jego Cenobici to absolutna klasyka, kultowe postaci i zna je chyba każdy
miłośnik kina.
Ja jestem za „mały”, aby zakrzyknąć jak King, bo i wymowa tego zdania w moich ustach, nie ma takiego rażenia, jak głos samego króla (czy ten tytuł się komuś podoba, czy nie). Jednak chciałbym wydrzeć się „Tak! To jest przyszłość polskiego horroru!”. Nawet, jeżeli zabrzmi to jak krzyk wariata.
Mam na myśli oczywiście „ĆMĘ”
Jakuba Bielawskiego, którą jakiś czas temu skończyłem czytać i nadal
jestem pod głębokim wrażeniem powieści. Wydaje się to dziwny okrzyk,
slogan, hasło, niemal heretyckie stwierdzenie przytoczone powyżej, o
doskonałości (nie boję się użyć tego słowa) ĆMY. Ale tylko wydaje. A
przy okazji spójrzmy na rubasznego faceta z brodą (wybacz Kuba :D ), który zadebiutował właśnie pierwszą swoją książką i to jak!
wtorek, 14 maja 2019
Smętarz dla zwierzaków - recenzja filmu.
Kto kupuje nieruchomość, nie
sprawdziwszy uprzednio jej stanu prawnego?
To pytanie, wynikające do pewnego
stopnia ze zboczenia zawodowego, pojawiło się w mojej głowie nagle. Nie
dlatego, że jestem jakoś bardzo zafiksowany na punkcie tego co robię. Po prostu
miejscami fabuła filmowej adaptacji powieści Kinga (którą jeszcze jako dzieciak
znałem bodajże pod nazwą ”cmętarz zwieżąt”) jest szyta tak grubymi nićmi, że aż
trzeszczy. I w głowie widza pojawiają się
pytania odnośnie logicznej spójności tego, co widzi na ekranie. Ale po kolei.
Za film odpowiadają Kevin Kolsch,
Dennis Widmyer (reżyseria) i Jeff Buhler (scenariusz), czyli osoby raczej
szerzej nieznane i nie mające na koncie wielkich kinowych przebojów. Kiedy po
filmie usiadłem do komputera i sprawdziłem ich dotychczasowe dokonania w mojej
głowie pojawił się przebłysk zrozumienia – panowie po prostu nie mają na koncie
żadnej ambitnej produkcji. Skąd więc pomysł, żeby to właśnie im powierzyć rzecz
tak wymagającą pewnej wrażliwości jak „Smętarz dla zwierzaków”? (już trzymajmy
się tej nieszczęsnej polskiej wersji). Nie mnie oceniać, ale efekt ich pracy
jest bardzo przeciętny.