Mikołaju
Było ciemno,
kiedy Alvin usłyszał rumor w salonie swojego śpiącego domu. Prawie północ, Boże
Narodzenie lada chwila. Wstał i założył kapcie, po czym chwycił za swój wysłużony
kij baseballowy. Z ciemnej sypialni, gdzie spała jego żona, przeszedł na
korytarz, w którym odbijała się mglista
poświata z salonu. Szedł cicho, minął pokoje dzieci i staną przy poręczy
schodów, prowadzących na dół, do salonu.
Cały salon oświetlała choinka,
żółte, zielone, czerwone i niebieskie lampki. Dawały istny pokaz barw na
ścianach i meblach, szczególnie błyszcząc i tworząc refleksy na anielskich
włosach
i połyskujących bombek. Zauważył
postać, w czerwonym kubraku, strasznie wytartym i ubrudzonym. Z leżącego na
ziemi worka wyciągała prezenty, zapakowane w ozdobny papier i pokryte
kokardkami. Spokojnie, po cichu stąpając po schodach Alvin zaczął schodzić w
kierunku postaci, w której istnienie nie wierzył od dawna.
Postać odwróciła się.
- Czyżbyś przyszedł podziękować
mi za ten kij, który trzymasz w ręku? Bo tak się składa, że nie przyjmuje
zwrotów, ani nie wymieniam na inny.
Alvin
zamarł, bo o to przed nim pojawił się Święty Mikołaj. Gruby starzec z brodą,
bruzdami na twarzy, zniszczonym strojem... i głosem, który mroził krew w
żyłach. Jakby wiatr wył w starym zimnym lochu.
- To... To naprawdę ty?! Kubrak,
broda... worek i.... i... – Spojrzał na zamknięte drzwi, potem na kominek, na
którym były świeże ślady sadzy – wszedłeś kominem!
- A jak niby inaczej mam wejść do
poświęconego domu? - Odparł starzec,
rozmijając się z legendarnymi wyobrażeniami.
- Poświęconego?! Wybacz, panie
Mikołaju, ale nie mam kompletnie...
- Krzyż nad progiem i jeszcze
żaden z domowników nie zaprosił mnie osobiście.
- Jak to zaprosił? Nie rozumiem!
- Nam zmarłym nie wolno
przechodzić przez próg poświęconego domu, bez uprzedniego zaproszenia przez
jednego z domowników. – To mówiąc, sięgnął po jedno z ciasteczek leżących na
stole.
- Zmarłym?! – Mężczyzna prawie
krzyknął z przerażenia
- Oooo, chyba zaraz kolejny
zasili nasze szeregi – zaśmiał się odgłosem przypominającym zgrzyt grantu o
granit, po czym dodał – to chyba logiczne, że żeby zostać świętym trzeba
najpierw umrzeć, nieprawdaż?
Alvin tylko pokiwał głową,
otępiały tym, co widzi i co doszło jego uszu.
- Ale przecież jesteś świętym! Czemu
miałoby ci to przeszkadzać w przekraczaniu progu?
- Nie zdajecie sobie nawet
sprawy, jaką klątwą dla zmarłego jest jego wyświęcenie. Myślisz, że święci
hasają sobie po niebie na golasa i śpiewają radośnie psalmy przez całą
wieczność? O nie... Jesteście głupcami! Umierając, osoba ginie na zawsze,
żadnego nieba. Jednak, jeżeli wyniesiecie kogoś na ołtarz, popełniacie haniebną
zbrodnie. Osoba ta zmuszona jest do tułania się po tym świecie, jako potępiony,
jak to mówią... Pośmiertnie spełniać posługę... Cierpiąc za życia, będziesz cierpieć
i po życiu. Wiele z nas nie mogło się pogodzić z tym losem, popadło w obłęd.
Oszukani przez własnego boga, przez reguły, według jakich żyli.
Święty
zamilkł, napił się mleka, zjadł kolejne dwa ciasteczka, spojrzeniem celując
gdzieś w pustą przestrzeń.
Alvin patrzył
na oblicze osoby... Istoty, którą miał kiedyś za dobrodusznego człowieka,
przynoszącego upragnione prezenty, symbol najpiękniejszego dnia w roku. Przez
chwile jego wzrok przeniósł się na małego mikołaja wiszącego na gałązce
choinki. Przed nim stał, chrupiąc
zamyśleniu cień jego wyobrażeń. Szary, brudny... zatęchły.
- Ale przynosisz prezenty
dzieciom, nie jesteś złym... –Powoli zaczął Alvin, kiedy Święty przerwał mu, wbijając
w niego wzrok prawie dwutysiącletniego starca, mrożąc krew w żyłach niczym mróz
na biegunie.
- Wystawiacie mi ołtarz – ruchem
ręki wskazał choinkę - zostawiacie ofiary. Oto jestem waszym bożkiem i przynoszę
wam dary. Tyle. – Burknął
- A dobre i złe uczynki? Przecież
dawałeś złym dzieciom rózgi i węgiel, Andy zawsze dostawał węgiel, bo był
złodziejem!
- Andy dostawał dębową rózgę i węgiel,
bo zabawki i książki są słabym opałem w zimną noc. Kradł, bo ojciec przepijał
pensje, a rodzina nie miała nic do jedzenia. – Zagrzmiał mikołaj - Sam jesteś
oszustem od sześciu lat, a na gwiazdkę nigdy nie dostałeś ni węgla i rózgi. – Dodał
spokojniej.
- Oszustem? Pracuje uczciwie w
firmie ubezpieczeniowej! Uczciwie zarabiam...
- Otrzymujesz pensje, plus swój
udział w łupach. Twoja firma oszukuje ludzi, jak to mówicie, kantuje na każdy
możliwy sposób. Dobrze o tym wiesz i dalej w tym uczestniczysz, ale robisz to
tylko po to by twoja rodzina miała za co żyć. Za to ty dostajesz prezent, nie
mówiąc o tym, że w zależności od twego poświęcenia, oraz darów, twoje dzieci
dostają lepsze zabawki. Tyle. To wy dorabiacie całą filozofię. Prezentów nie
dostają ci, którzy nie składają mi darów. A tym, którzy składają w darze skisłe
mleko, którego nawet koty nie chcą oraz czerstwe ciasteczka, przynoszę
chorobę... Tą najcięższą...
Mikołaj wziął do ręki ostatnie
ciasteczko, obrócił je w dłoni poczym rzekł:
- Swoją drogą te ciasteczka już
chyba swoje wyleżały.... Oj, ktoś tu chyba dawno nie był u lekarza i prowadzi
niezbyt zdrowy tryb życia... – Zaśmiał się szyderczo brodaty starzec, Upiór
bożego narodzenia, co roku nawiedzający przystrojone na jego cześć domy.
Twarz Alvina
była blada jak ściana. Całe życie wierzył, że to tylko taka metafora ducha
świąt. Rzeczywistość miała jednak w sobie więcej z Ducha niż świątecznej
radości.
-M...Mmm... Mikołaju – spróbował
ułożyć pytanie, patrząc na posępną twarz przeżuwającego starca, któremu
okruszki i stróżki mleka spadały na brodę i kubrak – jak to jest z tym... No
wiesz, zbawieniem, i z Bogiem?
Święty przełknął ostatnie ciastko
i dokończył butelkę mleka.
- Lipa, jedna wielka lipa. – Westchnął
święty, jakby odruchowo drapiąc się za uchem – Bóg wie, że boicie się śmierci,
boicie się pustki, nicości. Więc co można wam ofiarować w zamian za
posłuszeństwo? Tyle, że po śmierci nie ma nic, tylko rozkład. Nie będzie nikogo
wskrzeszał. On sie syci darami, posłuszeństwem, modlitwami i waszym
poświęceniem, w zamian nie dając zupełnie nic. Jest chciwy i zaborczy, jest zimny i
przedwieczny. I w żadnym razie – tu jeszcze bardziej sposępniał – nie jest
miłosierny – spojrzeniem nakierował myśli porażonego tymi słowami człowieka na
swój własny los.
Alvin spojrzał
na wiszący nad progiem krzyż, posmutniał, zarazem ogarnęło go niedowierzanie.
- Więc to, co głosił Chrystus, to
kłamstwo...?
- On sam padł ofiarą tego
kłamstwa – powiedział Mikołaj, – ale jego spotkał los jeszcze gorszy od mojego.
– Święty zamilkł. Przez chwile w jego oczach widać było błysk przerażenia, po czym
z powrotem pogodniał.
Poprawił
pas, otrzepał kubrak i założył worek na plecy. Pochylił sie i wszedł jedną nogą
do kominka, podpierając jego ceglany brzeg ręką. Po czym zwrócił się do Alvina.
- Dziękuje ci Alvinie za okazaną
mi gościnę. Porozmawiałbym z tobą dłużej, ale mam jeszcze wiele domostw do
odwiedzenia tej nocy. A jak to mówią, martwi podróżują w pośpiechu!
Kamil
Muzyka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz