piątek, 27 czerwca 2014

Opowiadanie nr5. Miłosz Niestój. Nagroda w konkursie dla młodzieży, na opowiadanie z dreszczykiem

Trzasnąłem drzwiami  tego cholernego auta, od miesięcy psuł się w najmniej odpowiednim momencie, ale dzisiaj przeszedł sam siebie. Byłem pośrodku niczego a przygnębiający szary zmrok pomału opadał na smutną mieścinę w jakiej wylądowałem.  Na telefonie oczywiście brak zasięgu. Zostawiłem gruchota tam gdzie zdechł i starą brukowaną ulicą poszedłem w stronę tej zabitej dechami wiochy.
Ciemność nastała po 10 metrach tej dziwnej wędrówki, wszystko ucichło a właściwie nie jestem w stanie sobie teraz przypomnieć, czy wcześniej słyszałem odgłosy jakiegoś życia. Opadła gęsta jak mleko mgła, zrzuciłem to jednak na karb jakiegoś zamulonego i śmierdzącego zbiornika wody, który musiał znajdować się w pobliżu. W takich miejscach gdzie diabeł mówi dobranoc , zawsze jest jakaś woda.
Nagle przy drodze pojawiła się zapadła chałupa, zapukałem do spróchniałych drzwi i usłyszałem jak ktoś poruszył się w środku,  ruszył w stronę drzwi jednak kroki były jakieś dziwne, szurające z jednostajnym stukotem. Nagle zdałem sobie sprawę z całego absurdu sytuacji, stoję pod jakimś domem, nikt nie wie gdzie jestem, a za drzwiami okropny dźwięk. Zapobiegawczo odsunąłem się od klamki. Usłyszałem jak ktoś przekręca klucz w zamku zamarłem a z czeluści powstałej po otwarciu drzwi usłyszałem głos – „Co tam?”.
„Dobry wieczór, samochód mi się zepsuł i szukam noclegu?” – odpowiedziałem.
„A to nie u mnie! Idzie tam dalej i popyta”, drzwi trzasnęły mi przed samym nosem, uświadomiłem sobie, że nawet nie widziałem rozmówcy, w domu było ciemno w takim samym stopniu jak na zewnątrz.
Powlokłem się zatem dalej przerażającą zarośniętą drogą, w oddali  pomiędzy drzewami coś świeciło na jaskrawo czerwono. Po jakiś 2 kilometrach tej smutnej wędrówki chaszczami trafiłem przed mały hotelik z czerwonym neonem.

Nie wyglądał zachęcająco, stare drewniane okiennice zwieszały się smutno z zarośniętego bluszczem małego dworku. Wszystko wyglądało na zaniedbane i zapuszczone, ale w jednym z okien paliło się światło.  Pokrzepiony tym światełkiem ruszyłem do wejścia, drzwi całe szczęście były otwarte, ale w środku hotel, jeśli to możliwe, wyglądał jeszcze gorzej niż z zewnątrz. Wszystko było stare i zakurzone, zarośnięte pajęczynami żyrandole, wyżarte przez mole kanapy i poplamiona jakimiś dziwnymi substancjami wykładzina.
Za kontuarem siedział starszy mężczyzna, chyba ze względu na słabe światło był on jakiś zamazany, a może to zmęczenie nie pozwalało mi dojrzeć go dokładnie.  Utkwiło mi w głowie, że nie sprawiał najsympatyczniejszego wrażenia, nerwowo rozglądał się dookoła a moja obecność jakby sprowadziła go z innego świata.
-„Witam, czy mógłbym zadzwonić, samochód mi się zepsuł i nie mam zasięgu w telefonie” – zapytałem możliwie najsympatyczniejszym tonem, mimo iż nie czułem się zbyt dobrze ani w tym miejscu, ani towarzystwie.
- „Nie ma tutaj telefonu!”- usłyszałem.
-„To może komórka?”- próbowałem dopytywać dalej.
-„Nic tutaj nie ma!” – opryskliwie odezwał się gospodarz.
Zupełnie zbity z tropu, zdenerwowany panującą w pomieszczeniu atmosferą i na granicy snu ze zmęczenia zapytałem o jedyną rzecz, która musiała być dostępna w tym hotelu.
-„Mogę w takim razie wynająć pokój? Pokoje chyba pan ma?”.
Dziwny właściciel wstał z krzesła i nachylił się w moją stronę, odskoczyłem jak oparzony bo jego spojrzenie było pełne zła. Zmroziło mnie dziwne przeczucie, ale zmęczenie organizmu było tak duże, że ostatkiem woli nie uciekłem z tego okropnego domostwa.
Nagle wyraz jego odpychającej twarzy nagle zmienił się, z wściekłości przeszedł do pogardy i jakiejś złośliwości, której nie potrafiłem rozgryźć.
-„Mam wolną 13 na drugim piętrze! Proszę!”- podał mi zimny, ogromny klucz.
Skinąłem głową w podziękowaniu i poczłapałem schodami na górę. Każdy stopień trzeszczał pode mną jakby miał się zaraz rozpaść, na co którymś schodku przyciągały wzrok dziwne stare plamy. Dotarłem do pokoju nr 13, wielki klucz pasował idealnie, choć drzwi otworzyły się z ogromnym zgrzytem. Nie rozglądałem się zbytnio po wnętrzu pomieszczenia, zarejestrowałem tylko że jest bardzo duże, na środku znajduje się wielkie łoże, które mimo wszystko nie zachęcało do złożenia na nim zmęczonego ciała. Po drugiej stronie pokoju w małej wnęce przy ścianie stała kanapa, która wyglądała bardziej kusząco. Nie rozbierając się położyłem się na kanapie, starałem się zrobić to jak najbardziej delikatnie jednak i tak wywołałem ogromną falę kurzu. Zrezygnowany położyłem głowę na zwiniętej bluzie i zasnąłem modląc się, aby ta noc minęła jak najszybciej.
Obudził mnie okropny chłód, wszystko otulała mgła a obydwa okna w pokoju otwarte były na całą szerokość. Co dziwne także zamknięte przeze mnie na noc drzwi były uchylone. Na korytarzu widać zobaczyłem światło i nagle do moich uszu dotarł mrożący krew w żyłach krzyk. Po chwili drzwi otworzyły się na całą szerokość a do mojego pokoju wbiegła dziewczyna w białej długiej koszuli i z rozpuszczonymi włosami, była to najpiękniejsza kobieta jaką widziałem. Jej twarz jednak wyginał okropny grymas, uświadomiłem sobie że to ona krzyczy, ten dźwięk rozszedł się po całym hotelu. Miała otwarte usta i zapłakane oczy w których malowało się szaleństwo. Jednym ruchem dopadła parapetu, dotarło do mnie co zamierza zrobić, podniosłem się z kanapy i zacząłem krzyczeć, jednak ona sprawiała wrażenie jakby w ogóle mnie nie widziała. Bose stopy postawiła na parapecie, wspięła się na okno, ostatni raz spojrzała przez ramię w stronę korytarza rozłożyła ręce i wyskoczyła. Do moich uszu dotarł dźwięk głucho uderzającego o podłoże ciała. Nie chciałem nawet myśleć jak wygląda jej piękna twarz po skoku z takiej wysokości.
„Co tu się dzieje?”, kołatało się w mojej głowie. Strach i panika odebrały mi całkowicie zdolność poruszania się. Stałem jak żona Lota na środku pokoju a mój mózg pomału trawił okropieństwa które widziały oczy. Zmusiłem moje ciało do ruchu, noga za nogą przesuwałem się w stronę otwartych drzwi, szczękały mi zęby a rozum mówił „cofnij się, zaszyj się w jakiejś norze i nigdy z niej nie wychodź”.
Wyjrzałem przez drzwi na korytarz, po lewej nic droga na schody wolna, wolno przesunąłem głowę w prawo,  gdyż moje oko zarejestrowało jakiś ruch… tam na środku korytarza w kałuży krwi leżał młody mężczyzna, jego zmasakrowane ciało wygięte było pod dziwnym kątem, jakby w agonii próbował jeszcze walczyć z przeznaczeniem i chwytać ostatni uciekający oddech z jego klatki piersiowej wystawał wielki nóż. Za ten nóż chwyciła kolejna osoba w pomieszczeniu, był to mężczyzna, który jednym ruchem chwycił nóż i wyrwał go z ciała chłopaka po czym wbił go znów zaraz obok wcześniejszej rany. Uświadomiłem sobie, że musi powtarzać ten ruch po raz kolejny dlatego ciało młodzieńca jest tak zgnębione i zakrwawione.
Zadrżałem z trwogi i chłodu a z moich ust wydarł się jęk przerażenia. Morderca zaprzestał swoich odrażających czynności i spojrzał prosto na mnie, poznałem go to był nieprzyjemny właściciel hotelu. Jego twarz zbryzgana krwią była zupełnie bez wyrazu, mogłaby należeć do trupa, wzrok przyciągały tylko błyszczące zimne oczy w śmiertelnie bladej, upstrzonej plamami krwi twarzy.
Nie mogłem wykonać żadnego ruchu, w tym czasie mężczyzna podniósł się z kolan i zaczął przesuwać w moim kierunku zostawiając za sobą truchło biednego chłopca. Próbowałem ruszyć jakąkolwiek częścią mojego ciała jednak mogłam tylko jak zahipnotyzowany patrzeć w te zimne oczy, które z każdym krokiem były coraz bliżej mojej twarzy. Morderca był już tak blisko, że mogłem poczuć jego cuchnący oddech zbliżył swoją twarz do mojej i wtedy z jego ust wydał się okropny krzyk:
”LEAAAAAAAAAAAAAA”
Krzyczał tak i krzyczał coraz bardziej zbliżając się, w ręce ściskał zakrwawiony nóż i wtedy właśnie mój mózg odblokował ciało, najpierw zachwiałem się ale zaraz potem w panice rzuciłem do ucieczki. Dopadłem schodów które znajdowały się zaraz za moimi plecami, pokonywałem chyba po pięć na raz, nagle jeden z nich zapadł się  i runąłem w dół, ból był niesamowity jednak pomny tego co dzieje się na górze pozbierałem się i biegłem dalej. Opuściłem przeklęty hotelik, biegłem przez las a krzaki i chaszcze zostawiały ślady na mojej twarzy, dziwnym trafem odnalazłem drogę którą dotarłem do tego miejsca, choć w płucach brakowało mi powietrza biegłem dalej dopóki nie dobiegłem do swojego samochodu, wsiadłem do niego zablokowałem wszystkie drzwi skuliłem się na tylnym siedzeniu i patrzyłem w szyby z każdej strony spodziewając się ataku. Nie wiem ile czasu tak spędziłem drżąc i wytężając wzrok, w pewnym momencie przeżycia okazały się zbyt silne i po prostu zapadłem w głęboki sen.
Śpiewały ptaki a słońce ogrzewało moją twarz, przed oczami ukazały się wydarzenia ubiegłej nocy i zerwałem się wyrwany ze snu. Uderzyłem głową w dach samochodu i momentalnie byłem obudzony. Rozejrzałem się dookoła, stałem w tym miejscy w którym wczoraj zdechł mój samochód, auto i ja byliśmy cali i zdrowi a wydarzenia ubiegłego wieczoru wyglądały jak zwykły sen. Realny był jednak ból w całym ciele i ślady które krzaki zostawiły na mojej twarzy.
Wysiadłem z samochodu, niedaleko ujrzałem chatę  w której wczoraj pierwszy raz prosiłem o pomoc. Nawet w świetle porannego słońca wyglądała staro i smutno, po raz kolejny stanąłem przed drzwiami i zapukałem, znów dobiegło mnie dziwne szuranie jednak drzwi bardzo szybko ktoś otworzył. Był to staruszek, wyglądał jak by widział na tym świecie przynajmniej sto wiosen, malutki i pomarszczony w jednej ręce ściskał laskę, która wydawała ten dziwny odgłos szurania.
„No co znowu?” – zapytał. „Przecież odesłałem go wczoraj do wioski!”
„Do jakiej wioski?” – zdziwiłem się. „Odesłał mnie pan do jakiegoś dziwnego hotelu a to co się tam działo jest do opowiedzenia tylko policji, jeśli oczywiście mi uwierzą”.
„Głupi, miał iść drogą w lewo nie w prawo, trafił pewnie do starego hotelu, ale to ruina tam już nikt nie mieszka po tym co się stało. To gdzie w końcu spał?”
Pomału trawiłem informacje, spojrzałem na drogę, rzeczywiście jakieś 5 metrów dalej rozgałęziała się ale w nocy było to nie do zauważenia, tam na pewno znajdowała się wioska. Zaraz potem przeanalizowałem  kolejne słowa starca, że w hotelu nikt nie mieszka i oczywiście zatrważające po tym co się tam stało!
„A co się właściwie stało?” – nie mogłem ukryć ciekawości.
„ Stare dzieje, hotel działał prężnie bo właściciel miał nosa do interesów, ale mówią że zły człowiek z niego był. Za to córkę miał piękną, gwiazdeczka! Niestety zakochał się w niej chłopak ze wsi, biedak bez pieniędzy i pochodzenia, stary zabronił im się spotykać ale kto tam młodym przeszkodzi. Nikt nie wie co się stało, kiedyś rano znaleźli zwłoki dziewczyny, skoczyła z okna w hotelu pełno krwi było od korytarza na górze przez całe schody i hol. Dziewczynę pochowali ludzie ze wsi, ale ani chłopaka ani ojca nigdy nie znaleźli, a hotel od tamtego czasu niszczeje. Szkoda dziewuchy ładna była, Lea na nią we wsi wołali” – zakończył opowieść stary.
Zmartwiałem, popatrzyłem na dziadka jak na szalonego, podziękowałem za informacje i wróciłem do auta. Tym razem złom odpalił, ruszyłem w dalszą drogę jednak przy feralnym skrzyżowaniu, które zwiodło mnie w nocy znów skręciłem w prawo. Musiałem spojrzeć. Po chwili dojechałem pod hotel, to była ruina, dach wyglądał jakby mógł w każdej chwili runąć, nie było okien a wszystko było zarośnięte i zapuszczone. Ludzka noga nie stanęła tam od wielu lat. Ogarnął mnie dziwny chłód…już wiedziałem co stało się w tym dziwnym przerażającym miejscu, jakie wydarzenia zobaczyłem w nocy na korytarzu i w pokoju nr 13.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz