poniedziałek, 5 października 2015

List do Stefana Dardy. Urodzinowy konkurs Okiem na Horror.

Panie Stefanie, 


Zdaje sobie sprawę, że na pewno nie kojarzy Pan mojego miasta rodzinnego- Ostrowca Świętokrzyskiego. Ale to właściwie nie problem, można użyć Google Maps. Może się Panu nasuwać pytanie, po co ja tak właściwie piszę ? Otóż.. Mój dom otoczony jest praktycznie ze wszystkich stron lasem. Gdzie nie spojrzeć : drzewa. Nie powiem , jest to dość klimatyczne, na pierwszy rzut oka okolica jest piękna, naprawdę może się podobać . Tylko ,że .. No własnie idąc lasem nocą wyobraźnia płata nam figle, podsuwa obrazy, dźwięki. To pewnie przez te horrory oglądane i czytane prawie bez przerwy. Świadomość tego , że wokół grasują dziki , lisy, latają sarny , jelenie czy nawet bezdomne psy nie pomaga. No ale, przejść trzeba by dotrzeć do domu. Pewnego dnia szłam sama, chyba wracałam z imprezy. No to jak zwykle, słuchawki w uszy , by zagłuszyć wszelkie dźwięki. No i latarka w telefonie włączona, to oczywiste. Idąc wydawało mi się, że słyszę coś dziwnego, czułam na sobie czyjś wzrok. Co chwilę się odwracałam, lecz nikogo nie widziałam. Chciałam zadzwonić do mamy ,żeby po mnie wyszła, no ale jak to w lesie , telefon pokazywał jedynie ''Brak zasięgu'' Droga wydawała się nie mieć końca mimo, że pokonanie jej normalnie zajmuje mi około 15 min spokojnym tempem. Patrzyłam przed siebie, wypatrywałam znajomej ścieżki, znajomych drzew, ale widziałam tylko.. Ciemność ? Ciemność tak przejmującą, że nie widziało się nic, nawet swojej ręki bez spojrzenia na nią światłem telefonu. Zaczęłam się bać, no bo która normalna 17 latka nie wpadłaby w panikę ?  W końcu trafiłam na jakąś zarośniętą ścieżkę, a na końcu jej dom. Nie kojarzyłam go, wydawało mi się ze pierwszy raz go widziałam, mimo, że okolicę znałam praktycznie na pamięć. Ale trudno, stwierdziłam,że zapukam, poproszę o telefon, albo zapytam o drogę. Cokolwiek, byle by nie siedzieć w tym lesie samej. Widziałam światło w oknie, przytłumione. Może świecę, może telewizor ? Nie pamiętam  już co w tamtej chwili   mi to przypominało. Zapukałam , raz , drugi, trzeci. ''Czemu nikt nie otwiera''? pytałam się w myślach. Słyszałam wyraźnie czyjś głos, śmiech, stukanie butami. Tak jakby ktoś chodził po domu. Czułam zapach pieczonego chleba, może bułek?  Kto wie.. Kojarzyło mi się to z domem. Spojrzałam w okno, chciałam chyba zapukać. Coś mi mignęło przed oczami. Tak jakby człowiek, ale rozmyty. Nie przywiązałam do tego zbytnio uwagi, myśląc,że to wzrok już mi płata figle. Odwróciłam się od okna i omal na zawał nie umarłam. W odległości kilku kroków ode mnie stało coś czarnego, sporego. Zielone oczy, które świdrowały mnie na wylot. Czułam się znowu nieswojo, tak jak w lesie, identycznie. Patrzyłam na kota , ogromnego kota a ten patrzył na mnie. Nie wiem ile tak minęło , zanim zawołałam ciche ''Kici Kici ?'' Kot zamiauczał pokazując idealnie białe lśniące ząbki. Przeciągnął się  a ja wtedy dostrzegłam coś przed nim. Kartkę ? Tak, białą kartkę papieru. ''Skąd, jak , dlaczego?''Myśli kłębiły mi się w głowie. Zrobiłam jeden niepewny krok, potem drugi i nachyliłam
się nad tą kartką. Kot zamiauczał ponownie, trochę się odsuwając.  Nie pamiętam dokładnie już co na tym świstku pisało  Ale coś w stylu:'' Odejdź od tego domu, tutaj ci już nikt nie pomoże. Wróć ścieżką.Tą którą tutaj przyszłaś i  Rodzice cię szukają.'' Nie wiem czemu przyjęłam to z takim spokojem, gdy podniosłam wzrok, kota juz nie było. Zastanawiałam się czy to czasem nie wytwór wyobraźni mojej, ale trzymałam kartkę. Była materialna. Czułam ją. Tego się musiałam trzymać, kierując się do domu. Spojrzałam na dom. Znowu widziałam cień w oknie, wzięłam ostatni łyk powietrza pachnącego chlebem i odeszłam. Szłam szybko, chcąc jak najszybciej ujrzeć swój dom. Widziałam w oddali światło.  Słyszałam nawoływanie mamy . Szukali mnie, kartka nie kłamała. ''Mamo!MAAAMO. Tutaj jestem ! TUTAJ!'' Mama pytała mnie potem co się stało, ja chciałam jej opowiedzieć. Chciałam, naprawdę .. Ale nie mogłam.  Z moich ust wypłynęło tylko '' Zgubiłam się''  Kartkę schowałam do kieszeni,przysięgając sobie ,że nikt nigdy przenigdy o tym się nie dowie.. Po paru dniach, rozmawiałam z babcią , która w tych okolicach mieszkała od urodzenia. Opowiedziałam jej tą historię i to co usłyszałam od niej zmroziło mi krew w żyłach , a koszmary nawiedzają mnie do dzisiaj. Bowiem,  ona przeżyła bardzo podobną historię .Noc, ten las, niepokój, czarny kot, dom.  Gdy ona opowiedziała o tym swojej mamie, dowiedziała się ,że był kiedyś taki dom państwa Mróz. Pewnego dnia  mężczyzna zabił swoją żonę, potem udusił swoją roczną córeczkę a sam upił się na śmierć. W okolicy nie lubiano tych sąsiadów, szczególnie przez mężczyznę, który się awanturował ze wszystkimi i wszczynał bójki. Dlatego też nikt sie nie zainteresował tym ,że nie wychodzili nigdzie ani nie dawali znaku życia. Do sąsiedniego domu przyszedł kot , czarny, zielone oczka, spory ale bardzo wychudzony. Miauczał bardzo.  Ktoś się nad nim zlitował, dał jedzenie. Widząc ,że kot odchodzi w stronę domu domu rodziny Mrozów, poszedł za nim. Zapukał , nikt nie otwierał, widział w oknie włączony telewizor, więc nie dawał za wygraną. Ale żadnej reakcji.. W końcu z paroma sąsiadami postanowili wywarzyć drzwi. Uderzył w ich nozdrza smród rozkładających się ciał. Było paręnaście dni od śmierci, muchy znalazły swoje miejsce na ziemi. Ciała wywieziono na cmentarz, zorganizowano szybką mszę, choć ludzi na niej było mało. Kota próbowano wywieźć. W różne zakątki, najpierw do innego domu, potem do innego miasta . Zawsze wracał, siadał pare kroków od drzwi jakby czekał aż wrócą jego właściciele. Sąsiedzi się na nim litowali, przynosili jedzenie, picie, mleko. Długo go tam widywano , podobno jeszcze 2 lata po tym incydencie. Nigdy nie znaleziono jego szczątków. Ludzie mówili ,że  może znalazł jakiś  nowy dom. Moja babcia próbowała potem wielokrotnie sama, z przyjaciółmi, z rodzicami odnaleźć ten dom, tego kota. Nigdy się to nie udało, mnie powiedziała,żebym nawet nie próbowała. To i tak nie ma sensu. Ten dom przyciąga jedynie zagubione dusze, a kot którego tam się widuję próbuje je naprowadzić na prawidłową drogę. 
To koniec histori. Mam nadzieję , że dotrwał Pan do końca.  Pomimo tego ,że talentu pisarskiego nie mam, starałam się jak najdokładniej przekazać swoje emocje  i to zdarzenie. Mam nadzieję, że Pana zaciekawiła. Może Pan się kiedyś zgubi u mnie w lesie i zobaczy ten dom :) ? Kto to wie.. 
Pozdrawiam, 
Agnieszka  :)

2 komentarze:

  1. Świetna historia, akurat na samotny wieczor do herbatki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale dziwne uczucie widzieć swoje opowiadanie na czyimś blogu. Mega się cieszę i dziękuję za każde miłe słowo :)

    OdpowiedzUsuń