poniedziałek, 4 sierpnia 2014

GRYFCON - dwa dni z życia organizatora

Jesteśmy po szczecineckim GRYFCONIE.
 Imprezie organizowanej po raz drugi w grodzie nad jeziorem Trzesieckim. Dawny Neustettin, czy dzisiejszy Szczecinek położony wokół lasów i jezior, to urokliwe miejsce. Idealnie nadające się na wszelkie fantastyczne imprezy.


Miasto ponadto z długą historią. Prawa miejskie otrzymało w 1310 roku, czyli równo sto lat przed Bitwą pod Grunwaldem. Jak to w przewrotności historycznej bywa, rycerstwo Neustettina stanęło po wiadomej stronie. Po tej samej co konturie Szczecińskie, Człuchowskie i inne. Miasto nie uniknęło w swojej historii także płonących stosów i szubienic, spalono ok. 30 osób.. Moda na polowanie na czarownice dotarła także tutaj.

Wraz z armią wyzwoleńczą 28 lutego 1944 roku miasto zawitało w granice PRL. I tak już pozostało. O dawnych czasach, świadczyć mogą już coraz mniej liczne wycieczki staruszków w białych ubraniach  i blond - srebrnych włosach, wysypujące się z autokarów na obcych tablicach. Samo miasto uwiecznione na dziesiątkach pocztówek, powoli przybiera płaszcz architektoniczny, sprzed czasów wojny. Bo jak co, to niemieckim architektom, także tym od flory, znajomości na rzeczy, czy fachu odmówić nie można.
Tak w kilku słowach o historii mojego grodu.

Znajdujemy się w Szczecinku 25ego czerwca 2014r . Powoli kończymy przygotowania do sobotniego otwarcia. Ponieważ jest to druga impreza, to cały czas czegoś nowego się uczymy.
Wszystko zapięte na ostatni guzik.
 Pozostało tylko czekać.
Godz. 17.26 pociągiem relacji Kraków-Kołobrzeg dociera Maciek Lewandowski wraz z jego lepszą połową (jak to określił Łukasz Radecki) Joaśką. Pakujemy się do mojego niezniszczalnego auta, którym zdarzało się prócz mebli, przewozić także kosiarki, lodówki i pralki. Lecimy pod hotel.
Wróć – gdy rozstawałem się z głównym organizatorem konwentu, powiedział do mnie „Seba jakby były kłopoty z zakwaterowaniem to dzwoń”
O co kurwa chodzi? Jechałem z duszą na ramieniu.

RECEPCJA, nazwisko, sprawdzamy, sprawdzamy. TAK- zapraszam itd. Super nie ma wtopy. Pokoje w hoteliku Sint Ji  - pierwsza klasa.
Goście gotowi, ruszamy na podbój miasta a raczej okolicznych knajp i restauracji. Kończy się mocno, nawet jak dla mnie.

Pierwszy dzień – sobota

Totalne urwanie dupy. Konwent odpalony od dziesiątej. Widzów jeszcze zbyt wielu nie ma. Na szczęście dopisali gracze. Blisko sto osób łupie w planszówki i karcianki.
Nawala nam księgarnia, która miała rozstawić się z książkami –trudno.
W między czasie muszę się zerwać z konwentu i lecę przemeldować Lewandowskich do innego hotelu. Do Zamku. Tak wyszło, że postanowiono doznania naszym pisarzom dawkować powoli.

ZAMEK to klasa sama w sobie, hotel w odrestaurowanym zamku książąt pomorskich, W okresie wojen polsko-krzyżackich, na zamku w Szczecinku odbyły się dwa zjazdy: w 1409 i 1423 r. Uczestniczyli w nich książęta pomorscy, mistrzowie krzyżaccy, a w drugim także Eryk Pomorski król Danii, Szwecji i Norwegii. Także kimały tam wybitne persony.
Maćki zakwaterowane.
Cały czas czekam na Łukasza Radeckiego i żonę jego - Dagmarę. Jadą. Będą, Jeszcze trochę.
Życie bez esemesów byłoby do dupy.
Wracam na GRYFCON, aby zaraz się wyrwać i zakwaterować Radeckich.
 Dojechali – zajebiście.
Mamy komplet.
Przywitanie, na szybcika, kilka słów, za 20 min. startuje blok literacki. Piotrek Rozmus atakuje mnie telefonicznie, że już jest na miejscu. Lecę na konwent.
15.20 z lekkim opóźnieniem zaczynamy. Rozmawiam z Piotrem blisko 60 minut. Ustaliliśmy, że robimy wywiad- rozmowę na luzaka. Wcześniej mieliśmy opracować wspólnie pytania. Ale jak to w życiu nie było czasu się spotkać. Idziemy na żywioł.

Pytanie- odpowiedź-pytanie-odpowiedź-pytanie z Sali- autografy-fotki-wywiady dla prasy.
Docierają Łukasz z żoną.
Jeżeli chodzi o blok literacki, to zorganizowany był na terenie parkowym. Pogoda dopisała, więc zamiast siedzieć w Sali, rozsadziliśmy ludzi na krzesłach. Sami rozsiedliśmy się na tle poobdzieranego muru z grafitti.

Na drugi ogień idzie Maciek Lewandowski. Opowiada o horrorze nie tylko literackim ale i kinowym. Bardzo jestem zaskoczony. Świetna prelekcja, przybyli ludzie słuchają z zaciekawieniem. Jeden minus ode mnie – nie tykaj Edka Lee- bo wpier....
Jest na luzaka, Radecki poprawia Lewandowskiego, robi się wesoło. Oczywiście z wieloma tezami Macieja można się nie zgodzić. Ale meritum sprawy, że szukamy cały czas literatury niebanalnej, ambitnej i nowoczesnej, nawet tej horrorowej, a może przede wszystkim właśnie tej, należy uznać za przesłanie Maćkowej prelekcji. Oj dostało się  Mastertonom, Smithom i całej paczce z PP

Trzeci zaczyna Łukasz Radecki. Temat szkolny. Historia polskiej literatury grozy. Łukasz niczym typowy belfer przychodzi na wykład z karteczkami- ściągami. Pech chce, że zaczyna powiewać, a ja latam i zbieram mu te kartki, co wywołuje śmiechy. Prócz materiałów przygotowanych na prelekcję Radecki zaczyna kontrować Lewandowskiego. Robi się nam zabawny pojedynek. Atmosfera rozwalona. Jest świetnie. Warto było posłuchać o historii naszej literatury grozy. Wielu nazwisk nie znałem. Łukasz w miarę możliwości każdą postać, okraszał ciekawostką historyczną lub anegdotą.

Kończymy blok literacki. Do hotelu. Szybkie przegrupowanie wojsk i wypadamy w miasto. Radecki, ze sławną już reklamówką, w której obijają się browary. Dagmara robi zdjęcia miasta. Podoba się im – do dobrze.
Zachodzimy na konwent na ognisko. Po piwku. Dziewczyna Pawła- Iwona, mówi wszystkim, że mam urodziny. No to Sto lat.
Dziękujemy wszystkim i idziemy się łajdaczyć. Zasiadamy przy browarku.
Zaczynają się rozmowy o horrorze, o pisarzach, książkach, ale aby nie było za nudno Łukasz opowiada o swojej operacji, no to lecimy szpitalnie. Rozmawiamy o wszystkim.
Na koniec rzut oka na koncert pod Zamkiem. W głowie szumi. Żegnamy się.
W niedzielę kierunek Bałtyk. Dzwonią, że podojeżdżali.
Dziękujemy sobie nawzajem po raz któryś.
Jeszcze się spotkamy.

Spotykam się- na szczęście rzadko, z uwagami, że co to za konwent jak przyszło mało ludzi. Ok, Pyrkon to  nie jest. Pamiętajmy, że to druga impreza, która była większa od pierwszej o ponad 100%. Pamiętajmy, zaczęliśmy ją organizować praktycznie na dwa miesiące przed finałem. Na bary organizację imprezy wzięło dwóch facetów z grupą znajomych, praktycznie bez jakiegokolwiek wsparcia reklamowego czy marketingowego. Wszelkie wywiady, arty w lokalnej prasie były organizowane i współtworzone z nami.

Za rok będzie jeszcze większa impreza i będzie jeszcze lepiej. Z drugiej strony, plenerowe spotkania z pisarzami mają swój urok. I tyle.














3 komentarze:

  1. Świetny tekst i rewelacyjny konwent. Było kapitalnie! Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Było świetnie :) Szacun dla organizatorów :)

    OdpowiedzUsuń