niedziela, 5 kwietnia 2015

KRYMINALISTKI O HORRORZE. Straszne książki i filmy oczami autorek thrillerów i kryminałów.



Napisałem wstęp do tego, co znajdziecie poniżej. Jednak cały czas, coś mi nie pasowało, kręciłem, kombinowałem, zmieniałem. Raz układałem wstęp tak, a raz zupełnie inaczej. Kasowałem całe zdania i dopisywałem nowe. I wiecznie było coś nie tak. W końcu, tuż przed opublikowaniem na blogu skasowałem wszystko. Nie będę wysilał się na jakieś specjalne wprowadzenie do tematu literatury grozy, czy kinowego horroru. Przecież Wy, którzy tutaj zaglądacie, to wszystko wiecie. Więc, po co przynudzać.
Tutaj błyszczeć będą gwiazdy polskiego kryminału i thrillera. Wspaniałe dziewczyny, które dziś mają ugruntowaną pozycję na rynku wydawniczym. Autorki, których powieści znajdziecie we wszystkich księgarniach, od tych sieciowych, po te małe - osiedlowe. To dzięki nim w dużej, o ile nie w największej mierze, polska literatura kryminalna jest w miejscu, którego może pozazdrościć nasza literatura grozy. To właśnie polski kryminał, tak modny w kraju, zaczyna mocno rozpychać się łokciami na rynkach europejskich. Ba! Śmiem twierdzić, że "babskie krymi", to zupełnie osobna liga.

Zaprosiłem do rozmowy o literackim horrorze oraz po części i filmie: Katarzynę Bondę, Katarzynę Puzyńską, Joannę Jodełkę, Gaję Grzegorzewską, Elizę Chojnacką, Martę Obuch i Małgorzatę Wardę. 
Sam nie wiem jak to się udało. Dlatego bardzo dziękuję "kryminalistkom", że zechciały uczestniczyć w tym szalonym projekcie.
DZIĘKUJĘ.
A Was, zapraszam do lektury.



                                      *

Katarzyna Puzyńska (ur. 1985) – z wykształcenia psycholog, z zawodu nauczyciel akademicki na wydziale psychologii, z powołania pisarz. Wielbicielka Skandynawii i Hiszpanii. „Motylek” to jej debiut powieściowy. Następnie ukazały się: "Więcej czerwieni" i  "Trzydziesta pierwsza". Akcja wszystkich powieści, toczy się w fikcyjnej wiosce Lipowo. Na swoim profilu fb, większość zdjęć ma z ukochanymi zwierzakami.
www.katarzynapuzynska.pl 
www.facebook.com/katarzynapuzynska

Literacki horror kojarzy mi się głównie ze Stephenem Kingiem i całą listą jego powieści! Chociaż ja, przyznam się bez bicia, osobiście znacznie bardziej lubię „spokojniejsze” książki tego autora – np. „Zieloną milę”, czy nowelę „Skazani na Shawshank”. 
Jako ciekawostkę powiem w sekrecie (i od razu zaczerwienię się ze wstydu!), że nigdy nie czytałam klasyki gatunku, czyli „Lśnienia”, ani nie widziałam filmu!

Która powieść zapadła mi  najbardziej w pamięci?
„Dracula” Brama Stokera i „Wywiad z wampirem” Anne Rice. 
Nigdy nie czytałam zbyt wiele powieści grozy. Jeżeli już po nie sięgałam, to z reguły dotyczyły wampirów. Sama nie wiem, dlaczego upodobałam sobie te właśnie istoty ;-). 
W pamięci mam też „Domofon” Zygmunta Miłoszewskiego. Tak się akurat składa, że czytałam go całkiem niedawno. Książka bardzo mi się podobała (chociaż nie było tam żadnych wampirów!). 

Przypomina mi się też historia z czasów, kiedy chodziłam do Liceum. Ja i moja przyjaciółka mieszkałyśmy całkiem niedaleko od siebie, ale i tak po szkole spędzałyśmy całe godziny, „wisząc na telefonie” i omawiając różne bieżące kwestie (sami wiecie, ile spraw mają do omówienia nastolatki – nawet te poubierane na czarno i w glanach ;-) ). 
Dlaczego w ogóle mówię o naszych pogaduszkach? Otóż moja przyjaciółka była (i nadal jest) wielką fanką powieści Stephena Kinga. Ja zaś raczej trzymałam się kryminału i fantastyki (co zostało mi do dziś).
Któregoś wieczoru odbieram telefon i słyszę przerażony głos Magdy: „Jestem sama na noc w domu, a właśnie przeczytałam coś strasznego!”. Ja na to, że to świetnie, ale wolałabym zostać w błogiej nieświadomości (dla ścisłości dodam, że również byłam wówczas sama w domu… nie pytajcie!). Niestety Magda odparła, że koniecznie, ale to koniecznie musi mi wszystko opowiedzieć. 
No i stało się! Mimo mojej wyraźnej (oraz jasno i dosadnie wyartykułowanej) niechęci do zagłębiania się w co straszniejsze fragmenty prozy Kinga, moja przyjaciółka opisała mi ze szczegółami całą intrygę. Chodziło o opowiadanie „Wirus drogowy zmierza na północ” (ze zbioru „Wszystko jest względne”), w którym wielką rolę odgrywa pewien obraz i… mężczyzna w samochodzie, charakteryzujący się trudnym do pomylenia uzębieniem (mężczyzna, nie samochód!).  
Wieczór zakończył się na tym, że obydwie umierałyśmy ze strachu (co jak wiadomo jest znacznie przyjemniejsze we dwójkę niż w pojedynkę), a rachunek za telefon znacznie przewyższył standardowy. Od tamtej pory minęło kilka ładnych lat, ale obie z Magdą nadal wspominamy tamten wieczór z rozrzewnieniem ;-). To były czasy!

                                       
                                       *

Gaja Grzegorzewska (ur. 11 maja 1980 roku w Krakowie) – polska pisarka.
Autorka cyklu kryminałów o prywatnej detektyw, Julii Dobrowolskiej: "Żniwiarz", "Noc z czwartku na niedzielę", "Orchidea", "Grób", "Topielica" (Nagroda wielkiego Kalibru w 2011 roku).
Adeptka brazylijskiej sztuki walki – capoeira. Recenzentka i felietonistka Portalu Kryminalnego. Ostatnia jej powieść "Betonowy Pałac" została okrzyknięta hitem 2014 roku.
http://www.gajagrzegorzewska.pl/

https://www.facebook.com/GajaGrzegorzewska



Jako dziecko bardzo lubiłam się bać a równocześnie bardzo bałam się bać. Coś mnie jednak ciągnęło w stronę horroru, zwłaszcza filmowego. W podstawówce zaliczyłam całą serię o Freddym Krugerze, Predatora, Candymana, Martwicę mózgu. A także ambitniejsze produkcje, takie jak Coś, Wąż i tęcza, Martwa strefa, Pan Frost, Śmiertelnie mroźna zima, Egzorcysta, Dziecko Rosemary, Lśnienie, Obcy, Ptaki. Ale nie gardziłam też filmami bardziej tandetnymi w rodzaju Lodziarza czy Trolla. Oglądałam również seriale: Strefę Mroku i utrzymane w konwencji komediowej, ale zdecydowanie obleśne Opowieści z krypty. Lubiłam także adaptacje Poego w reżyserii Rogera Cormana. Uwielbiałam Draculę Coppoli i Wywiad z wampirem Jordana – jedne z pierwszych horrorów postmodernistycznych. Pod ich wpływem pisałyśmy z koleżankami scenariusze własnych horrorów, coś w rodzaju dzisiejszych fanfiction... Jednak horrorem, który poruszył mnie w tamtym czasie najbardziej był Harry Angel. Tam po raz pierwszy zobaczyłam naprawdę mocny końcowy twist. Obejrzałam ten film po raz drugi całkiem niedawno i uważam, że to nadal najznakomitszy przykład podgatunku southern gothic. 

Za te przyjemności płaciłam bezsennymi nocami. Pewnego razu, tego samego dnia kiedy dostałam małego kotka, obejrzałam film Coś. Potem przez kilka nocy zamykałam się przed kotkiem w swoim pokoju. Zdrętwiała ze strachu nasłuchiwałam miauczenia pod drzwiami, wizualizując sobie koszmarne obrazy obcego wyłażącego z ciała zwierzęcia.  

Znacznie mniej chętnie sięgałam po horrory książkowe. Zbyt wybujała wyobraźnia sprawiała, że słowo pisane było dla mnie o wiele straszniejsze niż filmowy obraz. Zaliczyłam jednak (również w podstawówce) znakomity zbiór Opowieści niesamowite z prozy rosyjskiej. Były tam utwory Dostojewskiego, Gogola, Puszkina, Tołstoja i wielu innych. Przyznam szczerze, że pożyczony od koleżanki egzemplarz Opowieści po przeczytaniu przywłaszczyłam sobie na zawsze. Na swoją obronę powiem tylko, że po prostu bardzo, bardzo, bardzo chciałam tę książkę mieć! Podczytywałam też znalezione wśród czasopism mamy pożółkłe ze starości zbiory opowiadań z serii Nie czytać o zmierzchu, zawierające utwory klasyków gatunku w rodzaju Brama Stokera. Wtedy potwornie się ich bałam (pomimo że zgodnie z zaleceniem nie czytałam ich o zmierzchu), na dzisiejszym dorosłym czytelniku pewnie nie zrobiłyby już wrażenia.

Potem poznałam twórczość Arthura Conana Doyle'a oraz Agathy Christie i ostatecznie jednak zwyciężyła miłość do kryminałów. Warto jednak pamiętać, że to właśnie Christie, dzięki powieści I nie było już nikogo, uważana jest dziś za prekursorkę slashera. Pierwotny (niepoprawny politycznie) tytuł książki brzmiał Dziesięciu małych Indian i nawiązywał do dziecięcej wyliczanki. Bohaterowie Christie giną jeden po drugim, dokładnie tak jak Indianie w wierszyku. Christie często wykorzystywała w swoich kryminałach wiktoriańskie rymowanki skierowane do milusińskich, słusznie zauważając że zawierają sporą dawkę makabry i okrucieństwa. Nic dziwnego że wyliczanki stały się również motywem przewodnim w Koszmarze z ulicy Wiązów i wielu innych horrorach. Powieścią I nie było już nikogo bardzo dosłownie inspirowali się twórcy slashera Tożsamość. Film ten zaczyna się jak klasyczny kryminał a kończy jak horror. Jednak nawet ta nadprzyrodzona końcówka nawiązuje do tego co uknuła Christie w swojej książce.

Po powieści grozy nadal sięgam sporadycznie. Ostatnim przeczytanym horrorem, który zrobił na mnie wrażenie, są Cienie w mroku, autorstwa Michelle Paver. Rzecz rozgrywa się na lodowym pustkowiu na Spitzbergenie. Autorka znakomicie buduje atmosferę osamotnienia i narastającej grozy.

Czasami jednak nie mam wyboru. Kryminał lubi przecież mniej lub bardziej formalne związki z innymi gatunkami. Horror nadaje się do tego znakomicie. Takie zabiegi z powodzeniem stosuje Dennis Lehane czy Sebastian Fitzek. Szczególnie jednak lubują się w nich skandynawscy pisarze. Wykorzystują to, że pradawne wierzenia i marynarskie zabobony są nadal żywe w ludzkiej świadomości. Motywy nadprzyrodzone można znaleźć u Theorina, Indridasona, Sigurdardottir, czy Mattiego Yrjäny Joensuu. Nawet gdy w finale mamy racjonalne wyjaśnienie zagadki, to ostatnie zdania sugerują otwarte zakończenie. Autorzy pozostawiają czytelnikowi furtkę interpretacyjną, prowadzącą do innego świata.

Powieść grozy jest co prawda o kilkadziesiąt lat starsza od kryminalnej, ale łączą je osoby pisarzy, uważanych dziś za prekursorów obu gatunków - E.T.A. Hoffman i Edgar Allan Poe. Od samego początku autorzy kryminałów i horrorów stawiali sobie za cel wzbudzenie niepokoju u czytelnika, bazując na różnego rodzaju lękach – pierwotnych, cywilizacyjnych, racjonalnych i irracjonalnych. Tak więc współistnienie obu gatunków w obrębie jednej książki wydaje się być jak najbardziej uzasadnione a niekiedy wręcz wskazane.




                                      *

Katarzyna Bonda urodziła się w 1977 roku w Hajnówce. ukończyła studia na kierunkach scenopisarstwo na PWSzFTviT a następnie przez 12 lat pracowała jako dziennikarka w redakcjach, m.in. Super Expressu, Newsweeka, Wprost, TVP, Miesięcznika Zdrowie, czy Expressu Wieczornego. Wykłada w szkole kreatywnego pisania w Warszawie, a także utworzyła własną szkołę i portal o pisaniu. Autorka bestsellerów: "Sprawa Niny Frank", "Polskie Morderczynie", "Zbrodnia niedoskonała", "Tylko martwi nie kłamią", "Florystka", "Pochłaniacz" czy "Maszyna do pisania". Lada chwila, ma ukazać się w wydawnictwie Muza "Okularnik", jej  najnowsza książka. Bonda została okrzyknięta królową polskiego kryminału.
Katarzyna Bonda fb
http://katarzynabonda.pl/

Wiem, że swoją przygodę z horrorem rozpoczęłaś w szkole, i o ile dobrze pamiętam, był to Graham Masterton.

Zaczytywałam się horrorami w liceum. Nigdy zresztą nie byłam miłośniczką Ani z zielonego wzgórza, a Muminki zaliczam go kategorii opowieści grozy. Buka jest najstraszniejszym z potworów, zdetronizował ją w moim pojęciu tylko Blair Witch i Bob z Miasteczka Twin Peaks. A tak na poważnie to przecież dziś gatunki są płynne. Dawno minęły czasy, kiedy mieliśmy do czynienia z klarownością kryminału, romansu, czy horroru właśnie. Mnie osobiście nie przerażają, lecz śmieszą opowieści z cyklu krwi sikającej po ścianach, obcinanie piłą motorową głowy, która odrasta i inne fajerwerkowate chwyty, ale też w kryminale nie znoszę pozerstwa i chałtury. Lubię twarde dane i napięcie zbudowane na tajemnicy dobrze umotywowanej – tak w kryminale, jak i horrorze. Jeśli chodzi o ten ostatni to kręcą mnie historie zbudowane na niuansach, odnoszące się do naszych pierwotnych atawizmów, jakim jest przecież także uczucie strachu, który pozwolił naszemu gatunkowy przetrwać. Dlatego stoję na stanowisku, że horror jest bardzo zdrową lekturą. Zapewniającą nie tylko prostą rozrywkę, ale przede wszystkim katharsis. Nieustająco kocham Kinga, Mastertona lubiłam bardzo, dziś jednak wolę jego powieści historyczne od powieści grozy, choć na mojej półce wciąż stoi okazała kolekcja Amber (pamiętasz, takie małe książeczki wydawane masowo w latach 90?)

Oczywiście, sam mam ich cała  masę (śmiech).

 Polskich pisarzy współczesnych z tej działki nie znam. Mogę podać tylko jedno nazwisko – Darda. Ale wydaje mi się, choć chowałam się na horrorze (właśnie tak, a nie na kryminałach!!!) to w pewnym momencie zaczął mnie klasyczny horror uwierać. Chyba po prostu wyrosłam. Natomiast nadal lubię bać się na horrorach, ale filmowych (Królestwo, Ring). Mój pierwszy filmowy horror na ekranie pamiętam i było to oczywiście sobotnie kino nocne na pierwszym programie. Film o samochodzie pożerającym ludzi mnie nie ruszył, ale „Omen” – tak. Miałam pewnie z 11 lat a mój brat 7. Rodzice ze znajomymi grali w brydża na górze. Sądzili, że z pewnością śpimy. Z mojej inicjatywy zakradliśmy się do salonu na dole i oglądaliśmy z nosami przed samym telewizorem, zawinięci w kraciasty koc (wełna gryzła, ale żadne z nas się nie odkryło). Potem musiałam asekurować brata do toalety. Był ciężko przestraszony. Odczuwałam poczucie winy, że mu to zrobiłam. Sama bałam się ciemnego korytarza, wydawało mi się, że coś czai się w mroku, ale musiałam udawać twardzielkę. A książka była później. Dopiero w liceum. Z pewnością coś Mastertona. Skończyłam w jedną noc, a potem czytałam go ciurkiem i całymi miesiącami widziałam to, czego nie było w ciemnościach. Horror znacznie bardziej działa na wyobraźnię i uważam paradoksalnie, że ludzie, którzy są maniakami tego gatunku to nadwrażliwcy, posiadający o wiele większą wyobraźnię niż reszta. To samo tyczy się autorów. Nie umywają się do nich „kryminaliści”, o tzw. literaturze wysokiej nie wspominając, bo większość z nich uważa horror za coś obraźliwego (powstrzymam się od komentarza, co o tym sądzę, bo byłoby to słowo niecenzuralne).

Ulubiona powieść, którą masz do dziś w pamięci?

To oczywiście Carrie, Lśnienie, Dziecko Rosemary (choć opowiadanie, które było adaptowane przeczytałam dopiero po obejrzeniu filmu), Nosferatu wampir (choć wiem, że niektórych śmieszy), a z działki filmowej to Miasteczko Twin Peaks (czekam z niecierpliwością na wersję po 25 latach), bo osobiście nie dzielę opowieści na medium. Zarówno film, książka, jak i sztuka teatralna to po prostu ma być oczyszczająca porywająca historia. Uwielbiam wprost tę gęstą atmosferę, którą umie czynić mistrz Lynch i sama też staram się wprowadzać niektóre elementy grozy do moich powieści. We „Florystce” jednej z moich książek wprost używam motywów zaczerpniętych z tego gatunku i bawię się nimi (jest duch, świat alternatywny, znaki, „coś” niezbadane, niewyjaśnione z czym bohaterka nie potrafi walczyć, czego nie rozumie). Jeśli ktoś dobrze zna moje powieści, znajdzie tam więcej elementów działających na naszą podświadomość, na budowanie poczucia lęku o bohatera i znacznie mnie to bardziej kręci niż tworzenie na zimno zagadki a la Conan DoylePo prawdziwym przerażeniu (ale takim z trzewi, gdzie nikt nikomu nic nie odcina, a krew się nie leje, zaś niewidzialne przeraża, kiedy wychodzę z kina na ugiętych nogach, boję się wsiąść do samochodu lub drżę pod kołdrą z zamkniętą książką na kolanach) gdy już ochłonę bądź znajdę się w miejscu bezpiecznym odczuwam głęboki relaks. Uważam, że horror uwrażliwia. Lubię to pieczenie pod powiekami, bo po dobrym horrorze boję się zamknąć oczy i zwracam uwagę na najdelikatniejsze dźwięki. No i chyba za noc. To moja ulubiona pora dnia.

Więc ta najstraszniejsza scena, wywołująca ciarki i powodująca, że wieczorową porą, każdy cień zdaje się żyć własnym życiem?

Scena, której nigdy nie zapomnę to odcięcie głowy księdza lustrem w „Omenie” i migający ekran w „Ringu”. Takie chwyty zresztą często stosuję w moich powieściach kryminalnych. A jeśli chodzi o literaturę to „Mroczny zakątek” Flynn ma wiele z horroru. Napięcie jest tak wielkie, że boisz się wyjść z psem, choć komunikuje ci, że zaraz naleje pod twoim nosem, jeśli go nie wyprowadzić, a jednak wydawca sprzedaje tę powieść jako trhiller, bo jest w Polsce znacznie modniejszy. Ale dla mnie, jako czytelnika, o to właśnie chodzi. Odklejam się od rzeczywistości, boję się (autentycznie), a kiedy książkę kończę, czuję wielką ulgę. Chyba po to właśnie czyta się takie opowieści – by zrozumieć, że jest dobrze, jest git. Że w sumie mamy fajne życie. Kryminał poniekąd też spełnia tę funkcję. Tyle, że jest realistyczny.

                                       *

Małgorzata Warda urodziła się w 1978 roku  w Gdyni  W 2004 roku zadebiutowała „Bajką o laleczce” w zbiorze „Wesołe historie”. Prawdziwy, prozatorski debiut, to książka „Dłonie”. Jednak sukces przyniosła jej dopiero powieść „Ominąć Paryż”, kolejne powieści pt. „Czarodziejka”, "Środek lata" i opowiadania w zbiorach „Opowiadania letnie” oraz „Opowiadania szkolne”. Kolejną jej powieścią jest książka pt. „Nie ma powodu, by płakać. W 2010 roku ukazała się „Nikt nie widział, nikt nie słyszał...”, rozwijająca tematykę ze „Środka lata” i traktująca o problemie porwań i zaginięć dzieci, a w 2012 „Dziewczynka, która widziała zbyt wiele”, następnie. „Miasto z lodu”. Najnowsze powieści to "5 sekund do Io" oraz "Najpiękniejsza na niebie", której premiera wkrótce.
"Literacki horror" to książka kogoś, kto nie umie pisać a zabiera się za pisanie ;-) A poważniej, kojarzy mi się z książkami Mastertona i Kinga. Horror, według najprostszej swojej definicji powinien budzić grozę. Tak się dzieje w przypadku powieści autorów, których wymieniłam. Pamiętam ciarki towarzyszące mi przy czytaniu "Miasteczka Salem". Równie dobrze pamiętam więc swoje zaskoczenie, gdy jako nastolatka sięgnęłam po "Wywiad z wampirem" Anne Rice i chociaż powieść była klasyfikowana jako horror, trudno było mi się z tym pogodzić.  

 Powieść, która zapadła Ci w pamięci?

Stephen King "Carrie" - moja ukochana. Czytałam ją dawno temu, wówczas pierwszy raz zetknęłam się z dobrym horrorem w ogóle, więc książka stała się dla mnie ikoną tego gatunku.

A ta najstraszniejsza?

Pod kołdrą zaczytywałam się horrorami, w których sceny erotyczne występowały równie często co zjawiska nadprzyrodzone :-) Fascynację i lęk odczuwałam jednak przy czytaniu "Misery" Kinga. Lubię, kiedy autor nie ma litości dla swoich bohaterów, gdy nie wiadomo, jak daleko posunie się w stwarzaniu dla nich niebezpieczeństwa i naraża ich na cierpienie. Wtedy przesuwa się granica tego, co może się zdarzyć, czytelnik traci pewność, że bohater wyjdzie cało po skończonej akcji i to jest dla mnie fascynujące. Na przykład groza książek Kinga według mnie nie polega na tym, że ożywia on martwy przedmiot albo tworzy upiora - odczuwam lęk, gdy w werystyczny, namacalny i sugestywny sposób opisuje śmierć swoich postaci, słyszę wtedy "plaśnięcie" krwi, dźwięk jaki wydają łamane kości i boję się tego, co King może jeszcze zrobić.


                                      *
Eliza Chojnacka (ur. 8 sierpnia 1975 r.) w 2008 roku otrzymała "Literacka Przepustkę Zwierciadła". Autorka książki "Sinicuik" i kontrowersyjnej powieści "Nieporządna?", która wśród czytelników wzbudza skrajne emocje. W swoich tekstach porusza problemy życia współczesnych kobiet z uwzględnieniem sfery erotyki, potrzeb swobody i otwartości w kontaktach damsko-męskich i damsko-damskich. Prowadzi blog na którym publikuje swoje artykuły i  wywiady z ludźmi kultury. Na maj zapowiedziano premierę najnowszej książki autorki "Placebo". Jej powieści klasyfikowane są jako  thrillery psychologiczne.
http://www.elizachojnacka.pl/

http://blog.elizachojnacka.pl/

Horror paradoksalnie najbardziej kojarzy mi się z muzyką Wojciecha Kilara do filmu Dracula, której namiętnie słucham podczas pisania moich powieści. Nawet w tej chwili, chcąc poczuć temat . Bezapelacyjnie kiedy pomyślę o horrorze na myśl przychodzi mi właśnie powieść gotycka irlandzkiego pisarza literatury grozy, Brama Stokera pt. Dracula. Dlaczego? Dlatego, że powieść została przedstawiona w formie wpisów z pamiętnika, listów, a ja bardzo lubię taką formę. Dzięki relacjom Jonathana Hakera albo Sewarda oraz wycinków z gazet, możemy poznać wydarzenia z różnej perspektywy, co jest bardzo ciekawym zabiegiem literackim. Wymieniłam tę książkę, jako pierwszą pewnie z uwagi na muzykę z adaptacji filmowej, bo równie dobrze mogłabym jako pierwsze wymienić kolejny tytuł, a mianowicie „Zagłada domu Usherów” – Edgara Allana Poe, która mrozi krew w żyłach, zwłaszcza u nastolatków. Sama postać autora i historia związana z jego śmiercią nadaje głębszego znaczenia, a także magii jego powieściom.
Interesuje mnie to co psychodeliczne, tajemnicze, związane z okultyzmem, czyli to co nadaje smak literaturze, ale również naszemu istnieniu. Niewiadoma, czarna magia w ogóle magia ma duży wpływ na to co czuję, piszę i jak żyję.

Eliza. Ulubione książki i te, które wspominasz do dziś?

Oczywiście powieści Stephena Kinga „Misery” oraz „Lśnienie”, czyli klasyka na wysokim poziomie. Choć szczerze przyznam, że efektowna ekranizacja dodała pikanterii tym książkom. A szczególnie rola Jacka Nicholsona w „Lśnieniu” Stanleya Kubricka, oraz Kathy Bates w Misery. Te dwie ekranizacje wprowadziły zdecydowanie widza w świat Kinga.
Muszę wspomnieć również Oscara Wilde’a i jego upiorny Portret Doriana Graya, który daje czytelnikowi moralną lekcję „Dusza to straszliwa rzeczywistość. Można ją kupić, sprzedać i wymienić. Można ją zatruć lub uczynić doskonałą”. Ponadczasowe treści kołaczą się po mojej głowie. Do dziś mam także w pamięci książkę Iana Wilsona, autora światowego bestselleru „Życie po śmierci”, który przedstawiał różnorodne świadectwa dotyczące wiary w życie po śmierci, poddając je tym samym sceptycznej i krytycznej analizie z punktu widzenie m.in. psychologii i logiki. W książce jest sporo faktów o życiu pozagrobowym, a zważając na czasy, w których czytałam książkę (lata osiemdziesiąte), kiedy był ograniczony dostęp do filmów video, w ogóle do filmów o takiej tematyce, książka wywarła na mnie głębokie wrażenie. Fascynowały mnie doświadczenia z cofaniem się w czasie pod hipnozą, chcąc przeżyć coś podobnego, sama poddałam się po kilku latach hipnozie. Przedstawione w książce doświadczenia parapsychologiczne i badania psychologiczne bardzo mnie zainteresowały.

Każdy zazwyczaj pamięta z lat młodzieńczych jakąś straszną książkę, dziś już istnieją całe serie książek grozy dla młodzieży. Kiedyś wyglądało to inaczej. 

Taką książką były historie ludzi – nie pamiętam teraz tytułu, ale opowiadania o duchach. Dzięki naszej rozmowie przeniosłam się w odległe (niestety) czasy, kiedy jeździłam na kolonie letnie i czytałyśmy z koleżankami wtedy niedozwoloną literaturę. W nocy byłyśmy się i często w pięcioosobowym pokoju, łączyłyśmy łóżka i spałyśmy np. na dwóch. Najgorzej miały te, które spały z brzegu, choć teraz z perspektywy czasu, chyba najlepiej. W środku można było się udusić, ale za to jak było bezpiecznie… Zdecydowanie namiastką moich horrorów w tamtym czasie były tematy związane z duchami, z duszą. Fascynowały mnie takie historie. Byłam ciekawa, pewnie jak wielu młodych ludzi, co dzieje się po śmierci. Z racji na ograniczenia, jakie serwował nam okres komunistyczny, również w literaturze, sięgałam po to, co wpadało mi w ręce, a że miałam starszego o pięć lat brata, zawsze coś mi się „przykleiło”.

                                                                          
                                       *
Marta Obuch – autorka komedii kryminalnych, fotograf, poetka, dziennikarka. Urodzona 5 stycznia 1975 r. w Częstochowie. Debiutowała w 2007 r. powieścią ,,Precz z brunetami!”. Następnie wyszły: ,,Odrobina fałszerstwa”, ,,Diabelska ewolucja”, ,,Miłość, szkielet i spaghetti” "Łopatą do serca" czy "Szajba na peronie 5". Należała do grupy literackiej skupionej wokół powieściopisarki i poetki Marty Fox. Autorka ceni sobie humor Joanny Chmielewskiej, dlatego poszła w jej ślady. Twórczość Marty Obuch znalazła wielu czytelników ze względu na lekką fabułę i postacie, które wplątują się w najrozmaitsze afery kryminalne.
http://www.martaobuch.pl/
https://www.facebook.com/Marta.Obuch.Autorka

Można nie lubić się bać, ale strach jest i był potrzebny człowiekowi do przeżycia. Absolutnie! Uzupełnia paletę emocji, daje kopniaka w tyłek i… leży u podstaw powstania powieści gotyckiej, która zapoczątkowała horror jako gatunek literacki. Osobiście nie jestem zbytnią entuzjastką takiej literatury, w moim życiu było już dość lęków i strachów, żeby teraz serwować to sobie podczas codziennej lektury. Ale przyznaję, raz na jakiś czas sięgam po coś mocniejszego: thriller (szczególnie kłaniam się Tess Gerritsen) lub horror. I tu pozostaję na klasyce; wybieram Stephena Kinga. A to dlatego, że facet doskonale wie, jak posługiwać się narzędziami, żeby finalnie uzyskać odpowiedni efekt. Bo trudno byłoby mi się bać, gdybym widziała partactwo warsztatowe. Pisarze chyba tak mają, czytają trochę inaczej niż przeciętni ,,zjadacze” książek. Dlatego zaglądam do Kinga - daje mi ten komfort, że mogę wpaść do opowieści i nie zadając głupich pytań, daję się wciągnąć do gry. Odpowiada mi zwłaszcza jego sposób budowania napięcia – bez tanich chwytów, odwołujący się do lęków zwykłych ludzi. Do dziś pamiętam ,,Misery’’, to chyba moja ulubiona książka Kinga. Taki troszkę soft horror, czyli psychologia łamana przez napięcie. Bez demonów, złych mocy. Ucieleśnieniem zła, i to nie do końca czystego zła, jest po prostu samotna kobieta. 

W moich komediach kryminalnych nie przerażam czytelników, wręcz przeciwnie: chcę, żeby się dobrze bawili. Ale napięcie, a przynajmniej niewiadoma, są w konstrukcji takich utworów niezbędne, choć pełnią zupełnie inną rolę. Intrygują. I na tym poprzestaję, a amatorom mocnych wrażeń życzę nieprzewidywalności w odkrywaniu coraz to nowych i nowych fabuł.


                                     *

Joanna Jodełka (ur. 2 października 1973 w Siedlcach) Ukończyła Wydział Historii Sztuki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i związała się z tym miastem. Jako pisarka zadebiutowała w 2009 powieścią kryminalną "Polichromia", za którą otrzymała Nagrodę Wielkiego Kalibru w 2010. W 2011 ukazała się jej druga powieść kryminalna - "Grzechotka" traktująca o kwestii dzieciobójstwa noworodków. W 2012 wydała trzecią powieść kryminalną - "Kamyk", której istotną bohaterką była niewidoma 12-latka, Kamila.  W marcu ukazała się jej ostatnia powieść "Kryminalistka".
https://www.facebook.com/joannajodelkapisarz?fref=ts

Obecnie nie czytuję zbyt wielu powieści grozy, ale bez dwóch zdań wiele z nich ukształtowało mój gust, nie wiem czy tylko literacki. Przede wszystkim klasyka do której często wracam, czyli Oskar Wilde - Portret Doriana Graya. Czytam go średnio raz na pięć lat i nie przegapiłam żadnej ekranizacji. Doskonałe! Oprócz tego jestem pod stałym wrażeniem opowiadań Edgara Allana Poe. Uwielbiam język, styl, tajemniczy, gotycki surrealizm. Ciągle naśladowany. Czytałam też Frankensteina Merry Shelley i Drakulę Brama Stokera. A ostatnio  miałam wielką przyjemność w oglądaniu serialu (czekam na drugi sezon) - "Dom grozy" z Evą Green jako Vanessą Ives, tej akurat postaci nie znałam wcześniej - za to mam tam prawie wszystkich - Doriana, Frankensteina, Kubę Rozpruwacza, Drakulę, czyli cały wiktoriański  Londyn.

3 komentarze:

  1. Artykuł ciekawy, ale jak słusznie zauważył Michał Stonawski panie zdaje się nie wiedzą, że istnieje, również polski horror :(

    OdpowiedzUsuń
  2. MordumX jestem przekonany, że nie wynika to z ignorancji, a z wielu czynników. TAak naprawdę pokazuje to ( i temu miało służyć) jak nas widzą inni. A szczerze mówiąc za bardzo nie widzą. Dlaczego. Jak wspomniałem czynników jest wiele: moda na krymi, ale też co za tym idzie jakość tej literatury. No sorry, skoro jedna i druga autorka sprzedaje prawa na Litwę, Niemcy czy Wielką Brytanie, to raczej jest to dobre. Tym bardziej, że podejrzewam,że tam wybić się nie jest tak chop siup. Zerknijmy na liczbę sprzedanych egzemplarzy czy ilość wypustu. To nie jest 1000 szt! Inny powód. Zerknij na reklamę i marketing kryminału a grozy. Totalna różnica. Pomijam fakt, jak same autorki mocno promują swoje "produkty" na różnych stronach, profilach, w mediach itd. A mam wrażenie i zgadam się z Łukaszem Kiełbasą z Horroru na Roztoczu, że często my sami - czytaj autorzy- czekamy na coś, aż ktoś o nas napisze, zaprosi itd. Musimy wyjść do ludzi. Te opinie potwierdzają także, to o czym napisał Michał, jest od cholery roboty!

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję pomysłu.

    OdpowiedzUsuń