wtorek, 26 maja 2015

Monstrum wkracza w dorosłość. Piotr Borowiec.


Jeśli horror poczęty został w ruinach zamku w Otranto, to narodził się wraz z potworem Victora Frankensteina, a w dorosłość wkroczył  zasnutymi mgłą ulicami Londynu, opisywanymi w utworach mistrzów wiktoriańskiej literatury grozy.  Oczywiście pomiędzy wczesną powieścią gotycką, a dojrzałymi artystycznie utworami z przełomu XIX i XX wieku nie zionie jakaś ogromna, czarna dziura. Literatura grozy przez ten czas rozwijała się, ewoluowała i poszukiwała nowych tematów, motywów oraz rozwiązań.
Można wskazać wielu twórców, którzy przyczynili się do tej ewolucji. W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej zabłysła gwiazda E. A. Poe. W Niemczech swoje fantazje i koszmary opisywał A. T. E. Hoffaman. W Rosji po opowieść niesamowitą sięgali chociażby Tołstoj, Gogol czy Puszkin.  Na obszarze Imperium Brytyjskiego twórców szeroko rozumianej literatury grozy, gotyckiej czy niesamowitej w  XIX wieku znajdziemy jeśli nie tysiące, to setki. Mój ulubieniec, J. Sh. Le Fanu nie był więc jedyny, lecz był wyjątkowy. 
Książka, którą mam niewątpliwą przyjemność tutaj omawiać, rozpoczyna się od przedstawienia właśnie tej ewolucji. Jest to, można by rzecz, pewien standard w pracach naukowych poświęconych literaturze grozy. Nie zależnie czy czytamy „Od gotycyzmu do horroru” A. Gemry, czy „Horror w literaturze współczesnej i filmie” A. Has – Tokarz, to ów wprowadzający rozdział historyczny zawsze jest. Książka J. Kokot nie wyłamuje się z tego standardu. Z tym że, w przypadku omawianej pozycji wprowadzenie nie jest zlepkiem  przypadkowo dobranych informacji, lecz jest to przemyślany i klarowny wykład ewolucji Gatunku – pokazanej przez ewolucje jego esencji, czyli Potwora. Od gotyckiego łotra dybiącego na cnotę egzaltowanej heroiny, aż po lesbijską wampirzycę z arcydzieła Le Fanu, historia horroru jest historią Istoty, która zagraża porządkowi świata. Albo uosabia inny, niesamowity porządek, niezrozumiały i obcy, w który uwikłani są bohaterowie gotyckich horrorów.   
Ów porządek świata, jest w pierwszej kolejności porządkiem przestrzeni. W utworach A. Machena jest to przestrzeń miasta, swoistej stolicy świata jaką na przełomie XIX wieku był Londyn. Miejska przestrzeń przesiąknięta jest niesamowitością, jest też obszarem zdegenerowanym i zniekształconym. Z miasta, jako tła do niesamowitych historii rezygnuje A. Blackwood, którego twórczością autorka zajmuje się w rozdziale drugim. Zdarzenia z tych opowieści rozgrywają się w nietypowych sceneriach dla angielskiego ghost – story, na przykład w kanadyjskiej głuszy (chociażby genialny „Rączy wilk” opublikowany onegdaj w zbiorku „Nie czytać o zmierzchu”).  Kokot słusznie zauważa, że podobne tło przestrzenne pojawia się w utworach amerykańskich romantyków (N. Hawthorne, W. Irwing). 

Kolejne rozdziały nie koncentrują się na tym CO zostało opowiedziane, ale JAK. „Konwencja opowieści zasłyszanej” to tytuł drugiej części książki. Konwencją taką zastosował Le Fanu w zbiorze „Przez ciemne zwierciadło” (który niebawem też będą miał przyjemność omówić) oraz  M. R. James, autor „Opowieści starego antykwariusza”. W „Strategiach narracyjnych cykli” autorka omawia już nie zawszę literaturę grozy w sensie ścisłym, sięga też po twórczość geniusza literatury kryminalnej A. Conan – Doyla, po czym powraca do utworów A. Blackwooda, by przejść do cyklu o Carnackim W. H. Hodgsona.

Uważam, że są to niezwykle ważne partie książki, dla każdego kto usiłuje pisać opowieści grozy. Dużo więcej dowiedziałem się o tworzeniu historii, kreowaniu świata, postaci, sytuacji, słowem – o opowiadaniu, właśnie z „W świetle...”, niż z jakiekolwiek „poradnika pisania”. Chcecie wiedzieć jak straszyć, elegancko i skutecznie? Przeczytajcie jak robili to mistrzowie. Precyzyjna wiwisekcja, jaką dokonała J. Kokot nie zabija przy tym magii tych opowiadań.  
„Od momentu powstania Dracula Stokera fascynował tak czytelników, jak i krytyków literackich”. Tak zaczyna się  kolejny rozdział książki. Cóż, ja na temat tej fascynacji mam odmienne zdanie, nieco różniące się od bałwochwalczego traktowania sztandarowej powieści Irlandczyka, jako arcydzieła. Nie zmienia to faktu, iż „Drakula” jest chyba najbardziej znanym (ze słyszenia przynajmniej) horrorem wszech czasów. Zarówno ten rozdział, jak i następny w którym wracamy do A. Machena, bada związki między światem przedstawionym mimetycznym i niemimetycznym. Jest to zagadnienie które fascynuje autorkę, i fascynacja ta udzieliła się mnie. 
Tytuł następnego rozdziału może nieco zdziwić. „Etyczny wymiar opowieści” zostaje przedstawiony na przykładzie „Łuczników” A. Machena. Opowiadanie to, to jeden z niewielu, o ile nie jedyny, przykład zależności odwrotnej, niż zazwyczaj zachodzi w literaturze fantastycznej. Fantaści na ogół korzystają z legend, aby tworzyć na ich kanwie swoje opowieści. Gdy jakiś czas temu przeczytałem „Inne światy”, przekonany byłem, że i z „Łucznikami” było podobnie. Słyszałem bowiem legendę o aniołach, które celnym deszczem strzał potrzymały natarcie niemieckiej piechoty. Potem z.... jakby to określić, z niemałym zdziwieniem, przeczytałem iż to opowiadanie stało się źródłem legendy, nie zaś odwrotnie! Co więcej, jak podaje angielska Wikipedia, po opublikowaniu tekstu do Machena zwróciło się szereg czytelników, którzy zażądali źródeł (opowiadanie zostało przecież napisane w stylizacji na relacje prasową) i nie mogli uwierzyć że autor żadnych źródeł nie poda.... bo przecież opisał on prawdziwą historię, a jego tekst przedstawia „fakty”. Etyczny wymiar tego zabiegu, jakim było publikowanie w momencie gdy do opinii publicznej w Imperium dotarło, iż wojna nie będzie lekka, łatwa i przyjemna, sprowadza się do pytania, czy Machen miał prawo do niego i kolejnego, po co w ogolę go zastosował? 
Pani Janina Kokot zabrała na w swoista wyprawę. Podroż po tajemniczym krainach, po historiach pełnych szaleństwa  i grozy, po kartach ksiąg zapomnianych ale i odkrywanych na nowo przez kolejne pokolenia fascynatów, kończy bardzo ważne i głębokie zdanie: „utwory gotyckie z przełomu XIX i XX proponują czytelnikowi nie grę ze strachem, jak ongiś określił Marek Wydmuch, lecz grę z rozmaitymi wariantami rzeczywistości”.
Literatura grozy, horror, opowieść niesamowita, z dreszczykiem, weird fiction ma straszyć? Może, czego nie, wszak nazwa zobowiązuje. Jednak nie to, zdaje się, jest najważniejsze. Fantastyka grozy i niesamowitości ma przed wszystkim FASCYNOWAĆ.  Literatura tego typu proponuje nam wyprawę poza obszary znane i bezpieczne, zerwanie zasłony rzeczywistości, pokazanie nam miejsc oraz zdarzeń magicznych, ale i groźnych. Wyklarowanie się literatury grozy na przełomie wieków w swojej dojrzalej formie, owo wkraczanie w dojrzałość artystyczną całego Gatunku, sprowadza się przede wszystkim do tego, a nie do wymyślania coraz to nowych metod straszenia czytelnika. 

J. Kokot, W świetle gazowych latarni. O angielskiej prozie „gotyckiej” przełomu XIX i XX wieku, Wydawnictwo Paweł Marszałek, Toruń 2013.

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawy artykuł. Cieszę się,że będzie Pan kontynuował ten cykl-old weirdman.

    OdpowiedzUsuń