Na polskim rynku wydawniczym powieści w klimatach
steampunka za dużo nie uświadczymy. Dosłownie kilkanaście tytułów wydanych w
ostatnich latach musi wystarczyć fanom tego niesamowitego gatunku fantastyki. Ostatnie, jakie przychodzą mi do głowy to: antologia Wolsung i dwa tomy Światów Solarnych
Jana Moszczyszyna. Mało tego, miłośnicy klimatów pary i wszelkich mechanizmów z
radością przyjmują nawet pokrewne steampunkowi pozycje, do których należy
powieść Iana Tregillisa „Mechaniczny. Wojny alchemiczne. Tom 1”. Z clockpunkiem
spotykam się pierwszy raz i już stałem się jego fanem. Najprościej mówiąc
zamiast dymiących machin napędzanych silnikami parowymi otrzymujemy świat,
gdzie trybiki i mechanizmy sprzężone z
alchemią, tworzą wyjątkowa wizję, chciałoby się powiedzieć, tak nowatorską.
Oczywiście, po przeczytaniu powieści można odnieść wrażenie, że Tregillis nie
pisze o niczym nowym, najwyżej ubiera niemal klasyczny temat znany z powieści
SF w nowe szaty. Myślę tutaj np. o wspaniałym Blade Runnerze Philipa K. Dicka.
O podobieństwach wspomnę poniżej. Pomimo tego odczucia, autor Mechanicznego robi
to wspaniale i porywa czytelnika do świata, który stworzył. Mechaniczny to
oczywiście powieść pełna przygody, akcji, szpiegów, zdrady, czasami nawet mroczna,
rozgrywająca się w alternatywnej Europie, gdzie Holandia za sprawą wynalazków,
jakimi są klakierzy, panuje nad światem, a przynajmniej jest najpotężniejszym
państwem, stojącym na skraju wojny z Francją, która jako jedyna opiera się Królestwu
Niderlandów. Cała historia ma korzenie w XVII wieku, gdy naukowiec i zegarmistrz
Christiaan Huygens tworzy pierwszego klakiera, mechanizm, robota(?) , który napędzany
jest mocą przekładni i alchemii. Armia klakierów wyrusza na podbój Europy i ją
podbija. Trzy wieki później rozpoczyna się
właściwa akcja naszej powieści.
czwartek, 29 września 2016
środa, 28 września 2016
Wojciech Gunia - Nie ma wędrowca.
BEZSENNE ŚRODY Z WIELKIM BUKIEM
Dobra opowieść grozy to nie tylko
strach wychylający się z każdej strony, czyhający w cieniach, ukryty w najmniej
spodziewanych miejscach, szepczący po kątach, wyzwalający ból brzucha i
tętniący puls w żyłach. To także siła naprawdę mocnego kontrastu, sztuka najmocniejszych przeciwieństw. Zło
przeciw dobru. Natura przeciw cywilizacji. Siły piekielne przeciw aniołom
nieba. Lodowata obojętność śmierci przeciw rozpalonym żywiołom życia,
miotającym się wokół. Chaotyczny świat martwych cieni przeciw pozornemu
porządkowi żywych. Przenikliwy chłód śnieżnej pustki przeciw rozpalonym industrialnym
piecom tartaku. I w końcu dojmująca samotność, największy pierwotny lęk przed
odosobnieniem przeciw ścisłej, pełnej tajemnic zbiorowości – ‘ja’ przeciw ‘my’,
istnienie przeciw nieobecności.
„Nie ma wędrowca” Wojciecha Guni to
właśnie groza tych przeciwieństw,
opowieść straszna i tragiczna zarazem, dotykająca konfliktu jednostki
skonfrontowanej z ciężarem koszmarów historii. Byt i niebyt spotykają się
pośród buchającym ogni pełnych trocin, pośród pokrytych lodem drewnianych bali,
w zapachu żywicy, potu i odwiecznej śmierci.
Cichy lęk przed nieobecnością
przeradza się w paniczne przerażenie, w niezbywalne przekonanie, że każde
miejsce, z którego spuścimy wzrok, momentalnie zostanie pochłonięte przez
ciemność, której nie odgonią już nawet nasze pełne lęku i nienawiści
spojrzenia.
Do odosobnionego w pustych, leśnych przestrzeniach tartaku przybywa
wędrowiec. Spragniony samotności mężczyzna, szukający istoty życia po wielkiej
stracie, uznaje, że miejsce zwane Bazą, pośród obcych ludzi i opustoszałych
baraków będzie dla niego idealną przystanią na jakiś czas. Zostaje nocnym
stróżem, jak się okazuje następnym z kolei, ale on nie zamierza poddać się
tajemniczym opowieściom, czy miejscowym zabobonom. Coś jednak dostrzega pośród
cieni, coś słyszy, coś pojawia się w kącikach oczu. Nadchodzi zima, a wędrowiec
znikąd odkrywa kolejne
wtorek, 27 września 2016
Aleksandra Zielińska - Bura i szał.
BURA
I SZAŁ
„Nie
wszyscy mieliśmy idealne dzieciństwo.
Często
najgorsze rzeczy spotykają nas ze strony najbliższych ludzi.”
Aleksandra
Zielińska
Po
raz pierwszy na naszym blogu prezentuję książkę, która nie jest horrorem,
kryminałem czy fantastyką. Jednak po jej
przeczytaniu, nie mogłam się oprzeć i muszę napisać choć kilka zdań.
Przyznam,
że jeszcze nie zdążyłam przeczytać debiutanckiej powieści Aleksandry
Zielińskiej „Przypadek Alicji”. Książka stoi na półce i czeka, z pewnością
sięgnę po nią w najbliższym czasie.
Za
„Burę i szał” chwyciłam z ogromną ciekawością, skuszona świetnymi opiniami
wśród osób, które już miały okazję ją przeczytać.
Małą
wioską wstrząsa burza, jakiej nie było od lat. W strugach deszczu idzie Bura,
dziewczyna, o której wszyscy zapomnieli: niebezpieczna, chora i nadwrażliwa.
Bura niesie ze sobą tajemnicę, cały czas żyje w lęku i niespodziewanie wraca do
domu rodzinnego, by rozliczyć się z przeszłością.
poniedziałek, 26 września 2016
Eva Pohler - Purgatorium. Wyspa tajemnic.
Hortense Gray jest psychologiem eksperymentalnym.
Ratuje życie, ale ceną, jaką trzeba za to zapłacić, jest... śmiertelne
przerażenie.
Siedemnastoletnia Daphne Janus nie może uwierzyć, że
rodzice pozwalają jej jechać z najlepszym przyjacielem na wakacje. Tak naprawdę
pobyt w pięknym kurorcie na niewielkiej wyspie u wybrzeży Kalifornii to
ostatnia, desperacka próba ocalenia dziewczyny.
W miejscu tym są przeprowadzane eksperymentalne
terapie dla osób ze skłonnościami samobójczymi. Początkowo niekonwencjonalne
zajęcia są ekscytujące — duchy w pokoju, awaria windy, przygoda podczas
wycieczki kajakiem — to wszystko robi wrażenie. Ale kolejny dzień przynosi nowe
wyzwania... Gdy podczas jazdy terenowej dziewczyna odłącza się od grupy,
rozpętuje się istne piekło. Daphne zaczyna zastanawiać się, czy rodzice wysłali
ją na wyspę po to, by jej pomóc, czy też aby ją ukarać.
Fantastyka do kwadratu. „Światy Dantego” Anny Kańtoch.
Fantastyka
do kwadratu. „Światy Dantego” Anny Kańtoch.
Lojalnie uprzedzam: nie
umiem, nie lubię i nie powinienem pisać recenzji, szczególnie książek polskich
autorów. Jeśli pochwalę, wyjdę na
obrzydliwego lizusa, jeśli zganię, to mój tekst może zostać odebrany jako próba
dezawuowania pracy lepszych i mądrzejszych. W przypadku prozy Anny Kańtoch
czuję się rozgrzeszony: inna liga, do której ja nigdy się nie dostanę. Więc
chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie pomyśli, że recenzując „Światy Dantego”
będą starał się załatwić jakeś swoje osobiste interesy.
Mam też inny cel, który przyświeca mi gdy
pisze niniejszą recenzję –być może spisując swoje wrażenia i oceny zrozumiem
paradoks tej książki. Otóż podoba mi się ona niezwykle, jestem dosłownie
zachwycony zebranymi w niej
opowiadaniami, lecz w niemal każdym tekście widzę pewne wady. Jednak
wszelkie zgrzyty, błędy, jakieś drobne (lub nie) potknięcie nie przeszkodziły
mi w czerpaniu przyjemności z lektury a nawet – w pewnym sensie – ją uatrakcyjniły.
Może na zasadzie kontrastu, na tle wad zalety dobrej
prozy wręcz olśniewają.
sobota, 24 września 2016
Przeklęci ci, którzy Boga w sercu nie mają. Tomasz MordumX Siwiec
Przeklęci ci, którzy Boga w sercu nie mają.
Kościelny
minął wielką, posępną bramę suskiego kościoła i niosąc niewielki pakunek, udał
się w stronę plebani. Ostrożnie przekroczył wysoki próg, a następnie skierował
się korytarzem w prawo. W ponurym pomieszczeniu przywitał go zniecierpliwiony
ksiądz proboszcz.
- Myślałem,
że już się nie doczekam! - warknął, wyjmując zza sutanny ostry nóż.
- To nie
takie proste, ukraść niemowlaka. - odparł, zdyszany kościelny. - Najpierw muszę
znaleźć adres nieochrzczonego dziecka, który mi ksiądz wskazał, a potem na
spokojnie przyczaić się do ataku.
- Sucha
Beskidzka to aż tak wielkie miasto, że rodowity mieszkaniec musi szukać ulic? -
zapytał proboszcz z ironią w głosie.
- No nie,
ale te odnogi typu; Zasepnica, Sumerówka, Smolikówka czy...
- Milcz
błaźnie. – skarcił go, wyrywając mu z rąk niewielki, czarny worek.
Ksiądz
rozsupłał węzeł i wyciągnął ze środka kilkumiesięczne niemowlę. Jego usta były
zaklejone czarną taśmą klejącą. Położył dziecko na stole, a następnie zdjął z
niego kolorowe ubranko.
- Sami
bezbożnicy z tych suszan – zaczął, przystawiając ostrze noża dokładnie w serce
malca – Musimy dbać o mieszkańców Suchej, aby nie zeszli na złą drogę.
Najlepiej od razu sprawdzić co im w duszy gra. Ten nie był ochrzczony, zatem
diabeł się już nim pewnie interesuje. - mruknął, zagłębiając ostrze w
delikatnej skórze. Gęsta, czerwona krew trysnęła mu na twarz. Ksiądz oblizał
się smakowicie, rozkroił klatkę piersiową, a następnie odsłonił bijące jeszcze
serce dziecka.
- Widzisz
coś? - szepnął do kościelnego.
Kościelny
przyświecił sobie latarką, ale po chwili pokręcił przecząco głową:
- Nie. Ten
nie ma Boga w sercu.
- No ja też
go nie widzę, zatem kolejnego grzesznika mniej.
Ksiądz
schował pod sutannę zakrwawiony nóż, a następnie wziął martwego malca na ręce i
otworzywszy okno, wyrzucił go na podwórko. Po chwili z zewnątrz dobiegł ich
warkot psa, a potem odgłos rozrywanej skóry oraz głośne przeżuwanie ludzkich
chrząstek i mięsa.
To był
porządny pies. Nazwał go Połykacz Grzechów i przynajmniej raz na jakiś czas
dostarczał mu solidną porcję ludzkiego zepsucia. Jako gospodarz parafii czuł
się w obowiązku dbać o dusze swoich poddanych. Znał przecież adresy, gdzie nie
przyjmowano go po kolędzie, zatem miał ułatwioną sprawę, jeżeli chodzi o weryfikację
dobrych parafian.
Bo to było
dobre miasto. Tutaj nie mógł zagnieździć się Szatan. Już on
o to zadba – pomyślał, udając się na zasłużony wypoczynek.
o to zadba – pomyślał, udając się na zasłużony wypoczynek.
wtorek, 20 września 2016
Jack Ketchum - Zabawa w chowanego/frg.
1
Jeden
Nie ufam znakom,
ale myślę, że od razu można poznać, kiedy nadciągają kłopoty.
I choć brzmi to
jak kompletna bzdura, musicie uwierzyć mi na słowo.
Harowałem przy
układaniu kantówek dwa na cztery cale; trzeba było zdjąć ze sterty jakieś osiem
stóp na pęk. Już niemal kończyliśmy obwiązywać kolejny, ale wtedy zauważyłem
jeszcze kilka drewnianych listewek wyglądających na niezbyt podniszczone i
wlazłem, by je pozdejmować. Gdy, stojąc na stosiku, chwyciłem najbliższą, pękł
stalowy kabel, którym go opasaliśmy. Rozległ się dźwięk, jakby ktoś z bicza
strzelił. Niemal, cholera, urwało mi łeb. I, rzecz jasna, straciłem równowagę.
Zleciałem z wysokości dziesięciu stóp na żwir, obsypany deszczem ciężkiego
drewna.
Ani draśnięcia.
Miałem szczęście.
niedziela, 18 września 2016
COPERNICON 2016 - Relacja.
COPERNICON
2016
Dotarłem
do Torunia w pierwszy dzień konwentu, dość późno, zegar na wyświetlaczu auta
wskazywał godzinę dwudziesta. Oczywiście nie obeszło się bez problemów. Nawigacja
w samym mieście dostała kota i pod hotel Kopernik dotarłem praktycznie na
czuja. Po rozłożeniu gratów wraz z Krzyśkiem „Korsarzem” Bilińskim („Okolica
Strachu” i „Misterium Grozy”) i Maćkiem Lewandowskim ruszyliśmy w stronę
starówki, tam spotkaliśmy się z Simonem Zackiem i po zapoznaniu się z toruńskimi
pubami, znalazłem się w hotelu około trzeciej w nocy. Zaczęło się obiecująco,
choć nie dla rozrywek przecież przyjechałem do miasta utożsamianego z Mikołajem
Kopernikiem.
wtorek, 13 września 2016
Robert Cichowlas - Wylęgarnia.
To moje drugie zetknięcie się z serią CITY szczecińskiego Wydawnictwa FORMA i jakże udane. Robert Cichowlas i jego
opowiadania zamknięte w zbiorze pt „Wylęgarnia” to gratka dla miłośników, chciałoby powiedzieć się
tradycyjnego horroru. Horroru spod znaku Mastertona, Herberta, a nawet Guya N.
Smitha.
To zbiór trzynastu opowieści pełnych duchów i szaleńców,
wątków nadnaturalnych ale i pokazujących mroczną duszę człowieka. Tradycyjnie ,Cichowlas nie stroni od seksu i „barwne przygody” bohaterów dość dosadnie
opisuje, co akurat w stylu i klimacie zamieszczonych opowiadań sprawdza się
świetnie. To opowieści, gdzie bohaterowie nie są idealni, a zakończenia niektórych
historii ukazują ich w zupełnie innym świetle. Tak naprawdę zebranym tekstom
nic nie brakuje, mało tego, dawno nie czytałem tak równego pod względem jakości
zbioru, choć sama książka została wydana w 2013 roku. Nie będę opisywał każdego
opowiadania, bo mija się to z celem. Wspomnę o dwóch moich ulubionych.
Erika Swayer - Księga wieszczb.
„Coś łapie mnie za włosy i ciągnie,jakby chcąc
wyrwać je z korzeniami.
Podmuch powietrza mnie oślepia….
Woda mnie spowalnia,a uścisk jest mocny.”
Wielkimi krokami zbliża się jesień, a to dla
większości miłośników książek oznacza więcej czasu na czytanie. Sami
przyznacie, że ta pora roku jakoś najbardziej pasuje do tego, aby zanurzyć się w
długo oczekiwane lektury, które mam nadzieję, podczas lata zwiększyły zawartość
Waszych kolekcji.
Dlatego też zapraszam Was do zapoznania się z
debiutancką powieścią Eriki Swyler.
Simon Watson, młody bibliotekarz, mieszka samotnie w
domu, który powoli osuwa się do zatoki Long Island. Jego matka utonęła w jej
wodach, a młodsza siostra Simona, Enola, uciekła do cyrku.
Pewnego czerwcowego dnia, Simon dostaje tajemniczą
starą księgę – uszkodzony przez wodę i nadwątlony przez czas dziennik
właściciela wędrownego cyrku z końca osiemnastego wieku. Odnotowano w nim
dziwne, magiczne zdarzenia – w tym utonięcie cyrkowej syreny. Od tego czasu w
każdym pokoleniu w rodzinie Simona tonie „syrena”. Zawsze dwudziestego
czwartego lipca. Ten dzień zbliża się wielkimi
krokami…
Czy nad rodziną Simona ciąży klątwa i co to ma
wspólnego z księgą? Czy Simonowi uda się rozwiązać zagadkę na czas i uratować
Enolę?
niedziela, 4 września 2016
Miroslav Zamboch - Sierżant.
Fabryka Słów rozpoczyna Rok z Zambochem. Cóż to
takiego? Fabryka wznawia kilka powieści czeskiego autora i wydaje premierowo „Wojnę
absolutną” w nowej, spójnej szacie graficznej. Ktoś mógłby psioczyć - znowu
wznowienia. Jednak wg mnie to świetny ruch, ponieważ dotychczasowe książki nie
trzymały spójnej szaty i nawet te dwutomowe zbiory opowiadań, tak bardzo się od
siebie różniły, że powiedzmy szczerze – wyglądało to słabo. Teraz Zamboch
prezentuje się naprawdę świetnie i zebrana cała kolekcja bardzo fajnie będzie wyglądać na półkach każdej biblioteczki.
Na pierwszy ogień poszedł „Sierżant”. Opowieść
niezwykła w dorobku autora, ponieważ łączy ze sobą klimat powieści wojennej
rodem z okopów Wielkiej Wojny, steampunka pełnego parowych machin i typową
historię fantasy z popularnymi magicznymi artefaktami.
Bohaterem książki jest Lancelot, sierżant batalionu
zwiadu Jej Wysokości. Kompania Zwiadowcza 17 Batalionu Sił Szybkiego Reagowania
Królestwa, to jednostka, do której nie trafia się w nagrodę, a za karę. To
karny batalion, który rzucany jest w najgorszą żołnierską robotę. Przeniesieni
w okolice miejscowości Joudzou, gdzie podczas zwiadu znajdują stare okopy, których ziemia
usłana jest szczątkami dawnych obrońców. Z pozoru rutynowy zwiad przeradza się w
potyczkę z wrogiem.
sobota, 3 września 2016
Tomasz Czarny - WYWIAD.
Cześć Tomek. Spotkaliśmy
się na Polconie, ale jakoś tak wyszło, że nie mieliśmy czasu dłużej
porozmawiać. Strasznie zabiegany tam byłeś. Brałeś udział w kilku panelach.
Który Twoim zdaniem był najciekawszy?
Tomasz Czarny: Witaj
Sebastian. Wszystkie one były bardzo ciekawe, ale niestety nie udało mi się być
na wszystkich. Dla mnie osobiście chyba najciekawszy był ten czwartkowy, na
którym zasiadłem obok Edwarda Lee i Jacka Ketchuma, panel pt. „Polski horror na
tle grozy światowej”. Omawialiśmy tam teraźniejszą kondycję rodzimego horroru i
to, czemu tak trudno przebić się naszym pisarzom na zachodzie, w ogóle za
granicą, jakie mogą być tego przyczyny.
O właśnie? Jakie?
Polski horror ma słabe szanse
przebicia, głównie z tego względu, że rynek amerykański jest już bardzo
nasycony. Tam tradycja horroru sięga już dobre kilkadziesiąt lat jeśli nie
więcej, jest tam sporo wydawnictw wydających tylko i wyłącznie horror i jeszcze
więcej pisarzy trudniących się pisaniem tego odłamu literatury. Za tym
wszystkim stoi niezła promocja i marketing, choć obecnie horror nie sprzedaje
się już w takim stopniu jak kilkanaście czy chociaż kilka lat temu. Jest tam
tylu twórców, działaczy, portali itd. że dziwne byłoby to, że tamte środowisko
i czytelnicy musiałoby posiłkować się prozą z zewnątrz. Poza tym nasz horror
jest bardzo specyficzny, właśnie dlatego, że jest nasz, swojski. Jedynym wyjątkiem jest może Ania Ahlborn,
która urodziła się w Ciechanowie i jej proza jest po prostu wyborna. Nie wiem
czy ma jeszcze jakieś związki z Polską, wiem natomiast, że jej pierwsza powieść
pt. „Seed” była wydana jako self-publishing. Okazała się tak wielkim sukcesem,
że pisarka podpisała bardzo korzystny kontrakt i w ciągu kilku lat stała się
prawdziwą gwiazdą, a jej powieści były recenzowane m.in. przez Publishers
Weekly, New York Daily News czy New York Times. Dowodzi to, że można i wszystko
jest możliwe.
Subskrybuj:
Posty (Atom)