poniedziałek, 16 czerwca 2014

Opowiadanie nr.1 Piotr Borowiec "Czwarte użycie noża" -2 miejsce w konkursie HORROR NA DEBIUT




Nóż powracał, ciągle. Nie miało znaczenia kto fizycznie ściskał trzon, jeśli tylko głownia wdzierała się w ciało, rwała tkanki, przecinała aorty, miażdżyła kości, to popychała je nienawiść. Anna zrozumiała to w końcu, jak już było ewidentnie za późno.  Na cokolwiek innego.  
Być może za późno było już wtedy, kiedy wychodziła za Drąga. Ona, nastolatka z dzieckiem, on, młodzieniec w wyrokiem. Uczucie hodowało się w niej powoli, wzrastało, za każdym jego uderzeniem, z każdą nocą kiedy przechodził po przepiciu całej wypłaty, z każdym jego wyzwiskiem. W takich chwilach wyobrażała sobie ciemną postać, istotę ulepioną  z dymu i furii, która zabija jej męża. Na rożne sposoby, we śnie (postać wbija siekierę w czoło, łózko pokryte krwią), przy śniadaniu (postać zaciska worek foliowy na głowie, Drągu kurczowo łapie powietrze),   wieczorami, gdy podpity oglądał telewizje (postać podrzyna mu gardło, pilot telewizora wypada z bezwładnej ręki).
Wyobrażenie stało się ciałem w noc, kiedy po raz pierwszy postanowiła się sprzeciwić.
- Dotknij mnie jeszcze raz, a ciebie zabije! – wykrzyczała tą groźbę, wiedząc, że jest żałosna. Drągu jedynie zaśmiał się.
- Ty? Szmato, nic nie potrafisz, tylko się nad sobą użalać!



Był na tyle trzeźwy, że mógł bić, na tyle pijany iż nie panował nad siłą uderzeń. Nie hamował się. Nie powstrzymywał. Nie zastopował nawet, w momencie, w którym Anna odpuściła. Przestała się czołgać w kierunku drzwi, prosić aby przestał, wołać o pomoc. Straciła już możliwość czucia czegokolwiek, prócz nienawiści.  Kopniaki wymierzone w twarz ustały dopiero, jak Drągu usłyszał metaliczny dźwięk noża podnoszonego ze zlewozmywaka.
 Anna przez lata dodawała kolejne szczegóły do postaci. Czarne, długie palce, pojawiły się w tym roku, w którym po raz pierwszy wylądowała w szpitalu. Smukłe i wąskie ręce, jak gałęzie usychającego drzewa, dodała wtedy, gdy usłyszała że jest kurwą. Twarz składającą się z zębów  i ciemności wyobraziła sobie w tej chwili, w której Drągu oznajmił, że jak już z nią skończy, to zabierze się za bachora.
Istota była więc kompletna, materializując się przed mężem, po to, aby wbić nóż, ten największy, ten do mięsa z kością, głęboko w klatkę piersiową. Drągu padł na ziemie, a  dym i furia rozpłynęły się.
Anna pełzła w kierunku telefonu. Zdołała wybrać numer pogotowia, jednak nie mogła wyartykułować zgłoszenia. Basia, jej ośmioletnia córka dopiero w tym momencie zeszła ze schodów, gdzie wcześniej obserwowała całe zajście.
- Proszę przyjechać, pomóc mamusi. Tatusia też trzeba zabrać.
Postępowanie zakończyli jeszcze przed jej wyjściem ze szpitala. Powiadomił ją o tym prokurator:
- Ja bym dał pani medal. Jednak nie mogę, a jedyne co możemy , to umorzyć śledztwo wobec faktu, iż działała pani w warunkach obrony koniecznej – prokurator miał na imię Mateusz. Uwielbiał książki, rozwiódł się dwa lata wcześniej, opieka nad Basią sprawiała mu przyjemność i rok później został jej mężem.
  Nienawiść gasła w Annie bardzo powoli. Po śmierci ojca Basia zamknęła się w sobie, z małomównego dziecka wyrosła na milczącą nastolatkę. Razem z nią dojrzewał w niej mur nieufności wobec świata i ludzi. Fundament miał mocny, dzieciństwo w patologicznej rodzinie, upiorna śmierć ojca, więc nic nie mogło go przebić. Psychicznej bariery nie zniosła ani miłość matki, ani serdeczny stosunek ojczyma. Siniaki i stłuczenia zagoiły się szybko, rana głęboko w niej nie zabliźniła się nigdy. 
  Anna nie mogła więc szybko pozbyć się nienawiści, stanowiła ona obowiązek, tak długo, jak długo widziała krzywdę dziecka. Czas jednak okazał się silniejszy. Gdy kolejne lata wygaszały odrazę, gniew i poczucie krzywdy, postanowiła ona opowiedzieć mężowi o  nocy podczas której zginął Drągu. Musiała to zrobić, zanim zapomni i o tym.  Mateusz nie przerywał jej, uważnie wysłuchał do końca.
- Aniu... skarbie... przecież zeznałaś że to ty zbiłaś tego gnoja jak cie katował, i to ty wytarłaś odciski palców zanim przyjechało pogotowie. Teraz opowiadasz mi o demonicznym obrońcy stworzonym siłą woli. To była halucynacja, efekt urazu głowy, albo projekcja twojego poczucia winy.
- Basia też go widziała. Spytaj jej!
- Kotuś, od tej dziewczyny nie można wydusić więcej jak dwóch zdań na tydzień, a ty chcesz żebym wypytywał o najgorszy koszmar z dzieciństwa?
  Nie uwierzył jej, trudno. Nie miało to znaczenia, liczył się sam fakt, iż opowiedziała o tej nocy. Zresztą, Mateusz musiał uwierzyć już tydzień później.
  Anna wtedy wróciła się z pracy po dwóch godzinach. Kierownik zmiany poprosił ją o przywiezie dokumentów zostawionych w domu.  Słyszała łomot uderzeń i wrzask Mateusza, jeszcze zanim otworzyła drzwi. Tym razem postać zjawiała się wyraźniejsza niż poprzednio, dym bardziej skondensowany, furia czystsza. Istota starała się dostać do zamkniętej łazienki. Nóż zataczał szerokie łuki, opadając na drzwi. Drewno pękało, długie szczapy spadały na  brązowe kafelki.
- Odejdź – krzyknęła Anna – Odejdź! Czego od niego chcesz?! Ja już nikogo nie nienawidzę!
  Istota rozpływała się powoli, jakby z niechęcią. Odchodziła jednak, ociężale ale posłusznie,  czarność palców i  smukłość rąk znikała. Nóż uderzył o podłogę. Kobieta podeszła do drzwi.
- Mateusz? Wszystko w porządku?  Otwórz.
- Ania.. Ania! Co to było? Jezu Chryste, skąd to się wzięło – drżał cały, wciśnięty w róg między pralką a wanną. Widok na swój sposób komiczny.
  Anna pobiegła szybko do pokoju córki, pokonując dwa stopnie naraz, potykając się. Basia leżała skulona, w pozycji płodowej. Gęste włosy zasłaniały twarz. Chciała zdusić szloch, wgnieść go w poduszkę z Helo Kitty, wcisnąć w różową kołdrę.
- Basiu, nic ci ni jest?
- Odesłałaś go! - dziewczyna odpowiedziała, ku zaskoczeniu matki.
- Widziałaś?
- Nienawidzę was wszystkich, ciebie, jego! Siebie też.
- Basiu, nie mów tak, kochanie... - ani przytulenie córki, ani czułe głaskanie nie pomogło. Szloch wziął ją w całości, zagarnął, nie oddając Basi już nigdy. Nikomu.
  Najbliższe dni przepełniło milczenie.  Mateusz unikał wszystkich. Basia zamknęła się w pokoju. Anna zastanawiała się dlaczego postać pojawiła się ponownie. Musiała być przyczyna, jednak pozostawała ona tajemnicą. Kobieta martwiła się też,  jak ich rodzinę poskładać znów w całość. Niepotrzebnie.
Znaleźli ją w swoim łóżku, na materacu ciężkim od krwi. Patolog powiedział, że nie widział jeszcze samobójcy, który z taką wściekłością dokonywałby samookaleczenia. Zmasakrowała ręce, dłonie niemal odrąbała od nadgarstków. Ich córka naprawdę chciała się zabić.
Przygotowania do pogrzebu, czas oddzielnego dryfowania.  Anna i Mateusz nie potrafili patrzeć sobie w oczy, przebywanie razem stało się nie do zniesienia. Żadne z nich nie odważyło się otworzyć pokoju dziewczyny. W całym domu unosił się słodkawy zapach otwartej, głębokiej rany, tam właśnie najmocniej wyczuwalny.  
W dzień po ceremonii zadzwoniła koleżanka Mateusza z prokuratury. Prosiła o dyskrecję. Obiecała, że wyjaśni cel spotkania.  Zapewniła, iż jest to istotne. Zaproponowała spotkanie w jej domu.
- Pani mąż mnie prosił, abym tego nie mówiła, na razie. Ja go rozumiem, ale na pani miejscu chciałabym wiedzieć. Basia zmarła w szóstym tygodniu ciąży. Pół roku temu skończyła piętnaście lat, nie możemy stwierdzić gwałtu. Nie po takim czasie, nawet jeśli się zdarzył. Na razie nie ma podstaw do wszczęcia postępowania przygotowawczego. Trwają czynności sprawdzające.
            Anna przez dwie sekundy nie pojmowała znaczenia usłyszanych słów. Nie układały się one, z początku, w sensowny tekst, mający treść, posiadający znaczenie. Prokurator mówiła dalej.
-        Nie wiemy kto był ojcem... Przypuszczamy że to efekt jakiejś gimnazjalnej miłostki.  To byłby też motyw samobójstwa.
            Anna wstała, wyszła bez słowa pożgania, lekko zataczając się. Przez całą drogę walczyła z mdłościami. Nie myślała o niczym.
            Od wejścia przywitał ją zapach krwi. Wydawał się silniejszy niż wcześniej. Przy drzwiach do pokoju Basi stał się nie do zniesienia, namacalny, lepki i duszący. Anna zwymiotowała na posadzkę. W końcu  mdłości ustały, dopiero wtedy weszła do środka.
            Wszystkie nastolatki prowadzą pamiętniki. Szczególnie te, które od samych narodzin są krzywdzone, dla których ból jest równie pospolity, co powietrze. Anna tez prowadziła swój, zapisując to co czuje, gdy kolejny facet jej matki wprowadzał się do ich domu. Przestała pisać, w momencie, jak zeszyt znalazł  Drągu. Pijany, z szyderczym śmiechem oddał mocz na pieczołowicie zapisane kartki. Basi pamiętnika nie odnalazł nikt. Na razie.
            Ukryła go w banalnym miejscu, wcisnęła za szafę.
            Z początku były to infantylne zapiski dziesięciolatki. Te fragmenty nosiły jeszcze piętno traumy jaką ją spotkała z powodu ojca, i jego śmierci. Na kolejnych stronach był to skrupulatny dziennik bardzo dojrzałej dziewczyny kończącej podstawówkę. Ostanie fragmenty, rzadkie i chaotyczne, wypełniała rozpacz, jaką pewnie czują wszystkie kobiety regularnie gwałcone  przez ojczyma.  Czytając końcowe strony Anna pomyślała, że powinna płakać. A potem pomyślała że to głupie, tanie i tandetne. Potem nie myślała już nic. Przychodzi do mnie jak matka jest na nocnej zmianie. Nie daje tych leków i wszystko pamiętam. Mówi że mnie kocha i że jestem piękna i ze nie jestem jego córką i że tak możemy. Brzydzę się sobą. Ja chce żeby umarł. Tak chciałam żeby umarł, że obrońca który zabił ojca przyszedł go też zabić. Matka wiedziała jak go stworzyć ja tez widziałam. On do mnie przyszedł jak matka pojechała, wtedy go zaatakował obrońca. On uciekł do łazienki wrzeszczał ja się cieszyłam. Wtedy przyszła matka i odesłała obrońce. To straszne jak chciałam aby umarł to obrzydliwe.
            Anna   zamknęła zeszyt, odłożyła go na biurko. Nie zaniesie go na Policje, nie rzuci nim Mateuszowi w twarz. Było już za późno na cokolwiek innego, niż tylko na ponowne użycie noża.  Tego samego który uratował jej życie, gdy katował ją Drągu. Tego samego który nie zdołał odebrać życia Mateuszowi. Tego samego, który odebrał życie jej córce. Zawsze jedno i to samo ostrze, potężne, masywne, tkwiące na swoim miejscu, w drewnianym uchwycie na stojaku w kuchni. Czekające na kolejne użycie.
            Schodząc na dół spojrzała na zegar w korytarzu. Za dziesięć minut wróci Mateusz. Będzie musiała się pilnować, narzucić ścisłą samodyscyplinę aby przez ten czas nie myśleć o ciemnej postaci z dymu, o jej furii i smukłych palcach. Nie potrzebuje go, bo jest silna. Jej nienawiść dojrzała, skrystalizowała się w niej, stężała. Jest silna.
            Tym razem może zrobić to własnoręcznie.
                        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz