piątek, 9 grudnia 2016

Przepraszam, ale o kim mowa?


Piotr Borowiec
Przepraszam, ale o kim mowa?



Od dwudziestu pięciu lat czytam szeroko rozumianą literaturę grozy. Nie tylko klasykę. Pierwszym horrorem, jaki przeczytałem było coś Kinga, bodajże Christine. Dość szybko odkryłem starocie, wszelakie Opowieści z dreszczykiem wydrukowane w zeszytach Nie czytać o zmierzchu. I faktycznie, archaiczne opowieści niesamowite stanowiły i stanowią nadal podstawę mojej duchowej diety. Nie dziwi chyba fakt, że z dumą uważam się za „target” serii Biblioteka Grozy wydawnictwa C&T.  Nie zmienia to innego z kolei faktu, iż wszelki horror, nie tylko ten przykryty grubą warstwą patyny i śniedzi, kocham całym swym czarnym sercem. Dlatego też od dwóch lat współpracuję z niniejszym blogiem. Ku chwale horroru. Każdego. I tego który tkwi głęboko w lochach Zamczyska w Otranto, i tego który wyszedł z trzęsawiska wraz z ludźmi z bagien.

Innymi słowy, kocham i straszne starocie, i koszmarną współczesność. Jak każdy, ale to każdy fan którego spotkałem czy to na Kfasonie, czy na konferencji Światy Grozy, czy wirtualnie, w Internecie. Fanatyków szeroko rozumianego horroru lubię i rozumiem, czuję z nimi pokrewieństwo duchowe sam takim jestem jednym z nich, podobnie jak dwójka redaktorów Carpe Noctem, którzy uraczyli nas ostatnio swoim podkastem o klasyce i nostalgii- link do audycji. O ile kwestie dotyczące nostalgii można by określić  jako trafne lub nie, o tyle to, co „karpie” wygadują o fanach klasyki woła o pomstę sił piekielnych.
Nie bardzo rozumiem co redaktorzy, świetnego wszak portalu, chcieli osiągnąć nagrywając swoją audycję. W sumie już w drugiej minucie Michał Rakowicz mówi „chciałbym uciąć coś, co czasem potocznie jest określane jako klasyka (…) czyli najkrócej rzecz ujmując  przez klasykę my pojmujemy całą literaturę która ukazała się przed – umownie – rokiem 1960”. Nie podejmuje się tutaj próby dociekania, o co Michałowi tak naprawdę chodziło. Zaiste, intencje redaktorów CN po pierwszym przesłuchaniu nagrania pozostały dla mnie równie niejasne, jak po każdym kolejnym.
Faktycznie, gdyby Michał i Agnieszka skupili się na analizie pojęcia klasyka, mógłby powstać interesujący i wartościowy podkast. Ale nie, niewiele o klasyce się słuchacz dowie, sporo natomiast usłyszy o fanach archaicznej literatury grozy i recepcji tejże. Szkoda, naprawdę szkoda. Bo faktycznie, czy wszystko, co ukazało się sto lat temu ma wysoką wartość artystyczną? Moim zdanie nie. A czy zasługuje przez to na zapomnienie? Moim zdaniem nie. Warto pamiętać, że klasyka literackiego horroru to nie tylko tradycja literatury wysokoartystycznej, to też spuścizna okropnej pulpy. Między tymi dwoma biegunami, reprezentowanymi przez O. Wilde’a z jednej strony, a szmatławymi „penny dreadfuls” z drugiej istnieje cała masa „rzeczy po środku”, nieraz szalenie interesujących. E. F. Benson to też klasyka? Warto zajmować się nędznymi imitacjami Radcliff i Walpole’a? Czy współczesnego czytelnika mogą te rzeczy zainteresować? Owe pytania nie dość że pozostają bez odpowiedzi, to nawet tak naprawdę w audycji nie padają!
Oczywiście, nie zirytowało mnie to, co nie zostało powiedziane. Tylko zasmuciło – ot, zmarnowana szansa na zrobienie czegoś wartościowego. Pal diabli, że Carpe Noctem jedynie prześlizgnęło się po tematach naprawdę istotnych. Problem tego podakstu tkwi w tym, że Agnieszka z Michałem stworzyli dziwaczny konstrukt „fana starej literatury grozy”. Który ma się nijak do rzeczywistości. Ja przepraszam, ale o kim mowa w tym nagraniu? Może mi ktoś wyjaśnić?
Redaktorzy CN powołują się na jakieś enigmatyczne „dyskusje”, zapewne na forach lub stornach internetowych. W tych sieciowych dysputach, fani „klasyki” mają  twierdzić – tu dosłowny cytat – „że literatura uznawana za klasyczną (…) bardzo często [jest stawiana w] opozycji – stare równa się wartościowe, nowe to popłuczyny po Kingu (…) nie warte uwagi”. Trzecia minuta, czterdziesta ósma sekunda nagrania.
Przez ostanie trzy lata byłem na dwóch konwentach, dwóch Kfasonach i jednej konferencji poświęconej horrorowi. Codziennie przeglądam sieciowe dyskusje. Czytam i piszę publicystykę dotyczącą grozy. Prowadzę profil na portalu społecznościowym poświęcony właśnie klasyce. I na palcach jednej ręki mógłbym policzyć wypowiedzi, które potwierdzałyby wyżej przytoczoną tezę. Dostało się również „polskiej grozie wiejskiej” która jest „pokłosiem popularności Stefana Dardy”. Ciekawe o której z ostatnio wydanych pozycji Michał mówił? Gajka, Mori czy Guni?
„W dawnych czasach powstawało bardzo dużo literatury słabej”, mówi nam Michał. Nie mogę się nacieszyć, że redaktor CN to odkrył. Bowiem wszyscy inni zainteresowani tematem to już wiedzą. Co więcej, fani klasyki są wobec klasyków nieraz bardzo krytyczni. Wystarczy spojrzeć na opinie o poszczególnych tomach  Biblioteki Grozy. Spory o Biały lud Machena. Odbiór opowiadań W. H. Hodgsona. Nie cierpię stosowania stereotypów wobec fanów horroru – każdego horroru – a w taki stereotyp zostali wepchnięci wielbiciele archaicznej literatury grozy.
Z kolei Agnieszka, w szóstej minucie i trzydziestej sekundzie żali się że „nie wypada o tej [klasycznej] książce mówić źle”. Bzdura. Ostatnio, na grupie dotyczącej literatury grozy ktoś umieścił wypowiedź krytyczną wobec Lovecrafta. I – o zgrozo – nie  nastąpił żaden publiczny lincz. Owszem, większość osób się z tym nie zgadzała, ale sama wypowiedź została potraktowana poważnie i bez jakiegoś zadęcia w stylu „bo nie wolno”. Ktoś się przyznał że nie trawi Poe’go, ktoś że nie zmęczył Frankensteina. Ja sam nie kryje się z tym, że nie cenię Stokera – powieść Drakula jest przegadana, opowiadania słabe. I nikt mi dotąd wyrzutów, o których mówi Agnieszka, nie robił.
Nieprawdą jest też jakoby współczesny odbiorca ignorował wady uświęconych klasyków. Na jakiej niby podstawie redaktor portalu literackiego takie rzeczy twierdzi? Naiwność niektórych rozwiązań fabularnych arcydzieła Mary Shelley nie jest znana jedynie pani Bordzik i panu Rakowiczowi. Całość rozmowy aż wrzeszczy o podanie jakichkolwiek przesłanek, na podstawie których dyskutanci ogłaszają swoje racje.  Wielbicielom klasyki została „dorobiona morda” zacietrzewionych bufonów, którzy bałwochwalczo podchodzą do przedmiotu swojego uwielbiania a wszelką krytykę traktują jako zamach na świętość.
Nie istnieje żaden konflikt, żadna opozycja „stare wobec nowe”, w które zdają się wierzyć Michał z Agnieszką. Tutaj muszę sam we własną pierś się uderzyć. Swego czasu na portalu polskagroza.pl opublikowałem fatalny tekst Krew i flaki. Teraz rozumiem, jak zirytować musiał wielbicieli horroru ekstremalnego. Wszedłem w nim w podobne tony, co dyskutanci w omawianym podkaście. Dość – jakby to ładnie powiedzieć – bezkompromisową odpowiedź Tomka Siwca potraktowałem wtedy z pokorą, ale dopiero teraz doskonale ją rozumiem.
Zdaje sobie sprawę, że nie wszystko co „stare” równa się „wartościowe”. Zdaje też sobie sprawę, że uproszeniem jest stosowanie terminu „klasyczna literatura grozy” jako synonimu słów „archaiczna” czy „wiekowa”. Sam zresztą tak robię, na profilu KLG traktuję słowo „klasyczna” właśnie jako odpowiednik słowa „stara”. I chyba trudno mi się dziwić, bo jak miałem nazwać stronę? „Staroświecki horror literacki”? „Archaiczna literatura grozy”? Więc dałem „Klasyczna”, z premedytacją, wiedząc że i tak będę udostępniał czasem materiały o rzeczach w sumie o niskiej, albo żadnej wartości literackiej. I faktycznie, swego czasu zalinkowałem pulpową powieść gotycką, napisaną w okresie aktywności Kuby Rozpruwacza. Rzecz tak prostacką i durną, że G. N. Smith przy tym to Dostojewski. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś z ludzi odwiedzających stronkę traktował to na równi z „Portretem Doriana Graya” czy opowiadaniami Poe’go.

Owszem, istniej pewna grupa osób, które czytają klasykę i „klasykę”, a współczesny horror ich nie interesuje. Jednak z moich obserwacji wynika, iż stanowią oni mniejszość. Tak samo jak istnieje grupa czytelników Stevena Mastertona czy innego Edwarda Ketchuma, którzy nie sięgną po Howarda Philipsa Poego. I git. Jednak zdecydowaną większość  stanowią czytelnicy, którzy obok antologii Repliki  postawią na półce tomiki z Biblioteki Grozy – jak ja, czy redaktorzy Carpe Noctem. 

8 komentarzy:

  1. Nie słuchałem podcastu o którym wspominasz. Czy wysłucham? Na pewno nie. Dzięki Piotrze za ciekawy art. P.s. Jestem entuzjastą extreme horror-Twój tekst KREW I FLAKI nie zirytował mnie;rozumiałem Twój punkt widzenia,rozumiałem czemu wyciągnąłeś takie właśnie wnioski. Pozdrawiam-Krzysztof (old weirdman).

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Karpie ogólnie mają tendencję do wygłaszania sądów niepopartych żadnymi argumentami i z brakiem tego magicznego dodatku o treści "moim/naszym zdaniem". Taki monopol na prawdę, który brzmi naprawdę zabawnie w obliczu zerowych uzasadnień. Zauważyłem to w wielu podcastach, recenzjach czy samych komentarzach redaktorów CN na facebooku. Z pamięci: "to nie jest dobrze napisane" (dlaczego? Co to w ogóle znaczy "dobrze napisane"?) "King nie jest najlepszym pisarzem grozy na świecie" (To kto nim jest? Jak już coś rozstrzygasz, to zapodaj chociaż kontrpropozycję!). Nie wspominając już o wygłaszaniu opinii na temat książek, których nie przeczytali...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mhm. Godzinne podcasty. Recenzje na 2-3 strony A4. Zero uzasadnień. Same niczym nieuzasadnione opinie :)

      Usuń
    2. I czemu nie dodałeś/aś do swojego komentarza "moim zdaniem"? Masz monopol na prawdę? Nie podałeś też kontrpropozycji! Anie konkretnych argumentów ad rem. Wyczuwam niczym nieuzasadnioną opinię :v I tak. Trolluję, bo trudno jest polemizować z frustracją :v

      Usuń
  4. Myślisz, że robią podcasty nt pozycji, których nie przeczytali? O to bym ich nie podejrzewał. Zaś powyższa opinia odzwierciedla stanowisko, z którym już niejednokrotnie się spotkałem. Mi trudno się akurat w tym temacie wypowiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale właśnie się wypowiedziałeś i to bardzo niesympatycznie :)

      Usuń
  5. Kurcze, bardzo nie chciałem, aby moja polemika stała się platformą do wojny karpie kontra reszta fanów horroru. W swoim tekście odniosłem się do jednego podkastu, nawet nie całego lecz tylko pierwszej jego części, bo z uwagami dotyczącymi nostalgii zgadzam się… przynajmniej częściowo.

    Żeby było śmieszniej, ja Carpe Noctem bardzo cenię. Poważnie. Recenzje zawsze czytam, pokasty za każdym razem słucham – nawet jak coś mnie denerwuje, albo się nie zgadzam. Gdybym uważał CN za bandę dyletantów którzy – na przykład – szafują opiniami o książkach których nie czytali, to bym nie zadawał sobie trudu aby pisać tę cholerną polemikę. Wzruszyłbym ramionami, i zajął ciekawszymi rzeczami. Uważam, że karpie mają warsztat recenzencki na poziomie, którego inni mogą pozazdrościć. Więc w tym kontekście zarzut o wygłaszaniu opinii o książkach których się nie czytało, to z grubej rury, naprawdę. Mógłbyś podać jakieś argumenty?

    OdpowiedzUsuń