niedziela, 9 października 2016

POLCON 2016. Relacja

Minęło już sporo czasu, a u nas nie pojawiła się relacja z tegorocznego POLCONu. Nadrabiam więc jak najszybciej, ponieważ działo się i to dużo, pomimo jednodniowego pobytu ekipy Okiem na Horror.
Droga do Wrocławia, to była podróż przez mękę. Ponieważ miałem wygospodarowany jeden dzień na przyjazd do Wrocławia, to zakupiłem bilet na nocny pociąg, myśląc, że spokojnie sobie dojadę. Jak się okazało – słowo „spokojnie” było tylko czczym marzeniem. Pociąg na trasie Kołobrzeg – Kraków wypełniony był po brzegi i to była tylko zapowiedź, tego co miało się dziać w nocy. Do przedziału trafiłem z rozrywkową grupą, którą właściciel domków w Mielnie wyrzucił z powodu notorycznych imprez jakie organizowali. Oczywiście odpowiedni zestaw aluminiowych puszek posiadali ze sobą, wiec perspektywa przekimania w przedziale oddaliła się bardzo szybko. Niestety na korytarzu ulgi znaleźć nie można było także. Ludzie śpiący na podłogach, owinięci śpiworami i leżący na klimatach, latające dzieciaki i powracający z turnusów rehabilitacyjnych emeryci. Pięknie. Trochę przypomniał się mi wyjazd na Jarocin w 94 roku, było podobnie jeżeli chodzi o ścisk. Tzn. wtedy lekko przerzedziło się w Poznaniu, gdy ktoś krzyknął, że łysi są na dworcu. 
I kompletnie nie rozumiem, dlaczego ta kolej narzeka na brak obłożenia miejsc w pociągach.
Simon Zack

Dotarłem do Wrocławia o szóstej rano. Moje ulubione miasto przywitało mnie dobrą pogodą, zapowiadał się świetny dzień. Dotarłem do Macieja Lewandowskiego, który uraczył mnie i Simona Zacka śniadaniem, następnie po wypiciu dwóch kubków kawy ruszyliśmy na POLCON.

Ponieważ był to piątek, to przed wejściem frekwencja nie robiła szału (z tego co słyszałem, w weekendowe dni było znacznie lepiej). Odebraliśmy wejściówki prasowe i ruszyliśmy ku przygodzie.

Musze wspomnieć o organizacji Konwentu. Pod względem logistycznym to była porażka. Tak. Impreza rozrzucona w dwóch budynkach, powodowała, że podążając za prelekcjami, trzeba było przemieszczać się po dość sporym terenie. O ile to nie stanowiło problemu, to oznaczenie sal i miejsc, gdzie odbywają się spotkania pozostawiało wiele do życzenia. Widziałem ludzi, jak ja, którzy niczym zombie poszukiwali sal. A tak naprawdę wystarczyło postawić kilka strzałek na samym terenie i to rozwiązałoby problem. Od razu wspomnę, że nie jest to tylko moja opinia. Powiem też, że do pozostałych elementów organizacji, nie mam żadnych zastrzeżeń.



Jack Ketchum
Po wysłuchaniu prelekcji Simona Zacka dotyczącej Mad Maxa, mieliśmy kilka chwil czasu, więc udaliśmy się na konwentową strefę food. Od razu zostałem poinformowany, przez Maćka, aby za bardzo nie nastawiać się na fastowe jedzenie. No ok. Więc rozpoczęliśmy dzień od piwa. Po odwiedzeniu kilku innych punków programu, ponownie powróciliśmy do naszej ulubionej strefy. Tam rozmawiając o pierdołach, zauważyłem Jacka Ketchuma, idącego w kierunku budynku konwentowego, gdzie miało rozpocząć się spotkanie  Edem Lee. Podbiegłem do niego i zaprosiłem na piwo.
Zgodził się od razu i tak zaczęła się niesamowita przygoda ze światowym horrorem ekstremalnym.
Jack Ketchum i Brain Brett
Nadmienię, że jak zwykle na takie imprezy, plecak miałem wypełniony książkami, które „krzyczały” o dedykacje i autografy. Także jak zwykle pod koniec dnia, przeklinałem swoją pazerność, bo plecak ciążył mi już niemiłosiernie. Poprosiłem Jacka o autograf na egzemplarzu „Dziewczyny z sąsiedztwa”, prebooku, który otrzymałem od wydawnictwa Papierowy Księżyc. Jack spojrzał z zaskoczeniem co to za cudo. Wyjaśniłem, że teraz będzie to „Biały kruk”. 
Pierwsza dedykacja zdobyta. Szybko dopiliśmy piwo i wraz z amerykańskim pisarzem ruszyliśmy na spotkanie z Edem. Jack oczywiście z plastikowym kubkiem pełnym piwa. Przed wejściem do budynku natknęliśmy się na Briana Bretta, autora „Malowanego człowieka” – jednej z najwspanialszych powieści dark fantasy.
Krzysiek Korsarz, Maciek Lewandowski, Robert Cichowlas, Łukasz Radecki i Simon Zack
Numer dwa na liście autografowej został odhaczony. Zdobyłem na obydwu tomach powieści piękną dedykację i do tego Brian dorzucił karteczkę od siebie. W międzyczasie nadszedł Edward Lee, powstało małe zamieszanie, spotęgowane jeszcze tym, że mój plecak nie wytrzymał obciążenia i posypały się mi książki, zacząłem je zbierać, wszystkim było wesoło, tylko nie mi. Maciej Lewandowski robił zdjęcia, jak się później okazało, tak je robił, że ich nie ma. I tego mu nie wybaczę. Szkoda bardzo, ponieważ z Brettem mieliśmy naprawdę fajne fotki. Tzn - pewnie by były.
Zdjęcie zrobione podczas spotkania z Lee, gdzie siedzę obok Jacka i Briana w pewien sposób wynagradza mi te stracone. Ale i tak do dzisiaj żałuję, żałuję jak cholera, że Maciej wybrał z domu najdroższą lustrzankę i ta jedyna była rozwalona. Ech….
Jak się okazało, jeszcze nie raz spotkaliśmy się z najstraszniejszymi facetami Ameryki, oczywiście w strefie food, gdzie piliśmy piwo i rozmawialiśmy. W miedzy czasie pojawił się nasz rodzimy horrorowy światek w osobach: Krzyśka "Korsarza" Bilińskiego, Roberta Cichowlasa, z którym na spotkanie umawialiśmy się podaj od dwóch lat, Łukasz Radecki z Dagą, Tomek Czarny,
Tomek Siwiec z żoną i cała masa znajomych twarzy.
Piątek minął na rozmowach, śmiechu, zwiedzaniu miasta i spotkaniach, na które tak bardzo czekałem. Już drugi raz nie udało się mi zdobyć wpisu Mai Lidii Kossakowskiej (jakieś fatum – na Coperniconie podobnie „Takeshi” pozostał bez autografu)
To był świetny dzień, powoli zbliżał się godzina mojego powrotu. Żałowałem bardzo, ponieważ na sobotę zaplanowano kilka fajnych spotkań i paneli. Cóż, nie można mieć wszystkiego. Najważniejsze, że spotkałem się z moimi mistrzami horroru ekstremalnego oraz znajomymi. Było wspaniale i szkoda, że następny POLCON bodaj w Rzeszowie? Albo jeszcze dalej. Raczej nie dotrę.
Powrót to powtórka za nocnej jazdy, z tym, że nie miałem miejscówki i wzorem innych postanowiłem przespać się na korytarzu, co nie było łatwe. Każdy walczył o swój kawałek podłogi. Masakra jakaś. Po powrocie do domu czekały na mnie zamówione regały na książki, więc zabrałem się do ich składania, a potem ustawiania książek i jakimś cudem dotrwałem do wieczoru z zazdrością przeglądając facebooka i widząc, jak ci, co pozostali we Wrocławiu świetnie się bawią.

Przy okazji chcieli podziękować Karolinie „Manguście” Kaczkowskiej za zorganizowanie bloku horroru na POLCONie. Świetna robota. Dziękuję.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz