czwartek, 19 czerwca 2014

Opowiadanie nr3. Magdalena Osiak "Głuchy telefon"

*
Był zwyczajny, czerwcowy wieczór. Chociaż... nie do końca zwyczajny. Pierwszy bez Niej. Pierwszy tak pusty... Babcia Aniela odeszła tego ranka. Jeszcze wspomnienie jej uśmiechu się nie zatarło a Gaba już tęskniła okrutnie. Była dla niej jak matka... Ba! była kimś więcej od matki, która nigdy nie znalazła czasu by ją wysłuchać, by ją przytulić, by być... Była czułym słowem, przytuleniem, miłością, była życiem... a teraz jej nie ma. 1
                Zatopiona we własnych myślach początkowo nie słyszała dzwonka telefonu. Gdy zadzwonił po raz drugi zerwała się na równe nogi, popędziła do przedpokoju, gdzie na szafce na buty leżał telefon, chwyciła go i nacisnęła zieloną słuchawkę mówiąc machinalnie "Halo?!" - w słuchawce słychać było jedynie szelest, parę niezrozumiałych słów i dziwne stukanie. "



"Halo!" - powtórzyła. - dalej nic. Zakończyła połączenie, odłożyła telefon powrotem na szafkę i poszła zaparzyć herbatę. Gdy nalewała wodę do czajnika zdała sobie sprawę, że nawet nie sprawdziła kto dzwoni.
Gdy wchodząc w rejestr połączeń spojrzała na ostatnie odebrane połączenie stanęła jak wryta. Babcia Aniela. Początkowy szok zastąpiło nagłe olśnienie. Mama! To pewnie mama zabrała się za segregowanie babcinych rzeczy i sprawdza czy telefon wciąż działa.

Gaba spokojnie wróciła do zaparzania herbaty i rozmyślań nad ostatnimi wydarzeniami, gdy telefon znów zadzwonił.
"Auć!" - syknęła parząc sobie palce. Tym razem na spokojnie poszła do przedpokoju i spojrzała na wyświetlacz: Babcia Aniela!
"Halo?!" – powiedziała pewnym głosem
Cisza.
"Halo, mamo?! Dlaczego nic nie mówisz? Haaalooo, mamo to wcale nie jest śmieszne!" - wykrzyczała wreszcie do słuchawki. W odpowiedzi usłyszała parę stuknięć, szelestów i jakiś niezrozumiały bełkot. Rozłączyła się. Wybrała numer matki.
„Słucham?” – odezwał się lekko zaspany głos.
„Mamo, dlaczego do mnie dzwonisz z telefonu babci? Miałaś dziś odpocząć i jutro poprzeglądać jej rzeczy.”
„Ale o czym ty mówisz? – głos z zaspanego zmienił się w zdziwiony – głowa mnie bolała, wzięłam tabletki i położyłam się na sofie. Musiałam zasnąć i twój telefon mnie obudził – mama wydawała się być lekko poirytowana.
„Nie wygłupiaj się, kto inny mógłby to zrobić?” – Gabę zaczęło denerwować to, że matka znów zaczyna z nią głupio pogrywać.
„Jesteś zmęczona dzisiejszymi wydarzeniami i nerwy dają o sobie znać. Telefon babci jest w twojej torbie razem z jej dokumentami. Włożyłam ci je tam jeszcze w szpitalu” – Gaba nie zauważyła kiedy przestała oddychać, a jej mózg lekko już niedotleniony dawał znać o sobie zawrotami głowy. Zakończyła połączenie bez pożegnania i z sercem w gardle podeszła do swojej torby, której ze względu na gigantyczne rozmiary torebką nazwać nie można było. W myślach powtarzała sobie: żeby go nie było, żeby go nie było…
Chwila przeszukiwania trwała jak wieczność i gdy już była pewna, że telefonu babci w niej nie ma, jej ręka natrafiła na coś chropowatego… chwyciła podłużny kształt i powoli wysunęła rękę z torby... tkwiła w niej stara pożółkła Motorola, z wielkimi klawiszami… Gaba natychmiast chwyciła za swój telefon powtarzając już nie w myślach, lecz na głos: „musiałam się pomylić, źle spojrzałam, musiałam się pomylić, musiałam… o Boże…” w ostatnich połączeniach uparcie widniał numer babci… Siadła pod ścianą, serce chciało jej wyskoczyć z piersi ale postarała się zebrać resztki zdrowego rozsądku i wymyślić jakieś wytłumaczenie.
„Mam!!! – wykrzyknęła – karta sim!!! Na pewno ktoś ją wyjął!” – obejrzała telefon, był wyłączony. Wszystko nagle stało się jasne, ktoś wyjął kartę sim! Mniejsza o to, kto to był i po co to zrobił. Ważne, że nie zwariowała! Otworzyła tylną klapkę tak szybko na ile pozwoliły jej drżące palce, podważyła paznokciem baterię, która wyskoczyła do góry ukazując babciną kartę sim... tego było już dla niej za wiele. Stwierdziła, że traci rozum i z pewnością jest to spowodowane zmęczeniem, ostatnie dni i noce spędzała całe przy szpitalnym łóżku, czuwając z ukochaną pooraną zmarszczkami, ciepłą dłonią w swoich dłoniach. Wyśpi się i rano na pewno znajdzie jakieś wytłumaczenie na zaistniałą sytuację. Na pewno!

*
Szprrrrrrrrr… pssssssssst… bruuu….
„Hę?” – mruknęła spod kołdry.
Cisza…
Zatonęła spowrotem w błogostanie snu.
Szprrrrrrrrr… pssssssssst… bruuu….
„Co to do cholery jest ‘Szprrrrrrrrr… pssssssssst… bruuu….’??? Skąd mi się to w głowie wzięło?” – pomyślała przekonana, że te dźwięki się jej przyśniły, gdy znów je usłyszała… i tym razem była przekonana, że nie śpi. Odsunęła skrawek kołdry zasłaniający twarz i nasłuchując wpatrywała się w ciszę. Nic. Gdy miała już zamknąć oczy coś załamało światło księżyca przy oknie, zatrzymało się na chwilę po lewej stronie i zniknęło. Do głowy Gaby napłynęła krew powodując tętnienie w uszach, nogi zdrętwiały a serce waliło jak oszalałe gdy wpatrywała się w ciemność wyszukując najmniejszego ruchu i nasłuchując najcichszego szelestu. Nic. Może zwariowała, może potrzebuje pomocy psychiatry – myśli przeganiały jedna drugą, ale to było takie realne! No ale teraz nie ma nic! Niech ta noc się skończy… podciągnęła kołdrę tak, że wystawał znad niej jedynie nos i para wpatrzonych w ciemność oczu.
Szprrrrrrrrr…
Znów usłyszała ten dźwięk a koło szafy po drugiej stronie pokoju coś się poruszyło. Gaba ściskała kołdrę obiema dłońmi tak mocno, że zbielały jej kostki, oczy wpatrywała uparcie w ciemność doszukując się najmniejszego ruchu.
„Boże ja nie zwariowałam!” – myślała – „coś tu naprawdę jest! Tylko co? Albo kto?? I czego do cholery ode mnie chce???” – czuła narastający strach, choć nie myślała, że mogłaby bać się jeszcze bardziej, z minuty na minutę strach stawał się nie do wytrzymania. Tkwiła pod kołdrą bez ruchu, jej oddech skraplał się pod kołdrą mocząc jej brodę i szyję, ale bała się wystawić choć centymetr więcej swojego ciała, żeby swobodnie oddychać. Tkwiła tak bez ruchu, wydawało się, wieczność. Nic się nie wydarzyło. Nic nie usłyszała, nic się nie poruszyło. Gdy powoli zaczęła przekonywać swoją psychikę, że to wszystko to tylko wytwór jej wyobraźni, przy szafie pojawiła się postać. Wytężyła wzrok i była już pewna: stał tam ktoś! Albo coś! Ale coś na pewno tam było! Napięła wszystkie mięśnie do granicy bólu i zdławiła powstający w gardle krzyk.
Szprrrr… bruuuu….
To coś zabełkotało niezrozumiale i tego było już za wiele. Gaba zaczęła krzyczeć. Nie! Ona nie zaczęła krzyczeć, tylko wrzeszczeć, drzeć się w niebogłosy zdumiona, że człowiek może wydobywać z siebie takie wrzaski. Ciemny kształt zniknął natychmiast. Gaba zamilkła, ale mięśnie pozostały naprężone jak struny fortepianu. Wszechogarniającą ciszę przerwała seria kilku smsów, które przyszły na jej komórkę. To zadziałało jak impuls. Gaba wyskoczyła z łóżka jak z procy zapalając po drodze światło pognała do przedpokoju i chwyciła za telefon. Palce miała tak zdrętwiałe, że ledwo udało jej się odblokować klawiaturę, kliknęła w skrzynkę odbiorczą….
6 wiadomości.
Od babci Anieli.
Czuła, że traci przytomność, ale zebrała się w sobie i otworzyła pierwszą z nich: „Strych” – nic więcej.
Druga wiadomość: „Skrzynia” – czuła jak strużki potu płyną jej po plecach. Odczytała kolejną wiadomość: „Drewniana” – cholera, albo zwariowałam albo babcia chciała mi coś przekazać najpierw telefonem, teraz smsy… może w sypialni to też ona?? Odłożyła telefon i pognała na strych. Zapaliła światło – jedyna żarówka słabo oświetlała duże, zakurzone pomieszczenie, ale skrzyni nie dało się nie zauważyć. Była wielka, stała między szafą a starymi paletami malarskimi dziadka, obok sterta różnych niepotrzebnych już nikomu szpargałów, mnóstwo kurzu i nic ciekawego. Kiedyś jako dziecko tu była, ale nigdy skrzynia nie rzuciła jej się w oczy, a może ją widziała, ale z pewnością całkowicie o niej zapomniała. Od wielu lat nie wchodziła na strych. No ale teraz była tam. I była też wielka drewniana skrzynia, zamknięta na metalową ciężką zasuwę, bez kłódki. Podeszła do niej, klęknęła i chwyciła metalową zasuwę przesuwając ją w lewo jak najmocniej umiała. Początkowo stawiała opór, ale po kilku mocniejszych pchnięciach poddała się. Gaba drżącymi rękami chwyciła za wieko i uniosła je do góry. Poczuła dziwny zapach, żołądek zawirował a w głowie pojawiło się przeczucie, że to co jest w skrzyni wcale nie jest dobre. I to była jej ostatnia myśl, potem nie była w stanie już myśleć… jej dłonie płonęły z bólu! Ze skrzyni powoli wypływał dziwny cień, obejmował jej ręce a potem spłynął na całe ciało, które topiło się jak polane kwasem siarkowym. Wydała z siebie okrzyk bólu a potem była już tylko cisza… cień pochłonął ją całą i powoli sunął w kierunku schodów, na dół po nich i do przedpokoju, gdzie leżał telefon z nieodczytanymi trzema wiadomościami od babci Anieli:
„Nigdy”
„Jej”

„Nie otwieraj!”

1 komentarz:

  1. Przede wszystkim, dziękuję doktorowi Агбазаре za to, że oddał mi mojego ukochanego w ciągu 48 godzin. Nie mam nic do powiedzenia, jak tylko podziękować i powiedzieć, że jestem szczęśliwy.. Moja ukochana traktuje mnie lepiej, i spędza większość swojego czasu ze mną teraz mówi mi, jak bardzo mnie kocha, niż kiedykolwiek wcześniej.. Jeśli masz jakiekolwiek problemy ze swoim kochankiem, skontaktuj się z lekarzem Агбазарой e-mail: ( agbazara@gmail.com ) lub WhatsApp +2348104102662, bo on jest rozwiązaniem wszystkich problemów w relacjach

    OdpowiedzUsuń