sobota, 14 lutego 2015

Piotr Rozmus "Ten horror w końcu napiszę". Wywiad.

 Cześć Piotrek

Gdy ostatnio rozmawialiśmy byłeś strasznie zabiegany. Praca, spotkania autorskie i znowu praca. Mówiłeś, że pracujesz nad następną powieścią, że masz pomysł na kolejne.
Dziś od premiery Twojego debiutu „Bestia”, minął prawie rok i już mamy koleją zapowiedź Wydawnictwa Videograf, najnowszej Twojej książki „Kompleks Boga.”
Jednak w natłoku codziennych obowiązków udało się. Było łatwiej niż przy pisaniu „Bestii”?


Cześć Sebastian.
Nadal jestem, zabiegany (śmiech) i zastanawiam się czy kiedyś to się wreszcie zmieni? Jeżeli chodzi o pisanie to myślę, że było trudniej. Pisząc Bestię, oczywiście bardzo chciałem, aby została wydana, ale przez to, że absolutnie nie było to pewne i raczej pozostawało w sferze marzeń, podchodziłem do całej sprawy bardziej na luzie. Zasiadając do „Kompleksu Boga” wiedziałem, że wydawnicze szlaki mam już przetarte, ale z drugiej strony czułem, że poprzeczka powędrowała wyżej. Byłem bogatszy o pewne doświadczenia.  Zdawałem sobie sprawę, że jeżeli „Kompleks…” zostanie wydany, ponownie będzie oceniany, a nie chciałbym zawieźć tych Czytelników, którym Bestia przypadła do gustu. Kiedy bokser wygrywa swoją pierwszą walkę jest to wielkie osiągnięcie, ale tak naprawdę prawdziwe wyzwanie stanowi każda kolejna obrona.  Nie byłbym z Tobą do końca szczery, gdybym nie przyznał, że do całej sprawy podszedłem dość ambicjonalnie. Bestia zebrała bardzo dużo rewelacyjnych recenzji, ale jak sam wiesz było kilka, powiedzmy sobie mniej pochlebnych. Dlatego starałem się nie tylko przeskoczyć nad poprzeczką, ale nawet jej nie musnąć. Mam nadzieję, że mi się udało. Dobrym prognostykiem był fakt, że „Kompleksem „zainteresowały się również inne Wydawnictwa.
            Pisząc często wracałem do napisanego tekstu, analizowałem czy to, co napisałem, aby na pewno jest dobre. Ma to swoje dobre i złe strony. Z jednej starasz się maksymalnie „podrasować” tekst, z drugiej bardzo często to, co tworzysz rodzi się w bólach. I choć na pewno w konsekwencji przynosi to wymierny efekt, zdecydowanie wolę osiągać stan, w którym pisząc po prostu płynę przez historię. Siadam, a palce same śmigają po klawiaturze a ja nawet nie wiem, kiedy udało się „nastukać” kilkadziesiąt stron.  „Kompleks Boga” to dopiero moja druga powieść, a ja sam bardzo wiele się uczę. Szukam dla siebie złotego środka. Pojawia się pomysł i co dalej? Siadać i pisać, czy może najpierw naszkicować skrupulatny plan? I już wiem, że najlepszym dla mnie rozwiązaniem jest połączenie jednego i drugiego. Siadam i piszę, ale jak zaczyna „być pod górkę”, fabuła wymaga przemyślenia, pewnego reasarchu, kiedy w nocy nie mogę spać, bo w myślach sklejam kolejne wątki, wtedy siadam i zapisuję kilka punktów. W ten sposób pracuje mi się najlepiej i chyba tak już zostanie.



Jesteś zadowolony z „Bestii”? Czy może byś coś dzisiaj zmienił? Sprzedała się chyba świetnie, była dodrukowywana, co nie trafia się często debiutantom.

Ja chyba nigdy do końca nie jestem zadowolony. Moja żona nie może tego u mnie znieść (śmiech). Jak wiesz piszę teraz drugą cześć „Bestii”, i niestety musiałem, chociaż pobieżnie przejrzeć cześć pierwszą, aby pewne kwestie sobie przypomnieć. Nadal mi się podobało, ale teraz zapewne kilka rzeczy bym zmienił. Myślę, że wielu autorów czuje podobnie, gdy po pewnym czasie powracają do swoich powieści.
Co do sprzedaży to uważam, że  jak na debiutanta poszło nieźle. Jednak to, co daje mi największą satysfakcję to opinie zadowolonych Czytelników, wiadomości, jakie od Nich dostaję. Zawsze powtarzam, że to największa nagroda dla autora, pozytywne wzmocnienie mobilizujące do dalszej pracy.

Czytając materiały reklamowe nadesłane przez wydawnictwo odnośnie „Kompleksu Boga” mam wrażenie, że przynajmniej początek książki może być znajomy z serii horrorów „Piła”. Uwięziona przez psychopatę grupa losowo dobranych osób, widzi naokoło wiszące z sufitu haki. Znasz tą serię filmów? Nie boisz się, że ktoś powie, „Hola! Pomysł jest zapożyczony z „Piły”!

Jasne, że znam „Piłę”, chociaż widziałem chyba tylko III pierwsze części.  I nie jesteś pierwszą osobą widzącą podobieństwo. Ja zdałem sobie z niego sprawę dopiero pisząc streszczenie fabuły. Jednak na szczęście na tych kilku zdaniach podobieństwa się kończą, a cały motyw jest bardziej złożony. Nie mu to miejsca na przypadkowość, losowy dobór ofiar.  Z resztą można by powiedzieć, że przecież napisane i nakręcone zostało już wszystko, bez względu na to czy myślimy o fizycznym, czy metafizycznym wymiarze zła. Mimo tego, że powstało już setki opowieści o duchach, nadal jest ich pełno, i nadal przynajmniej cześć z nich jest dobra. Historie o wampirach i demonach wyrastają jak grzyby po deszczu i to też raczej się nie zmieni. Psychopaci, socjopaci i dewianci nadal będą „atrakcyjni” dla autorów, bowiem ich obecność jest niemal namacalna. W przeciwieństwie do duchów i strzyg możemy spotkać ich wychodząc na ulicę. Jeżeli chodzi o sam motyw uwiezienia to przecież też powstało wiele projektów o podobnej tematyce. Myślę, że to nic złego. Okej kogoś uwięziono, ale co dalej? Ważny jest powiew świeżości, złożoność fabuły. Nie tylko efekty, które daje film. Masz dziesięć sekund żeby się uwolnić, bo w przeciwnym razie wielka piła odetnie ci głowę.
Ostatnio rozmawiałem na ten temat z doskonale Ci znaną Olgą Haber. Powiedziała, że też gdzieś w jej głowie powstał pomysł, aby wykorzystać motyw uwięzienia, ale ją ubiegłem. Nic z tych rzeczy, bowiem na uwiezieniu całe podobieństwo się kończy. Cała historia i motyw są zupełnie inne. Dlatego gorąco zachęcałem Olgę, aby kiedyś wróciła do tematu, bo z tego, co wiem teraz poświęciła się innemu projektowi. „Oni” już dawno przeczytani, więc z niecierpliwością wyczekuję Jej kolejnej powieści.

Możesz zdradzić coś więcej odnośnie fabuły? To będzie typowy thriller? Będzie brutalnie i krwawo jak w „Bestii”?

O samej fabule nie chciałbym mówić za wiele, poza tym, że starałem się skrzętnie połączyć wszystkie wątki, nie poświęcając zbyt dużo czasu pobocznym epizodom. Myślę, też będzie krwawo, ale tej krwi spłynie trochę mniej, co nie znaczy, że powieść na tym straci. Starałem się jednak stworzyć ciekawe postaci, przedstawić je w taki sposób, aby Czytelnik mógł dobrze je poznać, być może z niektórymi się utożsamić. Powiedzieć: „ Kurczę wiem, co ta babka czuje.” Albo: „Rozumiem tego gościa. Ja mam podobnie”. Zawsze staram się też przemycić, co nieco między wierszami. W „Bestii” na przykład pisałem o tym, co czuje człowiek po śmierci bliskiej osoby. Sam to przeżyłem, więc opisując cierpienie Donovana, autentycznie odczuwałem jego ból. Wymieniałem etapy żałoby, przez które przechodzi jednostka w drodze do akceptacji i poddawałem je w wątpliwość, bowiem nie prawdą jest, że po ich przebyciu boli mniej.  Mówię jednak o sobie, nie jest moim celem zadawanie kłamu psychologicznym teoriom.
 W „Kompleksie…” moi bohaterowie staną przed trudnymi wyborami moralnymi, zostaną wystawieni na ciężkie próby. Dowiedzą się jak cienka nić dzieli człowieczeństwo od zatracenia. Będą musieli wybrać między żądzą a rodziną, mamoną a szacunkiem do samego siebie, życiem a śmiercią… W konsekwencji swych wyborów dowiedzą się, że niestety świadkiem ich grzechów nie jest jedynie ich sumienie…, ale ktoś jeszcze.

Zapowiadasz także kontynuację właśnie „Bestii”. Thriller to gatunek, któremu się poświęcisz? Pamiętam, że kiedyś wspominałeś coś o horrorze.

Tak doskonale pamiętam jak rozmawialiśmy o horrorze i wiem, że pewna butelczyna czeka na odpieczętowanie, gdy ten horror w końcu napiszę. (śmiech) To nadal aktualne? Ale tak na poważnie, to chyba rzeczywiście najbliższy jest mi thriller. W tym gatunku czuję się najlepiej, choć tak naprawdę wydaje mi się, że balansuję gdzieś pomiędzy thrillerem, horrorem, a kryminałem.  I tu z uporem maniaka wraca pytanie, gdzie zaciera się granica między gatunkami? Najważniejsze dla mnie jest, aby powieść była ciekawa, dobrze się ją czytało, a czy jest to bardziej horror, thriller, a może kryminał, to już nie jest aż tak istotne.  Z definicją gatunku trudno było przy ”Bestii”, nie łatwo przy „Kompleksie Boga” i na powtórkę z rozrywki zanosi się w przypadku drugiej części „Bestii”. We wszystkich powieściach mamy zbrodnie, mamy śledztwa. Jednak ta ostatnia chyba najbardziej otrze się o bliski Twojemu sercu horror.
Mam kilka pomysłów na kolejne powieści i sam nie wiem, za który się zabrać. Jedną z nich jest właśnie horror, typowe ghost story, ale już sam nie wiem czy zabiorę się za nie w pierwszej kolejności, bowiem coraz częściej myślę o pozostałych. Jednak chciałbym zrealizować wszystkie, a jedyne czego potrzebuję to czas, czas, czas…

TO ciekawe, że myślisz o czymś w klimacie ghost story. Jest to ostania rzecz o jaką bym Cię podejrzewał. To co piszesz obecnie, te krwawe opisy, emanowanie złem, przemocą, wręcz sadyzmem i to jak sam nie raz mówisz wychowałeś się na G.Mastertonie,  który za pisarza ghost story raczej nie uchodzi. Myślisz że dałbyś radę? Ja widzę to jako totalny eksperyment z twojej strony.


Jedynym gatunkiem, na który na pewno by się nie skusił jest romans ( śmiech).  Myślałem o ghost story już jakiś czas temu.  Pewnie masz rację mówiąc, że byłby to pewnego rodzaju eksperyment. Nie wiem czy dałbym radę, ale chyba podejmę rękawicę.  Zaczytywałem się w Mastertonie i Kingu i musisz przyznać, że panowie jednak mają kilka ciekawych pozycji o duchach.  Sam nie wiem czy ostatecznie byłyby to duchy, demony czy jeszcze inne ustrojstwo, ale temat jest ciekawy i przynajmniej raz chciałbym spróbować się z nim zmierzyć.  Jednak bardziej pociąga mnie thriller, fizyczny wymiar zła i zapewne moje kolejne projekty będą zmierzać bardziej w tym kierunku.   Ale z pisaniem tak już jest, że zaczynasz i nie wiesz, dokąd cię to wszystko zaprowadzi.  Kiedy dotrę do ostatniej strony II części Bestii podejmę ostateczną decyzję, który z pomysłów wrzucić na warsztat jako pierwszy.

Powiedz, nadal małżonka jest głównym opiniotwórcą maszynopisu powieści? Dalej kreśli i wyrzuca całe fragmenty? \
(Śmiech)

(Śmiech). 
Tak. Czerwony długopis śmiga po kartkach aż miło.  Zdanie Oli i Jej świeżość spojrzenia są dla mnie bardzo ważne. Dzięki niej oszczędzam czas, którego nie mam. Pewnie doszedłbym do podobnych wniosków, gdybym odłożył powieść, powiedzmy na rok i po upływie tego czasu do niej powrócił. Autor pisząc pewnych rzeczy nie jest w stanie dostrzec, obiektywnie ocenić historii, którą przesiąknął, żył przez ostatni rok. Rola Oli jest bardzo ważna, chociaż czasami pojawiają się jakieś „zgrzyty”, kiedy Jej coś się nie podoba, a ja nalegam, aby zostało jak jest. Oczywiście ostateczne zdanie należy do mnie. (śmiech)
„Kompleks Boga” zadedykowałem właśnie Oli, bowiem jej rola przy jego powstawaniu była szczególnie ważna. Pamiętam, że w chwili, kiedy zapoznała się z tekstem, akurat byliśmy na statku. Siedziałem w kabinie, z niecierpliwością czekając aż wróci z pracy i wyrazi swoją opinię. Pamiętam jak dziś, gdy powiedziała: „To jest jeszcze lepsze od Bestii!” Było jednak dużo za wcześnie na otwieranie szampana, bowiem pewien element fabuły, jeden z głównych dodajmy, wyjątkowo jej nie leżał.  A prawdą było, że mnie osobiście też wydawał się najsłabszą częścią historii, ale nie zmieniłem go, bo, po pierwsze nie wiedziałem jak i po drugie byłem ciekaw czy Ola go wychwyci. Wychwyciła. Przegadaliśmy prawie całą noc szukając alternatyw, wymieniając się pomysłami. Udało się, ale był jeden problem. Musiałem zmienić prawie całą powieść. Wyrzucić znaczną jej część i zacząć pisać na nowo. Zacząłem już następnego dnia i robiłem to nawet jak wyjechaliśmy na wakacje do Jastarni. Ola się opalała, a ja z długopisem w ręku, schowany pod parasolem pisałem. Serio. Kiedy jakiś dzieciak obsypał mi kartki piachem, a potem beczał pół dnia myślałem, że go uduszę. (śmiech).

Zawsze powtarzałeś, że nie jesteś jeszcze pisarzem. Teraz na koncie masz dwie książki, pracujesz nad następną. Czujesz się już jak pisarz? Wiesz, tłumy fanek, autografy, spotkania i znowu fanki latające za Tobą po ulicy (Śmiech)

Fanki są i autografy też (śmiech), ale to jeszcze nie tłumy. Ale tak całkiem serio, to jeszcze chyba wolę mówić o sobie autor. Tak jak powiedziałeś mam na koncie dwie książki i zarabiam na pisaniu, ale w mojej głowie pisarz jawi się, jako ktoś, kto zajmuje się tylko i wyłącznie pisaniem. I nie chodzi mi jedynie o aspekt finansowy, ale o czas, który mógłbym poświecić tylko temu. Kiedy schodzę ze statku, odpoczywam najwyżej dzień i zasiadam do komputera. Staram się być bardzo konsekwentny i restrykcyjny w tej materii, chociaż czasami najzwyczajniej w świecie mi się nie chce. Poleniuchowałbym, odespał, odpoczął parę dni i dopiero zabrał się do pracy, ale szkoda mi czasu, ponieważ na promie, choć staram się pisać, idzie mi naprawdę kiepsko. Jak zaczyna się dzień przed 5 rano i kończy po północy ciężko znaleźć w sobie chęć i moc do stworzenia czegoś nowego. Ewentualne poprawki, korekty tak, ale pisanie niekoniecznie, bowiem często kończy się to tak, że siedzę i patrzę w migający kursor jak sroka w gnat, oczy mi się zamykają, a słowa przychodzą do głowy z wielkim trudem. W końcu poddaję się i zamykam laptop, wskakuję do łóżka i po paru godzinach znowu jestem w pracy. Z kolei, kiedy wracam do domu potrzebuję trochę czasu, aby odzyskać formę, zrzucić rdzę, której nabawiłem się na promie. I gdy tak naprawdę dobrze mi się pisze, nawet nie wiem, kiedy mija dwa tygodnie a ja ponownie pakuję walizki. I to mam na myśli mówiąc, że nie jestem jeszcze pisarzem. Będę nim, kiedy spełni się moje wielkie marzenie i całkowicie poświęcę się pisaniu. Nie wiem czy taki dzień kiedyś nastąpi, dlatego pozytywnie zazdroszczę takim ludziom, którzy mają to szczęście i serdecznie im gratuluję. Jedno wiem na pewno, gdybym miał więcej czasu, pisałbym więcej i mógłbym się bardziej rozwijać, stawać się lepszym. Na wolnym wstaję około ósmej, dziewiątej i walę w klawiaturę aż jestem usatysfakcjonowany, a dzieje się to w okolicy ósmej – dziesiętnej strony. Pochłaniam wtedy hektolitry kawy i yerby mate.

Piotrek co się zmieniło, przez ten rok? Wskoczyłeś do Videografu, wydawnictwa mocno promującego, czy wydającego polskich pisarzy, nie bojącego się nowych nazwisk. Jak tak patrzysz wstecz, to pewnie masz świadomość, że kawał drogi przeszedłeś.

Zmieniło się wszystko! (śmiech) Gdyby ktoś przed rokiem powiedział mi, że „Bestia” będzie stała na półce w Empiku czy Matrasie, będę dostawał tantiemy, miał własne wieczory autorskie, występował w mediach, kazałbym mu postukać się w głowę. Ale tak się stało i marzenie się spełniło. Dlatego, gdy patrzę na to wszystko z perspektywy minionego roku to tak, z całą stanowczością mogę powiedzieć, że przeszedłem kawał drogi. Jednak początki nie były łatwe. Najpierw pisanie a potem pukanie do wielu wydawniczych drzwi, które często pozostawały zamknięte, tylko, dlatego, że ktoś wyglądając przez wizjer dostrzegł debiutanta. To nie jest w porządku, dlatego zawsze wdzięczny będę Wydawnictwu Videograf i Pani Teresie Darmoń, która jako pierwsza przeczytała „Bestię”, dostrzegła w niej potencjał i przekazała do dalszej recenzji. Korzystając z okazji pozwól, że podziękuję jeszcze świetnej redaktorce Annie Seweryn - Sakiewicz, która zajęła się redakcją „Kompleksu Boga”. Tak to już w życiu jest, że czasami człowiek musi spotkać na swojej drodze odpowiednich ludzi. Ja miałem to szczęście. Czynnik ludzki jest bardzo istotny.


 Jest już stres? Czekasz jak będzie książka odebrana przez czytelników? Na razie w recenzjach przedpremierowych „Kompleks Boga” całkiem dobrze sobie radzi.

Nie mogę się doczekać, kiedy książka wreszcie się pojawi. Pewnie jakiś czynnik stresu jest, bo nie chciałbym zawieźć Czytelników. Jednak bardzo jestem ciekaw Ich opinii. To niesamowite uczucie, kiedy wiesz, że to, co napisałeś komuś się spodobało. Oczywiście zapoznałem się z przedpremierowymi recenzjami i muszę przyznać, że nieźle połechtały moje autorskie ego. (śmiech) Jednak zdaję sobie sprawę, że książka nie wszystkim przypadnie do gustu, ale tak to już jest. „Jeszcze się taki nie narodził…” Dopóty dopóki ogólny bilans jest na plus, będzie okej.


Plany na ten rok?

Pracuję nad II częścią „Bestii” i bardzo bym chciał, aby książka ujrzała światło dzienne jeszcze w tym roku. Niczego jednak nie mogę być pewien na sto procent, bo niestety statek zabiera mi połowę mojego czasu. Robię wszystko, co w mojej mocy, aby zdążyć. Co dalej w 2015? Być może w kwietniu „Bestia’ pojawi się na rynku w postaci audiobooka. Szczegóły nie są jeszcze dograne, ale mam nadzieje, że tak właśnie będzie. A potem krótka przerwa, odpoczynek od statku i pisania i chciałbym ruszyć z kolejnym projektem.

Dzięki







                                                                                                                                                                                                    Piotr Rozmus i ja na GRYFCONie 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz