1.Kazimierz Kyrcz Jr - to jedno z najbardziej
rozpoznawalnych, wśród fanów literackiego horroru nazwisko. Pamiętam, że gdy
zabiegałem o patronat nad jednym z konkursów organizowanych przez OnH, było
ciężko wydębić nagrody. Gdy wysłałem regulamin i skład jury, w końcu przyszła
wiadomość : „Jak Kazek tam macza palce, to wchodzimy”.
Czujesz się gwiazdą polskiej sceny? J
Strasznie miło mi słyszeć, że mam pozytywny wpływ na
rzeczywistość J.
Gwiazdą na pewno się nie czuję, co najwyżej – jak to trafnie ująłeś – jestem
rozpoznawalny. Inna sprawa, że ciężko pracowałem, żeby dotrzeć do tego punktu,
w którym teraz jestem… Co nie znaczy, że osiadłem na laurach. Jeśli człowiek
się nie rozwija, to niestety zostaje w ogonie.
2. Kazek pozwól, że zapytam. Jesteś oficerem policji, a
jednocześnie pisarzem. Wiem, że napisałeś opowiadania, w których gdzieś te dwa
światy się łączą. Na przykład „Selena” czy „Przytulanka”. Praca dostarcza
inspiracji?
Mam kilku znajomych
policjantów i wiem, że wbrew ogólnej opinii nie jest to łatwa i przyjemna
robota.
Akurat ja nie mam prawa narzekać, bo po dwunastu latach
walki „na linii” trafiłem do pionu logistycznego, gdzie pracuje się w
normalnych warunkach. Wcześniejsze, niekiedy dość traumatyczne, doświadczenia
rzeczywiście dostarczały mi pomysłów na teksty. Poza opowiadaniami, o których
wspomniałeś, zawarłem je przede wszystkim w mojej powieści „Podwójna pętla”, którą
odważyłem się opublikować dopiero w ubiegłym roku. Jej główny bohater, Mateusz,
wiele razy dostał od firmy w dupę… Cóż, wobec mnie też nie stosowano taryfy
ulgowej.
3. Uprawiasz horror
ekstremalny. Jest wielu ludzi, którzy z tym radzą sobie lepiej czy gorzej.
Szczególnie publikacje internetowe mają zróżnicowany poziom. W Polsce chyba
jeszcze długo żadne, duże wydawnictwo, nie wyda tego gatunku horroru u siebie.
Czy to ma rację bytu?
Z tym horrorem ekstremalnym to nie do końca się poczuwam…
Nie jestem aż takim hardkorowcem, przynajmniej literacko. A co do dużych
wydawnictw, cóż… niektóre z nich pewnie wydałyby każde ekstremum, o ile ich
szefostwo wierzyłoby, że na tym zarobi. Większość wydawców to cyniczni kolesie
nastawieni wyłącznie na zysk. Co niestety uderza zarówno w czytelników, jak i
autorów czy tłumaczy.
4. W mądrej wikipedii stoi, że wychowałeś się na rosyjskiej
prozie fantastycznej. Dla mnie
Dostojewski i jego „Wspomnienia z domu umarłych” czy Bułhakow i „Mistrz
i Małgorzata” to obowiązkowe lektury i dzieła wybitne.
Kiedy byłem nastolatkiem zafascynowanym fantastyką, książek
z tego gatunku ukazywało się u nas naprawdę niewiele. W tej sytuacji człowiek
nie wybrzydzał i czytał jak leci. Uwielbiałem opowieści guślarskie Kiryła
Bułyczowa, powieści braci Strugackich i innych autorów, których miałem szczęście
poznać w oryginale. Nieco później, na studiach, przyszła pora na literaturę
główno nurtową. Zachłysnąłem się wtedy rosyjską prozą i poezją. Zresztą nadal
uważam, że to skarbnica genialnych pozycji. Polecam ją każdemu, kto pragnie
wzbogacić się emocjonalnie i duchowo.
5. Podczas Dni Fantastyki we Wrocławiu, miała miejsce
premiera najnowszej Twojej książki, napisanej wraz z Dawidem Kainem „Wojna
świrów”. Ponieważ jeszcze nawet nie miałem jej w rękach, to może opowiedz
trochę o tym projekcie.
He, He, powinieneś szybko to nadrobić! A tak na serio - muszę
przyznać, że jestem strasznie zadowolony z tej powieści. Tworzyliśmy ją w trybie
akcyjno - spoczynkowym przez jakieś dwa lata, a potem po półrocznej pauzie na
przegryzienie się materiału, dopieszczaliśmy jeszcze kilka miesięcy. Przyjęcie
takiej metody pozwoliło nam na uzyskanie pełnej kontroli nad tekstem. Ostatnio
Dawid czytał „Wojnę świrów” od deski do deski i wyłapał raptem jeden drobny
błąd, który zresztą zostanie usunięty przy okazji drugiego wydania. Czyli mucha
nie siada… Moja duma jest tym większa, że w realiach naszego zaścianka
twórczość literacka wymaga coraz większego heroizmu. Wydawnictwa padają,
dystrybutorzy szaleją, żądając 55% ceny okładkowej za… praktycznie za nic.
Niech już w końcu pierdyknie bomba A (A jak Amazon, ma się rozumieć) i niech
się zrobi choć trochę normalniej, bo jak tak dalej pójdzie, to znalezienie
nowej książki polskiego autora będzie graniczyło z cudem.
6. Niedawno zakończył się konkurs „Horror na debiut” , w
którym byłeś jednym z jurorów. Szczerze, jak wrażenia? Jak prace? Wiem, że
wynalazłeś jakąś perełkę na Niedobre Literki?
Zdarzyło mi się już kilka razy jurorować i za każdym razem
obiecywałem sobie, że już nigdy więcej. Ale kiedy zaproponowałeś, żebym się
dopiął do tego akurat konkursu, poczułem, że zabrałeś się za temat z właściwych
pobudek… No i nie myliłem się.
(dzięki bardzo, miło usłyszeć takie słowa)
Młodym adeptom pióra, starym zresztą też, choćby się do tego nie przyznawali – potrzeba pozytywnych impulsów do pisania. A wyróżnienie czy wygrana w konkursie bardzo motywuje… Wracając do poziomu – był całkiem przyzwoity. Poziom jury zresztą też, tak więc efekt końcowy uważam za co najmniej zadawalający. Wypatrzone przeze mnie opowiadanie Flory Woźnicy, co prawda nie zmieściło się do ścisłego finału konkursu, ale wkrótce po małej obróbce redakcyjnej będzie można je przeczytać w naszym bizarrowym spec-centrum.
(dzięki bardzo, miło usłyszeć takie słowa)
Młodym adeptom pióra, starym zresztą też, choćby się do tego nie przyznawali – potrzeba pozytywnych impulsów do pisania. A wyróżnienie czy wygrana w konkursie bardzo motywuje… Wracając do poziomu – był całkiem przyzwoity. Poziom jury zresztą też, tak więc efekt końcowy uważam za co najmniej zadawalający. Wypatrzone przeze mnie opowiadanie Flory Woźnicy, co prawda nie zmieściło się do ścisłego finału konkursu, ale wkrótce po małej obróbce redakcyjnej będzie można je przeczytać w naszym bizarrowym spec-centrum.
Świetnie. Cieszę się, że szanse na swoje małe lub wielkie zwycięstwo, tak naprawdę mają
wszyscy uczestnicy. Czego przykładem jest Flora.
7. Praca – dom – pisanie. A co robisz w wolnych chwilach?
Jakieś małe hobby? Na przykład kolejka elektryczna w piwnicy? J
Mówiąc krótko jakiś psychiczny reset?
Do tego kołowrotka możesz dodać jeszcze jeden przystanek,
czyli drugą pracę, bo od dziesięciu lat jestem kuratorem społecznym. Jak pewnie
się domyślasz, w takim reżimie niewiele czasu zostaje na przyjemności. Jako
domowa gadzina czasem wyżywam się artystycznie rąbiąc drewno na rozpałkę,
chodzę z Dawidem na siłkę, gdzie obgadujemy wszystko i wszystkich, ostatnio
bawię się też w piechura; kiedy jest ładna pogoda wybieramy się z żoną na
dłuższe spacery. A że okolica, w której mieszkamy, jest dość urokliwa – rzecz
jasna poza stadami komarów – taki spacer pozwala nieźle przewietrzyć spuchnięte
szare komórki.
8. Muzyka.
Słuchasz:
The Cure, Siouxie and the Baanshees czy Cocteau Tweans. Kapel, które
dziś już nie grają i najlepiej smakują z winyli i kaset J. Byłeś w Jarocinie, pewnie
także na niejednym koncercie. Jak odnajdujesz się w erze plastiku, i
silikonowych cycków lansowanych w mediach?
Muzycznie coś wynalazłeś świeżego?
To nie jest tak do końca, że te kapele nie grają, bo akurat
The Cure całkiem nieźle sobie radzi. Co prawda od 2008 roku nic nowego nie
nagrali, ale potrafią rzeźbić czterogodzinne koncerty. Z kolei Simon
Raymonde z Cocteau Twins powołał ostatnio do istnienia całkiem
obiecujący projekt Snowbird. Reaktywowało się Swans… Fakt jednak pozostaje
faktem, że od kilku lat muzyka gra w moim życiu mniejszą rolę. Kiedy ma się
małe dzieci, człowiek siłą rzeczy zaczyna uciekać w ciszę. Z nowszych
wykonawców, którzy tworzą w interesujących mnie klimatach, mógłbym polecić
Chelsea Wolfe i Tropic Of Cancer. A z bardziej popowych: Garbage, Dommin i
White Lies… Co by się nie działo, na dobry koncert zawsze chętnie się
wybiorę.
Jednak muzycznie jestem do tyłu. Choć o reaktywacji Swansów słyszałem.
9. Chyba standard pytanie: Czytać pewnie czytasz J?
Zaskoczyłeś mnie tym pytaniem ;)
Oczywiście, czytam. Choć niekoniecznie to, na co mam
największą ochotę i na pewno nie tyle, ile bym chciał. Niektóre pozycje czytam przede
wszystkim po to, by mieć o czym mówić na prelekcjach, inne, żeby przybliżyć
sobie jakieś konkretne zagadnienie, potrzebne w tworzeniu opowiadań czy
powieści… Kiedy zacząłem grać na basie, moja przyjemność z obcowania z muzyką mocno
na tym ucierpiała – wsłuchiwałem się w pochody basowe, analizowałem je… Teraz
trochę podobnie jest z literaturą. Chcąc nie chcąc, podczas lektury wyłapuję
patenty, które – rzecz jasna po przetworzeniu – warto by zastosować. Ha, będę
draniem i nie podam żadnego tytułu!
10. I na koniec. Ponieważ chyba w naszym kraju jest moda na
pisanie w duetach to z kim (wybieraj z całego świata ;) ) Kazimierz Kyrcz Jr. chciałby
napisać książkę.
Wygląda na to, że trochę się do tej mody przyczyniłem… przed
dziesięciu laty wydając z Dawidem Kainem „Piknik w piekle”, który jak zdążyłem
zaobserwować, do tej pory mocno inspiruje młodych twórców… Cóż, tworzenie w
duetach ma swoje plusy i minusy, jak zresztą prawie wszystko. Nikogo, kto choć
trochę zna moje upodobania, nie zdziwię Kathe Koją, która nota bene napisała
kiedyś – przynajmniej jedno – opowiadanie z Barrym Malzbergiem. Z drugiej
strony mój angielski jest zbyt słaby, by taka współpraca miała rację bytu. Co
innego, gdybym miał okazję popełnić coś po rosyjsku – w tym przypadku
najchętniej połączyłbym siły z Anną Starobiniec… No dobrze, jednak podam jeden
tytuł, który ostatnio mnie oczarował – jej zbiór opowiadań „Szczeliny”. Zawarte
w nim teksty są różnorodne, przejmujące i mocno psychodeliczne.
Super. Dzięki Ci bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz