1
Jeden
Nie ufam znakom,
ale myślę, że od razu można poznać, kiedy nadciągają kłopoty.
I choć brzmi to
jak kompletna bzdura, musicie uwierzyć mi na słowo.
Harowałem przy
układaniu kantówek dwa na cztery cale; trzeba było zdjąć ze sterty jakieś osiem
stóp na pęk. Już niemal kończyliśmy obwiązywać kolejny, ale wtedy zauważyłem
jeszcze kilka drewnianych listewek wyglądających na niezbyt podniszczone i
wlazłem, by je pozdejmować. Gdy, stojąc na stosiku, chwyciłem najbliższą, pękł
stalowy kabel, którym go opasaliśmy. Rozległ się dźwięk, jakby ktoś z bicza
strzelił. Niemal, cholera, urwało mi łeb. I, rzecz jasna, straciłem równowagę.
Zleciałem z wysokości dziesięciu stóp na żwir, obsypany deszczem ciężkiego
drewna.
Ani draśnięcia.
Miałem szczęście.
Ale szef zgotował
mi piekło. Nie można było tak sobie łazić – choć wszyscy to robili – należało
skorzystać z wózka widłowego. Chodziło o ubezpieczenie. Łamałem zasady.
O to się
rozeszło. Niemal się zabiłem, łamiąc zasady.
Jeszcze tego
samego tygodnia, kiedy jechałem wybrzeżem, wyciągając może sześćdziesiątkę,
mojego pickupa marki Chevy minęła spora czarna cysterna. Jako że zjeżdżaliśmy
ze wzniesienia, oddałem jej do dyspozycji całą autostradę. Ale gdy wjeżdżaliśmy
na kolejne, zwolniła tak, że niemal się toczyła. Przełknąłem ropne wyziewy,
jakie za sobą ciągnęła, i po chwili przyśpieszyłem.
Chłop
najwyraźniej chciał się zabawić.
Nie miał zamiaru
mnie przepuścić. Zjechał za przerywaną żółtą linię, zostawiając tak mało
miejsca, że gdybym próbował go minąć, jak nic docisnąłby mnie do zbocza. Po
czym odpuścił. I znowu zagrodził mi drogę. Tak co chwilę. Patrzyłem, jak się na
mnie gapi we wstecznym lusterku.
Niemiło z jego
strony.
Zakląłem i
czekałem, aż będę mógł się przecisnąć.
Znowu
podjechaliśmy do zjazdu, lecz zanim go zauważyłem, obaj cisnęliśmy już dobrą
siedemdziesiątką. Pickup mało się nie rozpadł. Kierownica trzęsła się już przy
sześćdziesięciu pięciu. Powiedziałem sobie, że do cholery z tym wszystkim,
wszak żyje się tylko raz, wziąłem głęboki oddech i docisnąłem do
osiemdziesiątki.
Pickup telepał
się, jakby miał się lada chwila rozlecieć. Przypomniałem sobie o starych,
łysych oponach. Zjazd był długi i stromy, a my jechaliśmy łeb w łeb, on i ja.
Minąłem go też
przed kolejnym wzniesieniem. Pociłem się i drżały mi ręce. Do dziś pamiętam
uśmiech tego drania, kiedy go mijałem. Nie jego twarz, ale zwichrowany cień
majaczący na ustach. Cysterna wydaje się piekielnie duża na wąskiej drodze,
szczególnie kiedy jedzie półtorej stopy od ciebie z prędkością przeszło
osiemdziesięciu mil.
I to był drugi
znak. Głupota, złość i podejmowanie złych decyzji. Równie dobrze mogłem sobie
odpuścić. Świeciło słońce. Piękny dzień.
* * *
A potem wdepnąłem
w psie gówno.
Akurat wracałem z
pracy do domu, kawałeczek od sklepu Harmona.
Pewnie, to nic
znaczącego. Bzdura. Choć dodam, że było to wyjątkowo duże gówno, a do tego
świeżutkie. Ale już tłumaczę, czemu je zapamiętałem i dlaczego zestawiam je
obok tamtych rzeczy, bo to bardzo proste.
Nie patrzyłem,
gdzie lezę.
Jasne, to niby
również nic, chyba że się weźmie pod uwagę moje nawyki. Zawsze gapię się pod
nogi. Zawsze. Często mi to wytykano. Moja matka zwykła powtarzać, że zostanę od
tego krótkowidzem i będę się garbił. Oczywiście kłamała. Jestem wysoki i mam
sokoli wzrok.
Lecz, do cholery,
nie patrzyłem, gdzie lezę.
Mam świadomość,
że to przypadkowe zdarzenia. I może łączę te niepowiązane ze sobą fakty jedynie
z perspektywy lat.
Niekiedy jednak
wydaje mi się, że od czasu do czasu, gdy spogląda się na wszystko to, co nas
spotyka każdego dnia, zauważa się pewien uruchamiany okresowo mechanizm i nagle
owe zdarzenia nie sprawiają już wrażenia przypadkowych. Rzeczony mechanizm je
zjada, pochłania, wyolbrzymia, żeruje na tym, co ci się przydarza. Jaki będzie
tego wynik? Nie możesz tego przewidzieć.
Bo ten mechanizm
to ty.
Choć nie tylko, są jeszcze los, szczęście, pech. Czyli
wszystko to, co nie jest tobą, ale tak czy inaczej cię zmienia, na
zawsze, nieodwołalnie.
A może lepiej zapomnij o tym wszystkim.
Nadal jestem idiotą i plotę trzy po trzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz