Neila Gaimana nie trzeba nikomu przedstawiać. To autor
niesamowitych zbiorów opowiadań i powieści.
Tak naprawdę nawet trudno wymienić te najlepsze, ponieważ wysoki poziom
cechuje je wszystkie. Do tego dochodzi charakterystyczny styl Gaimana, którym
porwał tysiące czytelników na świecie. Oczywiście można się licytować i
przekomarzać, która książka jest najlepsza. Dla mnie to „Amerykańscy bogowie” i tutaj chyba nie będzie zaskoczenia, oraz „Nigdziebądź” - niedługa, jednak wspaniała, pełna
niesamowitych bohaterów i fantastycznego, mrocznego świata. O Gaimanie można by
pisać wiele, ale chyba nie to jest moim celem. Zresztą dyskusje te pozostawiam
prawdziwym znawcom twórczości amerykańskiego autora.
Od jakiegoś czasu wydawnictwo MAG wypuszcza po raz kolejny
książki Gaimana. Najnowsze, to już chyba piąte wydanie. Tym razem wydawca postawił na
fantastyczną oprawę graficzną. Wszystkie książki utrzymane są w czarnej tonacji
okładki z jednobarwnym pozakręcanym i powywijanym tytułem. Za ten szalony
pomysł odpowiada uznany na rynku grafik Dark Crayon. Książki wydane są na
dobrym papierze, szyte, ze wstążką - zakładką, o wypukłym grzbiecie. Cała seria prezentują
się wspaniale.
Wróćmy jednak do ostatniego tomu wspomnianej powyżej serii. „Chłopaki
Anansiego” to historia Grubego Charliego i Spidera – synów pana Nancy`ego
(Anansiego) pajęczego boga. Tą niesamowitą postać, mogliśmy poznać właśnie w „Amerykańskich
bogach”.
Gdy ojciec Grubego
Charliego raz nadał czemuś nazwę, przyczepiała się na dobre. Na przykład, kiedy
nazwał Grubego Charliego „Grubym Charliem”. Nawet teraz, dwadzieścia lat później, Gruby Charlie nie
może uwolnić się od tego przydomku, krępującego prezentu od ojca – który
tymczasem pada martwy podczas występu karaoke i rujnuje Grubemu Charliemu
życie.
Pan Nancy pozostawił
Grubemu Charliemu w spadku różne rzeczy. A wśród nich wysokiego, przystojnego
nieznajomego, który zjawia się pewnego dnia przed drzwiami i twierdzi, że jest
jego utraconym bratem. Bratem tak różnym od Grubego Charliego, jak noc różni
się od dnia, bratem, który zamierza pokazać Charliemu, jak się wyluzować i
zabawić... tak jak kiedyś ojciec. I nagle życie Grubego Charliego staje się aż
nazbyt interesujące. Bo widzicie, jego ojciec nie był takim zwykłym ojcem, lecz
Anansim, bogiem-oszustem. Anansim, buntowniczym duchem, zmieniającym porządek
świata, tworzącym bogactwa z niczego i płatającym figle diabłu. Niektórzy
twierdzili, że potrafił oszukać nawet Śmierć.
To zabawna i straszna
historia, niebędąca do końca thrillerem i nie do końca horrorem, niepasująca
też do szufladki opowieści o duchach (choć występuje w niej co najmniej jeden
duch) ani komedii romantycznej (mimo że pojawia się w niej kilka romansów i z
pewnością jest komedią, no, prócz tych strasznych kawałków). Jeśli musicie ją
jakoś zaklasyfikować, to jako
komiczno-rodzinno-obyczajowy-horroro-thrillero-romans-z duchami, choć w ten
sposób pominiecie elementy detektywistyczne i kawałki o jedzeniu.
Historia porywa nas praktycznie od pierwszych zdań. Na tle
pozostałych powieści autora ta jest chyba najbardziej wesołą, niosącą
pozytywny przekaz, niemal groteskową i mało poważną, jednak gdzieś głęboko pod
cała historią Grubego Charliego, jego żony, teściowej i brata znajdziemy także
znane z realnego życia elementy, które niekoniecznie są pozytywne, będzie
odrobina grozy, sensacji, tajemnicy i romansu. To zupełnie inna pod względem
ciężaru powieść niż "Amerykańscy bogowie". Oczywiście nie jest to zarzutem,
Gaiman ponownie pojawia się nam jako gawędziarz, bajarz, który raczy nas swoją
historią.
Kolejna wspaniała powieść Gaimana, w odświeżonej szacie graficznej.
Kolejna wspaniała powieść Gaimana, w odświeżonej szacie graficznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz