poniedziałek, 20 czerwca 2022

"Królowa głodu" Wojtka Chmielarza. To nie miało prawa się udać....

 


Należałoby zacząć od takiego niby wstępniaka, o tym, jak bardzo czekałem na ten tytuł, który przecież swoje lata ma, a jednak ukazał się dopiero niedawno. No i teraz powinienem pisać o oczekiwaniach itd., itd., jednak szkoda miejsca, więc przejdę do rzeczy.

 

To była dziwna przygoda/lektura, dość porąbana. W sumie nie powinna mieć prawa skleić się w całość, bo przecież akurat chyba w literaturze kontrasty i przeciwności się nie przyciągają? Tutaj jednak Wojtek wyszedł obronną ręką, skoro przeczytałem do końca i jestem nadal zaintrygowany tym wszystkim, ale do rzeczy.

Mamy świat po wojnie atomowej(?), ale nie Stalkery, Metra itp., tylko cofamy się prędzej do średniowiecza, może późnego, bo jest już broń palna. Ale zaraz! Są karabiny, konkretne flinty, strzelby i schrony atomowe(!).  Hmmmm.... jednak regres społeczny wrzuca nas może bliżej w klimaty westernu –  najlepszym niech tego przykładem będzie nieźle prosperujący burdel ;). A z drugiej strony nasi bohaterowie, ale i ich przeciwnicy ganiają się po lasach z mieczami, kuszami, lancami i nawet część z nich robi to konno. No to chyba możemy dać sobie spokój z czasowym przypięciem książki do danej epoki. Poddaję się.

Co tam jeszcze można wrzucić? No tak, jest niemal magiczny artefakt, sporo alchemii, mrocznej materii, magiczne dziecko. No i teraz siadam i chcę wrzucić „Królową głodu” w jakiś gatunek i gdy jest chyba blisko, to nie, nie, nie. Przecież mamy jeszcze tytułową postać, mamy stwory, potwory rodem ze slasherów, miejscami klimat grozy. Trup ściele się gęsto i tylko jakoś tak seksu tam nie ma (jedna słaba scena się nie liczy). Naprawdę. Ale mamy też bajzel narodowościowy, bo widocznie przetasowanie mas ludzkich po tym wielkim kataklizmie (o którym w książce za wiele nie ma) było ogromne. W jednej ekipie nie zdziwcie się jak będzie Polak, Holender, Grek, Sith, i można wymieniać. Znajdziecie także postaci żywcem wyjęte niemal z innych książek czy filmów. Będą kowboje (w osobie szeryfa-bandyty), rycerze (w osobie Starego), piękne kobiety (szefowa burdelu – Sava) pragnące zemsty, krnąbrne dziewki (Ellen) traperzy (Lisiecki) i jeszcze i jeszcze.. i nasz bohater Holender.

Oki, czas zmierzać ku finiszowi i mam nadzieję, że nie zdradziłem nic z fabuły, a bardziej namieszałem Wam w głowach. 

Jak wspomniałem, nadal mam ją w głowie i wije sobie gniazdo, aby nie przepaść w niepamięci dziesiątek innych przeczytanych książek. Nadal uważam, że nie powinna się udać Wojtkowi. Niby tam wszystkiego jest za dużo, lecz jest do dobrze skrojone i broni się dość mocno. Oczywiście problem będą z nią mieli fani twórczości Chmiela, bo siedzą w krymi i zagadkach, a tutaj dość beztrosko napierdzielamy się ze zbliżającą się zarazą.. Mam nawet wrażenie, że dla piękniejszego Happy Endu, można by dwa wątki jeszcze pociągnąć dalej, to może jedyny tak naprawdę pstryczek, i że finisz trochę za szybko, jakby - aby ją już skończyć.

Moja ulubiona postać? Szeryf Siren, polubiłem tego gościa najbardziej, taki trochę Eastwood ze spaghetti westernów.

Ostatnie zdanie. Nie wiem czy moja opinia zachęci Was do zakupu „Królowej głodu”, niemniej polecam serdecznie, bo po raz trzeci – to nie ma prawa się kleić w całość, A JEDNAK.