Lovecraft się mylił!… ale
tylko w szczegółach.
Sam nie wiem jakim cudem
przegapiłem wydanie serii MOHERFUCKER wydanej kilka lat temu. Przecież starałem
się śledzić wszystkie wydawnictwa związane z prozą Howarda Philipsa Lovecrafta.
Jednak stało się. Może to wina marketingu, a raczej jego braku, a może po
prostu gdzieś otchłań Wielkiego Przedwiecznego mnie pochłonęła. Nie wiem.
Na szczęście nowe
wydawnictwo – Piaskun, postanowiło przypomnieć ten świetny cykl Eugeniusza
Dębskiego.
Kamil Stochard aspirant
policji, zostaje skierowany na przymusowy urlop. Jednak może zapomnieć o
wylegiwaniu się w wyrze i gapieniu w telewizor. Oddelegowany z ABW do tajnej
misji, trafia pod rozkazy tajemniczego amerykańskiego agenta. Cel – rozpracować
i zniszczyć środowisko guimonów -odprysków Wielkiego Cthulhu. Rozpoczyna się
polowanie na wroga, który ukrywa się pod postaciami fanatycznych miłośników
Ojca Dyrektora, bandziorów, chuliganów czy zwykłych- na pozór – obywateli
naszego wspaniałego kraju. Choć przeciwnicy wyglądają niegroźnie, nie można dać
się zwieść ich morderczemu instynktowi, o czym dość szybko nasi bohaterowie się
przekonują.
Działając niczym
najlepsze duety z filmów kryminalnych, Jerzy i Kamil starają się wniknąć i
rozpracować grupę czy sektę guimonów, którzy zawładnęli ciałami na pozór
zwykłych ludzi i tylko wieloletnie doświadczenie amerykańskiego agenta ratuje
ich nie raz od porządnego łomotu.
Pomysł na fabułę wydaje
się banalny i prosty. W pierwszej chwili może zastanawiać, jak w naszym
współczesnym świecie, po ulicach mogą latać stwory znane dotychczas z prozy
Lovecrafta. Prozy, której przecież jedną z największych zalet, jest klimat
snutych przez Samotnika z Providence opowieści,najczęściej dziejących się wokół mrocznych i tajemniczych miejsc. Tutaj w całą współczesność
naszego świata, Eugeniusz Dębski sprytnie wrzuca mitologię Cthulhu, tworząc w
zupełnie nowy klimat.
Chciałby się powiedzieć sensacyjny weird fiction.