wtorek, 19 kwietnia 2016

Joanna Łańcucka - Stara Słaboniowa i Spiekładuchy.

Chciałbym zabrać Was dzisiaj w przeszłość. Nie tak odległą, jakby mogło się zdawać. Jednak w przeszłość, którą poznać mogliście w opowieściach dziadków i babć. Szczególnie babć. Pewnie mało kto z Was pamięta czasy, gdy polskie wsie żyły spokojnym, specyficznym dla siebie rytmem, gdzie codzienność  płynęła jednostajnie i leniwie, zaś wszelkie cuda techniki zdawały się być niepotrzebne, dziwne i czasami groźne w świadomości mieszkańców. To czasy lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku, choć autorka książki „Stara Słaboniowa i Spiekładuchy” − Joanna Łańcucka, nie określa ich dokładnie czasowo. Panujące przesądy i opowieści przekazywane z dziada pradziada, żyły mocno w świadomości mieszkańców.
To czasy, gdy telefon był zazwyczaj tylko u sołtysa lub na poczcie, mikser to była niemal diabelska machina, fiat 126p był szczytem luksusu i stać było na niego tylko księdza lub pracujących w miastach, którzy na polski cud motoryzacji złożyli odpowiednie kwity i czekali cierpliwie w kolejce. Pamiętam te czasy, młody już nie jestem i wspominam je z ciepłem w sercu. Pamiętam opowieści prababci o czasach sprzed wojny. Dziwne historie, w których ewidentnie diabeł maczał kopyta. Pamiętam ulice, na których próżno było szukać przejeżdżających samochodów, zaś zaprzęgnięta w konie furmanka była na porządku dziennym.

W taki świat przenosi nas Joanna Łańcucka. Z tym, że Capówka, w której toczy się akcja opowieści zebranych w „Starej Słaboniowej i Spiekladuchach” to wieś, leżąca gdzieś na wschodzie kraju, gdzie oprócz codziennego, zdawałoby się leniwego życia harcują diabły, Przypołudnice, Kauki i Kikimory niemal żywcem wyciągnięte z ludowych podań. Urzeka i wzrusza u Łańcuckiej pięknie i bogato przedstawiony świat. Kiedyś zwykły, dzisiaj już zapomniany. Z pewnością to barwne przedstawienie życia codziennego, folkloru, wierzeń, piękna dzikiej przyrody, jest największym plusem opowieści zebranych w tej książce. Na specjalną uwagę zasługuje język, którym posługują się bohaterowie, a który usłyszycie tylko z ust leciwych staruszek. Powiedzonka i przysłowia, które pamiętam z pogaduszek z własną babcią. Wzbudza to oczywiście uśmiech na twarzy, ale i wzruszenie. Nagle przed oczami pojawiają się postaci moich bliskich, których już nie ma wśród nas i gdy uświadomię sobie, że wraz z nimi zniknęło na zawsze coś wyjątkowego, to ogarnia mnie pustka.

„−Aaaa z chłopami to taka robota.. Nijakiej pociechy za życia i żadnej pociechy po śmierci”

Czy taki był zamysł autorki? Nie wiem. Historie opowiedziane są w prosty sposób, nikt tutaj nie sili się na rozbudowanie psychologiczne postaci, tworzenie zawiłych wątków i historii. Bo i po co? O koloryt w książce dbają strachy, diabły i Zły. Każde opowiadanie, to osobna historia powiązana z naszą bohaterką Słaboniową i mieszkańcami Capówki, jednak zebrane razem tworzą wspaniałą całość, jakże umiejętnie i cudownie podaną. 
„Stara Słaboniowa i Spiekładuchy” to także powrót do przeszłości, o której pisałem powyżej. Istotne bardzo, aby młody czytelnik, mógł zaczerpnąć choć odrobinę tamtych czasów. Przecież w erze wszechobecnej techniki wydaje się to niemal niemożliwe. Gdy się wczyta w opowieści, z pewnością zauważy specyficzny klimat i język, który towarzyszy przygodom Słaboniowej.
Oczywiście to przede wszystkim historie o perypetiach mieszkańców nękanych przez wszelkie widziadła i postaci z pogańskich wierzeń. Czy w książce znajdziecie strach i grozę? Czy któraś z historii Was przerazi? Wątpię. Zatem czy to są opowieści grozy? W pewnym stopniu tak. Czy należałoby książkę postawić obok powieści Stefana Dardy i Piotra Kulpy, którzy upodobali sobie „wiejski horror”? Chyba tak, ale równie dobrze można Słaboniową umiejscowić obok „Bestiariusza słowiańskiego” i innych encyklopedycznych wydań, dotyczących wierzeń i demonologii słowiańskiej.

„− No skaranie z temi duchami domowemi... − westchnęła Słaboniowa. −Targujo się o każdą mliczka kopelke, ani kawałeczka nie popuszczo… (…)
− A kto to znowuż ten Domowy? – westchnęła Anetka
− A to Kikimory mónż. Jak on mliczka dostanie to, już jej tutaj nie puści.
Domowy dobry, i posprząta, jak dobrze podje, i dzieciaka pokołysze, i do pieca dołoży.

Należy wspomnieć także o Słaboniowej, leciwej babuni, mieszkającej samotnie, która we wsi uznawana jest za czarownicę. Sama nie wie ile ma lat, liczyć dawno przestała. Posiada jednak "nosa" do rzeczy i zdarzeń dziwnych, które w pierwszym momencie wydają się być czymś naturalny. Skoro doktor mówi, że u dziecka kolka, to ma rację. Jednak Słaboniowa wie, że za kołyski Kikimor oczyma łypie. Bardzo fajna postać, od pierwszych stron wzbudza sympatię, chciałoby się powiedzieć, że posiada wszystkie cechy idealnej babci, no może prócz uganiania się za Strzygoniami i Wąpierzami.

Książka wydana jest bardzo ładnie, klimatyczna czarno biała okładka z  grafiką przedstawiającą stara Słaboniową. W środku znajdują się także klimatyczne grafiki, które dodają uroku wydaniu.

Polecam bardzo. 
Świetna, pełna uroku, zabawna, może i może czasami straszna opowieść o perypetiach Słaboniowej.

Joanna Łańcucka
"Stara Słaboniowa i Spiekładuchy"
Wydawnictwo Oficynka 2013.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz