niedziela, 16 października 2016

Uderzenie Horror Masakry! Symfonia zgorszenia - recenzja przedpremierowa.

Suskie wydawnictwo horroru ekstremalnego Horror Masakra ponownie uderza! Od kwietniowej premiery "Sakramentu okrucieństwa" autorstwa Łukasza Radeckiego i Tomasza MorumXa Siwca, minęło pół roku. Gdyby cofnąć się jeszcze bardziej w czasie, to w listopadzie 2015 roku, światło dzienne ujrzał najbardziej plugawy projekt HMa (nie mylić z H&M marką odzieżową :) ) - "Liturgia plugastwa" duetu; Karolina "Mangusta" Kaczkowska i Tomasz "MordumX Siwiec. Więc z co półroczną systematycznością, fani horroru w najmocniejszej odmianie mogą świętować i przewracać stronice "zwyrodniałych" tekstów. Oczywiście mam na myśli wydawnictwa papierowe, nie elektroniczne, nad mnogością których ciężko jest zapanować. 

A więc, po półrocznej przerwie otrzymujemy kolejny tomik dwóch opowiadań z chciałoby się powiedzieć "Sakralnego cyklu" (mam na myśli użycie w tytułach poprzednich dwóch tomów nazewnictwa religijnego). Tym razem Tomek Siwiec zaprosił do współpracy Carlę Mori, z której utworami fani mocnego uderzenia mogli zapoznać się w dodatku do jednego z zinów HMa. 


Bohaterką pierwszego opowiadania autorstwa Carli Mori jest Ela, dziewczyna pracująca w modelingu. Mogłoby się zdawać, że jest typowym wzorcem współczesnej modelki i realizuje się zawodowo, jednak tak naprawdę nie akceptuje swojego ciała. Uważa, że jest pustym manekinem, skorupą, która skrywa wewnątrz coś wspaniałego, a cielesna powłoka jest jakby przeszkodą do pełnego wyrażenia siebie, to idealne ciało, więzi to, co w Eli najwspanialsze i najpiękniejsze. I nie ważne, że walka ta toczy się tylko w umyśle bohaterki, skutki tej potyczki będą okropne.
Wiedząc, że ma ze sobą problem, kobieta postanawia zapisać się na sesje do psychologa. Jednak czy regularne wizyty u specjalisty mogą odmienić jej życie, zmienić ją samą tak, aby spojrzała na siebie inaczej? Nasza Ela ma także drugą stronę osobowości i drugie życie, które poznajemy przemiennie z tym codziennym. I ta druga odsłona jest naprawdę przerażająca: brudny (dosłownie) seks, zgnilizna, narkotyczne szaleństwo, grupowe kopulacje, upodlenie kobiety i upadek człowieka jako jednostki, jest niczym młot wiszący nad głową czytającego, który zrywa się z cienkiej linki i uderza w ostatnich stronach.

Gdy jeszcze nie otrząśniemy się po lekturze "Bestii" przychodzi kolej na opowiadanie Tomka "Odrodzona". Na ten tekst czekałem szczególnie.
Rzecz o kobiecie, która boryka się z traumą wywołaną usunięciem jednej piersi, w skutek choroby nowotworowej. Historia mogłoby się zdawać jak jedna  z wielu, które obserwujemy w codziennym życiu. Problem akceptacji siebie, dotyka nie tylko główną bohaterkę, lecz także najbliższą jej osobę - męża. Po rocznych  zmaganiach wewnętrznych, kobieta podejmuje próbę stosunku z partnerem. Chce być znowu kochana, czuć ciepło, dotyk i pragnie, aby wszystko wróciło do czasów sprzed zabiegu. Mówiąc krótko, znowu chce być pożądana, znowu chce się kochać. Jednak próba kończy się niepowodzeniem, mąż odpycha Magdę. Czarę goryczy przelewa drugie, zatajone życie Adama z inną kobietą. 
Magda postanawia mimo to korzystać z życia.
"ZAOPIEKUJĘ SIĘ AMAZONKĄ – wyrozumiały, tolerancyjny: 663−821−666", to ogłoszenie przykuwa uwagę Magdy i spotyka się z tajemniczym mężczyzną. Jednak nie chodzi tutaj o miłość i otoczenie opieką sfrustrowanej i załamanej kobiety, a spełnienie najbardziej mrocznych, pornograficznych żądz, klientów pewnego domu.
W głowie Magdy rodzi się plan, plan straszny, jednak w jej mniemaniu najbardziej sprawiedliwy. I tutaj zaczyna się naprawdę mocna jazda.

O "Odrodzonej" można napisać by wiele, rozwodzić się nad wewnętrznym bólem, traumą, poczuciem odrzucenia czy brakiem dostrzegania wartości człowieka. Podobnie zresztą jak w "Bestii". Na pierwszy rzut oka, opowiedziane historie wydają się znane i nie powinny szokować, chciałoby się powiedzieć, że wloką się ukazując powolną degradację jednostki. Jest to niewątpliwą zaletą tych opowiadań, gdzie finał każdego z nich rozpisany jest dosłownie w końcówce historii, ale natłok scen rodem z najmocniejszych filmów ("Ludzka stonoga" czy "Hostel") może przywołać o ból głowy niejednego, mniej odpornego miłośnika literatury.
Tu nie chodzi tylko o masakrę, cierpienie i ból oraz o  satysfakcję z zadawania cierpienia innym. To wszystko jest tylko, albo aż finałem, który przedstawiony jest w sposób wulgarny, agresywny, tak charakterystyczny dla gore. 
Takich opowiadań się nie zapomina, ponieważ pomimo swojej brutalności pozostawiają wiele pytań, na które każdy z nas musi sam sobie odpowiedzieć.
"Symfonia zgorszenia" jest czystym gore, podanym w najlepszej postaci.

Tylko dla czytelników dorosłych, odpornych na wszelkie zwyrodnienia. Nie czytać podczas posiłku! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz