czwartek, 2 kwietnia 2015

Jack Ketchum "Przejażdżka" opinia.

Przychodzi taki czas, że człowiekowi chce się poczytać makabry. Szuka i grzebie po półkach z książkami, i wertuje, i jeździ palcem po grzbietach. Masterton, już nie straszy tak jak kiedyś, Lee, pozostał na trzech tytułach i cisza, Autorzy Phantom Pressu może i straszni, ale nie, nie, nie. Gdzie ja znajdę  przemoc, sex, tortury, wręcz sadyzm i totalnych popaprańców? No dobra Barker, lecz nic nowego.
Ha! Problem rozwiązuje się, gdy moim oczom ukazuje się nazwisko: KETCHUM.
Najnowsza książka amerykańskiego mistrza mocnego horroru, leży sobie z boku. Świeży towar, prosto z rzeźni REPLIKI HORROR. 



"Przejażdżka" - tytuł zdaje się być idealnie dopasowany do streszczenia książki, lecz, to także bodziec dla spragnionej mocnych wrażeń psychiki. Okładka nie pozostawia złudzeń, czeka nas naprawdę jazda bez trzymanki. Facet z zakrwawioną siekierą, na środku drogi, w nocy, oświetlony reflektorami samochodu. Czyli najgorsze, co może się nam przydarzyć w samotnej, nocnej podróży. Nie wiem dlaczego, ale pierwsze skojarzenie, to "Autostopowicz" z Rutgerem Hauerem. Powiem tylko tyle, że po lekturze Ketchuma musiałem znowu powertować po biblioteczce. Tym razem za powieścią w klimatach, rycerzy i dworskich intryg, musiałem złapać powietrza i przestać myśleć o tym koszmarze, jaki zgotował mi autor i Replika.

Wayne, barman z podrzędnego baru ma jedno marzenie. Może raczej fanatyczne pragnienie zamordowania kogoś, poczucia emocji towarzyszących pozbawieniu życia drugiego człowieka, wręcz osiągnięcia ekstazy psychicznej. Jednak brakuje mu odwagi, aby tego dokonać. Choć jest już w miarę blisko i swoje marzenie zaczyna realizować na swojej dziewczynie, dusząc ją podczas stosunku. Jednak tchórzy w ostatniej chwili. I znów ponosi porażkę.
Pozostawiony sam, dostrzega kobietę i mężczyznę, którzy w dość prymitywny i drastyczny sposób mordują człowieka. Zafascynowany ich odwagą i czynem, pragnie obejrzeć wszystko z bliska, tym bardziej, że rozpoznaje zabójców, którzy są klientami w barze, gdzie pracuje. Powoli w jego głowie rodzi się plan. Plan przejażdżki, gdzie widzami zostaną Carole Gardner i jej kochanek, którzy postanowili rozwiązać brutalnie, kwestię agresywnego męża kobiety.
Czyn jakiego dokonali, staje się motorem napędowym do działań Wayna. Chciałoby się powiedzieć - Sztuka potrzebuje widza. Aktor pragnie oklasków i uznania.


Ketchum w typowy dla siebie sposób, nie owija w bawełnę, nie upiększa, Bardzo realistycznie ukazuje drzemiące w ludziach instynkty oraz czyny, do których spaczona psychika nieuchronnie prowadzi. Dostajemy dużą dawkę przemocy, gdzie kumulacja zwiększa się wraz z coraz mniejszą ilością stron, pozostałą do przeczytania. 
Bohaterowie nie są krystalicznie czyści, praktycznie każdy boryka się z własnymi problemami, każdy ma coś za paznokciami. Na początku, gdy przeczytałem scenę morderstwa dokonanego przez kochanków, łatwo było określić mi kto jest zły, a kto jeszcze gorszy. Jednak poznając historię Carole z czasem zacząłem jej współczuć. Teraz uważam, że to co zrobiła było jedynym sensownym rozwiązaniem, szczególnie, gdy system prawny, nie jest w stanie załatwić tematu. Krzywda jakiej doznaje kobieta, niemoc, strach i trwanie w tej tragicznej sytuacji, gdzie jest gwałcona i zastraszana przez męża Howarda, powoduje, że myślę "Dobrze sukinsynowi."
Pomimo,  że tak naprawdę otrzymujemy kilka historii ludzkich w jednej powieści, książkę czyta się dobrze i szybko. Działa wręcz jak narkotyk, złożoność postaci i ich historia, pokazana jest bezpośrednio, bez rozwodzenia się nad zbędnymi szczegółami. Czytelnik dostaje tyle i powinien, aby za bardzo nie oddalić się myślami od głównego tematu.  
Taki styl Ketchuma nie pozwala, na odłożenie książki na jutro. Nawet, jeżeli taki moment nastąpi, cały czas, gdzieś w głowie siedzi Wayne, Carole, Howard i to co nas czeka dalej, a raczej dokąd ta przejażdżka nas zaprowadzi.

Myśląc o tym, co zaserwował nam Jack Ketchum, uświadamiam sobie, jak szybko i nagle może skończyć się nasze życie, gdy idąc spokojnie, wieczorem, podjedzie do nas czerwone volvo, uchyli się szyba i padnie strzał, a człowiek zostanie na krawężniku z  czymś, co kiedyś przypominało głowę. Taka sytuacja wydaje się mało prawdopodobna?
Jak pisze autor w posłowiu, fabuła powieści powstała na podstawie prawdziwych wydarzeń i autentycznych postaci. Połączenie dwóch psychopatów, pozwoliło Ketchumowi na stworzenie sylwetki naszego bohatera. Pierwowzory Wayna -T.E.Braun, w latach czterdziestych XXw.,  jeździł po amerykańskich drogach strzelając po kolei, do napotkanych losowo ludzi, zaś H.Unruh, w sześćdziesiątych za pomocą niemieckiego lugera, zamienił w koszmar życie miasteczka, zabijając dwanaście osób w trzynaście minut.

Do powieści dołączono także opowiadanie "Chwasty", które jest nawet mocniejsze niż "Przejażdżka".Tutaj usatysfakcjonowani będą szczególnie fani mocnego horroru, gdzie dominuje perwersja, sex i przemoc.

"Przejażdżka" prawdopodobnie będzie najmocniejszą książką tego roku. Przebić ją może tylko Ed Lee, albo następna książka Ketchuma. Ciekawe, kiedy zacznę znowu szperać w biblioteczce, w poszukiwaniu ekstremalnych doznań.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz