Antologia
„Idiota skończony” od Fabryki Słów kusi znanymi ( i uznanymi) nazwiskami. Mnogość
gatunków i konwencji, bohaterowie skrajnie różni, jednak mający pewna cechę
wspólną. Czy to z własnej winy, czy przez wzgląd na niesprzyjające okoliczności,
którym nijak zapobiec nie potrafią, a wręcz je prowokują - pakują się w kabałę. Co rusz - większą. Słowem
- idioci. Idioci skończeni.
Antologia
wypada całkiem nieźle, jako całokształt, choć nie można powiedzieć, że teksty w
niej są równe. Niby to zwyczajna przypadłość takich zbiorów, mieszających wiele
stylów i trendów gatunkowych, jednak tu mocno można wyodrębnić zwykłe przeciętniaki,
jak i teksty co najmniej znakomite.
Ale po
kolei.
Antologię
otwierają dwa nazwiska kobiece. Pierwsze, to Aneta Jadowska - młode pokolenie
autorów fantastyki - która swoją prozę kieruje głównie do nastolatek. I tak
jest też w - a jakże! - „Idiocie skończonym”.
Proste czytadełko, mieszające romans, emocjonalne uniesienia podlotków i wiedźmową
magię. Czyli składniki typowe dla twórczości Jadowskiej. Jej wiernym fanom się
spodoba, bo doskonale wpisuje się w serwowany przez nią zwyczajowo nurt.
Pozostali mogą się zawieść.
Kolejne
kobiece nazwisko w antologii, to jedna z tuzów polskiej fantastyki - Ewa Białołęcka.
W opowiadaniu „Garażowy” niby wszystko jest dobrze. Napisane poprawnie, proste,
przyjemne. Brak mi jednak tego, co kocham w fantastyce - suspensu, zaskoczenia,
czy kreowania światów. Ot, „Garażowy” jest prostą opowiastką, którą czyta się
miło, ale szybko zapomina. Szkoda, bo te
dwa teksty - notabene chyba najsłabsze w zbiorze - to jedyne przykłady kobiecej
fantastyki, która w naszym kraju jest przeciez bogata w autorki i teksty
znakomite.
Robert
Szmidt też trochę zawodzi tekstem interesującym, opowiadających o swoistym
eksperymencie socjologicznym, który zdaje się wiele mówić o kondycji ludzkości,
ale... No właśnie, ale. Tekst Szmidta jest zdecydowanie za krótki i zbyt bezpośrednio
podany. Pomysł przedni, jednak po autorze tak umiejętnie kreującym
fantastycznie światy spodziewałbym się nieco więcej. To nie jest tekst zły, ale
ja chyba postawiłem Szmidtowi poprzeczkę tym razem za wysoko.
Zwłaszcza,
że przez ułożenie kolejności w książce porównuję jego „Ciszę” z kolejnym
tekstem - chyba najlepszym w całej antologii - „Zmierzchem nad Weroną” Tomasza
Kołodziejczaka.
Kołodziejczak
pisze rzadko, ale kiedy już pojawia się jakiś jego tekst, to - mówiąc kolokwialnie - wyrywa z butów. A
poważnie, to w „Idiocie skończonym” otrzymujemy opowieść - wizję alternatywną
Europy zaanektowanej częściowo przez Islam, częściowo przez Chiny, które w
Weronie ustanawiając coś w rodzaju” rezerwatu”, ze względu na bycie przez to
miasto kolebką światowej mody. Znakomity tekst z precyzyjną i świetnie podaną
wizją świata, z ciekawie wplecionym w historię problemem moralno-etycznym,
który w efekcie prowadzi bohatera do upadku. W pierwszej chwili po lekturze czułem
niedosyt, jakby zakończenie było pisane na siłę, jakby Kołodziejczak zaczął mieć
chętkę na powieść, ale musiał tekst skrócić, by wpasować się w wymiar
antologii... I z całą pewnością potencjał na książkę tu jest, nie oszukujmy się,
w dodatku z jedną z ciekawszych wizji „nowej Europy”, z jaką w polskiej prozie
możemy się zetknąć, jednak jako opowiadanie „ Zmierzch nad Weroną” broni się całkiem
dobrze, a zakończenie okazuje się - po zastanowieniu - całkiem sprawnym domknięciem
wątków opowiadanej historii.
Z pewnością
jest to tekst, dla którego warto sięgnąć po tę antologię.
„Ostatni
dzień służby” Krzysztofa Abramowskiego to całkiem przyzwoity, nieco ironiczny
tekst, który dobrze ujmuje to, co lubię w pulpowej fantastyce - zabawę
motywami, podpartą niezłym warsztatem.
„Krew na
śniegu” Krzysztofa Haladyna to - podobnie jak „Noc na Dużej Ziemi” Bartka
Biedrzyckiego - reprezentacja literackiego postapo. I jak Biedrzyckiemu bliżej
do Lewickiego, bo pisze z większą ironią, z pewna prześmiewczością, tak Haladyn
celuje w smutną, nieco nostalgiczną opowieść o wyniszczonej ziemi. Oba teksty
dobrze wpisują się w swoją gatunkową konwencję.
I choć pozornie fabuły obydwu nie są jakoś przesadnie rozbudowane i
zaskakujące, to jednak dobre teksty, które z przyjemnością się czyta.
Kolejne
opowiadania to kolejne znakomitości i mocne punkty antologii. „Wyklęci” Michała
Gołkowskiego to dobry przykład tłumaczący fenomen tego autora. Znakomicie
napisane opowiadanie, przesycone realizmem swoich czasów, z nutką grozy i
tajemnicy oraz z gorzkimi wnioskami nt. naszej historii. Wnioskami, z którymi
może i trzeba polemizować - ale właśnie to stanowi o wartości tekstu. Nie jest
on opowieścią samą w sobie, ale zawiera niejako drugie dno, punkt wyjścia do
tematycznych, historycznym rozważań. Z pewnością, wraz z Kołodziejczakiem i
Podlewskim to podium antologii. W dowolnej kolejności miejsc.
No właśnie,
Marcin Podlewski. Opowiadanie dla tych, którzy nie znają jeszcze uniwersum Głębi
- „Głębia. Ciałak” - pokazujące, dlaczego Podlewski jest najlepszym pisarzem
SF młodego pokolenia. Złożone, wielowątkowe, ukazujące tylko mikroczęść
niesamowicie starannie zbudowanego uniwersum serwujące jednocześnie intrygującą
opowieść, również prowokującą do polemiki nt zagadnień etycznych.
„Ptasi sąd”
Adriana Atamańczuka to przykład solidnie napisanego fantasy. Sprawnie, z
wyczuciem gatunku, dla miłośników prozy Łukawskiego czy Wegnera.
„Tajemnica
miasteczka N” Huberta Olkowskiego kojarzy mi się niezmiennie z powieścią
„Czarny bóg” Krzysztofa Wrońskiego. I jak książka miała mocne konotacje
lovecraftowskie, a w opowiadaniu z antologii jest zgoła inaczej, to ogólny
klimat zdaje się być zbliżony. Niezła proza, choć miałbym pewne zarzuty do
stylu. Jakby Olkowski jeszcze nie do końca wyczuł swoją manierę pisania, przez
co nie całkiem udaje mi się stworzyć atmosferę grozy i osaczenia, o jaką
zapewne chodziło. Autor nie do końca wydaje się panować nad własnym warsztatem,
przez co nie oddaje do końca tak, jak powinien, tego co pragnie zaakcentować. I
niby są pewne wątki, pewne naciski wyczuwalne, jednak to tylko podkreśla ich
niedopracowanie.
Antologię
zamyka „Przez kraj ludzi, zwierząt i biesów” Jacka Komudy, który w tytule nawiązuje
do klasycznego podróżniczego dzieła A. F. Ossendowskiego. Jest to surowe
fantasy, osadzone w dzikich ostępach krain stanowiących parafrazę północno-wschodniej
Azji - co już sugeruje tytuł. I w swoim gatunku radzi sobie dobrze, choć większych
zaskoczeń fabularnych nie oferuje.
Reasumując
- antologia „Idiota skończony” to swoisty przegląd autorów skupionych wokół
jednego wydawcy i jednocześnie dobry sposób na zapoznanie się z ich stylem
pisania. Z całą pewnością warto po nią sięgnać przez Kołodziejczaka, Gołkowskiego
i Podlewskiego - bo ta trójka to - i
piszę z pełnym przekonaniem - „the best” opowiadań w „Idiocie skończonym”,
ale i kilka innych zasługuje na uwagę.
Polecam!
Mariusz
„Orzeł” Wojteczek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz