poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Idiota skończony - antologia

Antologia „Idiota skończony” od Fabryki Słów kusi znanymi ( i uznanymi) nazwiskami. Mnogość gatunków i konwencji, bohaterowie skrajnie różni, jednak mający pewna cechę wspólną. Czy to z własnej winy, czy przez wzgląd na niesprzyjające okoliczności, którym nijak zapobiec nie potrafią, a wręcz je prowokują -  pakują się w kabałę. Co rusz - większą. Słowem - idioci. Idioci skończeni.
Antologia wypada całkiem nieźle, jako całokształt, choć nie można powiedzieć, że teksty w niej są równe. Niby to zwyczajna przypadłość takich zbiorów, mieszających wiele stylów i trendów gatunkowych, jednak tu mocno można wyodrębnić zwykłe przeciętniaki, jak i teksty co najmniej znakomite.

Ale po kolei.

Antologię otwierają dwa nazwiska kobiece. Pierwsze, to Aneta Jadowska - młode pokolenie autorów fantastyki - która swoją prozę kieruje głównie do nastolatek. I tak jest też w  - a jakże! - „Idiocie skończonym”. Proste czytadełko, mieszające romans, emocjonalne uniesienia podlotków i wiedźmową magię. Czyli składniki typowe dla twórczości Jadowskiej. Jej wiernym fanom się spodoba, bo doskonale wpisuje się w serwowany przez nią zwyczajowo nurt. Pozostali mogą się zawieść.


Kolejne kobiece nazwisko w antologii, to jedna z tuzów polskiej fantastyki - Ewa Białołęcka. W opowiadaniu „Garażowy” niby wszystko jest dobrze. Napisane poprawnie, proste, przyjemne. Brak mi jednak tego, co kocham w fantastyce - suspensu, zaskoczenia, czy kreowania światów. Ot, „Garażowy” jest prostą opowiastką, którą czyta się miło, ale szybko zapomina.  Szkoda, bo te dwa teksty - notabene chyba najsłabsze w zbiorze - to jedyne przykłady kobiecej fantastyki, która w naszym kraju jest przeciez bogata w autorki i teksty znakomite.

Robert Szmidt też trochę zawodzi tekstem interesującym, opowiadających o swoistym eksperymencie socjologicznym, który zdaje się wiele mówić o kondycji ludzkości, ale... No właśnie, ale. Tekst Szmidta jest zdecydowanie za krótki i zbyt bezpośrednio podany. Pomysł przedni, jednak po autorze tak umiejętnie kreującym fantastycznie światy spodziewałbym się nieco więcej. To nie jest tekst zły, ale ja chyba postawiłem Szmidtowi poprzeczkę tym razem za wysoko.
Zwłaszcza, że przez ułożenie kolejności w książce porównuję jego „Ciszę” z kolejnym tekstem - chyba najlepszym w całej antologii - „Zmierzchem nad Weroną” Tomasza Kołodziejczaka.

Kołodziejczak pisze rzadko, ale kiedy już pojawia się jakiś jego tekst, to  - mówiąc kolokwialnie - wyrywa z butów. A poważnie, to w „Idiocie skończonym” otrzymujemy opowieść - wizję alternatywną Europy zaanektowanej częściowo przez Islam, częściowo przez Chiny, które w Weronie ustanawiając coś w rodzaju” rezerwatu”, ze względu na bycie przez to miasto kolebką światowej mody. Znakomity tekst z precyzyjną i świetnie podaną wizją świata, z ciekawie wplecionym w historię problemem moralno-etycznym, który w efekcie prowadzi bohatera do upadku. W pierwszej chwili po lekturze czułem niedosyt, jakby zakończenie było pisane na siłę, jakby Kołodziejczak zaczął mieć chętkę na powieść, ale musiał tekst skrócić, by wpasować się w wymiar antologii... I z całą pewnością potencjał na książkę tu jest, nie oszukujmy się, w dodatku z jedną z ciekawszych wizji „nowej Europy”, z jaką w polskiej prozie możemy się zetknąć, jednak jako opowiadanie „ Zmierzch nad Weroną” broni się całkiem dobrze, a zakończenie okazuje się - po zastanowieniu - całkiem sprawnym domknięciem wątków opowiadanej historii.
Z pewnością jest to tekst, dla którego warto sięgnąć po tę antologię.

„Ostatni dzień służby” Krzysztofa Abramowskiego to całkiem przyzwoity, nieco ironiczny tekst, który dobrze ujmuje to, co lubię w pulpowej fantastyce - zabawę motywami, podpartą niezłym warsztatem.

„Krew na śniegu” Krzysztofa Haladyna to - podobnie jak „Noc na Dużej Ziemi” Bartka Biedrzyckiego - reprezentacja literackiego postapo. I jak Biedrzyckiemu bliżej do Lewickiego, bo pisze z większą ironią, z pewna prześmiewczością, tak Haladyn celuje w smutną, nieco nostalgiczną opowieść o wyniszczonej ziemi. Oba teksty dobrze wpisują się w swoją gatunkową konwencję.  I choć pozornie fabuły obydwu nie są jakoś przesadnie rozbudowane i zaskakujące, to jednak dobre teksty, które z przyjemnością się czyta.

Kolejne opowiadania to kolejne znakomitości i mocne punkty antologii. „Wyklęci” Michała Gołkowskiego to dobry przykład tłumaczący fenomen tego autora. Znakomicie napisane opowiadanie, przesycone realizmem swoich czasów, z nutką grozy i tajemnicy oraz z gorzkimi wnioskami nt. naszej historii. Wnioskami, z którymi może i trzeba polemizować - ale właśnie to stanowi o wartości tekstu. Nie jest on opowieścią samą w sobie, ale zawiera niejako drugie dno, punkt wyjścia do tematycznych, historycznym rozważań. Z pewnością, wraz z Kołodziejczakiem i Podlewskim to podium antologii. W dowolnej kolejności miejsc.

No właśnie, Marcin Podlewski. Opowiadanie dla tych, którzy nie znają jeszcze uniwersum Głębi - „Głębia. Ciałak” - pokazujące, dlaczego Podlewski jest najlepszym pisarzem SF młodego pokolenia. Złożone, wielowątkowe, ukazujące tylko mikroczęść niesamowicie starannie zbudowanego uniwersum serwujące jednocześnie intrygującą opowieść, również prowokującą do polemiki nt zagadnień etycznych.

„Ptasi sąd” Adriana Atamańczuka to przykład solidnie napisanego fantasy. Sprawnie, z wyczuciem gatunku, dla miłośników prozy Łukawskiego czy Wegnera.

„Tajemnica miasteczka N” Huberta Olkowskiego kojarzy mi się niezmiennie z powieścią „Czarny bóg” Krzysztofa Wrońskiego. I jak książka miała mocne konotacje lovecraftowskie, a w opowiadaniu z antologii jest zgoła inaczej, to ogólny klimat zdaje się być zbliżony. Niezła proza, choć miałbym pewne zarzuty do stylu. Jakby Olkowski jeszcze nie do końca wyczuł swoją manierę pisania, przez co nie całkiem udaje mi się stworzyć atmosferę grozy i osaczenia, o jaką zapewne chodziło. Autor nie do końca wydaje się panować nad własnym warsztatem, przez co nie oddaje do końca tak, jak powinien, tego co pragnie zaakcentować. I niby są pewne wątki, pewne naciski wyczuwalne, jednak to tylko podkreśla ich niedopracowanie.

Antologię zamyka „Przez kraj ludzi, zwierząt i biesów” Jacka Komudy, który w tytule nawiązuje do klasycznego podróżniczego dzieła A. F. Ossendowskiego. Jest to surowe fantasy, osadzone w dzikich ostępach krain stanowiących parafrazę północno-wschodniej Azji - co już sugeruje tytuł. I w swoim gatunku radzi sobie dobrze, choć większych zaskoczeń fabularnych nie oferuje.

Reasumując - antologia „Idiota skończony” to swoisty przegląd autorów skupionych wokół jednego wydawcy i jednocześnie dobry sposób na zapoznanie się z ich stylem pisania. Z całą pewnością warto po nią sięgnać przez Kołodziejczaka, Gołkowskiego i Podlewskiego - bo ta trójka to  - i piszę z pełnym przekonaniem  -  „the best” opowiadań w „Idiocie skończonym”, ale i kilka innych zasługuje na uwagę.
Polecam!

Mariusz „Orzeł” Wojteczek


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz