piątek, 30 grudnia 2016

Patrick Ness - Siedem minut po północy

Są opowieści, które na piersi kładą potężny głaz, nie pozwalają oddychać i oblewają ciało zimnym potem. Napełniają potężnym odczuciem paniki, smutku, obezwładniającego strachu. Nie dają spać po nocach. Czasem - gdy pozwolą zapaść w krótki, urywany sen - przynoszą chwilową nadzieję, nawet ukojenie. Niestety te najmroczniejsze historie wybudzają z krzykiem i na nowo dają o sobie znać. Bo te opowieści to nie zmyślone koszmary, ale rzeczy, które w naszym życiu dzieją się naprawdę.
Tym właśnie jest książka Siedem minut po północy autorstwa Patricka Nessa, która powstała na podstawie pomysłu Siobhan Dowd – przedwcześnie zmarłej na raka. Ness postanowił niejako za nią dokończyć tę opowieść, a efekt ten wyszedł mu ostatecznie znakomicie.  
Może takich historii było już wiele, a Siedem minut po północy powiększa ich kanon. Jednak jest w tej opowieści coś innego – baśniowego, złowrogiego, porażającego, epatującego skrajnymi odczuciami. To coś przychodzi siedem minut po północy i nawiedza trzynastoletniego Conora. Nachodzi go pod postacią wielkiego, potwornego drzewa i namawia do wyjawienia najstraszliwszej prawdy, niezakłamanej opowieści, którą Conor trzyma głęboko w sobie i nigdy, przenigdy nie chciałby komukolwiek wyjawić.

środa, 28 grudnia 2016

12 najlepszych horrorów 2016 roku wg Oka



Pamiętam, że we wrześniu napisałem post, na który z lubością powoływał się Mariusz "Orzeł" Wojteczek zarzucając mi błędną ocenę, że mijający rok 2016 nie wniósł nic szczególnego dla literackiego horroru w Polsce. Dzisiaj nie opublikowałbym tego wpisu, ponieważ gdy podsumujemy cały okres 2016, to zmieniło się dużo. Rok temu (2015), podobnie jak w tym, pierwsze trzy kwartały były podobnie jałowe i dopiero końcówka roku 2015 przyniosła kilka dobrych premier. I chyba stanie się to regułą, że trzeba cierpliwie wyczekać do końca z rzucaniem osądów. Mam nauczkę.

Czy fani literackiego horroru mogą być zadowoleni? Czy są powieści, które okazały się hitem? Czy ukazały się książki długo oczekiwane i po przeczytaniu ich możemy powiedzieć, że to była świetna lektura? Odpowiedź na powyższe pytania brzmi: TAK.
Bardzo cieszy, że wśród największych hitów mijającego roku (który zaprezentuję poniżej) znaleźli się i polscy autorzy, tym bardziej, że nie są tak nagminnie wydawani jak zagraniczni. Wśród dwunastu książek, które wg mnie są najlepszymi książkami mijającego roku znalazły się nowości i wznowienia. 
Ponieważ do dzisiaj toczą się dyskusje, gdzie kończy się literacki horror, jakimi atrybutami się posługuje i czy ta, czy inna powieść jest horrorem, to obok książek, które nie pozostawiają wątpliwości co do przynależności gatunkowej, znajdą się w poniższym podsumowaniu także tytuły, które przez wielu z Was za horror mogą być nie uznane, jednak wg mnie należy o nich wspomnieć, ponieważ jak napisałem - granica literackiego horroru jest dość płynna, a i samych gatunków literackiej grozy jest bez liku. 
Podsumowujemy więc tytuły, które trafiły na księgarskie półki. 
Poniższy spis tytułów nie jest ułożony chronologicznie, przypisane miejsca nie oznaczają że ta, czy inna powieść jest w pierwszej trójce najlepszych książek 2016. Powyciągałem je z biblioteczki, leżą obok mnie i po kolei będę je przedstawiał. Nie obawiajcie się także, że będę opowiadał fabułę i zakończenie. Ten wpis ma na celu podpowiedzieć Wam, po jakie książki należy sięgnąć. Oczywiście możecie nie zgodzić się z moimi typami najlepszych książek 2016 roku, to przecież subiektywne podsumowanie oparte na wrażeniach, a nie sklepowych TOPkach, czy ocenach na lubimyczytać.pl, które swoją drogą pozostawiają wiele do życzenia i namawiam, aby się nimi nie sugerować przy doborze lektury.
Więc zaczynamy.

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Pradziadek ekstremy. O „Mnichu” M. Lewisa.

Piotr Borowiec
Pradziadek ekstremy. O „Mnichu” M. Lewisa.

Podobno panuje powszechne rzekomo przekonanie, iż klasykę trzeba znać. Owszem, w czasach mojej szkolnej edukacji był to swoisty dogmat, wedle którego układano i realizowano programy nauki języka polskiego. Uczeń musiał czytać „Nad Niemnem” a nauczyciel tłumaczyć nieszczęśnikowi, iż Orzeszkowa wielką pisarką była. Bardzo dużo powiedzano już w dyskusji nad nieszczęsnym kanonem i kwestią, czy oby  zmuszanie młodych ludzi do czytania archaicznych książek, pisanych językiem, którego nie rozumieją, o problemach, które ich nie dotyczą, nie zniechęca młodzieży do czytania. Coś w tym jest, moje polonistki robiły co mogły, aby nam obrzydzić literaturę. Fakt, że jeszcze w tym kraju ktokolwiek  cokolwiek czyta, uważam za gigantyczną porażkę systemu edukacji Polski końca XX wieku.

niedziela, 18 grudnia 2016

Mark Z. Danielewski - Dom z liści

Johnny Wagabunda, były pracownik salonu tatuażu w Los Angeles, znajduje notes Zampano, starszego pana i odludka, który zmarł w swoim zagraconym mieszkaniu. Notes zawiera opatrzoną licznymi przypisami historię "Relacji Navidsona".
Fotoreporter Will Navidson wprowadził się z rodziną do nowego domu - dalsze wydarzenia zostały zarejestrowane na taśmach filmowych oraz w postaci wywiadów. Od tamtej pory Navidsonowie stali się sławni, a Zampano - robiąc notatki na luźnych kartkach papieru, serwetkach i w gęsto zapisanych notatnikach - skompilował wyczerpującą pracę na temat wydarzeń w domu przy Ash Tree Lane.
Jednakże ani Wagabunda, ani nikt z jego znajomych nigdy nie słyszeli o "Relacji Navidsona". Teraz zaś im więcej Johnny czyta o domu Navidsonów, tym bardziej zaczyna się bać i popadać w paranoję. Najgorsze jest to, że nie może potraktować znalezionych zapisków jako zwykłych majaczeń starego wariata. Zaczyna zauważać zachodzące w otoczeniu zmiany...
Książka niepospolicie oryginalna. Nie sposób oderwać się od lektury - tak jak nie sposób jej zapomnieć. "Dom z liści" trzyma w napięciu, przeraża i jest inny niż wszystkie książki, które znacie.
Notka wydawcy.

piątek, 16 grudnia 2016

Krwawnik 2. Opowiadania z pozornie martwej strefy


Groza jednych przeraża, drugich odstręcza, a jeszcze innych bawi. Horror to kondensacja nieraz ambiwalentnych odczuć, które mają demaskować najczarniejsze charaktery i scenariusze. Horror to doszukiwanie się korzeni zła i przedstawienie ich w rozmaitej formie.
Wszystkie te cechy powieści grozy można znaleźć w drugiej odsłonie Krwawnika, opowiadań z pozornie martwej strefy. Antologia jest pomysłem Piotra Dubasa z portalu Kostnica.com.pl, który zaprosił do projektu siedemnastu twórców polskiej grozy. W Krwawniku 2 znajdziemy więc szesnaście opowiadań i komiks.
Najnowsza odsłona Krwawnika nie ma jednego, ustalonego tematu, do którego musieliby odwoływać się autorzy, dlatego też w Pozornie martwej strefie znaleźć można dużą różnorodność. Siedemnastu twórców w rozmaity sposób spogląda na pojęcie grozy. Mamy więc opowieść o tym, że za wszystko w życiu trzeba płacić, zwłaszcza gdy wchodzi się w konszachty z tajemnymi mocami. Znajdziemy też w kilka perwersyjnych opowiadań, które przestrzegają przed tym, by uważać czego sobie życzymy, albo jakie mroczne istoty przyzywamy. Przeczytamy też o morskich opowieściach z dreszczykiem, czy przedmiotach, w których pozostało echo śmierci. W antologii nie zabrakło także opowiadań, których mrok wywodzi się z wnętrza człowieka, z jego charakteru i przemyśleń, są też takie historie, w których odnajdziemy drugie dno.

środa, 14 grudnia 2016

Polski horror. Podsumowanie 2016 roku



Gdy rok temu pisałem felieton o nowej fali w polskiej literaturze grozy, to wyraziłem w nim nadzieję, że to początek nie tylko nowej jakości w polskim horrorze, ale i może bodziec, który spowoduje, że polskiego horroru będzie więcej. Minął rok i myślę, że można już podsumować dwanaście miesięcy 2016 roku.
Nie boję się powiedzieć, że to był jeden z najlepszych okresów polskiej grozy, więc jakby moje życzenie się spełniło. Oczywiście były lepsze i gorsze momenty, słabe tytuły, ale i premierę miały długo wyczekiwane powieści. Niektórzy autorzy zniknęli w czterech ścianach swoich domostw, pojawili się nowi i nowe projekty, wydawnictwa i konferencje.
Od blisko dwóch dni, przypominam sobie to co działo się w mijającym roku i co chwila kolejna kartka brudnopisu jest zapisywana kolejnymi hasłami. Świadczy to o tym, że działo się dużo skoro ołówek stał się moim nieodzownym przedmiotem spoczywającym w kieszeni kurtki. Wreszcie gdy mam wrażenie, że  zanotowałem już wszystko, to nagle coś sobie przypomina i szukam karteluszek z notatkami.
Pomimo, że starałem się ująć wszystko, to zapewne po publikacji postu coś mi się przypomni, lub w komentarzach napiszecie "A o tym to zapomniałeś?". Piszcie! Obowiązkowo. Dlatego z góry przepraszam, jeżeli kogoś lub jakieś wydarzenie pominąłem. Zdaję sobie sprawę, że nie jest możliwe wyszczególnienie każdej książki czy projektu. Wybaczcie także to, że nie zrobię tego chronologicznie, a postaram się podzielić wszelkie horrorowe wydarzenia na kilka punktów. Ważna jeszcze jedna uwaga. Ponieważ Okiem na Horror nie zajmuje się publikacjami elektronicznymi i internetowymi a tylko papierowymi, więc pominę te pierwsze.

Ed i Lorraine Warren - Demonolodzy. Bezsenne środy z Wielkim Bukiem

Nie wierzysz w duchy, demony, ani w diabły? Nie wierzysz w odwieczne zło, które czai się w cieniu, czujnie obserwuje i kusi naiwnych? Nie wierzysz, że istnieją siły, które w jednej chwili mogą przeniknąć do naszego świata niezauważenie, mogą omotać czyjeś serce i przejąć jego ciało? Nic nie szkodzi, bo wcale nie trzeba patrzeć w otchłań, wcale nie trzeba spoglądać w tę ciemność, ten mrok, te głębiny, by one patrzyły na Ciebie. Tak, na Ciebie, drogi Czytelniku. I być może parskniesz teraz z pogardą, szepniesz do siebie „co za bzdura!”, klikniesz dalej i zapomnisz o wszystkim, ale to nie zmieni faktu, że gdzieś po drugiej stronie lustra, gdzieś obok, gdzie nie dosięga światło dnia, coś zachichocze złowieszczo, odparsknie złośliwie i ruszy na łowy, szukając kolejnej ofiary.
W ten właśnie drugi świat wierzyła para najsłynniejszych współczesnych demonologów, niezwykły duet, który połączyło duchowe braterstwo, tropiciele zjawisk nadprzyrodzonych, zwalczający odwieczne zło. Przed Wami „Ed i Lorraine Warren. Demonolodzy” i ich historia spisana przed Geralda Brittle.
Któż z nas, maniaków grozy, nie zna opowieści o horrorze z Amityville? Któż z nas nie słyszał o nawiedzonej lalce zwanej Annabelle, która niemal zniszczyła życie trojga młodych ludzi? Komu z nas wciąż jeszcze obca jest historia poltergeista z Enfield? To nazwy, imiona, miejsca, które owładnęły współczesną popkulturę grozy, które wskrzesiło kino, a które łatwo wpadają w ucho i kuszą, by poznać ich prawdziwą historię. Jeśli sprawdzimy te hasła, to niemal pierwszym powiązaniem będą oni – Ed i Lorraine Warren. On był jedynym świeckim demonologiem uznanym przez Watykan, ona posiada pewne niezwykłe zdolności, dzięki którym potrafi wyczuwać obecność z innego wymiaru. Wielu uznaje tę parę za oszustów, spryciarzy, którzy w erze największego duchowego upadku Stanów Zjednoczonych postanowili zarobić na ludzkim strachu, ale jedno w tym jest pewne – z ich doświadczenia korzystał oficjalnie Kościół Katolicki w Stanach Zjednoczonych, a dowody ich działalności intrygują także dzisiaj.

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Grzegorz Gajek - Malowidło. Recenzja #2


 Ta książka intrygowała mnie od dawna. Ciekawy opis na okładce i nazwisko autora  zachęcały do zapoznania się z tą powieścią, co też uczyniłem. W „Malowidle” poznajemy losy Karola, typowego faceta średnim wieku. Karol, chcąc uciec od problemów, od całego zgiełku miasta i przeszłości staje się właścicielem starego domu gdzieś na Śląsku. Ale od przeszłości nie można uciec tak łatwo…
Pierwsze co uderzyło mnie w tej powieści to niesamowity język i styl autora. Jest elegancki, kunsztowny, błyskotliwy. Czytając najnowszą powieść Gajka czułem zadowolenie i zachwyt, że tak można pisać i to powieść grozy. Nad całym „Malowidłem” unosi się aura tajemniczości, mistycyzmu, czegoś ulotnego i niedostrzegalnego gołym okiem. Autor doskonale buduje napięcie, potęgując elementy zagrożenia i zaskoczenia. Jak na Grzegorza Gajka znalazłem też te mocniejsze fragmenty, co tylko jeszcze bardziej mnie ucieszyło. Żałowałem, że za „Malowidło” nie wziąłem się wcześniej.
Sam temat jest tak bardzo eksploatowany, że by móc jeszcze coś z niego czknąć trzeba nie lada odwagi i pomysłowości. Gajek wychodzi z tej opresji obronną ręką, a nawet powiedziałbym, że dwiema. Nawiedzony

niedziela, 11 grudnia 2016

Bernard Cornwell - Azincourt

„Azincourt” Bernarda Cornwella wydany przez Fabrykę Słów, jest nowością w tym wydawnictwie, jednak sama powieść na polskim rynku ukazała się już wcześniej pod tytułem „Pieśń łuków. Azincourt”. Pomimo wcześniejszego wydania nie spotkałem się z tą pozycją, jak i z innymi książkami Bernarda Cornwella, uznawanego za jednego z najwybitniejszych twórców przygodowych powieści historycznych.

Historia opisana w powieści przedstawia losy Nicka Hooka, wiejskiego chłopaka, który na wskutek zatargu z rodziną Perrillów i zaatakowaniem księdza, musi ratować się ucieczką. Wstępuje do angielskiej armii pod chorągiew sir Johna, jednego z najsławniejszych ówczesnych rycerzy angielskich.
Historia oparta jest historycznie w okresie wojny stuletniej i koncentruje się na zaatakowaniu przez rycerstwo Anglii - Francji, która teoretycznie powinna uznać króla Henryka V jako swojego prawowitego władcę. Jednak we Francji rządy sprawuje szalony król Karol VI.  Armia wyrusza i ląduje na brzegach Normandii, a wraz z nią nasz bohater Nick, któremu nawet tam, podczas zmagań wojennych towarzyszą niezałatwione sprawy w rodzinnym kraju. Po zwycięskim oblężeniu jednego z zamków, Anglicy kierują się do Calais, gdzie zmierzą się z Francuzami i Burgundczykami w decydującej bitwie.

Z sentymentu za prawdziwymi horrorami

Z sentymentu za prawdziwymi horrorami. Czyli wszystko o Phantom Books.


1. Tytułem wstępu.

Można bardzo dużo pisać o złotej erze literackiego horroru lat 90 w Polsce. Każdy, kto czyta dzisiaj horrory z pewnością kojarzy powieści: Guya N Smitha, Grahama Mastertona, Jamesa Herberta, F. Paula Wilsona, Harrego Adama Knighta i wielu innych. Nie jeden z nas na myśl o cyklach: Kraby, Sabat czy pierwszych tomach Nekroskopu uśmiecha się w duchu i myśli „To były czasy”. 
Pomimo słabej korekty, lichego papieru, błędów edytorskich, czasami głupawej treści i tandetnej okładki tytuły te pozostały w naszej pamięci. To było coś nowego, pociągającego i niesamowitego na tle szarych okładek z czasów komuny. Zresztą , kto z nas wtedy słyszał o horrorze wydawanym na zachodzie?
Zapewne bardzo wielu z Was (tak, jak ja), swoją przygodę z horrorem zaczęło od kieszonkowych książeczek wydawnictw Phantom Press i Amber. Możliwe, że gdy dzisiaj myszkujecie w antykwariatach i na podłodze, w koszu z totalną taniochą leżą książki z okładkami pełnymi krwi i makabry, to wertujecie je i przeglądacie. Wracają wspomnienia. Często, także w niewiadomego powodu kupujecie taki tytuł i dopiero w domu mówicie sobie „Po co ja to wziąłem? Przecież to było tak słabe?”
A jednak. To jest właśnie magia złotej ery horroru, chociaż określenie OPĘTANIE - nie magia, byłoby właściwsze. Zdaję sobie sprawę, że wielu, szczególnie młodych czytelników, nie pojmuje, jak można zachwycać się kiepsko wydanymi b-klasowymi horrorami z końcówki ubiegłego wieku? Niestety w znacznej mierze, nie będą mogli tego zrozumieć, ponieważ siłą rzeczy, tamte czasy ich ominęły i element nostalgii, tak niezrozumiały dla wielu obecnych piewców współczesnej grozy, będzie im obcy.

piątek, 9 grudnia 2016

Przepraszam, ale o kim mowa?


Piotr Borowiec
Przepraszam, ale o kim mowa?



Od dwudziestu pięciu lat czytam szeroko rozumianą literaturę grozy. Nie tylko klasykę. Pierwszym horrorem, jaki przeczytałem było coś Kinga, bodajże Christine. Dość szybko odkryłem starocie, wszelakie Opowieści z dreszczykiem wydrukowane w zeszytach Nie czytać o zmierzchu. I faktycznie, archaiczne opowieści niesamowite stanowiły i stanowią nadal podstawę mojej duchowej diety. Nie dziwi chyba fakt, że z dumą uważam się za „target” serii Biblioteka Grozy wydawnictwa C&T.  Nie zmienia to innego z kolei faktu, iż wszelki horror, nie tylko ten przykryty grubą warstwą patyny i śniedzi, kocham całym swym czarnym sercem. Dlatego też od dwóch lat współpracuję z niniejszym blogiem. Ku chwale horroru. Każdego. I tego który tkwi głęboko w lochach Zamczyska w Otranto, i tego który wyszedł z trzęsawiska wraz z ludźmi z bagien.

środa, 7 grudnia 2016

OkoLica Strachu. Rozpoczynamy kolejny rok.

Mija rok jak powstało czasopismo OkoLica Strachu. Jak dzisiaj pamiętam te grudniowe popołudnie, gdy pomyślałem, że na polskim rynku nie ma  czasopisma, które skupiałoby się na literackiej grozie, a jednocześnie oferowało dużą dawkę porządnej publicystyki. Więc długo nie myśląc napisałem do Korsarza, Agi, Magdy i Piotrka, czy nie chcieliby współtworzyć nowego projektu na rynku polskiej grozy. 
Już w styczniu rozpoczęliśmy prace nad pierwszym numerem kwartalnika. To był pierwszy ważny etap dla OkoLicy. Musieliśmy stworzyć ramy gatunkowe i tematyczne, wokół których będziemy się poruszać. Podczas rozmów ustaliliśmy podstawowe rzeczy i wzięliśmy się do pracy. Gdy już wizja na dobre się wyklarowała, zaprosiliśmy do współpracy przy pierwszym numerze Wojtka Chmielarza i Marka Stelara, powstał fanpage na fb i poszło. Prace trwały do początku marca. Również w tym  miesiącu pojawił się pierwszy numer, a my czekaliśmy w napięciu na opinie i recenzje czytelników.
To, co później czytaliśmy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Pozytywne przyjęcie przez główne portale grozowe w Polsce, recenzje na blogach i stronach pokazały nam, że pomysł nie był chybiony. Bardzo dużo na początku pomogło nam wydawnictwo Czarny Pies, za co jesteśmy wdzięczni im do dzisiaj i chyba na zawsze (śmiech). Pomimo sukcesu sprzedaży pierwszego nakładu i dwóch dodruków, finanse zakończyliśmy na delikatnym minusie. Pomysł, aby w oldschoolowym klimacie podać nowoczesne spojrzenie na literaturę wypalił świetnie. Nigdy nie ukrywałem, że wzorowaliśmy się na Feniksie i Coś na Progu, a gdzieś między stronami chciałem przemycić zamiłowanie do horroru lat 90tych.

Nie patrząc na ujemny bilans, ruszyliśmy do pracy nad kolejnym numerem. Opinie o OLSie utwierdziły nas w przekonaniu, że idziemy dobrą drogą i należy postawić na mocną publicystykę. Jesteśmy jedynym czasopismem, które na ponad stu stronach zamieszcza kilka tekstów publicystycznych, zajmujących niemal połowę pisma, które (ku mojemu zaskoczeniu) cieszą się tak dużą popularnością.
Po wywiadzie, którego udzielił nam w jedynce Krzysztof Azarewicz, otrzymaliśmy od niego propozycję drukowania niepublikowanych dotąd nigdzie  opowiadań Crowleya. To było coś świetnego i niesamowitego. Mamy zamiar w przyszłym roku do tego powrócić.

środa, 30 listopada 2016

Andrew Michael Hurley - Pustki. Bezsenna środa z Wielkim Bukiem

Pamięć lat dziecięcych bywa zawodna. Nigdy nie można być pewnym, czy wspomnienia, które kryją się w naszej głowie, to jedynie projekcje, zmyślenia, a może faktyczne, prawdziwe zdarzenia, których byliśmy świadkiem. Czasami zdarza się, że ponosi nas fantazja, wyobraźnia podsuwa najdziwniejsze, najbardziej nieprawdopodobne obrazy i nawet jeśli podskórnie czujemy, że to nie tak, że coś tutaj nie gra, coś się nakłada i zawodzi, to mimo wszystko jesteśmy skorzy w nie uwierzyć. W końcu to nasze dzieciństwo, nasze emocje, a nawet jeśli zdają się być nadgorliwie zintensyfikowane, to nic nie szkodzi – niech te krzaki pod domem na zawsze zostaną nieodgadnioną puszczą, niech pies sąsiadów na zawsze będzie ziejącym ogniem smokiem, a łypiąca zbielałym okiem babcia kolegi czarownicą, rzucającą uroki.
Siła pamięci, dziecięca wiara i przeszłość odgrywają najważniejszą rolę w debiutanckiej powieści Andrew Michaela Hurleya zatytułowanej "Pustki" (ang. "The Lonely"). Pusty, martwy krajobraz, pusty osamotniony horyzont, pusta, pozbawiona Boga ludzka dusza.
Ta historia zaczyna się od wspomnienia. Do oddalonego od świata, skąpanego we mgle i wiecznie padającym lodowatym deszczu Moorings, gdzieś na angielskim wybrzeżu, przybywa nieduża pielgrzymka. Zbliża się Wielkanoc, a w okolicy znajduje się znane ze swoich cudownych właściwości źródełko, którego moc ma uzdrowić pewnego chłopca, którego wiecznie dziecięcy umysł zamknięty jest od lat w dorastającym ciele. Jednak od początku owa pielgrzymka zdaje się być skazana na porażkę – coś jest nie tak jak być powinno, inaczej niż w poprzednich latach, a samo Moorings, zwane przez miejscowych Pustkami, zdaje się być inne, zwrócone w morską, mglistą otchłań.

Luca D`Andrea - Istota zła

ISTOTA ZŁA

Pojawienie się tej książki na rynku wydawniczym zostało przez wielu czytelników uznane za naprawdę duże wydarzenie literackie. Śmiało mogę napisać, że świat oszalał na punkcie Luca D’Andrea, a prawa do książki zostały wykupione przez wydawców z ponad 30 krajów jeszcze przed premierą we Włoszech. Z dnia na dzień autor „Istoty zła” został postawiony w jednym rzędzie obok Jo Nesbo, Lovecrafta oraz  Kinga. Czy zasłużenie? Musicie ocenić sami….

Jeremiah Salinger, filmowiec dokumentalista, przeprowadza się wraz z żoną i córką do Siebenhoch, małej wioski u podnóża włoskich Dolomitów. Mężczyzna planuje nakręcić dokument o pracy miejscowych ratowników górskich. Niestety jedna z akcji ratunkowych, w której uczestniczy, kończy się tragicznym wypadkiem, a Jeremiah jako jedyny cudem unika śmierci. Nękany atakami paniki, a także poczuciem winy, natrafia na nigdy nierozwikłaną, mrożącą krew w żyłach zagadkę z przeszłości. Zagadkę masakry w wąwozie Bletterbach.

wtorek, 29 listopada 2016

OBLICZA WAMPIRYZMU - KONFERENCJA

Wampiry pod lupą

2 i 3 grudnia we Wrocławiu odbędzie się ogólnopolska sesja naukowa „Oblicza wampiryzmu”. Jej organizator, Stowarzyszenie „Trickster” zaprasza do wysłuchania ponad dwudziestu wystąpień poświęconych najróżniejszym wampirom: od Draculi do Blackuli, od Carmilli do Edwarda, od krwiopijców ze Starożytnej Grecji po tych z III Rzeszy. Wstęp wolny

Wampiryzm jest jednym z najpopularniejszych i najczęściej przetwarzanych motywów we współczesnej kulturze. Liczba utworów wykorzystujących postacie wampirów od wielu lat przyrasta w tempie geometrycznym. Ich funkcjonowanie dawno już przestało ograniczać się do tekstów kultury grozy, istoty wampiryczne można dziś spotkać niemal wszędzie – od powiastek dla dzieci poprzez romanse, reklamy batoników i gry RPG aż po art-house’owe kino festiwalowe.

2 i 3 grudnia we wrocławskim klubie dyskusyjnym CaféTHEA (Przejście Żelaźnicze 4, tuż przy Rynku) zapraszamy na naukowe spotkanie z wampirami znanymi z wierzeń ludowych, literatury, filmu, gier czy włoskiego rapu. Na słuchaczy czeka ponad dwadzieścia wystąpień poświęconych m.in. wampirzym detektywom, wampirom SS, praktykom antywampirycznym, ale także klasycznym (Dracula czy Carmilla) i współczesnym (Edward Cullen czy Bill Compton) krwiopijcom.

poniedziałek, 28 listopada 2016

Paul Tremblay - Głowa pełna duchów

Jeśli oczekujecie po tej opowieści klasycznej książki o opętaniu na miarę Egzorcysty Williama Petera Blatty’ego, to doznacie zawodu. Głowa pełna duchów PaulaTremblaya wymyka się z klasycznego kanonu opętania,. Autor w zupełnie nowatorski sposób podszedł do tego tematu, czyniąc swa powieść zaskakującą i pozbawioną jednego, prawidłowego rozwiązania.
Jest to powieść, w której fikcja miesza się z prawdą, pamięć ludzka zawodzi, a rzeczywistość przenika się z tym co paranormalne.
Głowę pełną duchów charakteryzuje przede wszystkim nietypowa narracja, która prowadzona jest przez młodą kobietę imieniem Merry. To ona w formie wywiadu, internetowego bloga, a także odmętów swoich własnych wspomnień opowiada o tym co działo się w jej domu piętnaście lat wcześniej.
Wtedy też jej starsza siostra zaczyna wykazywać niepokojące symptomy, które sugerować mogą poważną chorobę psychiczną albo opętanie przez demona. Rodzina w obliczu tak wielkiej tragedii zaczyna pogrążać się w chaosie. Chora córka, sfrustrowana matka, ojciec, który stracił pracę i rozwiązania swych problemów rodzinnych a także finansowych poszukuje w coraz bardziej pogłębiającym się fanatyzmiereligijnym. Pośród tego jest ośmioletnia wówczas Merry, której znany świat pomału się rozpada. Merry jest dzieckiem i nie wszystko co się wokół niej dzieje jest dla niej zrozumiałe. W jej czternastoletniej siostrze Marjorie, która dotąd była jej najlepszą przyjaciółką, zachodzą potworne zmiany, a Merry coraz bardziej boi się strasznych opowieści, które padają z jej ust. Rodzice kłócą się o to, jaką pomoc powinna uzyskać Marjorie, której stan mimo wizyty u specjalistów nie ulega polepszeniu. Leczenie córki pochłonęło wszystkie rodzinne oszczędności, a rodzina staje przed widmem eksmisji. Po namowach księdza, z którego rad korzysta ojciec dziewczyny, rodzina decyduje się na przeprowadzenie egzorcyzmów. To co dzieje się w rodzinie zostaje nagrane przez ekipę telewizyjną i puszczane w amerykańskiej telewizji jako serial dokumentalny o nazwie „Opętanie”.

sobota, 26 listopada 2016

Edward Lee- Wypuść mnie, proszę


Nowe wydawnictwo - Dom Horroru, wystartowało na polskim rynku literackiego horroru. Jak poinformował na fanpagu wydawnictwa Tomasz Czarny – autor wielu opowiadań i założyciel Domu Horroru, wydawnictwo będzie wypuszczać na rynek horror skupiony wokół wszelkich gatunków, od weird fiction po horror naturalistyczny (czytaj ekstremalny). O ile cieszy i to bardzo nowa inicjatywa, to zapowiedź tak szerokiego wachlarza powieści grozy może budzić mieszane uczucia. Zazwyczaj przyzwyczajeni jesteśmy, że dany wydawca koncentruje się na jednej odmianie horroru, lub opcjonalnie wypuszcza na rynek pokrewne nurty. Nie mówię, że to źle, choć powiem szczerze, że trudno mi sobie to wyobrazić. Oczywiście wydawnictwu życzę jak najlepiej, ponieważ uważam, że wszelkie tego typu pomysły należy popierać, nawet jeżeli pozycje Domu Horroru nie znajdą się w ogólnodostępnej sprzedaży – mam na myśli sieci księgarń jak Matras czy Empik, co mi osobiście nie przeszkadza, ponieważ próba dogadania się z tak dużym graczem zazwyczaj dla mniejszych wydawnictw wiąże się z upadkiem i plajtą finansową ( o polityce Empiku i Matrasa pisało ostatnio wydawnictwo Genius Creations). Więc, gdy ktoś będzie życzył DH jak najlepiej, to niech nie wpisuje w życzenia możliwości posiadania „swojej półki” w którejś z tych sieci.  Tyle tytułem wstępu.

wtorek, 22 listopada 2016

Michał Gołkowski - Konigsberg

         
      „Konigsberg” Michała Gołkowskiego to trzecia odsłona cyklu Stalowe Szczury. Poprzednie dwa tomy „Błoto” i „Chwała” przeczytałem z fascynacją i z  wypiekami na twarzy . Po pierwsze, na rodzimym rynku ze świecą szukać opowieści z czasów Wielkiej Wojny, przedstawionych w niemal awanturniczy i przygodowy sposób, co nie przeszkadza Gołkowskiemu pokazać także makabrę okopowej wojny znanej z kart historii oraz z czarno białych filmów i zdjęć. Poprzednie powieści autora fascynują bitewnymi scenami, opisami wyposażenia i wiernym odwzorowaniem realiów wojennych. Widać, że Gołkowski poświęcił sporo czasu na research, dzięki czemu fabuła, która jest tak naprawdę wymysłem autora i nie opiera się na żadnych konkretnych historycznych zmaganiach czy wydarzeniach, wydaje się wręcz realna, jakby były to udokumentowane opisy zdarzeń z czasów najstraszniejszej z nowożytnych wojen.  Sami bohaterowie, to mieszanka jak z iście przygodowych powieści, przypominająca bohaterów z amerykańskich filmów wojennych lat 70-tych. Główne postaci ciągnące całą fabułę, to nie piękni, honorowi i oddani sprawie wojacy po oficerskich szkołach, a często ciemne typy z kryminalną przeszłością. To wszystko odpowiednio połączone powoduje, że książki Gołkowskiego z cyklu Stalowe Szczury są fenomenalne. Cieszy więc bardzo fakt, że autor planuje napisać aż dziewięć powieści i tym samym stworzyć swoiste uniwersum świata Wielkiej Wojny.

niedziela, 20 listopada 2016

Grimm Fairy Tales #5

Nie oszukujmy się, „kocham cię” to niewątpliwie jedno z najbardziej nadużywanych dzisiaj wyznań, przez co coraz bardziej traci ono na znaczeniu. Fakt faktem, nie w każdym języku znajdziemy rozróżnienie na poszczególne rodzaje miłości, ale to na pewno nie zwalnia nas z ważenia naszych słów i właśnie na to kładzie nacisk kolejna baśń z serii „Grimm Fairy Tales”.

Brett raczej nie należy do facetów, na widok których kobiety zaczynają stadnie wzdychać. Niemniej jednak, chłopak jest przekonany, że dziewczyna, w której się podkochuje może odwzajemniać jego uczucia. W końcu to właśnie jego poprosiła o pomoc na teście z ekonomii, co Brett najwyraźniej uważa za pierwszy krok do wielkiej miłości. Kiedy więc obiekt jego westchnień prosi o przysługę, chłopak nie odmawia, choć niewątpliwie robi wielką głupotę. Przypadkowo w jego ręce wpada księga baśni, w której znajduje historię Śpiącej Królewny, jakiej dotąd nie słyszał.

„Ile jesteś w stanie poświęcić dla miłości?” to pytanie, które zostaje postawione czytelnikowi w piątym zeszycie „Grimm Fairy Tales” i wokół którego kręci się cała przedstawiona nam tym razem historia. Każdy z nas słyszał o Śpiącej Królewnie, którą zbudzić może tylko pocałunek prawdziwej miłości i chociaż nie od dziś wiemy, że wielu próbowało i straciło życie usiłując dostać się do zamku, mam wrażenie, że jakoś nas to nie wzrusza. W końcu „nie o to chodzi by złapać króliczka, ale by gonić go”. Wyobraźmy sobie jednak, że dotarcie do pięknej królewny to łatwizna i dopiero pocałunek bez miłości jest tym, co może nas zabić w doprawdy paskudny sposób. Sytuacja zmienia się diametralnie, czyż nie? O ile w powszechnie znanej wersji baśni położono nacisk na śmiałka, który będzie wystarczająco odważny i sprawny, by pokonać wszystkie przeszkody i dotrzeć do swojej nagrody, o tyle „Grimm Fairy Tales” stawia na szczerość i prawdziwość uczuć. Jak się okazuje, to naprawdę wysoko podnosi poprzeczkę, ponieważ o losie człowieka ma zadecydować coś tak często lekceważonego jak miłość. Więc, kto się odważy zaryzykować?

piątek, 18 listopada 2016

Bestiariusz słowiański. Część druga. Rzecz o Biziach, Kadukach i Samojadkach

Pod koniec października premierę miała najnowsza pozycja Wydawnictwa BOSZ „Bestiariusz słowiański. Część druga. Rzecz o Biziach, Kadukach i Samojadkach”. To drugi tom długo oczekiwanego zbioru prezentującego przegląd istot fantastycznych, obejmujący obszar etnograficzny Rzeczpospolitej oraz sąsiednich regionów, które z dawną Polską były mocno związane kulturowo i historycznie jak: Śląsk, Pomorze i Mazury. Jak pisze we wstępie Paweł Zych
„Z tych wszystkich krain pochodzi prawie sto pięćdziesiąt opisanych i zilustrowanych w naszym leksykonie stworów – czasem śmiesznych, czasem strasznych, ale zawsze niezwykle interesujących.”

Bestiariusz nie jest typowym opracowaniem encyklopedycznym, choć przedstawione stwory skatalogowano alfabetycznie. Autorzy – Paweł Zych i Witold Vergas skoncentrowali się na przedstawieniu graficznym Północnicy, Płaczki, Lasownika i wielu, wielu innych postaci, o których historie powoli zamierają i przeczytać o nich możemy  tylko w opracowaniach poświęconych wierzeniom i demonologii słowiańskiej. To praca

wtorek, 15 listopada 2016

Grimm Fairy Tales #4 - komiks


„Wielka” miłość, naiwne marzenia, chwila przyjemności i problem, z którym nie łatwo sobie poradzić. Milly „wpadła”, a to nie podoba się jej chłopakowi, który uważa, że dziecko tylko zniszczy mu życie. Jedną opcją na pozbycie się niewygodnego „problemu” jest aborcja, drugą zaś sprzedanie dziecka bogatej rodzinie, która się o nie zatroszczy. Milly nie ma pojęcia, co powinna zrobić, ale z pomocą przychodzi jej nieznajoma, która opowiada jej baśń o Rumpelsztyku, posiadającym magiczne zdolności karle.
W pijackim uniesieniu stary młynarz chwali się w karczmie zmyślonymi umiejętnościami córki, która według niego potrafi uprząść złoto ze zwykłego siana. Kiedy wieść dociera do króla, ten zamyka dziewczynę w jednej z pałacowych komnat, stawiając ultimatum. Jeśli do rana niewiasta nie zdoła przemienić siana w złoto, zostanie pozbawiona życia. Zrozpaczonej dziewczynie z pomocą przychodzi karzeł. Nie ma jednak nic za darmo, a córka młynarza nie ma przy sobie zbyt wiele.

Jak wynika z samego opisu, „Rumpelsztyk” kładzie nacisk na tematy o wiele poważniejszy niż te, z którymi mieliśmy do tej pory do czynienia. Wprawdzie nadal obracamy się w kręgu problemów młodości, jednak teraz sięgamy zdecydowanie wyżej. Nie chodzi już bowiem o dylemat pierwszego razu, pragnienie zrealizowania marzeń czy brak zrozumienia ze strony rodziców, ale o niechcianą ciążę i związane z tym wybory, jak chociażby widmo aborcji. Krótko mówiąc,

poniedziałek, 14 listopada 2016

Graham Masterton - Niemy strach

Istnieją autorzy, których podziwiamy i namiętnie od lat czytamy. Cieszy, gdy wydają nowe książki, choć czasem boimy się, że możemy zawieść się kolejnym tytułem. Na szczęście takich negatywnych odczuć nie miałam po lekturze Niemego Strachu Grahama Mastertona, który okazał się być kolejną, bardzo dobrą książką tego autora.
Mistrz grozy nie zawodzi i choć Niemy Strach nie jest pozycją nową*, to zdecydowanie warto po nią sięgnąć. Masterton jak zwykle zaskakuje pomysłowością i nietuzinkowością tematu. W Niemym Strachu konfrontuje czytelnika z chorobą, okrucieństwem, patologiami, chęcią dominacji, a także z nadprzyrodzonymi mocami.
Bohaterką książki jest Holly Summers, która jeszcze jako dziecko z powodu choroby straciła słuch. Z czasem nauczyła się żyć w ciszy, a ostatecznie posiadła niezwykłą umiejętność czytania z ruchu warg. Tę zdolność wykorzystuje pomagając policji namierzać groźnych przestępców poprzez „czytanie” ich rozmów.  Holly to bardzo dobra obserwatorka, więc jej umiejętności okazują się być także bezcenne w pracy przy maltretowanych dzieciach.
Jeden dzień wystarczył, by kobieta przestała wierzyć w swój zmysł. Musiała patrzeć na potwornie zmasakrowane ciało dziecka, z którego własny ojciec chciał wygnać Indiański odpowiednik diabła. Chłopiec przeżył, jednak jego oprawca nadal twierdzi, że chciał mu tylko pomóc w przegnaniu demona. Do tego obwinia Holly za sytuację prawną w jakiej się znalazł i rzuca na nią przekleństwo Kruka, które według indiańskich legend ma ją stopniowo pozbawiać szczęścia. Kobieta początkowo sceptycznie podchodzi do owego złorzeczenia, jednak gdy z dnia na dzień jej życie prywatne i zawodowe zaczyna się walić, Holly nabiera pewności, że stała się ofiarą klątwy kruka.

niedziela, 13 listopada 2016

J.D. Bujak - Ogniskowa

Ludzkość od zawsze w śmierci doszukiwała się drugiego życia. Kolejnego wymiaru i nowego istnienia. Ciało to tylko ziemska powłoka, natomiast duch to prawdziwe znaczenie człowieczego jestestwa. Ogniskowa scala te dwa światy i daje pewność, że to co umiera nie odchodzi na zawsze.
Emilia, bohaterka książki Joanny D. Bujak, została obdarzona niezwykłym darem, który pozwala widzieć jej osoby, których fizycznie już nie ma. To ona jest tytułową Ogniskową, która kontaktuje się z duchami zmarłych i pomaga im przejść na drugą stronę. Ta umiejętność to coś, co miała w sobie od zawsze i to dzięki niej jeszcze jako kilkuletnia dziewczynka mogła uratować siebie, swą matkę oraz jeszcze kilku lokatorów budynku, w którym mieszkała.
Po latach okazało się, że życie z takim darem wcale nie jest łatwe. Pomoc zagubionym duszom to jedno, ale prowadzenie własnego losu to drugie. Emilia przez wszystkie te lata musiała ukrywać wielką tajemnicę, bo któż uwierzyłby dziewczynie twierdzącej, że widzi duchy? Emilia stara się więc prowadzić żywot zwyczajnej studentki na jeden z krakowskich uczelni. Ten spokój burzy jednak pewien makabryczny wypadek, w którym dziewczyna pełni rolę duchowego przewodnika. To właśnie podczas policyjnej akcji poznaje Michała, który ostatecznie zmienia jej życie i doprowadza do zagadkowych osób, które pokazują jej, że w swoim niezwykłym darze nie jest osamotniona.

sobota, 12 listopada 2016

Miroslav Żamboch - Wojna absolutna


Nazywa się DB - 24 i ma na podorędziu pokaźny zapas głowic atomowych. I całą masę innej broni masowej zagłady, co - zdawać by się mogło - zapewnia mu znaczącą przewagę na każdym polu walki.
To jednak nie takie proste, bowiem takich jak on - robotów bojowych  - jest w przestrzeni kosmicznej całe dziesiątki, bądź setki. I wynik konfrontacji wcale nie jest taki oczywisty. Zwłaszcza, że DB-24 zyskuje samoświadomość i zaczyna...zastanawiać się, po której stronie konfliktu się opowiedzieć.

Miroslav Żamboch - autor który zasłynął głównie historiami fantasy - powraca z powieścią w konwencji SF. Wykorzystując założenie mocno wyeskploatowane - kosmicznej wojny prowadzonej z wykorzystaniem groźnych mechanobotów bojowych - opowiada historię, jakiej z całą pewnością jeszcze w literaturze SF nie było.
Jej bohaterem jest ten, który zazwyczaj stanowił narzędzie w rękach ludzi. Robot bojowy. Wspomniany DB-24. Kiedy zyskuje świadomość, zaczyna analizować, czy konflikt w jakim bierze udział i rola, jaka mu w nim przypada na pewno odpowiada jego interesowi? Co zyska? Co może stracić? I co powinien w takiej sytuacji zrobić?
Rozważania mechanicznej istoty nad |”za i przeciw”

piątek, 11 listopada 2016

Złota Era Horroru. Najgorsze okładki

Oprawa książki odgrywa istota rolę, przynajmniej takiego jestem zdania. Wprawdzie są tacy, dla których sposób i jakość wydania książki nie odgrywa większego znaczenia, ja do nich nie należę. Uważam, że oprawa książki tworzy z niej w dużej mierze coś wyjątkowego, niemal podnosi ją do rangi fetyszu, jak mówi o tym w wywiadzie dla pierwszego numeru OkoLicy Strachu Krzysztof Azarewicz współzałożyciel Wydawnictwa Lashtal Press, znanego z wydawania pozycji w niedużych seriach, ale dopracowany graficznie do perfekcji. Podobnie zresztą opowiadała o czytaniu Katarzyna Bonda, która gościła w Szczecinku rok temu. Autorka kryminałów twierdzi, że czytanie i obcowanie z literaturą, to coś wyjątkowego, wręcz intymnego dla każdego czytelnika.

To przecież grafika na okładce w pierwszej kolejności pozwala nam wyłowić dany tytuł spośród dziesiątek innych znajdujących się na półkach w księgarniach, to intrygujący grzbiet, często z okładkową grafiką, niebanalną czcionką, którą napisane jest nazwisko autora, czy w końcu odpowiedniej wielkości litery tytułu są powodem często niemal odruchu bezwarunkowego.Nasza ręka szybciej niż reakcja mózgu zadziała i nim się spostrzeżemy, już trzymamy w dłoniach KSIĄŻKĘ. Podobno większość facetów jest wzrokowcami, mi samemu zdążyło się zakupić książkę dla okładki, a może inaczej, to okładka spowodowała, że zakupiłem książkę. Nie wstydzę się tego. Czy to były trafne decyzje? Często tak, czasami nie. Bo przecież trzeba oddać rację tym, którzy twierdzą, że nie okładka powoduje, czy dany tytuł warto zakupić, a treść. Tak, treść jest najważniejsza, jednak czasami pozwalam pofolgować wzrokowi i kupię książkę dla okładki. Oczywiście można rozpisywać się nad książkami wydanymi w twardych oprawach, z obwolutą lub miękkich, ale świetnie imitujących te pierwsze. Można pisać o wydaniach specjalnych, limitowanych, które często osiągają horrendalne ceny. Dlaczego? Powód jest chyba oczywisty. Dla zdecydowanej większości z nas – maniaków, kolekcjonerów i zbieraczy (nie użyję słowa bibliofil, jakoś źle mi się kojarzy) książka to nie tylko zawarta w niej treść i sam akt czytania, przeżywania wraz z bohaterami niesamowitych przygód. To także ozdoba gabinetu, pokoju, biblioteczki. Mam tak czasami, że siadam na fotelu przed moim księgozbiorem, ustawionym w znany tylko mi schemat i patrzę, czasami jakaś pozycję wyciągnę, fragment przeczytam, przekartkuję, zetrę kurz lub przełożę w inne miejsce. Obcowanie z produktem pięknie wydanym  jest dla mnie czymś niesamowitym, uspokajającym i relaksującym, a jednocześnie sprawiającym niesamowitą frajdę. Można także dyskutować o gustach. Możemy także rozmawiać o tym, czy wolimy okładki "napaćkane", czy schludne, z małą ilością kolorów, stonowaną grafiką, czy grzbiety kolorowe z barwną czcionką, czy białe ze skromnym napisem, jak wydaje chociażby swoje powieści Wydawnictwo Albatros. Każda z tych opcji ma swój niepowtarzalny urok i swoich zwolenników. O samej oprawie książki można rozpisywać się przecież w nieskończoność.

czwartek, 3 listopada 2016

Tam ci będzie lepiej - Ryszard Ćwirlej

Polski kryminał zdążył już na dobre rozgościć się na naszym rynku wydawniczym. Z radością obserwuję jak jest go coraz więcej, a nasi rodzimi pisarze swoja twórczością w niczym nie ustępują znanym, zagranicznym autorom. I co najlepsze, kolejne tytuły pną się w górę na listach bestsellerów.
Bardzo jestem ciekawa jak przyjmiecie kolejną polską nowość  ze świata kryminałów.”
Tam będzie Ci lepiej” Ryszarda Ćwirleja różni się pod wieloma względami od tych, które do tej pory miałam przyjemność przeczytać.
Poznań, początek 1924 roku. Mieszkańcami miasta wstrząsa fala brutalnych morderstw. Z rąk nieznanego sprawcy giną prostytutki. Śledztwo prowadzą komisarz Antoni Fischer oraz jego zastępca Albin Siewierski. Ten pierwszy to dystyngowany i elokwentny oficer najpierw pruskiej, a potem polskiej armii, przystojny trzydziestokilkulatek, znany ze swojego roztropnego i przemyślanego działania, ponad wszystko ceniący sobie poznański sznyt. Ten drugi to pochodzący z Kongresówki jegomość, dla którego najważniejsze są szybkie efekty pracy, blichtr i brylantyna. I choć reprezentują zupełnie inne wartości, muszą połączyć siły, żeby złapać bezwzględnego zabójcę.

Małgorzata Łatka - Kamfora

„Nawet to, czego nie powiesz, może zostać użyte przeciwko tobie”, gdyż twoje gesty, mimika i mowa ciała mówią same za siebie. Małgorzata Łatka w swym thrillerze Kamfora mierzy się z zagadnieniem mowy ciała i tym samym do polskiego kryminału wprowadza świeży wątek. Ale czy ten temat i postać wykreowana przez autorkę, którą jest specjalistka od odczytywania emocji z mimiki, wystarczą, aby uznać ten thriller za dobry? Według mnie nie.

Kraków. To tutaj dochodzi do serii makabrycznych morderstw, których ofiarą padły młode kobiety. Brutalnie okaleczone i porzucone ciała to jedyny ślad, jaki pozostawia po sobie morderca, który przez opinie publiczną został okrzyknięty mianem Kamfory, gdyż „pojawia się i znika niezauważony przez nikogo”. Śledztwo prowadzone przez Jakuba Zagórskiego utknęło w martwym punkcie, a kolejne zaginięcia kobiet nie wskazują na to, aby morderstwa miały ustać. Zdesperowany policjant postanawia uciec się do innych metod. Zaprasza do współpracy specjalistkę od mowy ciała – Lenę Zamojską, której umiejętności mogłyby pomóc w schwytaniu sprawcy. Ta początkowo odmawia, gdyż w jej życiu zawodowym zdarzyło się coś, co przewartościowało jej podejście do swych zdolności i pracy zawodowej. Do współpracy z policją przekonuje ją ostatecznie zaginięcie kolejnej kobiety, której los spoczywa w rękach Kamfory.

wtorek, 1 listopada 2016

Alex Marwood - Zabójca z sąsiedztwa


Po bardzo udanym debiucie książką „Dziewczyny, które zabiły Chloe” Alex  Marwood powróciła w wielkim stylu. Pomimo skromnego dorobku literackiego pisarka już zdążyła wskoczyć na listę moich ulubionych autorek. Kolejny raz miałam przyjemność zanurzyć  się w cholernie dobry kryminał psychologiczny.


poniedziałek, 31 października 2016

Matthew Gregory Lewis - Mnich.

Pycha. Jeden z siedmiu grzechów głównych. Obraza Boga, obraza jego łaski. Pycha popycha do występku, kusi transgresją pragnień. Można chcieć więcej, można sięgać dalej, próżność nie zna granic, a wszelka niegodziwość jawi się bardziej podniecającą niż kiedykolwiek. To pycha rodzi tyranów, składając niemoralne obietnice, tworząc iluzję ostatecznego spełnienia. Niczym oręż w ręku szatańskich sił, szukających słabych dusz  na pokuszenie.
Jedną z tych dusz był Ambrosio, czyli tytułowy „Mnich” jednej z najznamienitszych XVIII-wiecznych gotyckich powieści grozy spod pióra Matthew Gregory Lewisa.
Szanowany mnich Ambrosio, o nieznanej przeszłości, szczyci się renomą, miłością swoich wiernych i skromnością własnych pragnień. Uwielbiany przez tłumy, z czasem zaczyna łaknąć i potrzebować tej miłości, stając się celem Szatana. Ten wysyła sukuba w kobiecym przebraniu, czarodziejską Matyldę, która zwodzi Ambrosia, zrzucając go z piedestału świętości. I tak zaczyna się upadek potępionej duszy, a mnich odrzuca wszelką moralność.
Od pychy wszystko się w „Mnichu” zaczyna i to właśnie ona, ta egoistyczna słabość, ta nadmierna wiara w samego siebie prowokuje do dalszych, mrocznych i nieludzkich poczynań, aż do kazirodztwa, do gwałtu, do mordu, podsycając narodziny kolejnych grzesznych potrzeb w sercu zdeprawowanego Ambrosia. Oczywiście za wszystko odpowiedzialna jest kobieta – symbol szatańskiej mocy, która podstępem wykorzystuje niemoc tytułowego mnicha, niczym wąż wodzi go na pokuszenie, by wciągnąć w szatańskie szpony. To jeden z najpopularniejszych motywów, nawiązujący bezpośrednio do biblijnego wygnania z Raju, tylko u Lewisa nie ma skruchy, strachu, czy rozpaczy. Ambrosio porzuca boską opatrzność na własne życzenie, wkraczając w mrok i ciemność tego, co można uznać za prawdziwe oblicze ludzkiej natury.
Jak przystało na powieść swojej epoki „Mnich” Matthew Gregory Lewisa korzysta z najważniejszych XVIII-wiecznych elementów, by wykreować wielowymiarową fabułę, nawiązującą do aspektów zarówno politycznych, społecznych, jak i ludycznych. Lewis operuje symbolami, które przewijają się w literaturze tamtego okresu, co sprawia, że „Mnicha”

środa, 26 października 2016

Dawid Kain - Fobia.

Gdy tylko zobaczyłem, że Dawid Kain napisał nową powieść postanowiłem ja przeczytać. Oczywiście , nastawiłem się na klimaty bizarro pełne mocnych opisów, ale i groteski, więc miałem nadzieję, że fabuła będzie posiadać wszystkie elementy tego specyficznego gatunku literackiego. Jednak po przeczytaniu kilkudziesięciu stron już wiedziałem, jak bardzo moje nastawienie było mylne. Z jednej strony musiałem poradzić sobie ze świadomością, że czytam powieść, która wg mnie miała wyglądać zupełnie inaczej, z drugiej, z każdą stroną byłem coraz bardziej zachwycony. Tak, myślę, że słowo "zachwycony" jest odpowiednim, ponieważ praktycznie od początku czułem, że w powietrzu unosi się nowy, niesamowity i tajemniczy klimat, któremu daleko do horroru (przecież autor min. " Kotku, jestem w ogniu" zawsze z horrorem był utożsamiany).

Kain stworzył coś niesamowitego, opowieść o dziewczynie, która rezygnuje ze studiów, aby opiekować się ojcem, który powoli traci kontakt z rzeczywistością. Oboje naznaczeni fobią, żyją w zamkniętym świecie, ograniczającym się do ścian własnego mieszkania. Pewnego razu ojciec znika, drzwi nadal są zamknięte, klucze od domu leżą na miejscu.Nic nie wskazuje na to, że dręczony chorobą człowiek miałby opuścić bezpieczne schronienie. Jednak go nie ma. Nie ma listu, nie ma żadnego śladu jego obecności, pozostają tylko fragmenty pisanej powieści, kolejnej po latach niemocy twórczej. Kiedyś uznany pisarz, dzisiaj zapomniany staruszek borykający się z własnym, małym światem i goniący za wizją stworzenia literackiego arcydzieła.

wtorek, 25 października 2016

Tana French - Ściana sekretów.

ŚCIANA SEKRETÓW

Nie miałam okazji przeczytać żadnej z wcześniejszych książek tej autorki, dlatego zaciekawiło mnie przedstawianie jej jako pierwszej damy irlandzkiego kryminału. Z wielką ochotą zagłębiłam się więc w lekturę „Ściany sekretów”. Nie ukrywam, że opis na okładce również podsycił moją ciekawość, a to właśnie opisy mają na celu zachęcić czytelnika, aby sięgnął po daną pozycję. I to się wydawcy udało.


Święta Kilda, renomowana żeńska szkoła pod Dublinem, zamknięty świat, który wydaje się ekskluzywny i bezpieczny. A jednak w pobliskim parku zostają znalezione zwłoki szesnastoletniego Chrisa Charpera, a rok później na tablicy w Świętej Kildzie ktoś umieszcza jego zdjęcie z podpisem: „WIEM, KTO GO ZABIŁ”. Detektyw Stephen Moran, który widzi szansę zaczepienia się w wydziale zabójstw, i Antoinette Conway, która wprawdzie już tam pracuje, ale musi walczyć o swoją pozycję z seksistowskimi kolegami, mają dzień na odkrycie, kto zawiesił zdjęcie, a co ważniejsze – na znalezienie mordercy.
Szybko odkrywają, że przynajmniej jedna z ośmiu dziewcząt należących do dwóch skonfliktowanych grup wie, co się wydarzyło. A jednak znalezienie sprawcy wcale nie jest proste. Detektywi wplątują się bowiem w sieć kłamstw i intryg zarzuconą przez dziewczyny, które okazują się mistrzyniami manipulacji.

niedziela, 16 października 2016

Uderzenie Horror Masakry! Symfonia zgorszenia - recenzja przedpremierowa.

Suskie wydawnictwo horroru ekstremalnego Horror Masakra ponownie uderza! Od kwietniowej premiery "Sakramentu okrucieństwa" autorstwa Łukasza Radeckiego i Tomasza MorumXa Siwca, minęło pół roku. Gdyby cofnąć się jeszcze bardziej w czasie, to w listopadzie 2015 roku, światło dzienne ujrzał najbardziej plugawy projekt HMa (nie mylić z H&M marką odzieżową :) ) - "Liturgia plugastwa" duetu; Karolina "Mangusta" Kaczkowska i Tomasz "MordumX Siwiec. Więc z co półroczną systematycznością, fani horroru w najmocniejszej odmianie mogą świętować i przewracać stronice "zwyrodniałych" tekstów. Oczywiście mam na myśli wydawnictwa papierowe, nie elektroniczne, nad mnogością których ciężko jest zapanować. 

A więc, po półrocznej przerwie otrzymujemy kolejny tomik dwóch opowiadań z chciałoby się powiedzieć "Sakralnego cyklu" (mam na myśli użycie w tytułach poprzednich dwóch tomów nazewnictwa religijnego). Tym razem Tomek Siwiec zaprosił do współpracy Carlę Mori, z której utworami fani mocnego uderzenia mogli zapoznać się w dodatku do jednego z zinów HMa. 

wtorek, 11 października 2016

Grzegorz Gajek – Malowidło



Punktem wyjścia powieści Malowidło Grzegorza Gajka, jest nawiedzony obraz. Odnaleziony w dość typowych dla powieści grozy okolicznościach, szybko staje się elementem, na kanwie którego autor buduje niesamowitą i fascynującą historię. Bohaterem tej opowieści jest Karol Niżyński, człowiek, który po tragicznym wydarzeniu, jakie miało miejsce w jego życiu, sprzedaje własną firmę i rozstaje się z żoną. Jednym słowem, porzuca dotychczasowe życie, aby rozpocząć całkiem nowy etap. Pierwszym krokiem w tę stronę jest zakup posiadłości na Dolnym Śląsku, w której, pośród wielu porzuconych szpargałów, znajduje wspomniany portret młodzieńca. Myśli czytelnika od razu kierują się na trop „Portretu Doriana Gray’a”. Ale trzeba od razu zaznaczyć, że nie tędy droga, choć w pewnym sensie obraz, podobnie jak w powieści Wilde’a, staje się przyczyną odkrywania swojego wnętrza przez naszego bohatera. Dzieje się to jednak zupełnie inaczej i niejednokrotnie związane z tym sytuacje będą budzić w czytelniku prawdziwy dreszcz grozy (najsilniej oddziałująca na mnie scena, ma miejsce w hotelu na przedmieściach Gisoli we Włoszech).

niedziela, 9 października 2016

POLCON 2016. Relacja

Minęło już sporo czasu, a u nas nie pojawiła się relacja z tegorocznego POLCONu. Nadrabiam więc jak najszybciej, ponieważ działo się i to dużo, pomimo jednodniowego pobytu ekipy Okiem na Horror.
Droga do Wrocławia, to była podróż przez mękę. Ponieważ miałem wygospodarowany jeden dzień na przyjazd do Wrocławia, to zakupiłem bilet na nocny pociąg, myśląc, że spokojnie sobie dojadę. Jak się okazało – słowo „spokojnie” było tylko czczym marzeniem. Pociąg na trasie Kołobrzeg – Kraków wypełniony był po brzegi i to była tylko zapowiedź, tego co miało się dziać w nocy. Do przedziału trafiłem z rozrywkową grupą, którą właściciel domków w Mielnie wyrzucił z powodu notorycznych imprez jakie organizowali. Oczywiście odpowiedni zestaw aluminiowych puszek posiadali ze sobą, wiec perspektywa przekimania w przedziale oddaliła się bardzo szybko. Niestety na korytarzu ulgi znaleźć nie można było także. Ludzie śpiący na podłogach, owinięci śpiworami i leżący na klimatach, latające dzieciaki i powracający z turnusów rehabilitacyjnych emeryci. Pięknie. Trochę przypomniał się mi wyjazd na Jarocin w 94 roku, było podobnie jeżeli chodzi o ścisk. Tzn. wtedy lekko przerzedziło się w Poznaniu, gdy ktoś krzyknął, że łysi są na dworcu. 
I kompletnie nie rozumiem, dlaczego ta kolej narzeka na brak obłożenia miejsc w pociągach.
Simon Zack

Dotarłem do Wrocławia o szóstej rano. Moje ulubione miasto przywitało mnie dobrą pogodą, zapowiadał się świetny dzień. Dotarłem do Macieja Lewandowskiego, który uraczył mnie i Simona Zacka śniadaniem, następnie po wypiciu dwóch kubków kawy ruszyliśmy na POLCON.

Ponieważ był to piątek, to przed wejściem frekwencja nie robiła szału (z tego co słyszałem, w weekendowe dni było znacznie lepiej). Odebraliśmy wejściówki prasowe i ruszyliśmy ku przygodzie.

Musze wspomnieć o organizacji Konwentu. Pod względem logistycznym to była porażka. Tak. Impreza rozrzucona w dwóch budynkach, powodowała, że podążając za prelekcjami, trzeba było przemieszczać się po dość sporym terenie. O ile to nie stanowiło problemu, to oznaczenie sal i miejsc, gdzie odbywają się spotkania pozostawiało wiele do życzenia. Widziałem ludzi, jak ja, którzy niczym zombie poszukiwali sal. A tak naprawdę wystarczyło postawić kilka strzałek na samym terenie i to rozwiązałoby problem. Od razu wspomnę, że nie jest to tylko moja opinia. Powiem też, że do pozostałych elementów organizacji, nie mam żadnych zastrzeżeń.

czwartek, 29 września 2016

Ian Tregillis - Mechaniczny. Wojny alchemiczne. Tom 1

Na polskim rynku wydawniczym powieści w klimatach steampunka za dużo nie uświadczymy. Dosłownie kilkanaście tytułów wydanych w ostatnich latach musi wystarczyć fanom tego niesamowitego gatunku fantastyki. Ostatnie, jakie przychodzą mi do głowy to: antologia Wolsung i dwa tomy Światów Solarnych Jana Moszczyszyna. Mało tego, miłośnicy klimatów pary i wszelkich mechanizmów z radością przyjmują nawet pokrewne steampunkowi pozycje, do których należy powieść Iana Tregillisa „Mechaniczny. Wojny alchemiczne. Tom 1”. Z clockpunkiem spotykam się pierwszy raz i już stałem się jego fanem. Najprościej mówiąc zamiast dymiących machin napędzanych silnikami parowymi otrzymujemy świat, gdzie trybiki  i mechanizmy sprzężone z alchemią, tworzą wyjątkowa wizję, chciałoby się powiedzieć, tak nowatorską. Oczywiście, po przeczytaniu powieści można odnieść wrażenie, że Tregillis nie pisze o niczym nowym, najwyżej ubiera niemal klasyczny temat znany z powieści SF w nowe szaty. Myślę tutaj np. o wspaniałym Blade Runnerze Philipa K. Dicka. O podobieństwach wspomnę poniżej. Pomimo tego odczucia, autor Mechanicznego robi to wspaniale i porywa czytelnika do świata, który stworzył. Mechaniczny to oczywiście powieść pełna przygody, akcji, szpiegów, zdrady, czasami nawet mroczna, rozgrywająca się w alternatywnej Europie, gdzie Holandia za sprawą wynalazków, jakimi są klakierzy, panuje nad światem, a przynajmniej jest najpotężniejszym państwem, stojącym na skraju wojny z Francją, która jako jedyna opiera się Królestwu Niderlandów. Cała historia ma korzenie w XVII wieku, gdy naukowiec i zegarmistrz Christiaan Huygens tworzy pierwszego klakiera, mechanizm, robota(?) , który napędzany jest mocą przekładni i alchemii. Armia klakierów wyrusza na podbój Europy i ją podbija.  Trzy wieki później rozpoczyna się właściwa akcja naszej powieści.

środa, 28 września 2016

Wojciech Gunia - Nie ma wędrowca.


BEZSENNE ŚRODY Z WIELKIM BUKIEM

Dobra opowieść grozy to nie tylko strach wychylający się z każdej strony, czyhający w cieniach, ukryty w najmniej spodziewanych miejscach, szepczący po kątach, wyzwalający ból brzucha i tętniący puls w żyłach. To także siła naprawdę mocnego kontrastu, sztuka najmocniejszych przeciwieństw. Zło przeciw dobru. Natura przeciw cywilizacji. Siły piekielne przeciw aniołom nieba. Lodowata obojętność śmierci przeciw rozpalonym żywiołom życia, miotającym się wokół. Chaotyczny świat martwych cieni przeciw pozornemu porządkowi żywych. Przenikliwy chłód śnieżnej pustki przeciw rozpalonym industrialnym piecom tartaku. I w końcu dojmująca samotność, największy pierwotny lęk przed odosobnieniem przeciw ścisłej, pełnej tajemnic zbiorowości – ‘ja’ przeciw ‘my’, istnienie przeciw nieobecności.
„Nie ma wędrowca” Wojciecha Guni to właśnie groza tych przeciwieństw, opowieść straszna i tragiczna zarazem, dotykająca konfliktu jednostki skonfrontowanej z ciężarem koszmarów historii. Byt i niebyt spotykają się pośród buchającym ogni pełnych trocin, pośród pokrytych lodem drewnianych bali, w zapachu żywicy, potu i odwiecznej śmierci.
Cichy lęk przed nieobecnością przeradza się w paniczne przerażenie, w niezbywalne przekonanie, że każde miejsce, z którego spuścimy wzrok, momentalnie zostanie pochłonięte przez ciemność, której nie odgonią już nawet nasze pełne lęku i nienawiści spojrzenia.
Do odosobnionego w pustych, leśnych przestrzeniach tartaku przybywa wędrowiec. Spragniony samotności mężczyzna, szukający istoty życia po wielkiej stracie, uznaje, że miejsce zwane Bazą, pośród obcych ludzi i opustoszałych baraków będzie dla niego idealną przystanią na jakiś czas. Zostaje nocnym stróżem, jak się okazuje następnym z kolei, ale on nie zamierza poddać się tajemniczym opowieściom, czy miejscowym zabobonom. Coś jednak dostrzega pośród cieni, coś słyszy, coś pojawia się w kącikach oczu. Nadchodzi zima, a wędrowiec znikąd odkrywa kolejne