niedziela, 4 września 2016

Miroslav Zamboch - Sierżant.

Fabryka Słów rozpoczyna Rok z Zambochem. Cóż to takiego? Fabryka wznawia kilka powieści czeskiego autora i wydaje premierowo „Wojnę absolutną” w nowej, spójnej szacie graficznej. Ktoś mógłby psioczyć - znowu wznowienia. Jednak wg mnie to świetny ruch, ponieważ dotychczasowe książki nie trzymały spójnej szaty i nawet te dwutomowe zbiory opowiadań, tak bardzo się od siebie różniły, że powiedzmy szczerze – wyglądało to słabo. Teraz Zamboch prezentuje się naprawdę świetnie i zebrana cała kolekcja bardzo fajnie będzie wyglądać na półkach każdej biblioteczki.

Na pierwszy ogień poszedł „Sierżant”. Opowieść niezwykła w dorobku autora, ponieważ łączy ze sobą klimat powieści wojennej rodem z okopów Wielkiej Wojny, steampunka pełnego parowych machin i typową historię fantasy z popularnymi magicznymi artefaktami.
Bohaterem książki jest Lancelot, sierżant batalionu zwiadu Jej Wysokości. Kompania Zwiadowcza 17 Batalionu Sił Szybkiego Reagowania Królestwa, to jednostka, do której nie trafia się w nagrodę, a za karę. To karny batalion, który rzucany jest w najgorszą żołnierską robotę. Przeniesieni w okolice miejscowości Joudzou, gdzie podczas zwiadu znajdują stare okopy, których ziemia usłana jest szczątkami dawnych obrońców. Z pozoru rutynowy zwiad przeradza się w potyczkę z wrogiem. 


Tak zaczyna się przygoda z „Sierżantem”. Od pierwszych stron akcja nabiera dość szybko tempa. Ostrzał, zasadzka, magia i tajemnica wprowadza nas w dalsze strony powieści. Od początku w całej historii coś nie gra, wróg, którego nie powinno w tym miejscu być (przynajmniej nie donosił o tym zwiad), błędnie wysłana jednostka, dziwne zachowanie przełożonych i w końcu kolejny zwiad, który dla kompani okazuje się tragiczny. A to dopiero początek tej niesamowitej opowieści. Wprawdzie w pewnym momencie tempo zwalnia i jeżeli ktoś spodziewa się morderczych okopowych bitew, to w pierwszej chwili się zawiedzie, jednak dalsza część powieści, pomimo, że skierowana na inne tory, z czasem nam nagrodzi niedosyt wojennej zawieruchy. Lancelot rzucony w wir wydarzeń, których nie rozumie, będzie musiał stawić czoła potężnym przeciwnikom, rozwikłać tajemnicę śmierci ojca i zadbać o kobietę, której oddał serce.

Mamy więc wszystko. Jest miłość, do której o dziwo jest zdolny nasz weteran (służba w armii trwa kilkanaście lat), tajemnicę strzeżoną nie tylko przez żywych, pojedynki na pięści i wszelką broń, zasadzki, potyczki, ucieczki, chwałę, która okazuje się bardzo krucha, bohaterstwo i zaklęcia magiczne. Fascynujące w powieści Zambocha jest połączenie mechaniki i magii, gdzie wg progu Chandrekosa, który zakłada, że im prostsza machina, tym bardziej stabilna magicznie.  Potężne czołgi napędzane są mechanizmem parowym, otoczone zaklęciami i magią, mającą chronić je przed zniszczeniem, podobnie broń szturmowców jak i oni sami posiadają magiczne bariery. To dość dziwne połączenie, jednak sprawdza się doskonale. W „Sierżancie” znajdziemy także magów, a nawet szarlatanów parających się nekromancją, czy innymi zakazanymi czarami. Ta cała „magiczność” postaci czy sytuacji, od której zazwyczaj stronię, w książce Zambocha nie przeszkadza, pewnie ma na to wpływ dość mroczny i niesamowity klimat powieści. Jedyne co mnie zastanawiało i jest to minusem powieści, to może właśnie to, że każdy może umrzeć, każdego też niemal można uratować i żyć może dalej- co jest częstą praktyką etatowych, batalionowych magów w stosunku do poległych żołnierzy. A sami mogą zginąć.

Pomimo tego drobnego minusa powieść czyta się świetnie i każdy fan bitewnej fantastyki  ze steampunkiem w tle będzie zadowolony. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz