sobota, 19 lipca 2014

Kilka słów o „Wojnie świrów” Kazimierza Kyrcza Jr i Dawida Kaina.

Kilka słów o „Wojnie świrów” Kazimierza Kyrcza Jr i Dawida Kaina.


Biorąc w ręce najnowsze dzieła Kyrcza i Kaina, miałem mieszane  uczucia.
Zastanawiałem się , czy to będzie dobry kawałek horrorowej literatury, czy może słaby produkt mało znanego wydawnictwa (ponieważ Studio Truso, kojarzę tylko z „Księgi wampirów”)
Napis na okładce Bizarro Fiction dawał do zrozumienia, że wewnątrz jest treść specyficzna dla tego typu literatury. Spodziewałem się zatem, bardzo mocnej jazdy, groteski, grozy, obrzydliwości i wulgarnego języka. Przed oczami miałem projekty Karola Mitki. Z drugiej strony pamiętam, niedawny wywiad z Kazkiem dla OnH, gdzie zapowiadał, że aż takim hardcorowcem wcale nie jest.
Po jakiś trzydziestu minutach czytania, książka rozleciała mi się w rękach. Ci co mnie znają, to wiedzą, że o książki dbam jak mało kto. A tutaj proszę folia oklejająca okładkę po prostu zaczęła się rozwarstwiać, podobnie z górnym rogiem, gdzie rozwarstwiła się źle sklejona okladka. Szlag by to trafił pomyślałem.
 Jeżeli chodzi o format książki to także nie powala. Otwierając „Dzień świrów” od wewnętrznej strony mamy szeroki pasek – niczego. Kolumna tekstu, nijak ma się do formatu książki. Do tego dochodzi nieszczęsna okładka.



Sorry panowie z Truso, tego typu okładki, kojarzą się z kryminałami lat 80tych.
W erze kolorowych, bogatych okładek książek, czy czasopism - ta zniknie wśród innych pozycji na księgarskich półkach.

Nie jest to okładka zachęcająca do zakupu. Słabej jakości papier stron jak i okładki, dopełnia reszty.

To co ratuje tą pozycje, to treść.
Treść faktycznie dopracowana z najmniejszymi szczegółami.
Elegancko przedstawione historie z pogranicza grozy, niesamowitości czy horroru. Częściowo straszne, ale także śmieszne i zabawne. Idealnie dobrane i dopracowane.
Autorzy bawią się kreowanymi przez siebie historiami wyśmienicie. Co lepsze, bawią się swoimi bohaterami i mam wrażenie, że robią sobie jaja z nas –czytelników.
Historie nie są skomplikowane, czy jakoś bardzo rozbudowane. Niektóre mają ledwie półtora strony. Ale nawet w nich Kyrcz i Kain udowadniają, że są mistrzami krótkiej formy.

Akurat gdy czytałem „Wojnę świrów” w Polsce przebywa Graham Masterton i Edward Lee, jedni z bohaterów opowieści Kyrcza i Kaina. Czułem się, jakbym czytał najnowsze wieści z dzienników, albo odpalił kanał 801 na moim dekoderze i włączył TVN24.
Mało tego, mam wrażenie, że autorzy drwią w tym opowiadaniu z naszego rodzimego świata twórców grozy. Albo po prostu mają wszystko w dupie.

 Pierwsza opowieść wrzuca nas w szalony świat „Wojny świrów”. Historia geja, męskiej prostytutki, lub po prostu o faceta , który znalazł sposób na życie i to dość wystawne. Wypatruje bogatych amatorów specyficznej sztuki miłosnej, wabi dotykiem, czułymi słowami i ssie z nich kasę niczym pijawka. W gruncie, rzeczy historia mogłaby być prawdziwa, gdyby nie to, że w końcu zakochuje się w kobiecie, ale nie jest to zwykła laska.

Ogólnie opowiadania są dobrze dobrane, a raczej dopracowane. Współgrają ze sobą tworząc bardzo fajny klimat. Dla fana horrorów z lat 90tych, miłym zaskoczeniem jest wspomnienie w tekście o Guyu N. Smithcie, czy pierwszej wydanej w Polsce książce Mastertona „Manitou”.
 Czytając stronę po stronie, miałem świadomość, że znam to życie. Bo jak mam nie znać skoro, tak samo wielbię te horrorowe książeczki, z tamtego wieku jak jeden z bohaterów.

I wszystko byłoby super, gdyby nie spieprzona okładka, grafika i jakość wydania.
Pomimo tego polecam serdecznie. 
Warto, dla tego co jest wewnątrz.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz