sobota, 12 lipca 2014

Opowiadanie7. - Kamil Muzyka "Mikołaju" miejsce 3 w konkursie "Horror na debiut"

Mikołaju

Było ciemno, kiedy Alvin usłyszał rumor w salonie swojego śpiącego domu. Prawie północ, Boże Narodzenie lada chwila. Wstał i założył kapcie, po czym chwycił za swój wysłużony kij baseballowy. Z ciemnej sypialni, gdzie spała jego żona, przeszedł na korytarz, w którym odbijała się mglista poświata z salonu. Szedł cicho, minął pokoje dzieci i staną przy poręczy schodów, prowadzących na dół, do salonu.
                Cały salon oświetlała choinka, żółte, zielone, czerwone i niebieskie lampki. Dawały istny pokaz barw na ścianach i meblach, szczególnie błyszcząc i tworząc refleksy na anielskich włosach
i połyskujących bombek. Zauważył postać, w czerwonym kubraku, strasznie wytartym i ubrudzonym. Z leżącego na ziemi worka wyciągała prezenty, zapakowane w ozdobny papier i pokryte kokardkami. Spokojnie, po cichu stąpając po schodach Alvin zaczął schodzić w kierunku postaci, w której istnienie nie wierzył od dawna.
Postać odwróciła się.
- Czyżbyś przyszedł podziękować mi za ten kij, który trzymasz w ręku? Bo tak się składa, że nie przyjmuje zwrotów, ani nie wymieniam na inny.
                Alvin zamarł, bo o to przed nim pojawił się Święty Mikołaj. Gruby starzec z brodą, bruzdami na twarzy, zniszczonym strojem... i głosem, który mroził krew w żyłach. Jakby wiatr wył w starym zimnym lochu.
- To... To naprawdę ty?! Kubrak, broda... worek i.... i... – Spojrzał na zamknięte drzwi, potem na kominek, na którym były świeże ślady sadzy – wszedłeś kominem!
- A jak niby inaczej mam wejść do poświęconego domu?  - Odparł starzec, rozmijając się z legendarnymi wyobrażeniami.
- Poświęconego?! Wybacz, panie Mikołaju, ale nie mam kompletnie...
- Krzyż nad progiem i jeszcze żaden z domowników nie zaprosił mnie osobiście.
- Jak to zaprosił? Nie rozumiem!
- Nam zmarłym nie wolno przechodzić przez próg poświęconego domu, bez uprzedniego zaproszenia przez jednego z domowników. – To mówiąc, sięgnął po jedno z ciasteczek leżących na stole.
- Zmarłym?! – Mężczyzna prawie krzyknął z przerażenia
- Oooo, chyba zaraz kolejny zasili nasze szeregi – zaśmiał się odgłosem przypominającym zgrzyt grantu o granit, po czym dodał – to chyba logiczne, że żeby zostać świętym trzeba najpierw umrzeć, nieprawdaż?
Alvin tylko pokiwał głową, otępiały tym, co widzi i co doszło jego uszu.
- Ale przecież jesteś świętym! Czemu miałoby ci to przeszkadzać w przekraczaniu progu?
- Nie zdajecie sobie nawet sprawy, jaką klątwą dla zmarłego jest jego wyświęcenie. Myślisz, że święci hasają sobie po niebie na golasa i śpiewają radośnie psalmy przez całą wieczność? O nie... Jesteście głupcami! Umierając, osoba ginie na zawsze, żadnego nieba. Jednak, jeżeli wyniesiecie kogoś na ołtarz, popełniacie haniebną zbrodnie. Osoba ta zmuszona jest do tułania się po tym świecie, jako potępiony, jak to mówią... Pośmiertnie spełniać posługę... Cierpiąc za życia, będziesz cierpieć i po życiu. Wiele z nas nie mogło się pogodzić z tym losem, popadło w obłęd. Oszukani przez własnego boga, przez reguły, według jakich żyli.
Święty zamilkł, napił się mleka, zjadł kolejne dwa ciasteczka, spojrzeniem celując gdzieś w pustą przestrzeń.
Alvin patrzył na oblicze osoby... Istoty, którą miał kiedyś za dobrodusznego człowieka, przynoszącego upragnione prezenty, symbol najpiękniejszego dnia w roku. Przez chwile jego wzrok przeniósł się na małego mikołaja wiszącego na gałązce choinki.  Przed nim stał, chrupiąc zamyśleniu cień jego wyobrażeń. Szary, brudny... zatęchły.
- Ale przynosisz prezenty dzieciom, nie jesteś złym... –Powoli zaczął Alvin, kiedy Święty przerwał mu, wbijając w niego wzrok prawie dwutysiącletniego starca, mrożąc krew w żyłach niczym mróz na biegunie.
- Wystawiacie mi ołtarz – ruchem ręki wskazał choinkę - zostawiacie ofiary. Oto jestem waszym bożkiem i przynoszę wam dary. Tyle. – Burknął
- A dobre i złe uczynki? Przecież dawałeś złym dzieciom rózgi i węgiel, Andy zawsze dostawał węgiel, bo był złodziejem!
- Andy dostawał dębową rózgę i węgiel, bo zabawki i książki są słabym opałem w zimną noc. Kradł, bo ojciec przepijał pensje, a rodzina nie miała nic do jedzenia. – Zagrzmiał mikołaj - Sam jesteś oszustem od sześciu lat, a na gwiazdkę nigdy nie dostałeś ni węgla i rózgi. – Dodał spokojniej.
- Oszustem? Pracuje uczciwie w firmie ubezpieczeniowej! Uczciwie zarabiam...
- Otrzymujesz pensje, plus swój udział w łupach. Twoja firma oszukuje ludzi, jak to mówicie, kantuje na każdy możliwy sposób. Dobrze o tym wiesz i dalej w tym uczestniczysz, ale robisz to tylko po to by twoja rodzina miała za co żyć. Za to ty dostajesz prezent, nie mówiąc o tym, że w zależności od twego poświęcenia, oraz darów, twoje dzieci dostają lepsze zabawki. Tyle. To wy dorabiacie całą filozofię. Prezentów nie dostają ci, którzy nie składają mi darów. A tym, którzy składają w darze skisłe mleko, którego nawet koty nie chcą oraz czerstwe ciasteczka, przynoszę chorobę... Tą najcięższą...
Mikołaj wziął do ręki ostatnie ciasteczko, obrócił je w dłoni poczym rzekł:
- Swoją drogą te ciasteczka już chyba swoje wyleżały.... Oj, ktoś tu chyba dawno nie był u lekarza i prowadzi niezbyt zdrowy tryb życia... – Zaśmiał się szyderczo brodaty starzec, Upiór bożego narodzenia, co roku nawiedzający przystrojone na jego cześć domy.
Twarz Alvina była blada jak ściana. Całe życie wierzył, że to tylko taka metafora ducha świąt. Rzeczywistość miała jednak w sobie więcej z Ducha niż świątecznej radości.
-M...Mmm... Mikołaju – spróbował ułożyć pytanie, patrząc na posępną twarz przeżuwającego starca, któremu okruszki i stróżki mleka spadały na brodę i kubrak – jak to jest z tym... No wiesz, zbawieniem, i z Bogiem?
Święty przełknął ostatnie ciastko i dokończył butelkę mleka.
- Lipa, jedna wielka lipa. – Westchnął święty, jakby odruchowo drapiąc się za uchem – Bóg wie, że boicie się śmierci, boicie się pustki, nicości. Więc co można wam ofiarować w zamian za posłuszeństwo? Tyle, że po śmierci nie ma nic, tylko rozkład. Nie będzie nikogo wskrzeszał. On sie syci darami, posłuszeństwem, modlitwami i waszym poświęceniem, w zamian nie dając zupełnie nic.  Jest chciwy i zaborczy, jest zimny i przedwieczny. I w żadnym razie – tu jeszcze bardziej sposępniał – nie jest miłosierny – spojrzeniem nakierował myśli porażonego tymi słowami człowieka na swój własny los.
Alvin spojrzał na wiszący nad progiem krzyż, posmutniał, zarazem ogarnęło go niedowierzanie.
- Więc to, co głosił Chrystus, to kłamstwo...?
- On sam padł ofiarą tego kłamstwa – powiedział Mikołaj, – ale jego spotkał los jeszcze gorszy od mojego. – Święty zamilkł. Przez chwile w jego oczach widać było błysk przerażenia, po czym z powrotem pogodniał.
                Poprawił pas, otrzepał kubrak i założył worek na plecy. Pochylił sie i wszedł jedną nogą do kominka, podpierając jego ceglany brzeg ręką. Po czym zwrócił się do Alvina.
- Dziękuje ci Alvinie za okazaną mi gościnę. Porozmawiałbym z tobą dłużej, ale mam jeszcze wiele domostw do odwiedzenia tej nocy. A jak to mówią, martwi podróżują w pośpiechu!

                                                                                                                                                                            Kamil Muzyka




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz