piątek, 29 maja 2015

Katarzyna Puzyńska "Trzydziesta pierwsza". Recenzja.

Kryminał kobiecy rośnie w siłę. Do listy ciekawych autorek tego nurtu z pewnością można zaliczyć Katarzynę Puzyńską. Niedawno miałam okazję przeczytać jedną z jej najnowszych powieści, „Trzydziesta pierwsza”. Choć nigdy wcześniej nie było mi dane, aby zapoznać się z jakąkolwiek książką autorki, a co więcej – pomimo iż nie znałam opisanych w poprzednich powieściach losów bohaterów klimatycznego Lipowa, „Trzydziesta pierwsza” pochłonęła mnie w jednej chwili. To nie tylko doskonała historia. To również świetni bohaterowie, efektowna intryga i napięcie, którego nie można się pozbyć do ostatniej kartki.
Już od początku uderza wielość bohaterów oraz powiązanych z nimi wątków. Czytelnikom, którzy wcześniej wybrali się w literacką podróż do kujawsko-pomorskiej krainy, na pewno o wiele łatwiej odnaleźć się w przedstawionej na kartach powieści rzeczywistości. Bez znajomości starszych historii jest to nieco utrudnione, ale na szczęście dzięki niekwestionowanemu talentowi autorki uczucie zagubienia dość szybo mija.
Jest zima. Do niewielkiego Lipowa po wieloletniej odsiadce w więzieniu ma powrócić mężczyzna – morderca, który przed laty wzniecając pożar, zabija kilku mieszkańców osady, w tym ojca jednego z głównych bohaterów, młodszego aspiranta Daniela Podgórskiego. Mieszkańcy Lipowa czują uzasadniony lęk i niepokój. Sytuacji nie poprawia wizyta pewnego naukowca, Jerzego Grala, który rozdrapuje tajemnicę dawnego zbiorowego samobójstwa. Do tego dramatycznego zdarzenia miało dojść nieopodal Lipowa. Kilkadziesiąt osób z niejakiej sekty Świątynia odebrało sobie życie właściwie nie wiadomo dlaczego…
Intryga „Trzydziestej pierwszej” komplikuje się jeszcze bardziej w momencie, w którym czytelnik poznaje kolejnych bohaterów. Są nimi… Szwedzi, którzy z nieznanych początkowo powodów odwiedzają Lipowo, a także dawna znajoma Daniela Podgórskiego, Emilia. Jeszcze ciekawiej robi się, gdy mieszkańcy osady znów, tak samo jak przed laty, stają się świadkami straszliwego pożaru. Sprawca podpalenia wydaje się oczywisty, ale czy jest nim rzeczywiście?

Spotkanie z Katarzyną Puzyńską to niewątpliwie prawdziwa gra w kotka i myszkę. Świetne kreacje psychologiczne i doskonale opisane, wyraźne emocje bohaterów bynajmniej nie ułatwiają zadania w rozszyfrowaniu literackiej zagadki. To naprawdę rzadka umiejętność, aby tak zręcznie, jak czyni to autorka „Trzydziestej pierwszej”, zwodzić czytelnika. Katarzyna Puzyńska niespiesznie pozwala każdemu, kto sięgnie po jej powieść, kluczyć rozmaitymi ścieżkami Lipowa, by w końcu dotrzeć do elektryzującego finału.
Na odrębną uwagę zasługuje fakt, że książka mimo iż jest obszerna, została dopracowana i napisana bardzo starannym językiem. Lekkość i naturalność dialogów sprawia, że „ciężaru” powieści nie czuje się prawie w ogóle. Dzięki temu można się w niej zanurzyć, zapominając o upływających godzinach. Niektórzy sugerują, aby porównywać twórczość autorki do Agathy Christie. Mistrzostwo w manipulacji i zastawianiu pułapek na czytelnika, dzięki którym prawda nie od razu zostaje odkryta – to faktycznie jedno. Innym podobieństwem, które łączy obie autorki, jest właśnie specyficzna, warstwa językowa. Skrupulatna, dociekliwa i jednocześnie subtelna. Słowem: kobieca – czego wcale nie należy postrzegać jako wadę.

Jedyną rzeczą, która jednak po zakończeniu „Trzydziestej pierwszej” nie daje mi spokoju, jest kwestia prawdopodobieństwa opisanych zdarzeń. Czasem można odnieść wrażenie, że historia, która przytrafiła się mieszkańcom Lipowa, nie pasuje do umiejscowionej z dala od światowych metropolii, polskiej prowincji. Trochę tu wszystkiego za dużo. Ale to naprawdę drobny szczegół. O autorce już dawno słyszałam wiele dobrego, a po lekturze „Trzydziestej pierwszej” nie zawiodłam się. Z przyjemnością sięgnę po wcześniejsze i kolejne powieści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz