„I ujrzałem przyszłość horroru”.
Już nie pamiętam, na której z książek widziałem ten okładkowy blurb.
Jeżeli pamięć mnie nie zawodzi, są to słowa Stephena Kinga o Clivie
Barkerze. O facecie, który nie tylko dla literackiego, ale przecież i
kinowego horroru, wniósł bardzo wiele. Ba! Można śmiało powiedzieć, że
jego Cenobici to absolutna klasyka, kultowe postaci i zna je chyba każdy
miłośnik kina.
Ja jestem za „mały”, aby zakrzyknąć jak King, bo i wymowa tego zdania w moich ustach, nie ma takiego rażenia, jak głos samego króla (czy ten tytuł się komuś podoba, czy nie). Jednak chciałbym wydrzeć się „Tak! To jest przyszłość polskiego horroru!”. Nawet, jeżeli zabrzmi to jak krzyk wariata.
Mam na myśli oczywiście „ĆMĘ”
Jakuba Bielawskiego, którą jakiś czas temu skończyłem czytać i nadal
jestem pod głębokim wrażeniem powieści. Wydaje się to dziwny okrzyk,
slogan, hasło, niemal heretyckie stwierdzenie przytoczone powyżej, o
doskonałości (nie boję się użyć tego słowa) ĆMY. Ale tylko wydaje. A
przy okazji spójrzmy na rubasznego faceta z brodą (wybacz Kuba ), który zadebiutował właśnie pierwszą swoją książką i to jak!
Tak, ja nie piszę o kolejnym polskim Kingu (wydawcy i PR skutecznie
obrzydzili mi te porównanie). Nie piszę o autorze, który napisał właśnie
kolejny swój produkt i jest to ósma książka w jego dorobku. Nie piszę o
żadnej medialnej wielkiej postaci, a o skromnym (tak odbieram),
początkującym autorze. Kuba Bielawski stworzył powieść, którą chciałoby czytać się jednym tchem, ale odradzam!
Należy się nią katować, dawkować, wczytywać w zaciszu domowego ogniska, niemal sączyć.
To powieść wyjątkowa, straszna, ale i ma to, co uwielbiam w książkach i filmach traktujących np. o latach osiemdziesiątych. Ma w sobie klimat i czar, te wszystkie atrybuty, za którymi do dzisiaj tęsknię, mając przed oczami ostatnie młodzieńcze lata.
Bielawski uczynił coś, czego
próżno szukać w polskiej grozie. Nie siląc się na sześciuset stronicowe
cegły, zbudował wspaniały klimat powieści, tak realny, tak rzeczywisty!
Olbrzymie brawa za uniknięcie pułapki, w którą wpada wielu. Uniknął
sztuczności, silenia się na wysublimowane, nienaturalne,
nieprzystosowane do całego zarysu powieści dialogi i relacje pomiędzy
głównymi bohaterami (tutaj bohaterkami).
Ja wiem, że można w
ĆMIE doszukać się i klasycznej grozy, weird fiction, może i realizmu
oraz elementów powieści obyczajowej. Tylko po co? To jest Bielawski!
Jestem cholernie szczęśliwy, że miałem tą wspaniałą przyjemność
zadziałać, aby zbiór opowiadań Kuby „Słupnik”, ujrzał światło dzienne,
aby jedno z nich (tytułowe) pojawiło się w OkoLicy Strachu. Cholernie
się cieszę! Bo to zaszczyt, mieć takiego autora w „stajni”.
Nie
będę Wam opisywał ĆMY. Recenzje pewnie znajdziecie w internecie. Skradnę
myśl Wojtka Guni, który napisał posłowie do powieści:
„…jeśli zło jest fundamentem świata, to także tkwi głęboko w nas…
„…jeśli zło jest fundamentem świata, to także tkwi głęboko w nas…
Poznać świat, to
usłyszeć w sobie ten przerażający szept,
ostatecznie mu ulec i tak
utracić niewinność”.
I ma rację Gunia, że ĆMA to nie tylko
horror, nie tylko weird, czy którykolwiek z gatunków szeroko rozumianej
literatury niesamowitej. ĆMA to także, a może głównie, literatura piękna
i podpisuję się pod tym.
Bravo Wydawnictwo Vesper! Brawo Kuba!
Idźcie ludzie kupować, bo jutro premiera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz