wtorek, 19 grudnia 2017

"Kamienica panny Kluk" Damian Zdanowicz i "Drugi peron" Agnieszka Kwiatkowska

Jest prawdą powszechnie znaną, że napisanie dobrego opowiadania to nie lada sztuka. Dla przykładu, opowiadania grozy… Można zagryzmolić kilkaset stron na modłę współczesnych mistrzów i nie powiedzieć nic, a można nakreślić zaledwie kilka akapitów i powiedzieć wszystko. A nawet więcej. To pewnie dlatego tak niewiele jest we współczesnej literaturze gatunkowej zbiorów opowiadań doskonałych, tzn. idealnie wyważonych, w których zgadza się tak atmosfera, jak wyczucie czasu, czyli uchwycony ten jeden, najważniejszy moment, tworzący punkt kulminacyjny fabuły. W końcu opowiadanie to taka opowieść na zagryzkę, literacka przekąska, opowieść w pigułce, w której musi zawrzeć się wszystko to, co w dobrej powieści, ale intensywniej, zwięźlej, bardziej. Całość musi być przesycona esencją smaku. Przed opowiadaniami grozy podniesiona jest jeszcze wyższa poprzeczka, bo przecież muszą wywołać w czytelniku poczucie grozy, wstrząsnąć nim, zaniepokoić. Tutaj nie sposób nikogo oszukać – potrzeba mistrzowskiego pióra.

W poszukiwaniu takich horrorowych smakołyków krótkiej formy warto sięgnąć po dwa zbiory z Biblioteczki Okolicy Strachu – „Kamienicę Panny Kluk” Damiana Zdanowicza i „Drugi peron i inne opowiadania” Agnieszki Kwiatkowskiej. Bardzo możliwe, że poczujecie się nasyceni i zadowoleni.


„Kamienica Panny Kluk”, czyli za woalem rzeczywistości.
Sięgając po opowiadania Damiana Zdanowicza musimy być przygotowani na porządną dawkę niepokoju. Tej żywej trwogi i dziwności, którą znamy z twórczości jednego z amerykańskich mistrzów weird fiction, czyli Thomasa Ligottiego. Odwiedzając kamienicę Panny Kluk wchodzimy do krainy, jak po drugiej stronie lustra – bezbożnej, groteskowej, tragicznej w swoim nihilizmie. Onirycznej w swoich majaczących cieniach, mgłach oddechów, snujących się po zdeformowanych kątach pajęczynach. Coś się patrzy z ciemności, czuć oddech tego na karku, ale lepiej odwrócić wzrok. Czegoś nie ma, ale brak i puste miejsce jest bardziej namacalne niż obecność. Czy to już senny koszmar, czy wciąż jeszcze rzeczywistość, z której można uciec? To miejsce przykurczonych, zrozpaczonych ludzi, dla których nie ma nadziei, nie ma odkupienia, jedynie pusty krzyk w nicości. Ciemność tam i więcej nic.
Nie dziwią komplementy Wojciecha Guni, który we wstępie do zbioru napisał, że „być może za kilka lat to właśnie ta autorska antologia będzie punktem odniesienia dla młodych twórców i jednym z kamieni milowych w historii polskiej literatury grozy.” Damian Zdanowicz zaskakuje wyrobionym stylem, dopracowanym językiem, ale przede wszystkim przeraża wyobraźnią, kosmicznym wizjonerstwem, które przenika granice rzeczywistości, w ten swoisty, charakterystyczny dla weird fiction sposób.


„Drugi peron i inne opowiadania”, czyli gotyk współczesności.
Zaczyna się całkiem niewinnie. Ot, przedmiot ożywiony, łyżeczka, która niemal mówi, a to takie urocze, słodkie nawet, prawda? Tylko ta słodycz ma słonawy posmak krwi… Czas na spacer, ciemną uliczką, którą niby nie powinno się przechadzać, ale czasami potrzeba jest silniejsza niż zdrowy rozsądek i wtedy, być może… pufff! Znika się w kolejnej kałuży, jak w tych marcach i listopadach Joanny Bator. Są tu stacje, niczym przejścia na drugą stronę, są mary i duchy, są zjawiska tym bardziej przerażające, że tak ludzkie, tak rzeczywiste, oraz pętle czasoprzestrzeni, z których nigdy nie było ucieczki.
A wszystko ubrane w poetycki płaszcz, przybrane w urokliwe mgły, w deszcze siąpiące po cichu. Strach pojawia się nagle, wyłania znienacka, atakuje tak, jak tylko potrafi zaatakować ten nieukojony upiór – krwiście, brutalnie, rozszarpując wszelką nadzieję na strzępy, by rozpłynąć się w ciemności. Niby nie wydarzyło się nic, a przecież wydarzyło się wszystko. Agnieszka Kwiatkowska potrafi zbudować nastrój niesamowitości, zachwycić i przestraszyć jednocześnie, w duchu gotyckich dam sprzed wieków. Tylko u niej nie potrzeba zamków, wilgotnych korytarzy, tlących się ledwo płomieni świec – wystarczy ciemność, która zakwita w rozkoszny letni dzień, najmniej spodziewany pocałunek śmierci, przemoc zrodzona z miłości.

W objęciach doskonałej grozy
Dwa różne zbiory, dwa odmienne głosy, jedna wspólna konkluzja – opowiadania gatunku grozy to nie tylko domena dawnych mistrzów, oraz tych, którzy już umościli sobie gniazdo w świecie literackiego horroru. To nie przestarzała sztuka, po którą sięgać mogą jedynie wyrobieni w fachu pisarze, z bogactwem dorobku na koncie. To prawdziwa umiejętność, po której nawet w debiucie widać prawdziwy talent, tworzący się diament, niemal już idealną perłę.
Dlatego, jeśli poszukujecie opowieści, które wywołują skrajne przerażenie na poziomie metafizycznym, pozostawiając rozszarpany umysł i duszę czytelnika na granicy poznania, zawieszoną tuż nad przepaścią żywego obłędu, to zajrzyjcie do „Kamienicy Panny Kluk”. Damian Zdanowicz zadbał o to, by owe lokum osaczyło Was poczuciem ostatecznego, nieogarniętego szaleństwa. Natomiast, jeśli poszukujecie nastrojowych, poetyckich krótkich form, które wywołają dreszcze grozy na modłę romantycznych mistrzyń gotyku, to zajrzyjcie na „Drugi peron” Agnieszki Kwiatkowskiej. Bezsenne noce gwarantowane.

Olga Kowalska z WielkiBuk.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz