„Powiedz,
że się boisz” Roberta Masona ponownie
ukazało się na rynku. To bodaj drugie wydanie Vespera tej książki. Pierwsza
swego czasu na aukcjach internetowych osiągała „nieprzyzwoite”, jak na książkę ceny.
„Powiedz, że się boisz” to wspomnienia pilota śmigłowca Huey,
który zaraz po szkoleniu, w 1965 roku znalazł się w Wietnamie, wraz z nowo
utworzoną 1. Kawalerią Powietrzną. To jedna z najbardziej charakterystycznych
jednostek wojny wietnamskiej, a dzięki filmowi Coppoli „Czas apokalipsy” także
jedna z najbardziej znanych. Któż nie
zna hasła „Lubię zapach napalmu o poranku”.
„Powiedz, że się boisz”, to obraz kilku lat wojny
wietnamskiej (1965-1968) widziany oczami żołnierza. I koncentrujący się na
własnych wspomnieniach. Nie znajdziemy tutaj analizy sytuacji politycznej, jak
chociaż by w rewelacyjnym „HUE 1968. Wietnam we krwi”. Po dość ogólnym
zaznaczeniu tematu zaciągu do armii i kilkumiesięcznego szkolenia, trafiamy w
sam początek wojny.
Moim zdaniem, właśnie lata 1965-68 to najbardziej tragiczny okres wietnamskiej batalii. To czas,
gdy tak naprawdę obie strony uczyły się strategii przeciwnika, a amerykanie
prowadzenia wojny w dżungli. To okres, gdy silna i dumna armia amerykańska
musiała dostosować swoją strategię do wojny partyzanckiej. Wychodziło to
różnie, zazwyczaj słabo, czego finał jest nam wszystkim znany. Klęska - pomimo
zdecydowanie większych strat ARW czy
Wietkongu.
Na marginesie - w tym
konflikcie, zginęło około 40 tysięcy żołnierzy amerykańskich, tak naprawdę nie
osiągając nic.
Jeżeli czekacie na wspomnienia z akcji desantowych, zwiadów,
ganiania partyzantów po dżungli, to tutaj to znajdziecie. Ba! Pojawiają się
nawet komentarze, że z książki można nauczyć się pilotowania śmigłowca. Mason,
faktycznie dość sporo miejsca temu poświęca, co moim zdaniem jest zaletą.
Zawsze wydawało się mi, że pilotowanie śmigłowca, to nic trudnego technicznie.
Oj jak się myliłem. Oczywiście znajdziecie tam także opisy relacji pomiędzy
żołnierzami, bezsensowne rozkazy, głupotę dowódców, dowiecie się o czarnym
rynku, na którym można było kupić wszystko, o tym choćby, jak ciężko było zdobyć kamizelkę kuloodporną. Najbardziej do wyobraźni przemawiają
oczywiście akcje desantowe czy ratunkowe, gdy śmigłowce zrzucały i zabierały
wojska pod obstrzałem karabinów maszynowych Wietkongu. Jest ich dość sporo i to
one wywierają na czytelniku największe wrażenie. Tak, krew leje się litrami. Ja
mam w pamięci min. opis, gdy do śmigłowca przyniesiono urwaną nogę żołnierza. Zresztą takich historii jest tam sporo.
Książkę czyta się jednym tchem, pomimo, że to dokument. Mi
zajęło to dwa wieczory. Bardzo dobra rzecz i w sumie straszna, bo nie po raz
pierwszy, obok heroizmu i chęci przetrwania liniowego żołnierza, mamy obraz bezsensownych
decyzji sztabu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz