Mariusz Zielke dziennikarz śledczy i gospodarczy. Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwerytetu Warszawskiego
W latach 1999-2009 r. związany był z dziennikiem gospodarczym Puls Biznesu. W 2005 r. zdobył nagrodę GRAND PRESS w kategorii "dziennikarstwo śledcze" za teksty o giełdowych zmowach. Rok później nominowany do tej nagrody w kategorii dziennikarstwa specjalistycznego za cykl o absurdach urzędniczych i przetargach
W 2009 r. założył Niezależną Gazetę Internetową (www.ngi24.pl), w której objął stanowisko redaktora naczelnego W 2009 r. Niezależna Gazeta Internetowa została nominowana do nagrody Grand Press jako pierwsze medium internetowe w historii tej nagrody, Mariusza Zielke nominowano ponownie w kategorii "dziennikarstwo śledcze".
Jest autorem pierwszego polskiego thrillera finansowego pt. "Wyrok".
Jego ostatnia powieść to "Twardzielka"
*Mariusz Zielke. Wszędzie gdzie wpisuję Twoje nazwisko, to
wyskakuje mi w czasie teraźniejszym - reporter śledczy. To aktualny,
wykonywany Twój zawód?
Już dawno nie jestem dziennikarzem, nie piszę tekstów w
gazetach, zawsze podkreślam, że jestem byłym dziennikarzem, a to z tego powodu,
że czasem podejmuję się pisania książek czy tekstów zamówionych przez firmy czy
osoby. Jako dziennikarz nie mógłbym tego robić, bo to byłoby nieetyczne. Jestem
takim niby ghostwriterem, ale uważnie dobieram zlecenia, nie zgadzam się na
pisanie tekstów, które w jakiś sposób kolidują z moim światopoglądem. Poza tym
piszę też normalne książki, powieści, które podpisuję swoim nazwiskiem.
*Katarzyna Bonda, podczas spotkania z czytelnikami, które
organizowałem powiedziała, „dzisiaj każdy jest reporterem śledczym”. Zdanie to
podało gdy opowiadała o zmianach jakie zaszły w mediach, przez ostatnie lata.
Zgadzasz, się, że to taki modny czy powiedzmy nośny dla własnego "ego" zawód?
Tak być powinno, ale czy jest, to już inny, dużo szerszy
temat. Dziennikarstwo powinno polegać na odkrywaniu prawdy, a nie wysługiwaniu
się reklamodawcom, zaprzyjaźnionym politykom czy biznesmenom. W tym sensie
każdy dziennikarz jest reporterem śledczym. Takie powinno być dziennikarstwo.
Nie zgadzam się z Kasią, że tak jest, bo wiele mediów łamie zasady obiektywizmu
i rzetelności, więc trudno nazwać ich pracowników dziennikarzami, a już na
pewno nie można reporterami śledczymi.
Trzeba umieć słuchać ludzi, mieć dużo cierpliwości, chęci,
uwagi, umieć czytać ze zrozumieniem, nie napalać się na tematy sensacyjne,
umieć zdystansować się do tematu, wiele innych cech jest tu potrzebnych. Ja
uważam też, że trzeba mieć trochę doświadczeń życiowych, żeby umieć ocenić
wpływ własnych działań na rzeczywistość i ludzi, których opisujemy, ale tu mam
wątpliwości, bo jednak dziennikarz powinien napisać prawdę, nawet jeśli ona
komuś zaszkodzi. To był zawsze mój problem. Zbyt dużo zastanawiałem się, czy za
bardzo nie zaszkodzę swoim tekstem i chyba dlatego się nie nadawałem do tego
zawodu.
* Wiem, że za kilka tematów poruszonych w książkach, czy na
łamach prasy pozwano Cię o zniesławienie, o pisanie nieprawdy. Bilans jest na
plus - dla Ciebie, tak? Gdzieś czytałem, że nawet próbowano cię przekupić. To nie
wpływa na Twoją pracę, nie masz powiedzmy takiego zawahania: Za to się nie
wezmę, bo z tych sądów nie wylezę? Czy może to kwestia solidnie przygotowanego
materiału?
Opublikowałem kilka tysięcy tekstów, z czego kilkadziesiąt,
a może i kilkaset o sporych przekrętach i kontrowersjach. Nigdy nie napisałem
kłamstwa, zawsze moje teksty były oparte na dowodach, a nie widzimisię jakichś
tajemniczych informatorów. Wygrałem wszystkie swoje sprawy sądowe, nigdy nie
musiałem nikogo przepraszać czy prostować istotnych informacji, które podawałem
(podkreślam istotnych, bo oczywiście drobne błędy mi się zdarzały, jak każdemu
i sam je potem prostowałem, bez żadnych procesów czy nacisków, ale to były tak
naprawdę czeskie błędy, drobiazgi; w sprawach istotnych nigdy się nie
pomyliłem). Oczywiście bywało tak, że się zastanawiałem, czy jakiś tekst nie
spowoduje kolejnej lawiny procesów, ale ostatecznie jednak publikowałem. W
sądach występowały przeciwko mnie najdroższe kancelarie wyspecjalizowane w
takich procesach i przegrywały, co teraz daje mi satysfakcję, ale kiedyś
napsuło sporo krwi. Co do prób przekupstwa, było ich masa i wiele razy już o
tym mówiłem. Przy większości pisanych tekstów zamiast pisania mogłem zostać
milionerem. Nie jestem i w sumie wcale mi nie żal. Nigdy nie pracowałem dla
pieniędzy. Książki też głównie piszę dla siebie, a nie dla kasy. Piszę po
prostu to, co chcę i na co mam klimat w danym momencie, stąd tak duża
rozbieżność gatunkowa moich powieści.
* Twoje książki: „Wyrok”, czy „Twardzielka”, to chyba nie
są typowe kryminały, takie do których jesteśmy przyzwyczajeni, mam tu na myśli
historie stworzone w głowie autora, atrakcyjna fabułę i zagadkę. W twoich
książkach bohaterowie są fikcyjni ale tematy, a dokładnie przestępstwa
prawdziwe.
Ja tak naprawdę nie jestem pisarzem kryminałów. Moje książki
tylko je udają, czasem są przypisywane do tego gatunku niepotrzebnie lub na
siłę, bo wykorzystuję pewne kryminalne schematy, jednak w tle jest zupełnie
inna treść i inne motywy mną kierują do pisania tych powieści. Mnie samo
śledztwo w ogóle nie interesuje, staram się prowadzić z czytelnikiem pewną grę
w skojarzenia i w ten sposób go bawić. W przyszłym roku na przykład wydam dwie
powieści, obie mocno oparte na faktach, które są bardzo kryminalne czy
sensacyjne, ale jednak obu tych książek nie nazwałbym kryminałami.
* Powiedz jak wygląda napisanie takiego kryminału opartego
na prawdziwych zdarzeniach. To nie są
chyba błahe tematy, trzeba mieć wiedzę, dokumenty, czytać akta procesowe czy
siedzieć godzinami w sądach?
Nie do końca, tak się pisze reportaże. W powieściach trzeba
jednak zbudować sobie świat fikcyjny, który może być oparty na faktach. Ja
staram się bawić faktami i rzeczywistością, prowadzić pewną grę z czytelnikiem,
w której bardzo ciężko jest ocenić, co się rzeczywiście wydarzyło, a co jest
tylko fikcją. Niektórych to denerwuje, a niektórym to się bardzo podoba. Ja korzystam
z akt, wiedzy, doświadczeń, ale na ich bazie buduję własny, wymyślony świat i w
niego wplatam prawdziwe historie zbrodni czy przekrętów, których kulisy są mało
znane. Tak było w „Wyroku” i „Formacji trójkąta”, w obu tych książkach jest
masa prawdziwych wydarzeń i przekrętów. Nie boję się powiedzieć, że moim
zdaniem „Wyrok” to jest ewenement na skalę światową, nie ukazała się dotąd
podobna powieść. W „Formacji trójkąta” dodatkowo cała intryga jest zbudowana
tak, żeby w sposób alegoryczny opowiedzieć pewną historię. Ten zamysł wymusił
rozwiązania fabularne i takie pokierowanie postaciami, akcją, żeby dla osób,
którym chce się bawić w różne teorie spisku, był to przewodnik po pewnym
skandalu. Zabawne, że bywa też tak, że prawda jest bardziej nieprawdopodobna
niż fikcja. W tej samej książce rozwiązanie zostało oparte na prawdziwych
wydarzeniach, a niektórym wydał się wydumane czy mało prawdopodobne.
* Może to głupie pytanie. Po co piszesz o tematach
związanych z korupcją, machlojkami, powiązaniami pomiędzy światem mediów,
biznesu czy polityki. To jest, powiedzmy Twoja misja? Chcesz aby te sprawy
ujrzały światło dzienne? Aby nie były zamiecione pod dywan?
Ja uważam, że to są tematy ważne, że im więcej o tym
rozmawiamy, tym mniej będzie tego typu zdarzeń, łapówkarze będą się bali brać,
a dający dawać. Korupcja to największa i najgroźniejsza plaga biznesowa,
psująca wolny rynek, relacje na nim. Tego nie da się całkowicie wyeliminować,
ale powinno być to napiętnowane i przyjmowane jako zło. I chyba to się trochę
udaje (przy czym nie twierdzę, że to moja zasługa), że korupcja jest traktowana
już jako zło, że każdy rozumie, że dawanie w łapę to nie jest dobry sposób na
osiągnięcie celu, a do niedawna przecież powszechnie uważaliśmy, że np. w
szpitalu należy dać w łapę, żeby mieć dobrą obsługę. Dziś już nie jest to takie
oczywiste, lekarze i pacjenci się zmienili (chyba).
Niestety, ale to jest wciąż duży problem. Oczywiście to się
zmienia, nie ma już takiej powszechnej aprobaty, no i jest jednak strach przed
skandalem i aresztowaniem, bo przed karą to chyba wciąż strachu nie ma ze
względu na opieszałość organów ścigania i sądów. Problem jest bardzo duży.
*Ok. przejdźmy może do najnowszej Twojej książki
„Twardzielka”
Czy historia
opowiedziana na kartach tej książki, także jest prawdziwa?
W dużej mierze jest to historia na faktach, ale podobnie jak
w innych przypadkach, fakty są obudowane fikcją i pomieszane z wymyślonymi
rzeczami. Jednak wiele z opisanych w tej książce zdarzeń miało miejsce, tyle że
opowiedziane są znów w przenośni. To nie ma być żaden dokument, tylko
rozrywkowa powieść o cieniach szołbiznesu.
* Wydawnictwo Akurat, które wydało Twoją książkę pisze o
niej „bezkompromisowy kryminał. Mocna lektura pełna napięcia i dramatycznych
wydarzeń”. Czyli co? Mrocznie, brutalnie, krwawo bez ściemy i patyczkowania
się?
Brutalnie, krwawo jest, ale to książka dużo lżejszego
kalibru niż „Wyrok” i powieści, które wydam w 2015 r. Taka moja odskocznia od
poważniejszych tematów. I znów: jest to udawany kryminał, powieść z pewnym
kluczem, a nie kryminał zgodny ze schematem tego typu powieści.
* Więc komu się spodoba "Twardzielka"?
Ja mam z tą powieścią pewien kłopot, bo sam bardzo ją lubię,
dobrze bawiłem się przy jej pisaniu, uważam, że to fajna rozrywkowa powieść,
mam też wiele głosów od czytelników, że im się podoba, więc nie chcę, żeby to
zabrzmiało zbyt defensywnie. Wiem jednak, że „Twardzielka” jest zupełnie inna
niż powieści, które są - jakby to powiedzieć - moim głównym nurtem, z którym
się mocno identyfikuję, czyli takie książki
kryminalno-sensacyjno-śledczo-polityczno-gospodarcze, jak „Wyrok”, „Formacja
trójkąta” czy powieści oddane już wydawcy, które ukażą się drukiem w 2015 r.
Dziękuję bardzo, że znalazłeś chwilę aby opowiedzieć na kilka pytań. Powodzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz