czwartek, 19 listopada 2015

Opowiadanie. Zaułek Zaginionych, Agnieszka Kwiatkowska.

ZAUŁEK  ZAGINIONYCH
Agnieszka Kwiatkowska

Tylu zaginionych bez śladu. „Wyszedł z domu i więcej nie wrócił”. „Poszła na spacer i od tej pory nie ma od niej wieści”. Ludzie, którzy jakby zapadli się pod ziemię, choć nie mieli powodów do ucieczki. Niektórzy się odnajdują. Inni za to jakby rozpłynęli się w powietrzu.
Wieczorami siadam do pracy nad mapą. Nikt jej nie zobaczy, bo nikt nie uwierzyłby w to, co zrozumiałem po wielu latach analiz, porównań i robienia notatek. Może ktoś, kiedyś, po mojej śmierci znajdzie tę mapę, zastanowi się… Ale póki co nie chcę myśleć o śmierci.
Ani o takich miejscach na mapie jak to, w którym mieszkam.
Są miejsca, które tchną pozornym spokojem. Zwykle są to uliczki – małe, podmiejskie. Gdy trafiasz tu po raz pierwszy, jesteś oczarowany – często do tego stopnia, że zaczynasz myśleć o przeprowadzce. Porzucasz mieszkanie w apartamentowcu na strzeżonym osiedlu i z radością zostajesz mieszkańcem jednego z małych, białych domków z ogródkiem. Albo wynajmujesz pokój w wiktoriańskiej kamienicy ze ścianami pokrytymi bluszczem. Taki jest właśnie urok Zaułka Zaginionych. Gdy tu trafiasz, zawsze czeka na ciebie wymarzony dom.
Nie wiesz jednak, że tak naprawdę stajesz się pożywieniem dla miejsca, które potrzebuje karmy, by istnieć.
Zaułek, w którym mieszkam, jest zadbaną, cichą uliczką z równymi, choć wąskimi chodnikami. Mam pokój na poddaszu, w pensjonacie ze skrzypiącymi korytarzami. Może się to wam wydać mało komfortowe, ale ja zawsze chciałem tak mieszkać. Jest coś w tych wiktoriańskich, brytyjskich domach, co mnie intryguje – może to ta tchnąca z kamiennych murów surowość? A może fascynacja dziewiętnastowiecznym Londynem, Dickensem i wiekiem pary?
Są takie miejsca, że gdy wracasz do domu późnym popołudniem, masz wrażenie, że coś za tobą idzie. Gdy się odwrócisz, niczego nie dostrzeżesz, ale jeśli przyjrzysz się uważnie, zobaczysz, że cienie na chodniku żyją własnym życiem. Tańczą wokół ciebie, a twój własny nigdy nie idzie razem z tobą. Najlepiej więc się nie zatrzymuj, nie patrz pod nogi. Idź przed siebie. Wracaj do domu, do mieszkania i odetchnij, gdy już zamkniesz za sobą drzwi i przekręcisz klucz w zamku.
Kto raz zamieszkał w Zaułku Zaginionych, nigdy go nie opuści. Prędzej czy później stanie się pożywieniem.
Jeśli trafisz tu po raz pierwszy, odejdź jak najszybciej. Nie zachwycaj się fasadami domów, równymi trawnikami i feerią barw kwiatów w ogródkach. Jak odróżnić Zaułek od zwyczajnie pięknej, ale bezpiecznej okolicy? To proste. Popatrz na ludzi. Zwłaszcza późnym popołudniem, gdy wracają z pracy. Idą pospiesznie, nie zwracając uwagi na nic, nie patrząc pod nogi, niemal biegnąc. Oni pamiętają, że poprzedniego dnia sąsiadka wyszła po zakupy i już nie wróciła. Znali też studenta, który wyszedł przed dom zapalić, a w chwilę potem już go nie było. To dlatego tak spiesznie wracają do domów – ponieważ tylko tam człowiek może być bezpieczny. Nie wiem, czy widzą, jak popołudniową porą cienie zaczynają żyć własnym życiem. Ja to wiem, ale ja analizuję te wszystkie przypadki.
Czemu w ogóle wychodzą z domów, skoro tam jest bezpiecznie? Bo trzeba iść do pracy, zrobić zakupy. Trzeba jakoś żyć, choć ze świadomością, że w każdej chwili można po prostu zniknąć.
Więc cienie. Patrz na nie. Patrz na ludzi, którzy nigdy nie zatrzymają się na pogawędkę z sąsiadem. To są pierwsze oznaki – i najczęstsze. Są jeszcze inne. Uważaj na dziwną perspektywę. Zdarzało ci się pewnie widzieć nienaturalnie krzywe domy, jakby pochylone na bok, wrastające w krajobraz niczym anomalia, która swoim istnieniem łamie porządek otaczających ją równych, solidnych domków? A czy kojarzysz wąskie, kręte uliczki zapraszające, aby się nimi przespacerować, oddalić od głównej drogi, zanurzyć między ściśnięte domy i tak iść przed siebie? Och nie, nie każdy krzywy dom albo wijąca się uliczka jest niebezpieczna. Ale czasem, dla własnego bezpieczeństwa, lepiej nie sprawdzać, co kryje się na końcu uliczki. I nie zaglądać do okien krzywego domu.
Jak zimno, brr… Przed szybę widzę wirujące w powietrzu płatki śniegu. Dopiero czwarta, a już się zaczyna ściemniać. Podchodzę do okna, zapalam papierosa. Dym wije się w powietrzu, uciekając przez szparę w futrynie. Stoję tak i przyglądam się, jak popołudnie przechodzi w wieczór, a okoliczne latarnie powoli się zapalają. Nie dają dużo światła – a może to ciemność, jaka zawsze zapada w Zaułku, je wysysa? – ale dostrzegam kolejną oznakę, że to miejsce żyje własnym życiem. Latarnia, która jeszcze wczoraj znajdowała się na skwerku, na lewo od domu, teraz stoi naprzeciwko mego okna. Nie wiem, kiedy się przesunęła. Tego się nie zauważa. Nie wiem też, co oznacza ta zmiana, ale nie podoba mi się to. Dzisiaj latarnia, a wczoraj przystanek autobusowy zmienił położenie, tak, przesunął się kawałek bliżej mego domu.
Tego nie rozumiem. Mam jednak wrażenie, że Zaułek daje mi delikatne sygnały, że mój czas się zbliża. Powoli mnie osacza, aby któregoś dnia dopaść, wchłonąć. Patrzę, jak światło latarni staje się coraz słabsze, aż w końcu gaśnie. Latarnia staje się ciemnym, wysokim kształtem odcinającym się na tle śniegu. Nie odrywam od niej wzroku – boję się, że gdy to zrobię, ona się znów przesunie, tym razem bliżej domu. A wtedy będę już pewien, że koniec jest bliski i że tym razem Zaułek wybrał mnie.
Nie chcę stać się żerem. Nie chcę dać się pochłonąć, wessać w wygłodniale trzewia tego miejsca.
Ucieknij? Stąd nie da się uciec. Myślisz, że nie próbowaliśmy? Chyba każdy z nas usiłował stąd odejść – ale jak to zrobić, kiedy każda droga zakręca i prowadzi nas znów do Zaułka? Możesz wsiąść w autobus, ale tutaj jeździ tylko jedna linia, tą samą wyznaczoną trasą, koło starej cegielni – i dojeżdża aż do nieczynnej stacyjki kolejowej. Możesz stąd wyjechać, jeśli jedziesz do pracy. Ale gdy przyjdzie ci do głowy, aby nie wrócić do domu prosto z pracy, wtedy drogi znów zaczynają się zakrzywiać. I tak wracasz z powrotem do Zaułka.
Zostawię mapy. Zostawię notatki. Może ktoś je znajdzie – ktoś, kto będzie wiedział, jak je wykorzystać. Bo ja wciąż nie wiem, czym jest Zaułek. Nie poznałem jego istoty, jestem tylko uważnym obserwatorem.
Ale chcę wam powiedzieć jeszcze jedno. Na całym świecie istnieje wiele takich Zaułków. A one się rozszerzają i czasami zdarza się, że jakiś ich fragment przeniknie do bezpiecznej rzeczywistości. Jeśli więc wydaje ci się, że latarnia za oknem tej nocy świeci jakby bliżej… to nie obawiaj się, nie tracisz zmysłów. Ale bądź uważny. Obserwuj. Jeśli będzie trzeba, uciekaj. I pamiętaj, nie wszyscy ci uwierzą.
Mnie też nie uwierzono. Kiedyś powiedziałem o wszystkim, co wiem. Potem po mnie przyjechali, dali pigułki i długo tłumaczyli, że jestem chory i powinienem brać tabletki. Ale po pigułkach przestaję widzieć znaki. Nie, nie jestem wariatem. Nie mam przywidzeń. Ludzie z Zaułka naprawdę znikają. Ale nikogo to nie obchodzi, policja nie przyjedzie, bo nigdy nie przyjeżdża. Dlatego przestałem brać te cholerne tabletki. Nie chcę przestać widzieć znaków. Tylko w ten sposób mogę się jakoś chronić przed Zaułkiem.
Zimno. Coraz zimniej. Zamykam oczy i po omacku, potykając się o meble, trafiam do łóżka. Naciągam na głowę koc, kulę się i tak już pozostaję. Nie wyjdę jutro z domu. Do diabła z tym. Zaułek nie wejdzie do domu, nigdy nie wchodzi, będę tu bezpieczny. Na zewnątrz coś zgrzyta i chrzęści. Coś ciężkiego, metalicznego przesuwa się ze zgrzytem po ulicy. Nie wejdziesz tu. Nie dam się. Ja was przechytrzę. Mam zapasy, całe stosy konserw, pieczywa, owoców i warzyw. Nie jestem głupi. Znajdę na was sposób.

Zatykam palcami uszy. Porastający dom bluszcz nie usechł, nie zmarniał mimo zimy, a teraz drapie ściany i wgryza się w mury, próbując znaleźć przejście. Chrzęści nieprzyjemnie i złowrogo. Teraz już wiem, że mam być kolejną ofiarą, że tym razem to ja zostanę rzucony na żer. Ale nie poddam się tak łatwo. Mam w pokoju kilka kanistrów benzyny, wiesz? Mam zapasy. Mam ostre noże. Nie boję się ciebie. Już nie. Nie jestem głupi. Nie. Jestem. Nigdy, nigdy więcej tak o mnie nie myśl. I nigdy – nigdy! – nie nazywaj mnie wariatem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz