sobota, 4 lutego 2017

Złota era horroru. Najładniejsze okładki.

W listopadzie zeszłego roku napisałem post o najgorzej wydanych horrorach w latach 90 tych w Polsce. Wprawdzie opowiedziałem tylko o czterech okładkach, ale wpis spotkał się z dużym zainteresowaniem fanów literackiej grozy. Mało tego, dostałem prośby o kontynuację - powiedzmy, moich rozważań i napisanie także o najładniej wydanych horrorach. Sporo czasu minęło, więc należy spełnić dane wtedy obietnice i kontynuować temat Złotej Ery Horroru.
Nie będę wracał do sytuacji jaka wówczas panowała na rynku i popularności gatunku, to znajdziecie pobieżnie w poście o najgorszych okładkach (link).
Poniższe zestawienie oczywiście nie jest kompletne, każdy może sam zrobić podobne. Oczywiście okładki, które znajdziecie poniżej, są wyjątkowe, piękne, wspaniałe w moim subiektywnym odczuciu. Zapewne w dużym stopniu kierowałem się także wspomnieniami, co mogło przysłonić pewne graficzne niedociągnięcia. Więc chyba należałoby napisać, że jest to moja lista najwspanialszych okładek nie tylko patrząc na względy graficzne. Ok.

Zaczniemy od totalnego No. One! Muszę wspomnieć o tej powieści i o pierwszym wydaniu w Polsce. Wprawdzie premiera Imajici Barkera miała miejsce w 2002 roku i ominął ją szał lat dziewięćdziesiątych (moim zdaniem złota era przypada na lata 1990-1995), to jest to najwspanialsza okładka wydanego w Polsce horroru. Piszę to z taką samą pewnością, jak to, że czarne jest czarne.

Wydawnictwo Mag zrobiło coś wspaniałego. Dogadali się z Michaelem Whelanem i na okładkach dwóch tomów zdobiących powieść wykorzystali jego grafikę. Grafikę, która powstała na zamówienie do zilustrowania cyklu opowiadań Howarda Philipsa Lovecrafta. Czy faktycznie tak się stało? Nie wiem. Nigdy nie spotkałem się z opowiadaniami samotnika z Providence zilustrowanymi tym niesamowitym obrazem. Co ciekawe, samą okładką musieli zachwycić się także ludzie z Obituary i wykorzystali ją na płycie "Cause of Death"(którą przy okazji sobie teraz odsłuchuję). Z pewnością dodatkowym atutem podnoszącym doznania wzrokowe jest rozplanowanie grafiki nie tylko na front, ale także grzbiet książek. Świetna czcionka, rewelacyjna kolorystyka, aż tak bardzo chciałoby się, aby Imajica ukazała się w wersji, w twardej oprawie. Niestety. Kilkanaście lat później Mag wznowił powieść Clive'a Barkera i zastosował inną grafikę, także świetną, jednak numerem jeden pozostaje ta.

Nadal pozostajemy przy Barkerze i ponownie okładka z późniejszego okresu. Prószyński w 2008 roku wydaje Historię pana B. I o ile sama powieść nie jest najlepszym co popełnił Barker, to wydanie tej książki w Polsce jest wspaniałe. Twarda oprawa, postarzany papier, przebarwienia, nadające klimat obcowania ze starym woluminem zdecydowanie podnoszą walory Historii pana B. Obwoluta zdobiąca powieść to majstersztyk minimalizmu. Żadnych napisów, tylko twarz "wychodząca" z kobierca? Książka pięknie wydana i z pewnością jest ozdobą mojej biblioteczki.

O Brianie Lumleyu i jego inspiracjach Lovecraftem można pisać całe rozprawy. Z pewnością jednymi z najładniej wydanych książek tego autora w Polsce jest cykl NEKROSKOP. Oczywiście mam na myśli pierwsze pięć tomów, które ukazały się nakładem wydawnictwa Phantom Press w latach 1991-1992. Jednolita szata graficzna przedstawiająca w każdym z tytułów inna czaszkę (?), wypukły tytuł napisany ciekawą czcionką. Jedyne co mnie bawi, to porównanie Lumleya do Ludluma (tego od Borne`a). Podejrzewam, że ktoś, kto wpadł na taki pomysł kierował się tylko podobieństwem nazwisk, chociaż Ludlumem swego czasu zaczytywałem się bardzo. Jeżeli chodzi o grzbiet, nie mam żadnych zarzutów. Ładnie, czytelnie z grafiką okładki. Późniejsze napaćkane wydania z Vis-a-Vis Etiuda, to jakaś kompletna porażka, chociaż należy pokłonić głowę przed chłopakami, ponieważ wydali cały cykl Nekroskopa. Niestety, nie byłem w stanie przez niego przebrnąć i wampiryczną sagę zakończyłem na siódmym tomie.

Wydawnictwo Zysk, które w poprzednim wpisie zebrało lekkie bęcki za tragizm okładkowy w przypadku powieści J. Saula Jedyne dziecko.  Mastertona zaś, wydawało zazwyczaj bardzo ładnie. Oczywiście, grafika Zarazy to porażka na miarę Saula, jednak takie tytuły jak: Trans śmierci, Diabelski kandydat czy Dziedzictwo uważam, za jedne z najbardziej udanych projektów graficznych książek Mastiego. Mam problem, którą wybrać, ponieważ te trzy tytuły mają podobną stylistykę i są wg mnie równe. W końcu horror ma okładki jakie powinien mieć. Zerknijmy może na Dziedzictwo. Autorem grafiki jest Luis Rej, ogólnie mało znany facet, a na pewno nie tak jak Steve Crips czy Les Edwards, którzy dosłownie wypełnili swoimi grafikami wiele horrorów. Może to nie jest jakaś wybitna okładka, w dzisiejszych czasach pewnie można znaleźć wiele lepszych, jednak w 1993 roku wyłamała mi nadgarstki.

Przejdźmy do ukochanego Ambera. Wydawnictwo to, miało tak wiele dobrych okładek, że trudno wybrać te najlepsze i podejrzewam, że wielu z Was po przeczytaniu tego wpisu powie "A gdzie Kostnica?" "A gdzie Szczury?". Hmmmm... faktycznie Amberowi należałoby przedstawić osobny wpis, jednak coś wybiorę. Od razu napiszę też, że i oni mieli koszmarne pomysły i choćby Sfinks i Zwierciadło piekieł (dwótomowka), uważam za dno.
Mgła Jamesa Herberta ma w sobie to coś, co powoduje, że pomimo swojej prostoty, okładka przyciąga uwagę. Jak dobrze pamiętam, nie mniejsze wrażenie wywarł  mnie  blurb z Best Magazine "Dla tych, którzy lubią być straszeni ta książka będzie należeć do klasyki horroru". To prawda. Uwielbiam Mgłę.
Jest jedna rzecz, która mnie u wydawców zawsze irytuje. Jeżeli już wydają jednego autora, to zdarza się im tak swawolnie podejść do tematu opracowania graficznego, że co tytuł, to ma inna czcionkę, inaczej pisane nazwisko autora.Ba! Zdarza się nawet różny rozmiar książki. Tak wiem, nie po okładce ocenia się powieść. Ale trzymajmy się jednego wzoru. W Amberze było to oczywiste, przynajmniej w większości tytułów serii Amber Horror. Dlatego okładki książek Herberta i Mastertona trzymają równą, wspólną linie i wyglądają świetnie.
Jeżeli jesteśmy przy Grahamie Mastertonie, to moim zdaniem najładniej wydał mu Amber Rytuał, jest świetna i tyle. Podobnie jak Twierdza F. Paula Wilsona, z tym, że z książkami ostatniego autora było tak, że im dalej tym gorzej i nic nie było w stanie przebić Twierdzy. Dla mnie jest to klasyka gatunku pod każdym względem, zarówno wydania jak i treści. Uwielbiam ją.

Zostajemy przy Amberze, tym razem Stephen King. Taki ukłon dla fanów tego pisarza (ktoś musi czytać te wpisy na blogu (śmiech)). Uwielbiam wydanie Talizmanu, napisane do spółki z Peterem Straubem. Pewnie okładkę polubią także fani kotów, których osobiście nie znoszę. Długo zastanawiałem się, czy wybrać tą, czy Miasteczko Salem i chyba ta jest lepsza. Autorem jest wspomniany powyżej Steve Crips i pomimo, że nie jest to jego najlepsza grafika, to w tej powieści wygląda świetnie. Wspomnę, że i Amberowi przy Kingu zdarzało się zrobić koszmarki - choćby dwutomówka Czwarta po północy. Nie wiem dlaczego tak chłopa Amber skrzywdził.

Czy lista najlepszych, najciekawszych okładek jest zamknięta? Oczywiście, że nie! Z pewnością można jeszcze kilka tutaj dorzucić. Jednak nie przynudzajmy. Patrząc ogólnie na złote lata literackiego horroru w Polsce, mogę powiedzieć, że powieści miały odpowiednią oprawę graficzną, że wyłaniające się z okładek potwory, truposze, maszkarony skutecznie przyciągały uwagę chłopaka, który mając kilkanaście lat, na waksach szwendał się po mieście. Oczywiście księgarnie były moim ulubionym miejscem spędzania czasu i chyba po części dzięki polskiemu systemowi szkolnictwa zostałem miłośnikiem literackiego horroru.





2 komentarze:

  1. a ja widziałem Lovecrafta z okładką, wykorzystaną między innymi przez Obitegary. Swoją drogą piątka za dobry gust muzyczny. Co do okładek z tamtych lat...miały w sobie magie, te dzisiejszy niestety bardzo ale to bardzo często są niesamowicie "sztuczne"...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. To muszę poszukać tego wydania. ��

    OdpowiedzUsuń