Potwór – to idea, to teoria, to
wiara, to coś, co dba o siebie bardziej niż o własne życie. Takim potworem jest ten, który istnieje od zawsze,
a którego mit jest nieśmiertelny, ponadczasowy. Wampir. Odwieczny krwiopijca,
wcielenie Antychrysta, ucieleśnienie węża, które powraca zawsze pomimo
mijających stuleci i historycznych przewrotów. Łączy w sobie folklor, kulturę
popularną, masową i wysoką. Łączy w sobie to, co oscyluje niebezpiecznie na
styku ludyczności i elitarności. Dotyka tego co człowiekowi najbliższe, czyli
śmierci, a jednocześnie tego co niedoścignione i nieuchwytne, czyli
nieśmiertelności. Tradycyjny wizerunek wampira przyciąga, a jednocześnie
odpycha, bo nadaje mu właściwości istoty doskonałej, naruszającej granice
największego tabu. Zrobić wszystko, by przetrwać. Tylko jak przetrwać, gdy to
idea staje się spotworniała i sama ciągnie ludzkość ku zagładzie?
O samotnej walce o człowieczeństwo z najgłębszą
ciemnością dziejów opowiada Ian R. MacLeod w swojej fenomenalnej powieści
„Czerwony śnieg”, która nadaje wampirycznemu mitowi kolejnych symbolicznych
znaczeń.
Krwiopijca, pożeracz dusz, zmiennik, wilkołak,
wampir, likantrop, sukub… Tym
wszystkim i niczym stał się Karl Haupmann o tamtym zmierzchu, na polu bitwy,
gdzieś w bratobójczej walce Nowego Świata. Wtedy, gdy napotkał tę dziwną,
powykrzywianą istotę chłepczącą z lubością krew poległych. Wtedy, gdy poczuł,
że jego świat pokryła czerń głębsza niż jakakolwiek znana ciemność. Nastała
noc, z której nigdy się nie wyzwoli, chyba że poświęci swoje życie, by doszukać
się jej źródła. Tak zaczyna się opowieść Karla, tak zaczyna się tragiczna
historia istoty skazanej na wieczność w samotności. Tak zaczyna się podróż do
sedna, do przeszłości, w otchłanie, przez lata, epoki i kontynenty.
„[Jestem] esencją
koszmarów. Jestem strachem na wróble o północy i pustym spojrzeniem trupa w
kostnicy. Jeśli patrzycie na mnie i nie czujecie strachu, jesteście martwi za
życia.”
Karl, to ty? Będą pytać go stęsknione mury walącego się rodzinnego domu, dawne ulice,
prastare zaułki miasta, by przypominać o minionych czasach, o rodzinie, o
uczuciach – o utraconym człowieczeństwie. Człowieczeństwie, za którym Karl
tęskni, jak za niczym innym, a które sprawia, że każdy jego dzień, każda noc,
każda pełnia i każdy wygłodniały nów są tym bardziej tragiczne, tym bardziej
rozpaczliwe. On nosi w sobie pamięć swoich poprzedników, jakieś odwieczne
wspomnienie przeklętego gatunku, zew jamy, w której dawniej szeptali jacyś
porzuceni w górach bogowie. Ktoś jeszcze wołał ze tej otchłani, komuś jeszcze
składano ofiary, poświęcano kolejne Sybille opętane wizjami przyszłości. Teraz
ta odwieczna obecność wyje osamotniona, szuka swoich westalek, szuka głosów,
którymi mogłaby znowu przemówić. A epoki się zmieniają, ludzkość pędzi naprzód
ku własnej zagładzie, wyrażając zgodę na
zatracenie, kreując swój własny dramat, podążając za ideami, które zabrały
miejsce tamtych namacalnych potworów. Teraz ofiary to ofiary kolejnych
rewolucji – wolności, równości, braterstwa – pożarte dzieci utopijnych
konceptów, zwyrodniałych dyktatorów. Doły i jamy wypełniają się same milionami
kości. Zapomniany potwór ma prawo czuć się w takim świecie chorych idei bardzo
samotny.
„Czasami, stojąc u wylotu
jakiegoś zaułka albo u podstawy schodów, Karl Haupmann był przekonany, że coś
jeszcze zaczaiło się tam, żeby popatrzeć, i że ta obecność jest jeszcze jednym
elementem jakiegoś ukradkowego, tajemnego, odwiecznego rytuału. I że musi być
jej ciężko: taka jest stara i taka, taka… samotna.”
Ian R. MacLeod zachwyca językiem, zachwyca frazą,
zachwyca wampiryczną poetyckością, jednak nade wszystko zachwyca rozbudowanym,
historycznym zamysłem, który nawraca do porządku dziejów, do sedna naszej
kultury. To tam pierwszy raz
Sybille usłyszały głosy, a potem złowieszcze szepty, które poprowadziły
ludzkość ku przemocy i zagładzie. „Czerwony śnieg”, jak większość opowieści
nawiązujących do wampirycznego mitu, nie można traktować dosłownie, a
symbolicznego sensu, jaki nadał swojej powieści Ian R. MacLeod nie sposób
porównać do niczego, co do tej pory odnajdywaliśmy w literaturze tego
podgatunku grozy. Czytelnik powinien przygotować się na wytrawną ucztę, która
poprowadzi go przez wieki ludzkiej niegodziwości, przez jałowe pustynie
utopijnych, fundamentalnych idei, aż do początków wszystkiego, tam, gdzie
wszystko się zaczęło, a kiedy: wiara
osłabła, bogowie powymierali, lecz coś jednak zostało. I nigdy nie umilkło.
Olga Kowalska z
WielkiBuk.com
Przybijam 5x2! XD
OdpowiedzUsuń