wtorek, 26 sierpnia 2014

YMAR Magdaleny Kałużyńskiej - mocny horror

Przychodzi taki czas, że warto zerknąć co słychać na rodzimym podwórku. O ile często mało co się dzieje, to warto nadrobić zaległości książkowe . Tak tez zrobiłem ostatnio. Odrzuciłem wszystkich Mastertonów, Kingów i resztę anglojęzycznej „bandy”.

Na pierwszy ogień poszedł „YMAR” Magdy Kałużyńskiej.
Przeczytałem kilka recenzji (pomimo, że zazwyczaj recek nie czytam), których autorzy ogólnie mówiąc, nie zżerali kartek z podniecenia czy euforii. Czytając owe recenzje, miałem wrażenie, że historia inspektora Wojciechowskiego spłynęła po nich jak błoto po kaloszach. Oczywiście były ochy nad tym, czy tamtym, ale ogólnie przeciętnie.
Jednak dzięki Tomaszowi Siwcowi, który w wywiadzie dla OnH, powiedział, że YMAR to porządny horror, postanowiłem i ja zabrać za „Ymara”.

Dodatkową zachętą była jakość wydania i grafika. Ja przyznaję się do tego – okładka musi mnie uwieść, zachęcić do kupienia książki (ten egz. dostałem akurat od Magdy, że tak powiem w prezencie i do tego z autografem).
Wydawnictwo FOX, które wydało Kałużyńską, graficznie odwaliło kawał dobrej roboty. Biorąc do ręki te ponad 240 stron, widać, czego możemy się spodziewać. Zakrwawiony tytuł dodatkowo nie pozwala mieć złudzeń co do gatunku.  Mówiąc jednym zdaniem. Książka wydana świetnie, jak na warunki polskie i nie tylko.




Akcja zaczyna się praktycznie od pierwszych stron. Inspektor Wojciechowski dostaje wezwanie.

 Po wejściu do mieszkania zastaje na łóżku kobietę, krew oblepia jej nagie ciało od krocza do stóp (mówiłem, że będzie mocno). Martwa z pozoru kobieta, ożywa w kostnicy, wcześniej patolog nie może odnaleźć jakichkolwiek śladów opadowych, ran czy otarć. Kobieta wygląda bardziej jak nowonarodzony człowiek, niż trup.  Na zdjęciach z miejsca popełnienia przestępstwa- bo już nie morderstwa, pojawia się napis YMAR, znalezione na miejscu DNA nie jest ludzkie. Rozpoczyna się śledztwo, które nie trzyma się kupy. Szczególnie dla Wojciechowskiego, który nie wierzy w zabobony, magię czy diabła. W skład zespołu wchodzi dodatkowo asystent inspektora - Michał i doktor-patolog - Agata Chomrzan.
Babka, twarda, mocno stąpająca po ziemi i samotna, obcująca na co dzień z trupami, dla której wszelkie wyniki testów dotyczące sprawy są coraz większą zagadką. Zagadką nie mieszczącą się w ramach nauki.
Nie wiem dlaczego, ale miałem wrażenie, że postać dr.Agaty wzorowana jest na samej autorce, która także w świecie internetowym (w takim tylko ją znam) sprawia wrażenie twardej babki, która nie pierdzieli się w wyrażaniu swoich opinii.

Kałużyńska zafundowała nam typowy, mocny, ostry i bezkompromisowy horror. Horror rasowy. Powieść pełną okultyzmu, diabelskości czy wręcz perwersji. Mroczną i tajemniczą. Czytając ”Ymara” strona po stronie, nie mogłem się nudzić. Pomimo, że zakończenie było przewidywalne, to cała fabuła została tak skonstruowana, że praktycznie, co kilkanaście stron czytelnik dostawał obuchem po głowie. Obuchem wyposażonym w sugestywny i bezpośredni przekaz makabry, psychicznego szaleństwa i okultyzmu. Nie boję się powiedzieć, że książka jest straszna. Groza powieści nie wynika jednak z biegających po domach duchów, czy wściekłych demonów mordujących całe miasta. Książka Kałużyńskiej, to nie amerykański horror o lekkiej atmosferze, pełen krwi. To książka o samotności, szaleństwie i nieuchronnym tragicznym finiszu jednostki, a wszystko w mrocznym uścisku ZŁA pierwotnego.

Polecam bardzo, wszystkim fanom mocnej literatury.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz