Wydanie książki to w dzisiejszych czasach nie taka trudna
rzecz. Nie krzyczcie, wiadomo, wszystko kręci się wokół pieniędzy, ale w dobie
internetu i setek wydawnictw jest to po prostu o wiele łatwiejsze. Trzeba mieć
jednak pomysł, najlepiej znane nazwisko i można ruszyć na podbój. Łukasz
Kiełbasa, pomysłodawca „Horroru na Roztoczu” miał, nie sposób tego pominąć
oryginalną ideę, z którą postanowił walczyć. Znanego nazwiska nie miał ani
jednego, jednak dzięki nam, czytelnikom i ludziom chcącym promować ciekawe
inicjatywy jego marzenie się spełniło. Wyszła z tego książka, która nie była
ukierunkowana na zysk, a na chęć dania kropli swojskiej grozy każdemu
wielbicielowi makabry. Nie zawsze jednak dobre chęci prowadzą do szczęśliwego
rozwiązania. Jaki jest zatem rachunek końcowy? Czy wszystko wyszło strawnie?
Przekonajmy się.
Horror na Roztoczu – Koszmar spoza granicy snów.
17 mrożących krew w żyłach opowiadań, liczne ilustracje
stworzone przez 13 ilustratorów oraz porządna dawka grozy spisana przez 11
autorów. Dawka rodem z Roztocza.
Wszystkie koncepcje pochodzą z jednego umysły, ale każde
opowiadanie jest inne. Doprawione niepowtarzalnością autorów i rewelacyjnymi
ilustracjami.
Już niedługo Roztocze zadrży w przerażeniu, bo Koszmar
zbliża się…
(informacja skopiowana ze strony projektu:
http://altermanes.pl/koszmar-spoza-granicy-snow-horror-na-roztoczu/)
Od dnia, w którym usłyszałam o projekcie wiedziałam, że nie
przejdę obok niego obojętnie. Pewnym było, że wesprę najlepiej jak będę umiała
ową inicjatywę i nie zawaham się użyć ciężkiej artylerii. Moją uwagę
przyciągnął niecodzienny pomysł, czyli spisanie swych snów. Owszem, nie jet to
nic nowatorskiego, ale w Polsce nigdy się z czymś takim nie spotkałam,
bynajmniej nie tak dużą skalę (pomijając oczywiście mistrza Beksińskiego, który
swe obrazy inspirował marzeniami sennymi). Oko przykuwa oprawa graficzna, która
jest niebywale dopracowana. Każde z opowiadań opatrzone jest rysunkiem, które
są w większości klimatyczne i straszne. Choć niektóre z nich nie przypadły mi
do gustu nie wpłynęło to na odbiór całości, która najzwyczajniej w świecie jest
bardzo dobra. Również okładka wygląda niesamowicie i jedyne do czego w tej
materii mogę się przyczepić to fakt, iż jest ona niestety słabej jakości i
warstwa taśmy ochronnej (czy jakkolwiek fachowo się to nazywa) zdarła się już
po ledwie kilku otworzeniach/otwarciach. O co jak o co, ale o książki to ja
dbam i mam na to niezbite dowody.
Jak jednak prezentuje się treść? Również tutaj tak jak w
przypadku każdej z antologii poziom opowiadań jest różny. Zdarzają się
kapitalne, duszące swym klimatem historie takie jak zaskakujące pomysłem
„Polowanie” czy fenomenalny „Dom we mgle”, który stał się moim cichym
faworytem. Równie kapitalne okazało się polane obrzydliwością „Szambo” i
cichutkie, atakujące znienacka „Z pamiętnika kamerzysty”, które bardzo
pozytywnie mnie zaskoczyło. Nastrojowe „Milczące miasteczko” wprowadza za to
smutny i melancholijny klimat. Podobnie, choć nieco słabiej jest w „Willi
zapomnienia” która straciła w mych oczach z powodu zbyt wolnego tempa akcji. Na
długo zapamiętam również „Brutalną zabawę”, która, choć na pierwszy rzut oka
niczym się nie wyróżnia na koniec zgrabnie kopie po brzuchu. Reszta opowiadań trzyma
dobry („Kościół”, „Wichura i powódź”, „Szklany dom”, „Pająk”, „Bestie” i
„Chmura”), następnie średni („Choroba z bagien”, „Ukraina” oraz „Świadomość)
poziom. Zupełnie nie podobał mi się „Muzyczny wagon” który przygniótł mnie swym
baśniowym klimatem. Niestety coś takiego zupełnie do mnie nie trafia.
Rzeczą, do której nie sposób się przyczepić jest lokalizacja
każdego z opowiadań czyli malownicze Roztocze. Choć w niektórych z opowiadań
pełni ono rolę dość mroczną i upiorną nie sposób się w nim nie zakochać.
Lokalizacja na wakacje zdaje się być wprost idealna, nawet gdyby miało mnie
spotkać choć 10% tego, co spotkało bohaterów antologii. Jest to lokowanie
produktu, które nie drażni i spełnia swoją rolę niesamowicie zgrabnie. Twórcy
seriali mogli by się wiele nauczyć.
Cieszę się, że takowe projekty powstają i znajdują swych
pobratymców. Choć są rzeczy, do których można się przyczepić nie są one na tyle
ogromne, aby nie docenić całości, która prezentuje się nad wyraz smakowicie.
„Horror na Roztoczu” czyta się bardzo szybko, a lektura wzmaga apetyt i
czytelnik chce wciąż więcej i więcej. Owe marzenie spełni się, gdyż powstaje
druga część antologii. Ja na pewno zaryzykuję i ją zakupię. Jeśli się
zagapiliście i przegapiliście „Horror na Roztoczu”, który powstał dzięki nam,
czytelnikom wstydzie się i obiecajcie poprawę. Trzymam kciuki za wszystkich,
którzy mieli wkład w powstanie książki, zarówno pisarzy jak i twórców
ilustracji. Powodzenia! Wykonaliście kawał dobrej roboty! Tymczasem wybieram
się w podróż do malowniczego Roztocza. Mam nadzieję, że wyjdzie mi to na
zdrowie.
Paulina Kowalska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz