czwartek, 9 kwietnia 2015

Lissa Price "Starter". Recenzja.

Kto chciałby żyć w świecie, w którym można wypożyczyć (dosłownie) swoje ciało? Oddać je za pewną okrągłą sumkę na tydzień albo na miesiąc jakiejś stuletniej staruszce lub staruszkowi? W świecie, w którym można wcielić się w atrakcyjnego nastolatka? By w obcej skórze niczym w przebraniu imprezować, skakać na bungee lub robić inne rzeczy wysokiego ryzyka, wymagające ponadprzeciętnych zdolności? Lissa Price w swojej debiutanckiej powieści „Starter” (oryginalny tytuł „Starters”) rysuje właśnie taki, tylko z pozoru beztroski, obraz rzeczywistości. Wykreowana przez autorkę postapokaliptyczna antyutopia to nie tylko niebanalny thriller dla nastolatków. To przede wszystkim świeża, futurystyczna fabuła, stawiająca wiele ważnych pytań, w tym te - natury etycznej.
Główną bohaterką opowieści jest nastoletnia Callie. Dziewczyna wraz z przyjacielem Michaelem w opuszczonych na przedmieściach Los Angeles ruderach stara się otoczyć opieką swojego młodszego, chorowitego brata Tylera. Cała trójka próbuje przeżyć w świecie, w którym jeszcze niedawno trwała wojna i panoszyła się tragiczna w skutkach zaraza. Co ważne, wirus rozprzestrzeniony w czasie wojny, zgładził wszystkich między 20 a 60 rokiem życia. Ocalałe społeczeństwo niejako naturalnie zostało podzielone na młodszych – starterów i sędziwych – enderów. Ci ostatni, z reguły obrzydliwie bogaci, nie oglądając się na jakiekolwiek wartości, są gotowi zrobić wszystko, by ich życie trwało możliwie jak najdłużej.

Callie, chcąc spełnić obietnicę, jaką dała swoim rodzicom, i zapewnić bratu godziwy byt, decyduje się skorzystać z dobrodziejstw wysoko rozwiniętej technologii świata przedstawionego przez Lissę Price. W tym celu zgłasza się do „Prime Destinations”, miejsca, w którym przechodzi zabieg wszczepienia do mózgu mikroczipa, sprawiającego, że dzięki specjalnemu oprogramowaniu obca osoba - renter - będzie mogła na pewien czas „wynająć” ciało dziewczyny. W przypadku Callie nie wszystko idzie jednak zgodnie z planem. Kiedy nastolatka budzi się na imprezie w tłumie obcych ludzi, zdaje sobie sprawę, co się stało, czym tak naprawdę zajmuje się „Prime Destinations” i po co właściwie została „wynajęta”, robi wszystko, by odzyskać siebie i swoich najbliższych.
Dużą zaletą powieści Lissy Price jest wyraźna swoboda i lekkość prowadzonej narracji. Autorka zastosowała ciekawy i co istotne, niełatwy chwyt polegający na tym, że cały świat, wszystkie wydarzenia, a nawet emocje, ukazane zostały z perspektywy tego, co akurat widzi, myśli i czuje główna bohaterka. Zabiegi stylistyczne, dające się zauważyć w „Starterze”, powinny się spodobać wszystkim tym czytelnikom, którzy nie lubią zbędnych opisów i powtarzających się retardacji. Akcja poprowadzona została wyjątkowo dynamicznie i efektownie. W dodatku postacie, mimo że bez żadnych głębszych rysów psychologicznych, są barwne i odznaczają się wyjątkową siłą wyrazu.
Co w „Starterze” uderza najbardziej? Wizja świata stworzona przez amerykańską pisarkę jest z jednej strony fascynująca, a z drugiej niebywale koszmarna. Starzy ludzie, niczym zombie o przeraźliwie bladych cerach i srebrzysto siwych włosach, żyją tylko dzięki młodym ciałom, należącym do ocalałych dzieci i nastolatków. Wojna już dobiegła końca, a pomimo to, wciąż są w mieście skażone miejsca, do których nikt z własnej nieprzymuszonej chęci nie chce zaglądać. Nikt nie stara się też uporządkować chaosu, który w mieście nastał. Nikt nie próbuje stworzyć dzieciom, które przeżyły i straciły rodziny, prawdziwego domu. Zamiast tego, małych mieszkańców LA umieszcza się w owianych złą sławą przytuliskach, by później móc ich wszystkich wykorzystać. Sieroty są traktowane jak więźniowie. Nikt z enderów o tych młodszych członków społeczeństwa się nie troszczy, no chyba że są oni członkami dalszej lub bliższej rodziny staruszków.
Mogłoby się wydawać, że obraz wymyślony przez Lissę Price jest zbyt obszerny jak na kilkaset stron powieści. Przez to chwilami można by odnieść wrażenie, że fabuła książki jest jakby niedopowiedziana albo nawet niedopracowana. Praktycznie każda strona budzi jakieś pytanie lub wątpliwość. Może to być zarzut, ale również zaleta – pozwalająca pozostawić, przede wszystkim młodemu czytelnikowi, sporo swobodnej przestrzeni na bardziej niestereotypowe i kreatywne wyobrażenie treści.
Książka „Starter” porównywana jest przez czytelników do bestsellerowej trylogii Suzanne Collins, „Igrzyska śmierci” (ang. „The Hunger Games”). Czy słusznie? Oczywiście można doszukiwać się podobieństw pomiędzy obu fabułami. Przykładowo, zarówno w pierwszej, jak i w drugiej powieści, bohaterkami są młode dziewczęta, które troszcząc się o los bliskich, podejmują próbę walki z systemem. Generalnie jednak nie sposób nie dostrzec w historii Lissy Price mnóstwa cech oryginalności. Można założyć, że „Starter” pod pewnym względem będzie przypominał „Igrzyska śmierci”. Przypuszczam, że historia Callie równie przebojowo wejdzie do czytelniczego repertuaru młodych ludzi tak samo, jak opowieści o niesamowitych przygodach Katniss.

Powieść „Starter” wydaną nakładem wydawnictwa Albatros polecam. Choć na początku podchodziłam do książki sceptycznie, z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że przy nadarzającej się okazji warto po nią sięgnąć. To przede wszystkim unikalna  treść, doskonała narracja, dobrze skonstruowany świat, zapadający w pamięć bohaterowie, a do tego zaskakujące zwroty akcji. Pewnie dlatego książka, która zaledwie od kilku dni jest dostępna na polskim rynku wydawniczym, już zbiera wysokie recenzje i to nie tylko od miłośników fantastyki. Dodam jeszcze, że czytelnikom, których powieść „chwyciła”, z pewnością spodoba się fakt, że historia Callie ma swoją kontynuację. Drugi tom serii „Edner” (ang. „Enders”) najprawdopodobniej również już wkrótce trafi do polskich księgarń.

Magdalena Sz,

2 komentarze:

  1. I jak tu tego nie chcieć teraz? I lista się wydłuża. Raz, że bankructwo mnie czeka, dwa ślepota, trzy potrzebuję czasowstrzymywacza...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chciała bym być w tych czasach.

    OdpowiedzUsuń