"HYPERION" Dana Simmonsa. Seria Artefakty - wydawnictwo MAG.
Okręty kosmiczne, wszelkich rozmiarów i konstrukcji? Są.
Bitwy, kampanie i inwazje? Są.
Ludzkość rozprzestrzeniona na setki planet? Jest.
Ślady Obcych? Są.
Planeta pełna tajemnic? Jest.
Są jeszcze sztuczne inteligencje, konflikty, religie dawne
i nowe, i sporo innych zjawisk.
W obliczu zbliżającej się nieuchronnie międzygalaktycznej wojny na planetę Hyperion przybywa siedmioro pielgrzymów: Kapłan, Żołnierz, Uczony, Poeta, Kapitan, Detektyw i Konsul. Mają za zadanie dotrzeć do mitycznych grobowców, by znaleźć w nich budzącą grozę istotę. Zna ona być może metodę, która pozwoli zapobiec zagładzie całej ludzkości. Każdy z pielgrzymów może przedstawić jej swoją prośbę, lecz wysłuchany zostanie tylko jeden. Pozostali będą musieli zginąć.*
Wniosek nasuwa się sam – Hyperion to rasowa space opera. I
wniosek to słuszny, choć jednocześnie jest Hyperion czymś więcej. Ale od
początku.
Jest Hyperion nawiązaniem do angielskiej poezji
romantycznej. Spośród wielu znaczeń, Hyperion to także tytuł niedokończonego
poematu Johna Keatsa, XIX-wiecznego angielskiego poety. Zbieżność tytułów w
żadnym wypadku nie jest przypadkowa, Simmons nawiązuje do poezji Keatsa wielokrotnie
- nie będę jednak psuł Wam przyjemności szukania tych odniesień.
Hyperion jest też interesujący ze względu na konstrukcję –
to w zasadzie zbiór opowiadań, spiętych wspólnym kontekstem. Każde opowiadanie
jest historią jednego bohatera, każdy zaś bohater to kolejny archetyp -
wojownik, filozof, poeta, detektyw, et cetera. Co najciekawsze – w zależności
od postaci, opowiadania mają różny styl narracji, różne tempo, różny język.
Jest w końcu Hyperion klasyczną powieścią drogi - drużyna,
wyprawa, cel, wszystko na swoim miejscu. Chyba dzięki temu czyta się książkę
Simmonsa tak łatwo, mimo jej pokaźnych rozmiarów.
Mam do autora tylko jeden zarzut - Hyperion za szybko się
kończy. A w zasadzie powinienem powiedzieć, że nie kończy się wcale – fabuła Hyperiona
urywa się bowiem w połowie, zaś kontynuacja (i zamknięcie historii) czeka w
drugim tomie, zatytułowanym "Zagłada Hyperiona". Całości domykają
„Endymion” oraz „Triumf Endymiona” – powieści z tego samego uniwersum, do
pewnego stopnia połączone z Hyperionem postaciami i miejscem, opowiadające
jednak inną historię.
Na zakończenie jeszcze jedna
uwaga – najnowsza polska edycja Hyperiona jest doskonale wydana. To zresztą
znak rozpoznawczy cyklu "artefakty", czyli nowej serii wydawniczej
MAGa. Jeśli dobrze kojarzę, jest to trzecie wydanie Hyperiona w kraju i,
spośród nich, zdecydowanie najlepsze – twarda oprawa, dobrze zaprojektowany
front (z grafiką nawiązującą do treści), do tego wszyta wstążka-zakładka. Nic,
tylko czytać.
Tomasz Kobold Smoliński
Tomasz Kobold Smoliński
* notka wydawnicza Wydawnictwa MAG
Książka jest konkretna i dobrze to przedstawiasz w swojej recenzji, zachęcającej zresztą. Ale nie mogę się zgodzić z różnorodnością języków, bo dla mnie niczym nie różnił się język żołnierza i księdza,czy kapitana i uczonego. Jedynie poeta się wyróżniał, a tak wszystko na jedną modłę. To był w zasadzie jedyny minus jaki tam dostrzegłem. Mimo wszystko zaliczam się do tej niewielkiej grupy, która Zagładę/Upadek uważa za pozycję ciut lepszą od Hyperiona. :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że każdy pielgrzym opowiadał swoją historię w nieco inny sposób - inny dobór słów, inna konstrukcja zdań. W każdym razie takie wrażenie zostało mi po lekturze Hyperiona, w weekend postaram się poszukać na to odpowiednich cytatów ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie trafna recenzja. Jestem tuż po lekturze i mam identyczne doznania i spostrzeżenia. :)
OdpowiedzUsuń