Scott Sigler to autor, który
musiał „wychodzić” swoją popularność. Pomógł mu Internet oraz nagrywane
podcasty z publikowanymi za darmo fragmentami powieści. W 2010 roku do
sprzedaży trafiła w Polsce pierwsza część jego najbardziej znanej trylogii. Trzeba
przyznać, że „Infekcja” jest tak absurdalna i niesmaczna, że aż intryguje.
Stany Zjednoczone stają w
obliczu nowego, śmiertelnego zagrożenia. Zwykli obywatele pod wpływem
nieznanego czynnika dostają szajby i stają się niezwykle agresywni względem
otoczenia i samych siebie. Dochodzi do serii bardzo brutalnych morderstw, a
przyczyna wciąż pozostaje nieznana. Powołany zostaje specjalny zespół do
radzenia sobie z problemem, w skład którego wchodzi weteran z Wietnamu, a
obecnie rozgoryczony policjant Dew Phillips, a także utalentowana biolog
Margaret Montoya.
Równolegle poznajemy Perry’ego
Dawseya, byłą gwiazdę futbolu amerykańskiego, którego kariera legła w gruzach
po pechowej kontuzji kolana. Wychowywany twardą ręką, agresywny chłopak obecnie
stara się ustatkować, pracując w korporacji jako specjalista od IT. Pewnego
dnia odkrywa on na swoim ciele tajemnicze narośla, które wydają się żyć własnym
życiem. Perry zaczyna słyszeć głosy i z przerażeniem stwierdza, że trójkątne
wypryski są w stanie się z nim porozumiewać, a nawet wpływać na jego
zachowanie. Podejmuje więc nierówną walkę o życie, chociaż każda kolejna
godzina infekcji wpędza go w obłęd i paranoję.
Ile to już razy czytaliśmy o
nieznanym zagrożeniu, zmieniających ludzi w agresywne bestie? Sigler jednak do
końca trzyma czytelników w niepewności co do jego genezy. Bakteria? Wirus?
Nieudany eksperyment? Atak terrorystyczny? A może inwazja kosmitów? Kiedy z
ciał ofiar zaczynają wykluwać się mordercze, poruszające się trójkąty, trudno
zachować powagę. Jednak opisy potwornych samookaleczeń dokonywanych przez
jednego z bohaterów nie pozostawiają wątpliwości, że autor nie żartuje.
Sigler lekkim, nowoczesnym,
młodzieżowym językiem umiejętnie łączy science-fiction z horrorem. Aby
rozkoszować się powieścią, należy pewne wymysły pisarza przyjąć jako pewnik,
nawet jeśli będą wymagały od nas przymrużenia oka. Również przy opisach makabry
będziemy owe oko mrużyć, ale już z niesmakiem. Czytając te krwawe i mięsiste
kawałki przed oczami miałem filmy Davida Cronenberga. Sigler dorównuje słynnemu
reżyserowi w kwestii nakreślania rozpadu ciała, a to już jest komplement z
wysokiej półki. Pisarz bawi się też popkulturowymi odniesieniami, wykorzystując
w swojej twórczości nawet dosłowne cytaty z filmów, których wyłapywanie będzie
ciekawym smaczkiem dla kinomanów.
„Infekcja” to dopiero początek.
Problem dynamicznie się rozwinie, o czym przeczytamy w wydanym w 2015 roku
„Zakażeniu”. Serię przejęło Wydawnictwo Gmork i mam nadzieję, że uda się wydać
ją w całości. Chociaż do arcydzieła wiele książce brakuje, docenić wypada
konsekwencję, z jaką Sigler realizuje swoją autorską, abstrakcyjną wizję.
Przygotujcie się na to, że pierwsza część nie odkryje przed wami wielu swoich
tajemnic, będziecie więc musieli czytać dalej i dalej. Może nawet usłyszycie w
swojej głowie nakazujące głosy?
Piotr Pocztarek
Scott Sigler – Infekcja (Infection)
Wydawca : Papierowy Księżyc 2010
Tłumaczenie : Łukasz Dunajski
Liczba stron : 412
Strasznie lubię ten typ książek. Koniecznie muszę zerknąć i na tą. Fantastyka, horror - moje klimaty!
OdpowiedzUsuńSama zaczynam przygodę z blogowaniem, tylko ja skupiam się na ... wlasnym pisaniu. Może Cię to zainteresuje? :)
magical-history.blogspot.com