niedziela, 21 grudnia 2014

STEFAN DARDA - ROZMOWA NA KONIEC ROKU czyli świątecznie pozytywna, obszerna i nieskrępowana wymiana myśli o tym, co było i o optymistycznych (choć związanych z grozą) widokach na to, co nadchodzi.

                                                                                                                             
Stefan bardzo się cieszę, że zgodziłeś się odpowiedzieć na kilka pytań. Chciałbym porozmawiać z Tobą z kilku powodów. Tym głównym jest niedawna premiera zbioru opowiadań „Opowiem ci mroczną historię”, wydanego przez Wydawnictwa Videograf.
Sam na wstępie tego zbioru napisałeś, że opowiadania zamieszczone w zbiorze, to jakby podsumowanie tego, co przez ostatnie kilka lat napisałeś, to droga jaką przeszedłeś jako pisarz i chciałbyś, aby czytelnik tą ewolucję mógł znaleźć w jednym zbiorze. Mam wrażenie, że jest to takie rozliczenie się z przeszłością, podsumowanie, czy nawet zamkniecie pewnego etapu w Twojej pisarskiej karierze.

Ponadto, chciałbym porozmawiać nie tylko o ostatniej wydanej książce, lecz i o innych sprawach. O tematach związanych z literaturą i grozą oczami Stefana Dardy.

Miło mi ponownie gościć na stronie „Okiem na Horror” i  z przyjemnością ustawiam się w krzyżowym ogniu pytań.
                                                                                                                                      

Pewnie na wiele podobnych nie raz już odpowiadałeś, czy to w niezliczonej ilości wywiadów, czy na spotkaniach z fanami. Może jednak spróbujmy?
W końcu patrzenie w przeszłość, będąc bogatszym o zdobyte doświadczenia czy wiedzę zmienia spojrzenie na nurtujące nas tematy wraz z upływającym, nieubłaganie czasem.

Po pierwsze, każda rozmowa jest inna, a po drugie – masz rację, że każdy dzień przynosi nowe doświadczenia. Zaczynajmy więc…

  1. Powiedz mi, jak to jest być najlepszym pisarzem grozy w kraju?
 Rozmawiałem z wieloma pisarzami, czy miłośnikami literatury fantastycznej przy okazji różnych spotkań, i o ile nie każdemu może odpowiadać tego typu pisarstwo - ktoś woli mocniejsze książki, ktoś inne względem gatunku - to wszyscy podkreślają, że masz świetny warsztat i rewelacyjny pomysł na historię, jakby nie patrzeć także na sprzedaż.

Pierwsze pytanie, a już mam problem z odpowiedzią (śmiech). Nie wiem, czy można jednoznacznie powiedzieć o kimś, że jest najlepszym pisarzem takiego lub innego gatunku literackiego, ponieważ tego typu klasyfikacje nie mogą być jednoznaczne i niepozostawiające wątpliwości.
Literatura to nie sport, brak tu niezmiennych, ogólnie przyjętych kryteriów, dzięki którym można ogłosić kogoś mistrzem. Popatrz – Usain Bolt od dobrych kilku lat leje na bieżni wszystkich jak chce i gdy ktoś stwierdzi, że Bolt jest żałosnym, niepotrafiącym przebiec poprawnie kilku metrów łamagą, to wszyscy będą się tylko pukać w głowę. Natomiast jeśli znajdzie się domorosły krytyk, twierdzący, że przykładowo taki Stephen King, bijący na głowę od dziesięcioleci innych autorów grozy, to grafoman lub, w najlepszym wypadku, facet piszący ciągle na jedno kopyto, wtedy znajdzie wielu ochoczo przyklaskujących takiemu punktowi widzenia.
Uwierz mi, znam wielu, którzy nie wydali jeszcze niczego, o krytyce literackiej mają pojęcie, nazwijmy to eufemistycznie, średnie, a twierdzą, że piszą (lub napisaliby coś) lepiej ode mnie, że w tej czy innej książce zawaliłem to oraz tamto i, zapewniam, z pewnością nie uważają, że mam świetny warsztat. Ponieważ więc nie mam żadnego sposobu na to, by udowodnić im, że jest inaczej, to po prostu myślę o ludziach, którzy z niecierpliwością czekają na moje książki i staram się wykonywać swoją robotę najlepiej, jak potrafię.


  1. Pozostaję przy swoim, jesteś numerem jeden naszej, rodzimej literatury grozy,  dla mnie nie ulega wątpliwości. Wysokie miejsca w rankingach sprzedaży, dziesiątki fanów wyczekujących następnych premier. Długo pracowałeś aby być w miejscu, w którym jesteś. Kiedy Stefan Darda postanowił, że będzie pisał, nie do szuflady. Mam na myśli, że będzie to Twój sposób na życie?

Jesienią 2008 roku, gdy ukazała się drukiem moja debiutancka powieść, pomyślałem, że warto spróbować sięgnąć po coś więcej, niż tylko satysfakcja z książki opatrzonej własnym nazwiskiem. O ile pisanie „Domu na wyrębach” było po prostu odskocznią od niezbyt lubianej przeze mnie pracy zawodowej, o tyle kolejnymi dwiema książkami chciałem – chyba przede wszystkim samemu sobie – odpowiedzieć na nieśmiało kiełkujące gdzieś z tyłu głowy pytanie: „Czy w ogóle jest jakakolwiek szansa, żeby pisanie zmieniło moje życie na lepsze?” Przez następne dwa lata dość ciężko pracowałem (praktycznie „na dwóch etatach”), powstały wtedy dwie książki, które ukazały się w 2010 roku. Kiedy okazało się, że i one się spodobały, uznałem, że trzeba postawić wszystko na jedną kartę. Ostatni raz podpisałem listę obecności 31 maja 2011 roku. Od tamtej pory sam kontroluję własną obecność przy biurku i komputerze.

  1. „Dom na wyrębach”, sukces wydawniczy, nominacje do nagród. Pamiętasz gdy pierwszy raz otworzyłeś swoją książkę? Pamiętasz jakie uczucia kłębiły Ci się w głowie? Chyba są to niezapomniane wrażenia?

Owszem, były to wrażenia, których nigdy nie zapomnę. W ostatniej chwili, tuż przed wysłaniem gotowego tekstu do drukarni, po raz ostatni miałem okazję rzucić na niego okiem. Zrobiłem to i okazało się, że w ostatniej fazie coś tam się poprzestawiało w pliku. W końcowe partie „Domu na wyrębach” wkradł się chaos, który czynił końcówkę absolutnie niezrozumiałą dla Czytelnika. Natychmiast przekazałem swoje spostrzeżenia wydawcy, ale nie byłem pewien, czy wszystko udało się poprawić.
Tak więc, gdy tylko dotarłem na stoisko Targów Książki w Krakowie (właśnie podczas tej imprezy miała miejsce premiera), to natychmiast, jeszcze prawie w biegu złapałem pierwszy z brzegu egzemplarz, żeby przekonać się, czy wszystko jest w porządku. Było, wydawca spisał się na medal, ale, jak się zapewne domyślasz, chwila ta niespecjalnie przypominała Ten Moment, o którym marzą początkujący autorzy. Byłą natomiast wielka ulga, że wszystko jest w porządku i żadnego przyspieszonego bicia serca związanego z zobaczeniem własnego nazwiska na okładce, żadnego ukradkowego ronienia łez, wdychania magicznego zapachu druku i chłodzenia rozgorączkowanych policzków niespiesznym przewracaniem kart. Z perspektywy czasu trochę mi żal, że nie było to jakieś metafizyczne przeżycie, że tak bezceremonialnie przywitałem się z „Domem na wyrębach”, ale z drugiej strony, z pewnością towarzyszył tej chwili spadek nerwowego napięcia. I tak już mi chyba zostało. Każda nowa książka trzymana w dłoniach wiąże się dla mnie właśnie z poczuciem ulgi, satysfakcją z wykonanej pracy i kojącą myślą, że udało się zdążyć ze wszystkim.

4. Po premierze „Domu na wyrębach” wiedziałeś już, że osiągnąłeś sukces? Sukces  wydawniczy? Osobisty? „Dom na wyrębach” otworzył Ci szeroko drzwi do wydawcy następnej książki?

Sukces to pojęcie względne, ale wydaje mi się, że każdy autor, który samodzielnie przygotował propozycję wydawniczą wydrukowaną następnie bez współfinansowania przez profesjonalne wydawnictwo, może mówić o swego rodzaju sukcesie i nie ma już znaczenia w ilu egzemplarzach ta pozycja się sprzedała. Nie bez kozery użyłem sformułowań: „samodzielnie przygotował” (mając w pamięci niezliczone książki „napisane” przez celebrytów i tzw. ludzi znanych), „bez współfinansowania” (wszak cóż to za sukces, jeśli samemu wyłożyło się kasę na druk?) oraz „profesjonalne wydawnictwo” (które zapewnia Czytelnikowi co najmniej przyzwoitą jakość, doceniając wartość literacką, a także inwestując w redakcję i korektę).
Moja debiutancka powieść była zaledwie (a może aż?) pierwszym krokiem do osobistego sukcesu. Kolejne kroki trzeba było dopiero postawić, by w rezultacie wyprowadziły mnie one z nielubianej przez mnie urzędniczej pracy i powiodły do lepszego, bardziej satysfakcjonującego życia. To się udało, więc – skoro mówi się, że „najtrudniejszy pierwszy krok” – to warto było zaryzykować i podjąć tę nieco szaleńczą próbę.
Czy „Dom na wyrębach” otworzył mi drzwi do wydawcy następnej książki? Pewnie nieco je uchylił. Od początku współpracuję z jednym wydawcą, starając się, by ani on, ani Czytelnicy nie byli zawiedzeni. Przywołany wcześniej Stephen King napisał kiedyś, że z pewnością bez trudu znalazłby wydawcę publikującego jego kwity z pralni. Może tak, a może nie. Nawet autor bestsellerów nie wydałby zapewne książki, na którą składałoby się jedno zdanie (na przykład: „nudzą Jacka takie sprawy ciągła praca brak zabawy" – zapewne wiesz, co mam na myśli lub, przekładając to na nasze realia, wijąca się przez kilkaset stron formuła: „Chuj, dupa i kamieni kupa”).

  1. Do pisania „Słonecznej Doliny” zasiadłeś od razu?

Minęło kilka miesięcy od premiery „Domu na wyrębach” do momentu, gdy zacząłem pisać swoją drugą powieść. Nie pamiętam już dokładnie, ale zdaje się, że roztoczański research zacząłem prowadzić jakoś tak w czerwcu 2009 roku. Intensywne prace nad „Słoneczną Doliną” rozpoczęły się końcem lata i trwały przez całą jesień 2009, dzięki czemu książka mogła mieć premierę w lutym 2010.

  1. Następne powieści z serii „Czarnego Wygonu”. Przy pisaniu której części miałeś największą frajdę? Można mówić o jakimś ulubionym tomie? Patrząc dzisiaj na cały cykl, mam wrażenie, że w „Bisach” akcja nabrała tempa, a w „Bisach II” wręcz toczyła się ekspresowo.  Znowu ta największa groza i niesamowitość, została przedstawiona w dwóch pierwszych tomach cyklu. Tak widzę to dzisiaj, gdy ten temat został zamknięty.

Od ponad trzech i pół roku nie jestem zatrudniony na etacie, ale ciągle dobrze pamiętam, jak to było, gdy musiałem zdążyć na wyznaczoną godzinę, a później pracować przez określony z góry czas. Najlepsze dni były takie, gdy nic szczególnego się nie działo. Wykonywałem swoje obowiązki, nie wydarzało się nic ponadnormatywnie stresującego, pracochłonnego lub wymagającego wytężonego wysiłku i dobrze było, gdy po powrocie do domu nie czułem się, jakbym właśnie wypadł z młockarni. Paradoksalnie, w przypadku pisania jest zupełnie inaczej. Prawdziwa satysfakcja pojawia się wtedy, gdy porywasz się na coś, co wydaje ci się zadaniem nie do ogarnięcia, a najwięcej radości masz wtedy, gdy jesteś maksymalnie, wyczerpany. Najwięcej wysiłku kosztował mnie trzeci tom „Czarnego Wygonu”, czyli „Bisy”, a ponieważ uważam, że wykonałem swoją pracę na tyle dobrze, na ile było mnie stać, to i ta właśnie książka jest dla mnie najbardziej ulubiona spośród czterech składających się na cykl.
Od kiedy wpadłem na pomysł tragicznej „zamiany miejsc”, która Witka i Adama, wiedziałem, że chcę się zmierzyć z opisaniem dalszych losów bohaterów „Słonecznej Doliny” i „Starzyzny”. Wiedziałem też jak chcę to zrobić, ale zdawałem sobie sprawę, że znajdą się Czytelnicy, którym wymyślony przeze mnie ciąg dalszy może nie przypaść do gustu. Masz rację, w „Bisach” (również w „Bisach II”) jest mniej niesamowitości, a więcej realizmu, akcja toczy się nieco wolniej przygotowując grunt pod tom czwarty, ale to wszystko dokładnie tak miało wyglądać. Niektórzy kręcili nosem, ale byli też tacy, którzy uznają trzeci tom cyklu za najlepszy (najbardziej chyba wyczuł moje intencje Łukasz Radecki w recenzji opublikowanej na portalu Horror Online). Ta książka nie jest łatwa w odbiorze, ale też taka właśnie miała być. Dochodzimy tutaj do odwiecznego pytania na ile autor powinien za wszelką cenę usiłować schlebiać gustom odbiorców, a na ile realizować swoją własną wizję artystyczną i wydaje mi się, że jednak podążanie własną drogą i zapraszanie Czytelników do wspólnej wędrówki jest bardziej właściwe. Chciałoby się tylko, aby zdawali sobie sprawę, że jeśli napisałem coś właśnie tak, to nie dlatego, iż nie potrafiłem inaczej i – w ich przekonaniu – lepiej. Pisarz, który tworzyłby „książki na zamówienie Czytelników” przestałby być sobą i prawdopodobnie prędzej czy później zostałby przez nich ciśnięty w kąt niczym stara lalka, po której niczego nowego i ciekawego spodziewać się już nie można.



  1. Stefan jest impreza grozy na jakiej w tym roku nie byłeś ( śmiech ) ?
Jesteś bardzo medialnym pisarzem, nie odmawiasz wywiadów, spotkań.
Sam pamiętam, że gdy zakładałem OnH byłeś pierwszym, który zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań, dla nowo powstałej strony. Pamiętam, że czułem się jak gość. „Stefan Darda zgodził się na wywiad.”
Bardzo ważne są dla Ciebie te wszystkie prelekcje, konwenty ale i mniejsze imprezy na które bywasz zapraszany? Dlaczego? Przecież prawie w każde miejsce w Polsce masz kawał drogi ?

Nie ma ich aż tak dużo, ale jedną opuściłem – pomimo zaproszenia ze strony organizatorów nie byłem na wrocławskim „Zamczysku” w pod koniec listopada. Po pierwsze dlatego, że jesień była dla mnie i tak dość intensywna jeśli chodzi o wyjazdy, a po drugie – w tym roku Wrocław wcześniej odwiedziłem już dwukrotnie („Dni Fantastyki” i „Horror Day”), więc uznałem, że jeśli ktoś mnie chciał spotkać ostatnio, to już miał okazję to uczynić.
Masz rację, że staram się odpowiadać pozytywnie na propozycje wywiadów, wizyt na konwentach czy targach książki. Uważam, że jest to część zawodu pisarza, a poza tym tego typu działalność stanowi miłą odskocznię od pisania. Mam tu na myśli głównie wyjazdy, które pozwalają przynajmniej na chwilę zmienić otoczenie, dają możliwość spotkania ludzi – zarówno dobrych znajomych, jak i zupełnie dotąd nieznanych. Niestety, wydaje mi się, że w przyszłości (a na pewno w przyszłym roku) będę musiał nieco ograniczyć wyjazdy. Szykuje się dość pracowity dla mnie czas.
A jeśli chodzi o odległości, o których wspomniałeś, to nie są on dla mnie problemem, ponieważ lubię podróżować. No, chyba że powstają jakieś szeroko pojęte problemy organizacyjne, to w takim wypadku zdarza mi się z wyjazdu rezygnować.

  1. Czy nie jest też tak, że jako pisarz, aby była generowana odpowiednia sprzedaż Twoich książek, musisz po prostu sam robić sobie reklamę i szum medialny? Uważasz, ze ten, powiedzmy układ, jest normalny?, że to w interesie twórcy jest reklamować się a nie wydawnictwa?

Wiesz co? Sto razy bardziej wolę prowadzić swoją stronę na Facebooku, współpracować z adminem przy prowadzeniu własnej strony oficjalnej, niż pozować na tle ścianki z pluszowym prosiakiem koloru różowego albo wypowiadać kontrowersyjne sądy, które zapewniłyby mi duże nagłówki na najbardziej znanych portalach, cenne minuty w programach informacyjnych, a – kto wie? – może nawet przy odrobinie szczęścia zostałbym przez kogoś pozwany, co również z pewnością odbiłoby się w mediach szerokim echem. Zdaję sobie sprawę, że są to sposoby skutecznie powodujące przyrost sprzedaży w sposób prosty, łatwy i przyjemny, ale zupełnie nie są w moim stylu, więc tego typu przedsięwzięć po prostu nie inicjuję. Wolę spokojnie pracować, starać się pisać możliwie jak najlepiej, a efekty z czasem przychodzą i bardziej satysfakcjonują mnie jako twórcę i jako człowieka.
Rynek książki jaki jest każdy widzi i jeśli autor ma możliwość pomóc wydawcy w promocji (nawet różowym prosiakiem czy chwytliwą opinią), to nie widzę w takiej pomocy nic złego – co kto lubi; to oczywiste, że pisarzom przecież też zależy na jak najlepszej sprzedaży (jakkolwiek bardzo nie staraliby się tego ukryć), a każde ręce się zawsze na pokładzie przydadzą.


  1. Zostańmy jeszcze przy spotkaniach z fanami. Jest jakieś, które utkwiło ci w pamięci w wyjątkowy sposób?

Nie potrafię przywołać jakiegoś konkretnego, ponieważ zwykle spotkania są wyjątkowe i dość dobrze pamiętam większość z nich, było natomiast jedno na tyle inspirujące, by później odbić się na fabule moich książek. Pamiętasz może sceny z „Bisów”, które rozgrywają się w Łęcznej? Wybrałem to miasto pod wpływem pewnego niezwykle miłego spotkania autorskiego, które tam się odbyło. Pomysł i prośba zarazem wyszła od prowadzącej. Nie obiecywałem niczego, ale w trakcie pracy nad książką pomyślałem, że potrzebuję jakiegoś leżącego nieco na uboczu miejsca, mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Guciowem a Warszawą. Łęczna pasowała idealnie i kiedy już po premierze „Bisów” ponownie do niej zawitałem, spotkałem się z zadowolonymi oraz chyba nawet trochę dumnymi mieszkańcami, utwierdzając się w przekonaniu, że moja decyzja była naprawdę trafiona.

  1. Przyszłość. Będziesz próbował swoich sił w innych gatunkach literatury? Może kryminał, powieść obyczajowa? Powiem szczerze, że mam nadzieję, że nie. I nie chodzi o to aby Cię szufladkować w jednym gatunku literackim. Myślę po prostu, że jak robisz coś świetnie to rób to dalej.

Jak dobrze wiesz, w książkach, które dotychczas napisałem, prócz grozy można znaleźć bardziej lub mniej wyeksponowane elementy innych gatunków. Sporo w moich powieściach obyczaju, nieco kryminału, nie stronię od przemyślanej kreacji psychologicznej bohaterów, czy od poruszania szeroko pojętych zagadnień społeczno-politycznych. Sądzę, że podobnie będzie w przyszłości. Przykładowo, mam teraz w planach książkę, w której typowa groza zejdzie na dalszy plan, niemniej jednak z pewnością będzie wyraźnie obecna. Powieść ta będzie bardzo mocno osadzona w naszych realiach, ale mrocznych klimatów nie zamierzam porzucić. Nie mam w planach odcięcia się od tego, na czym wzrastałem jako autor, choć wiem, że wielu pisarzy to robi, stawiając na koniunkturalizm i puszczając oko do mainstreamu. Wolałbym, żeby to właśnie główny nurt zainteresował się grozą. Będzie trudno, jest wiele szklanych sufitów do przebicia od dołu, na pewno na głowach autorów grozy i horroru pojawi się wiele bolesnych guzów i ran, ale sądzę, że warto próbować. Kropla drąży skałę.

  1. Ostatnio byłem dość blisko Przemyśla, w którym mieszkasz. Czyli na terenach gdzie toczą się akcje Twoich powieści. Faktycznie niesamowite miejsca. Nadal myślisz nad ucieczką z miasta? Jakiś domek w leśnej głuszy?

Brnąc przez życie dostrzegam, jak wiele w nim paradoksów. Domek w leśnej głuszy był niegdyś moim wielkim marzeniem, kupiłem nawet ponad dziesięć lat temu otoczony lasem kawałek ziemi pod Przemyślem z myślą o wybudowaniu domu i osiedleniu się w tak fantastycznym miejscu. Tyle że wtedy pracowałem w urzędzie i takie życie „pozapracowe” miało być odskocznią od nielubianej pracy, pomagać w wyciszeniu myśli, koić zszargane nerwy. Kiedy zacząłem publikować, okazało się, że spokój ducha nie musi być zależny od miejsca, w którym się mieszka, że ważniejsze jest to, co się robi. Jednocześnie wiem, jak bardzo pracochłonne i kosztowne jest utrzymanie własnego domu, a – przynajmniej w tej chwili – nie mogę sobie na taką rozrzutność czasu i finansów pozwolić. Niemniej jednak marzeń tych nie porzucam. Ziemia jest, czeka, może kiedyś wrócę do dawnych planów.

  1. Powiedz proszę, jak oceniasz ten mijający rok dla polskiej grozy. Mamy końcówkę grudnia i chyba można pokusić się o podsumowanie.
- mamy Kfason, Horror Day, Zamczysko
- ruszyła Nagroda Grabińskiego
- w tym roku obrodziło w nowych autorów: Kulpa, Haber
- kilkanaście powieści, kilka antologii – ciężko wszystkie wymienić.
- powoli wyłaniają się nowe nazwiska i wydawnictwa, choćby Gmork i Piotr Borowiec, ale też w antologiach nowe twarze.
Trochę tego jest. Na początku roku napisałem, że mam wrażenie, że 2014 będzie przełomowym. Chyba się nie pomyliłem?

Wszystkie wymienione fakty z pewnością świadczą o tym, że coś się porządnie w polskiej grozie ruszyło i mnie osobiście bardzo to cieszy. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem poglądu, iż warto patrzeć tylko na czubek własnego nosa i chronić swój (chociażby literacki) interes. Niektórzy sądzą, że jeśli w danym gatunku zaczyna pisać wielu autorów, to taki fakt stanowi zagrożenie dla dotychczas publikujących osób. To wielka bzdura! Jeśli środowisko będzie rosnąć w siłę, to powstające książki i opowiadania będą coraz lepsze, przyciągając w ten sposób kolejnych Czytelników, a także poszerzając ofertę, aby każdy mógł znaleźć dla siebie coś odpowiedniego.
Rok 2014 był (a właściwie jeszcze jest) z pewnością przełomowy, tyle, że ja patrzę na tę kwestię nieco szerzej – chciałbym, aby na tym się nie skończyło, aby był to dopiero początek przełomu, który potrwa kilka lat, a po którym rynek literacki będzie wyglądał zupełnie inaczej, niż teraz. Mamy świetny wzór, jak można wypromować określony rodzaj literatury – mam na myśli powieść kryminalną. Jeszcze kilka lat temu polski kryminał był w powijakach, a zobacz, co dzieje się teraz. „Kryminaliści” szaleją, a popularność polskiej powieści sensacyjnej bije rekordy popularności. Wydaje mi się, że do takiego stanu rzeczy walnie przyczyniła się Nagroda Wielkiego Kalibru oraz determinacja wielu ludzi. Marzy mi się, aby w podobny sposób zadziałała Nagroda Grabińskiego. Marzy mi się też, żeby świetni ludzie, których wokół polskiej grozy jest wielu, również zwarli szyki i zagrali w jednej drużynie we wspólnym celu. Wtedy się może udać.

 13) Chciałem zapytać, czy trudno pisze się opowiadania, może łatwiej niż powieści, albo odwrotnie. Jednak na to pytanie odpowiadasz w „Opowiem ci mroczną historię”, także pozostawmy coś dla czytelników Twoich opowiadań.
       Więc może z innej beczki. Dziewięć opowiadań, masz jeszcze jakieś schowane w szufladzie?

Nie mam nic w szufladzie. Wszystko, co napisałem od debiutu zostało wydrukowane, a teraz czekają mnie kolejne wyzwania. Zarówno jeśli chodzi o opowiadania, jak i powieści.

14) Gdy przyszła paczka z Twoimi opowiadaniami, pamiętam, że zerknąłem na okładkę i powiedziałem „Wygonowa- wygonowa jak cholera”. Jednak w środku historie mają szerszą tematykę, czasami tylko ocierają się o grozę, lub wstępuje na ona scenę, pod koniec opowieści. Łatwo było porzucić po tylu latach Roztocze?

Nie porzuciłem Roztocza. To, że akurat w zbiorze się ono nie pojawiło, nie oznacza, że odwróciłem się od terenów, na których się wychowałem i na których wszedłem w dorosłe życie. Po prostu tak się złożyło, że teraz przyszła pora na inne miejsca (w tym na Podkarpacie, gdzie mieszkam), ale Roztocze na pewno w moich utworach się jeszcze pojawi. Pamiętam, skąd pochodzę i tyczy się to nie tylko gatunku literackiego (o czym wspomniałem wcześniej), ale też moich rodzinnych stron. Dochodzą do mnie słuchy, że wielu Czytelników odwiedziło już Roztocze, by przekonać się, jak w rzeczywistości wyglądają wsie i miejsca opisane przeze mnie w cyklu „Czarny Wygon”. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ zawsze marzyłem o tym, by w jakiś sposób odwdzięczyć się Lubelszczyźnie i podzielić się nią z ludźmi, którzy będą potrafili docenić ten fantastyczny region naszego kraju.

15) Darek Kocurek i Stefan Darda – chyba już nierozłączna para? 

Współpracujemy z Darkiem od wielu lat i to współdziałanie układa się bardzo dobrze. O ile dobrze pamiętam, jako jeden z pierwszych wieszczyłem Darkowi, że jego grafiki zdobić będą okładki polskich wydań książek Stephena Kinga i, jak doskonale wiesz, ta przepowiednia sprawdziła się już po wielokroć. On z kolei przygotował grafikę „Domu na wyrębach” jeszcze na długo przed pozytywną decyzją Videografu o przyjęciu propozycji wydawniczej do druku i – głęboko w to wierzę – w pewien sposób był dobrym duchem całego przedsięwzięcia. Później przyszły kolejne okładki (w tym ostatnio na dwutomowym wydaniu „Czarnego Wygonu” w twardej oprawie), kalendarze inspirowane „Czarnym Wygonem” i, niedawno, „Domem na wyrębach”. W międzyczasie Darek nakręcił też krótkometrażowy film „Lament paranoika” na podstawie opowiadania Stephena Kinga, w którym miałem przyjemność odegrać epizodyczną rolę taksówkarza, tak więc wiele się dzieje i mam nadzieję, że ta owocna i dobra współpraca będzie w dalszym ciągu trwała bez przeszkód.



16) Oczywiście każdy , kto przeczyta „Opowiem ci mroczną historię” znajdzie coś dla siebie, znajdzie opowiadanie, które uzna za najlepsze. „Retrowizje”, gdy czytałem to po plecach przebiegał mi dreszcz, nie zdarza się to często. Gdy je skończyłem czytać, powiedziałem „ŁAŁ”. Jest świetne. Oczywiście zostaje niedopowiedziane do końca. Specjalnie chyba zostawiasz sobie furtkę aby  kiedyś do opowiedzianej historii powrócić. Ożywić na nowo historię i bohaterów, może w powieści?

Nie, takich rzeczy nie mam w planach w momencie, gdy siadam do pracy nad opowiadaniem, ale zdarza się, że po zakończeniu myślę o ewentualnej kontynuacji. Cieszę się, że „Retrowizje” Ci się spodobały. Osobiście (dość nieskromnie) również uważam ten tekst za całkiem przyzwoity, ale akurat w jego przypadku kontynuacji nie będzie. Niedopowiedzenie jest takie, jakie miało być i uważam, że jasne wskazanie Czytelnikom dalszego ciągu przygód bohaterów zabrałoby tekstowi sporo uroku. Zupełnie inaczej rzecz ma się z „Niką”. Tu będę bardzo mocno zastanawiał się nad rozwinięciem opowiadania w powieść. Poznaliśmy losy tytułowej dziewczyny, wiemy już na jakich zasadach zdarza się w Bieszczadach funkcjonować demonom zbliżonym do klasycznych wampirów, ale ta historia ma w sobie jeszcze naprawdę sporo niedomówień. Być może więc jeszcze kiedyś nie wrócimy do Nowej Żernicy w gminie Lutowiska, niedaleko Ustrzyk Dolnych…

17) Jak już ustaliliśmy kończy się pewien etap dla Stefana Dardy. Zaczyna nowy. Możesz coś więcej o tym opowiedzieć? Plany? Wiem, że obiecałeś fanom kontynuację „Domu na wyrębach”.

Doprecyzujmy – nigdy nie obiecywałem kontynuacji „Domu na wyrębach” (osoby, które czytały zapewne wiedzą, co jest tego przyczyną), natomiast zapowiadałem powieść, która do mojej debiutanckiej książki będzie nawiązywała miejscem akcji i ponownym przywołaniem na scenę niektórych poznanych już wcześniej bohaterów. I obietnicę tę podtrzymuję. Myślę, że końcówka roku 2015 lub początek 2016 to realne daty  premiery „Nowego domu na wyrębach”. Wcześniej, jeszcze w pierwszej połowie 2015 roku, powinna pojawić się w księgarniach książka, o której wspomniałem w jednej z poprzednich odpowiedzi, natomiast na koniec roku 2016 planuję premierę powieści, której akcja niemal w całości rozgrywać się będzie w Przemyślu.

18. Stefan, jaki będzie ten przyszły rok? Czego my, fani niesamowitości i wszelkiej grozy powinniśmy sobie życzyć?

Mam nadzieję, że nadchodzący rok będzie jeszcze lepszy od właśnie upływającego, a życzyć powinniśmy sobie chyba przede wszystkim tego, żebyśmy sami nie wtykali kijów w szprychy roweru, którym jedziemy. Jest wiele przykładów na to, jak niektórzy ludzie związani z tzw. „środowiskiem polskiej grozy” świadomie i z premedytacją godną lepszej sprawy kontestują wysiłki innych. Przykładów jest wiele, ale nie będę ich wymieniał (nawet bez podawania konkretów), bo przed rozpoczęciem kolejnego roku lepiej skupiać się na pozytywnym patrzeniu w przyszłość, a nie na negatywnych wydarzeniach, które już minęły.
Osobiście życzyłbym zarówno twórcom, jak i Czytelnikom grozy (zwłaszcza polskiej), aby wszystko szło przynajmniej tak dobrze, jak w ostatnim czasie, natomiast do osób, którym się nie chce pedałować, albo uważają, że cel podróży jest indziej apeluję, aby po refleksji własnej albo zeskoczyły z siodełka i poszły swoją drogą, którą uważają za słuszną, albo żeby przynajmniej, wioząc się na wysiłku wkładanym w pedałowanie przez innych, odrzuciły kije nie przeszkadzały. To są tylko takie moje mrzonki, które pewnie się nie spełnią, ale to nie szkodzi, bo polska groza i tak na pewno da sobie radę. Jestem tego pewien.

19. W takim razie czego życzyć Tobie?

Dobrego zdrowia i trudnych wyzwań literackich, którym uda mi się sprostać w sposób zadowalający zarówno Czytelników, jak i mnie.

Stefan pozwól, że z okazji kończącego się roku 2014, złożę Ci najlepsze życzenia, ode mnie, ale i od fanów strony Okiem na Horror. A masz ich bardzo wielu, o czym nie raz dali znać.
Życzę Ci, aby te życzenia-mrzonki także się spełniły, jak i te bardziej przyziemne.
Zdrowia, szczęścia i wspaniałych, następnych powieści, które dla nas napiszesz. Tego życzę nam wszystkim.
Do zobaczenia

Dziękuję serdecznie. Wszystkim miłośnikom literatury, a zwłaszcza fanom szeroko pojętej grozy, życzę samych dobrych dni i wielu inspirujących lektur w 2015 roku.

1 komentarz:

  1. Ja również się cieszę z duetu Kocure-Darda, bo w tandemie zawsze raźniej.

    Dołączam się do życzeń dla pisarza :)
    Długich dni i zaczytanych nocy w 2015!

    OdpowiedzUsuń