niedziela, 30 sierpnia 2015

"Ostatni pasażer" Manuel Loureiro.

Historie o nawiedzonych statkach widmo już od niepamiętnych czasów krążą po świecie wzbudzając strach i przerażenie. Bodaj najsłynniejszą i najbardziej znaną opowieścią tego typu jest legenda o Mary Celeste, z którego pokładu w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęło 10 osób. Do dziś nie ustalono co tak naprawdę stało się z załogą statku, a teorie o spleśniałej, trującej mące, wycieku alkoholu czy nawet inwazji kosmitów tylko potwierdzają nośność tego typu historii i jej popularność. Owym tematem zainteresował się również twórca trylogii o zombie, hiszpański adwokat- pisarz Manel Loureiro, który już swoimi poprzednimi powieściami udowodnił, że ciekawe pomysły fabularne nie są mu obce. „Ostatni pasażer”, bo taki tytuł nosi dopiero czwarta w dorobku książka Manela również potwierdza tezę, że opuszczenie na pewien czas sali sądowej i swoisty eksperyment z pisarstwem okazał się świetną decyzją. Zapraszam na pokład „Valkirie”.

W sierpniu 1939 roku stary angielski węglowiec niemal zderza się na środku oceanu z olbrzymim statkiem wycieczkowym o nazwie „Valkirie”. Jak się wkrótce okazuje, płynie pod niemiecką banderą i należy do nazistowskiej organizacji Kraft durch Freude. Nieoświetlony transatlantyk dryfuje w gęstej mgle pusty. Trzej angielscy marynarze, którzy zapuszczają się na jego pokład, odkrywają ślady świadczące o niedawnej obecności setek pasażerów, ale odnajdują tylko jednego żywego człowieka: noworodka owiniętego w tałes, z gwiazdą Dawida na szyi. Nikt nie potrafi zrozumieć, dlaczego ten żydowski chłopiec jest jedynym pasażerem statku widma i skąd wziął się na pokładzie.
Siedemdziesiąt lat później ambitna dziennikarka londyńskiej gazety dowiaduje się, że „Valkirie”, od czasu feralnego rejsu stojącą w angielskim doku, w tajemnicy nabył i wyremontował pewien milioner. Dziewczyna, zaproszona na rejs, pragnie za wszelką cenę rozwiązać zagadkę niemieckiego transatlantyku. Wyprawa na pokładzie „Valkirie” okaże się ekscytującym, ale i wyjątkowo niebezpiecznym spotkaniem z przeszłością, będzie podróżą w czasie, która wyjaśni, co tak naprawdę w 1939 roku wydarzyło się na oceanie tamtej sierpniowej nocy.
(opis wydawnictwo Muza, 2014)



Będąc świeżo po dokładnym przeanalizowaniu trylogii „Apokalipsa Z” z całą odpowiedzialnością muszę przyznać, że z każdą kolejną książką Manel Loureiro coraz bardziej zaskakuje zarówno pod względem fabularnym jak i językowym. Jego warsztat pisarski rozwija się, a nietuzinkowe i oryginalne pomysły pozytywnie rokują na przyszłość. Jeśli pisarz nadal będzie szedł w obranym przez siebie kierunku jestem spokojna o jego karierę i niezmiernie ciekawa dalszych efektów pracy. Nie sądzę bym się zawiodła. Niebanalna i niesztampowa fabuła „Ostatniego pasażera”, z tajemniczą, wręcz klaustrofobiczną, atmosferą wprowadza czytelnika w stan niepokoju, który utrzymuje się aż do samego końca powieści. Nic tutaj nie jest tym, czym wydaje się być na pierwszy rzut oka, a czytelnik nie będzie w stanie odgadnąć cóż się wydarzy. Zasługą tego są na pewno oryginalne pomysły autora, takie jak przede wszystkim, Osobliwość Czerenkova, czyli teoria, mówiąca o dwóch typach ruchów wodnych, z których jeden może w znaczący sposób wpływać na rzeczywistość- koncepcja iście intrygująca i bardzo dobrze rozwinięta na dalszych kartach powieści.

Równie zagadkowi są bohaterowie, którzy zdają się koncertowo wpadać w obłęd. Główna bohaterka, Kate, to dobrze nakreślona i dająca się lubić postać. Cierpi, cieszy się i smuci, a czytelnik bezwiednie jej kibicuje nie mając aż do ostatnich stron pewności czy wszystko skończy się szczęśliwie. Izzack Feldman, choć z pozoru twardy i bezwzględny pokazuje ludzką twarz a piękna Senka Simovic i jej historia zostawiają czytelnika z głową pełną rozmyślań. Makabryczne wydarzenia, które mają miejsce na statku, nie wyskakują niczym królik z kapelusza i chociaż, jak na tak obszerną książkę, nie jest ich aż tak wiele nie jest to minusem, czy błędem niedoświadczonego autora. To, co straszne i krwawe występuje w jak najbardziej odpowiednich proporcjach stanowiąc dopracowaną i spójną całość. Na samo wspomnienie pewnej enigmatycznej postaci i pomysłu z ogarniającą statek ciemnością z uznaniem kręcę głową. Na duży podziw zasługują również wątki historyczne z Hitlerem i pamiętnym rokiem 1939 w tle. Widać, że autor odrobił lekcję historii i dzięki temu jego „Ostatni pasażer” zyskał na swoistej autentyczności.

Świetnie prezentują się opisy statku „Valkirie”, który onieśmiela swym majestatem i pięknem, równocześnie przytłaczając ogromem korytarzy, zaułków i tajemniczych miejsc. Trudno byłoby nie zauważyć, że Manel Loureiro interesuje się żeglarstwem i nie byłabym zdziwiona, gdyby w rubryce hobby wpisał ten sport wodny właśnie. Szczęśliwie dla czytelników opisy jachtów, statków, czy  zachowania w czasie burzy wodnej stanowią ciekawą alternatywę od wiecznie zmotoryzowanych postaci- będąc osobiście więźniem autobusów nie mam ku powolnemu rejsu nic przeciwko. Jedyne, co mogłabym uznać za sztampowe i mało nowatorskie to standardowe chwyty w stylu szczęścia głównej bohaterki w rozwiązywaniu zagadki, aczkolwiek nie uznawałabym tego za karygodny i znaczący minus. Nie wszystko oczywiście jest nieszablonowe i zaskakujące i zdarzają się pewne „sztampowe” chwyty lecz nie wpływa to znacząco na odbiór całości. Intrygująca fabuła wynagradza wszystkie, nawet te najmniejsze niedoskonałości sprawiając, że książkę czyta się z wypiekami na twarzy z jednej strony chcąc rozpaczliwie dowiedzieć się jaki będzie finał, a z drugiej nigdy się z powieścią nie rozstawać- czego chcieć więcej?

Podsumowując „Ostatni pasażer” to świetnie napisana powieść, która pozytywnie zaskakuje swoją oryginalnością i klimatem. Manel Loureiro udowodnił, że na zostanie pisarzem nigdy nie jest za późno. Jego warsztat i pomysły z powieści na powieść są coraz lepsze i aż strach pomyśleć co autor wymyśli w następnych książkach. „Ostatnim pasażerem” pokazał, że jeszcze zamiesza na arenie papierowego horroru i każdy powinien mieć na niego oko- w lekko skostniałym i pożerającej swój ogon grozie każdy powiew świeżości jest wręcz na wagę złota. Takim złotem jest właśnie statek „Valkirie” i tajemnica którą skrywa. Grzechem byłoby przejść obok tej powieści obojętnie. Naprawdę polecam!

Paulina  Kowalsa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz