wtorek, 25 sierpnia 2015

Przemysław Piotrowski. To będzie - dosłownie i w przenośni - prawdziwe PIEKŁO.


Cześć Przemek.

Cześć.

Słuchaj gdybyś miał opowiedzieć o sobie w  kilku zdaniach. Powiedzmy: czym się zajmujesz na co dzień, czym  interesujesz, może jakieś hobby, zainteresowania. 
Co znalazłoby się w CV Przemysława Piotrowskiego?

Obecnie? Wychowuję mojego czteromiesięcznego synka (śmiech). Tak poważnie to pracuję na platformach w Norwegii, choć akurat teraz mam małą przerwę. Wcześniej przez wiele lat zajmowałem się dziennikarstwem, głównie sportowym, choć nie tylko. Wszyscy wiemy jednak jakie są zarobki w tej branży. Dlatego zdecydowałem się odejść. Poza pracą staram się żyć aktywnie. Gram w piłkę nożną, koszykówkę, tenisa, chodzę na siłownię. Sport i rodzina zajmują mi większość czasu. Kocham też historię, geografię i podróże. Tymi ostatnimi zaraziłem się studiując w Hiszpanii i USA. Oczywiście wieczorami lubię poczytać dobry thriller lub horror. Jednym słowem, typowy ze mnie facet.

Co studiowałeś w Stanach i Hiszapanii?

Studiowałem dziennikarstwo.

„Kod Himmlera” to Twoja pierwsza powieść, skąd pomysł na książkę, dlaczego w ogóle postanowiłeś pisać?

Od najmłodszych lat korciło mnie, żeby coś napisać. Moja polonistka, pani Iwona Szantyko, którą serdecznie pozdrawiam, zawsze powtarzała, że mam lekkie pióro i powinienem zostać pisarzem. Rzeczywiście, z wypracowań i prac klasowych zawsze dostawałem najwyższe oceny. I już jakoś w piątej, czy szóstej klasie podstawówki zacząłem pisać pierwszą książkę. Nie skończyłem jej, ale z tego co pamiętam była pełna akcji i bardzo krwawa (śmiech). Jeśli chodzi o „Kod Himmlera” to ten pomysł chodził za mną już przynajmniej rok zanim jeszcze napisałem pierwsze zdanie. Zawsze lubiłem teorie spiskowe, historyczne niedopowiedzenia, nierozwiązane zagadki i legendy. Te z „Olbrzyma” pozwalają snuć najróżniejsze teorie, więc pokusiłem się przedstawić jedną z możliwych.

Więc "Kod Himmlera" to nie pierwsza Twoja książka. Masz jeszcze tą z podstawówki?

Może gdzieś na strychu u rodziców, ale wątpię.




O czym była ta książka, pamiętasz?

O jakimś typie, co walczył z mafią na jakiejś wyspie. Były tam motywy z rekinami i wielkimi ośmiornicami, takie pisanie młodego chłopaka. Ale dobrze już nie pamiętam.

Może warto jednak jej poszukać? (śmiech)

Tak zrobię.

Powiedz mi, siadasz i wymyślasz historię o tajemniczym, niemieckim transporcie, który dociera do Gór Sowich. Totalna fikcja?

Myślę, że podobnych transportów na tamtych terenach były dziesiątki jeśli nie setki. Przecież mieściła się tam największa sieć bunkrów na świecie. W czasie wojny to było największe architektoniczne przedsięwzięcie w historii ludzkości. Hitler nie zdecydowałby się zbudować takiego miejsca bez głębszego celu, a te tereny nie były istotne strategicznie jeśli chodzi o działania wojenne. Co jednak transportowano? Tego się pewnie nigdy nie dowiemy, ale legendy mówią o skarbach, tajemniczych artefaktach, materiałach do budowy słynnej „Wunderwaffe”, a nawet tematach związanych z UFO. W mojej książce chciałem, aby czysto teoretycznie, wszystko to co opisałem, było możliwe.

Znowu, baza nazistowska na Antarktydzie, która znajduję się w Twojej powieści. To także taka zagadka? Wielu twierdzi, że bardzo realna. Co o tym myślisz?

Są fakty sugerujące, że Amerykanie na przełomie lat 1946/47 czegoś tam szukali. Ponieśli też całkiem spore straty. Zatonęło kilka statków, życie straciło sporo ludzi, a dowodzący akcją admirał Richard Byrd trafił po powrocie do zakładu dla obłąkanych. Mimo to, po kilku latach przywrócono go do służby i znów wysłano w okolice Antarktydy. Z kolei admirał niemieckiej Kriegsmarine Karl Doenitz kiedyś powiedział, że zbudował dla Hitlera bazę na końcu świata. W okolicy Antarktydy aktywność U-bootów była bardzo duża. Czysto teoretycznie budowa takiej bazy też byłaby możliwa, więc dlaczego nie? Możemy się jednak tylko domyślać.

Interesują Cię tajemnice okresu wojny? Ja wiele lat temu zachwycałem się programami Wołoszańskiego i czytając przynajmniej początek „Kodu Himmlera” czułem ten klimat niesamowitości i tajemnicy, charakterystyczny dla Sensacji XX wieku.

Interesują mnie wszystkie tajemnice i teorie spiskowe, a te z okresu wojny chyba najbardziej. A co do twoich odczuć, to cóż mogę powiedzieć... Cieszę się, że klimat ci się podobał. Mam nadzieję, że reszta też nie rozczarowała.

Skądże. Przeleciałem przez "Kod Himmlera" niczym ekspres.

Wróćmy jednak do teorii spiskowych. Jesteś facetem, który w nie wierzy? Wiesz, gierki służb, konszachty z mafią, tajne organizacje czuwające nad porządkiem świata, czy w końcu Strefa 51, zamach na Kennediego, aż strach wymieniać dalej.

Nie, ale lubię takie tematy. Lubie myśleć samodzielnie, a nie mówić co mi napiszą i powiedzą. Właśnie, Strefa 51, Roswell, też jest ciekawym tematem.

A więc wierzysz w te teorie, czy raczej traktujesz jako świetną rozrywkę?

Rozrywka raczej. Twardo stąpam po ziemi. Ale lubię poczytać o takich rzeczach.
Wierzę, że nie wszystko nam mówią, ci na górze.

Wiadomo (śmiech)

Dużo materiałów gromadziłeś do powieści? Pamiętam, że swego czasu pisałem do Ciebie, czy aby na pewno istnieli angielscy marines. Zawsze myślałem, że ta nazwa zarezerwowana jest dla jednostek amerykańskich.

A widzisz – to też trzeba było sprawdzić. I nie ukrywam, że już pisząc prolog poczułem, że czeka mnie naprawdę masa pracy. Prawda jest taka, że research zajmował mi zdecydowanie więcej czasu niż samo pisanie. To różni książki takie jak moja od klasycznych horrorów w wymyślonych miasteczkach, czy wioskach, z duchami czy wampirami, gdzie wszystko można stworzyć od zera, nie zastanawiając się specjalnie nad realizmem miejsc i postaci. Oczywiście nie chcę umniejszać pracy autorów takich powieści, ale oni mają tę przewagę, że mogą w stu procentach skupić się na swojej historii i pisać jednym ciągiem. W moim przypadku, aby być wiarygodnym, musiałem wszystko sprawdzać, czasem przerywać co kilka zdań i buszować w internecie.

Kilka przykładów: marka papierosów jakie palili niemieccy żołnierzy na froncie, jaką herbatę pili brytyjscy marines, kto był królem strzelców w 1947 roku w lidze angielskiej, jak wyglądał nieśmiertelnik brytyjskiego żołnierza.
Także wiele innych, typowo technicznych rzeczy jak sprzęt do prac na Antarktydzie, jego działanie, marki noszonych tam ubrań, itp. Tego były setki i wszystko trzeba było dokładnie sprawdzić. Tak samo miejsca akcji, na przykład stacja Troll na Antarktydzie. Jest odwzorowana tak drobiazgowo jak to było możliwe na bazie odnalezionych w internecie filmów i zdjęć. Podobnie zamek w Wewelsburgu, Berlin, Londyn, Oslo i oczywiście rodzinna Zielona Góra. Starałem się opisywać miejsca w których kiedyś byłem, ale nie zawsze było to możliwe, więc ich dokładne odwzorowanie zajmowało naprawdę sporo czasu.

Gdy tak się zastanowię, to Łukasz Henel, jest także z Zielonej Góry, także pisze powieści osadzone w klimatach drugiej wojny, także jako bazę wyjściową i nie tylko, używa klimatów nazistowskich umocnień. 
Jakaś klątwa nad Wami w tej Zielonej wisi? (śmiech)

Nie znam Łukasz Henela, ale mam nadzieję, że kiedyś go poznam i sobie o tym wszystkim pogadamy przy piwie. Co do naszej twórczości, to myślę, że jednak sporo się różni, a historyczne tło II wojny światowej, to czysty przypadek.

Możesz zdradzić jak dotarłeś do Videografu? Wysłałeś powieść, a oni od razu napisali, „Bierzemy”?

Chyba jak większość początkujących pisarzy wysłałem książkę, wtedy jeszcze pod innym tytułem, do kilkunastu wydawnictw. Videograf odpowiedział jako pierwszy i to od razu pozytywnie. Co prawda nie był jedyny, ale zdecydowanie najbardziej konkretny. I tym mnie przekonał, bo prócz świetnego kontaktu, był również elastyczny. Widać było, że zależy im na wydaniu „Kodu Himmlera”.

A możesz zdradzić jaki był pierwszy tytuł Kodu?

Tak jasne. "Genom", bardzo mi do dzisiaj się podoba. Jednak gdy przedstawiłem alternatywny, czyli "Kod Himmlera" to poszło i tak już zostało.

Początek powieści jest mocny, nie raz pisałem, że przypomina rasowy wojenny horror. Potem akcja książki wskakuje na tory powieści sensacyjnych. Na koniec, znowu mrocznie, niemal SF. Bliżej Ci do horroru, czy powieści sensacyjnej, a może thrillera?

To „niemal SF” jest w twoim pytaniu kluczowe. Myślę, że bliżej mi jednak do mocnego, mrocznego thrillera, bo SF kojarzy mi się właśnie z klasycznym horrorem. Mając lat naście naczytałem się Stephena Kinga, Grahama Mastertona czy Deana Koontza i wiele z tych książek dziś już by do mnie chyba nie trafiało. Kiedyś takie nieprawdopodobne horrory mi się podobały i fascynowały. Dziś jestem zwolennikiem historii, które czysto teoretycznie, mogłyby się wydarzyć. Takich, po skończeniu których człowiek nie odkłada książki na półkę i zapomina, ale takich po których jeszcze długo będzie się zastanawiał, czy przypadkiem opisana historia nie mogła mieć miejsca. Mam nadzieję, że po przeczytaniu „Kodu Himmlera” część Czytelników dozna tego wiercącego duszę fermentu.
Podsumowując, horror w najczystszej postaci z duchami i wampirami raczej nie (choć niczego w przyszłości nie wykluczam), ale mocny, mroczny i krwawy thriller jak najbardziej.

Nie bałeś się takiego wymieszania gatunków?

Nie, choć po części chyba samo tak wyszło. Chciałem zacząć od mocnego uderzenia, wprowadzić trochę mrocznego, ciężkiego klimatu, zasiać w umyśle Czytelnika ziarno niepewności. Uchylić zaledwie rąbka tajemnicy, za którą główny bohater ruszy później w wir przygód i czyhających na niego niebezpieczeństw. Później klimat się zmienia, tajemnica jest powoli odkrywana, a napięcie rośnie. I z każdym kolejnym rozdziałem robi się coraz mroczniej, aby w końcówce zadowolić najbardziej wybrednych fanów horroru.

Właśnie, co czytasz? Ulubieni autorzy, tytuły, książka życia?

Tak jak mówiłem – kiedyś pochłaniałem Kinga, Mastertona i Koontza, także Cusslera, czy MacLeana. Lubię też poczytać Dana Browna, który na bazie dostępnych i potwierdzonych faktów i pewnych niedopowiedzeń potrafi uknuć niesamowitą intrygę, czego słynny „Kod Leonarda da Vinci” jest najlepszym przykładem. Uwielbiam też powieści historyczne Igguldena i Gemmella. Poza tym czytam od czasu do czasu wszystko od klimatów kryminalnych, po postapokaliptyczne. Odpada natomiast szeroko pojęta obyczajówka, która mnie nudzi.

Często właśnie powtarzam, że w "Kodzie Himmlera" czuć klimaty A. MacLeana, takie właśnie miałem skojarzenia. Od razu przed oczami szalone lata dziewięćdziesiąte.

Wiem, że pracujesz już nad następną ksiązką, możesz zdradzić kilka szczegółów odnośnie fabuły i klimatu powieści? Podobno ma być zdecydowanie mocniejsza niż „Kod Himmlera”.

Tak, dla wielu może okazać się bardzo mocna. Fabuła tym razem nie będzie, albo prawie nie będzie, osadzać się gdzieś w historii. Klimat będzie za to bardzo mroczny i mam nadzieję, że przekaz da ludziom do myślenia. Uważam, że to czego nie dopuszczamy śniąc najstraszniejsze koszmary, dzieje się cały czas. Zazwyczaj gdzieś daleko i nas nie dotyczy, ale trwa bezustannie. To będzie - dosłownie i w przenośni - prawdziwe PIEKŁO.

Więc to będzie rasowy horror? Można tak powiedzieć?

Tak, to będzie horror, ale w moim stylu (śmiech).

To już czekam z niecierpliwością i dziękuję, że znalazłeś chwilę na rozmowę.

Dzięki także i pozdrawiam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz