piątek, 26 października 2018

Grzegorz Wielgus - Pęknięta korona


Z prozą Grzegorza Wielgusa miałem okazję się już zetknąć i nie wypadło to dobrze. Zacząłem czytać jego bodaj pierwszą powieść, wydaną w systemie vanity „Krzyżowiec”. Rzecz, o nie do końca umarłym rycerzu, który, aby odkupić swoje winy przemierza Europę ogarniętą plagą dżumy. Temat fajny, jednak nasz bohater nie mówi! Wiec przez blisko 400 stron dążymy wraz z myślami naszego straceńca. No ja się poddałem po kilkudziesięciu stronach, momentami było i wręcz mroczno, i strasznie, jednak ogólne książka znużyła mnie kompletnie. Myślę sobie, że aby bez dialogów prowadzić akcję, to trzeba umieć. Np. tak jak Anna Brzezińska we wspanialej „Wodzie w sicie”, o której napisze kilka słów niebawem. 
No ok, dzisiaj nie o tym.
Trafiła w moje ręce, wydana już nakładem profesjonalnego wydawcy powieść Grzegorza Wielgusa „Pęknięta korona”, której akcja także toczy się w średniowieczu, a głównym bohaterem (chociaż w zasadzie jest ich trzech) jest inkwizytor Gotfryd. Ponieważ wielbię wszelkie inkwizycyjne tematy, zarówno beletrystkę historyczną, jak i tą bardziej fantastyczną, postanowiłem dać szansę autorowi i na wstępie napisze, że nie wypadło to źle!
Rzućmy na początek okiem na zapowiedź wydawcy.


Kraków, rok 1273. co
Na brzegu Wisły zostaje odnalezione ciało brutalnie zamordowanego mężczyzny. W śledztwo angażuje się brat Gotfryd, doświadczony inkwizytor, mający za sobą dochodzenia w Prowansji oraz Italii przeciwko katarom i waldensom. U boku mnicha staje dwóch rycerzy z Małopolski − Jaksa, pogrążony w dekadencji członek zasłużonego rodu Gryfitów, oraz Lambert z Myślenic, szlachcic drobnego znaku, a zarazem wybitny fechmistrz. Dawni kompani szybko natrafiają na ślady wiodące do ruin owianego złą sławą zamku Lemiesz. Poszukiwania zabójcy zostają jednak przerwane przez doniesienie o kolejnym zgonie. W zgorzałym dworze pewnego magnata zostaje odkryte ciało zwęglonego rycerza – zginął w czasie odprawiania pogańskiego rytuału przed obrazem, którego nawet ogień nie odważył się tknąć.
Rozpoczyna się awanturnicza przygoda, prowadząca towarzyszy prosto w cień doliny mieczy. Teraz mogą ufać już tylko sobie nawzajem.

„Pęknięta korona”, to przyzwoita historia osadzona na średniowiecznych ziemiach Małopolski. Chciałoby się pokusić o stwierdzenie, że to taki kryminał historyczny, z serią morderstw w tle, które z pozoru może błahe i nieistotne są preludium do zdecydowanie poważniejszej intrygi. Bohaterowie nakreśleni są ciekawie, choć nie zaszkodziłoby pokusić się o głębsze przedstawienie najciekawszej postaci w powieści – brata Gotfryda. 
Nie wiem, na ile urząd inkwizytora w średniowiecznej Polsce traktowany był poważnie i czy ze strachem, jak chociażby w: landach pruskich, Hiszpanii, czy Anglii. Tutaj miałem wrażenie ze hasło INKWIZYTOR, raczej budziło niechęć, politowanie czy wręcz wrogość. Podobne mam odczucia w zaburzonych moim zdaniem relacjach pomiędzy stanem mieszczańskim, chłopskim a rycerskim, co na kartach powieści czytelnik bez problemu powinien odkryć. Jest kilka takich scen, które czytałem dość zdziwiony. Jednak przyjmuję takie przedstawienie relacji pomiędzy „aktorami” książki. Na plus; zdecydowanie Grzegorz Wielgus pokusił się o dokładne zrobienie researchu historycznego, przynajmniej na płaszczyźnie geograficznej. 

Wspomniałem, że początkowo „Pęknięta korona” wydaje się być kryminałem historycznym, z delikatnym prowadzeniem czytelnika w stronę herezji waldensów, czy katarów. W pewnym momencie powieść skręca w kierunku słowiańskiej mitologii, a raczej demonologii. Pojawiają się wzmianki o wąpierzach i strzygach, które zaczynają odgrywać w całej historii dość ciekawą rolę. 
A więc jest super. Lubimy ;)  
Niestety to tylko przystawka dla twardo stąpających po ziemi naszych bohaterów, ponieważ wraz z rozwiązywaniem kolejnych nici zagadki przyjdzie zmierzyć się im z czymś znacznie poważniejszym, niż strzygonie, czy pływające w rzece trupy. Czeka nas przewrót, bunt i spisek, który ma zatrząść królestwem, z finałem w opisywanej na kilkunastu ostatnich stronach bitwie.
Bitwie opisanej płynnie i ciekawie, choć w moim odczuciu ubogo fabularnie. Nie ma tragedii - spokojnie. Końcowe sceny czytałem z zapartym tchem, jednak zabrakło mi w nich przebojowości Domagalskiego (cykl krzyżacki), techniki i szczegółowości opisów broni jak u Cornwella ”Azincourt”, czy cudownych opisów Tima Willocksa w "Religii". 
Jednak pamiętajmy, że Wielgusowi do wspomnianych trubadurów bitew sporo brakuje. A szkoda, bo autor mógł się pokusić się o bitewne rozpisanie. 

Podsumujmy.
Książka nie bez wad czy braków (nie pojmuję wątku z francuskim mścicielem Jeanem de Boivinem – po co?), który nie ma kompletnie żadnego wpływu na fabułę.
Pomimo tych kilku niedociągnięć o których piszę wyżej, to ciekawa i dość dobra powieść z nutą herezji i pogańskich wierzeń. Czyta się to szybko i w sumie przyjemnie. Na pewno warta rzecz do zapoznania się przez fanów średniowiecznych historii. Momentami przywoływałem sobie w pamięci książki Toma Harpera, gdzie także kryminalna zagadka jest tylko wstępem do poważniejszej intrygi, choć dzieje się w okresie wypraw krzyżowych. Czekam na kolejne powieści Grzegorza Wielgusa, bo różnicę pomiędzy wspomnianym na początku "Krzyżowcem" a "Pęknięta koroną" widać jak na dłoni.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz