Z prozą Grzegorza Wielgusa miałem okazję się już zetknąć i nie wypadło to dobrze. Zacząłem czytać jego bodaj pierwszą powieść, wydaną w systemie
vanity „Krzyżowiec”. Rzecz, o nie do końca umarłym rycerzu, który, aby odkupić swoje
winy przemierza Europę ogarniętą plagą dżumy. Temat fajny, jednak nasz bohater
nie mówi! Wiec przez blisko 400 stron dążymy wraz z myślami naszego straceńca.
No ja się poddałem po kilkudziesięciu stronach, momentami było i wręcz mroczno, i
strasznie, jednak ogólne książka znużyła mnie kompletnie. Myślę sobie, że aby
bez dialogów prowadzić akcję, to trzeba umieć. Np. tak jak Anna Brzezińska we
wspanialej „Wodzie w sicie”, o której napisze kilka słów niebawem.
No ok, dzisiaj nie o tym.
Trafiła w moje ręce, wydana już nakładem profesjonalnego
wydawcy powieść Grzegorza Wielgusa „Pęknięta korona”, której akcja także toczy się w
średniowieczu, a głównym bohaterem (chociaż w zasadzie jest ich trzech) jest
inkwizytor Gotfryd. Ponieważ wielbię wszelkie inkwizycyjne tematy, zarówno beletrystkę
historyczną, jak i tą bardziej fantastyczną, postanowiłem dać szansę autorowi
i na wstępie napisze, że nie wypadło to źle!
Rzućmy na początek okiem na zapowiedź wydawcy.
Kraków, rok 1273. co
Na brzegu Wisły
zostaje odnalezione ciało brutalnie zamordowanego mężczyzny. W śledztwo
angażuje się brat Gotfryd, doświadczony inkwizytor, mający za sobą dochodzenia
w Prowansji oraz Italii przeciwko katarom i waldensom. U boku mnicha staje
dwóch rycerzy z Małopolski − Jaksa, pogrążony w dekadencji członek zasłużonego
rodu Gryfitów, oraz Lambert z Myślenic, szlachcic drobnego znaku, a zarazem
wybitny fechmistrz. Dawni kompani szybko natrafiają na ślady wiodące do ruin
owianego złą sławą zamku Lemiesz. Poszukiwania zabójcy zostają jednak przerwane
przez doniesienie o kolejnym zgonie. W zgorzałym dworze pewnego magnata zostaje
odkryte ciało zwęglonego rycerza – zginął w czasie odprawiania pogańskiego
rytuału przed obrazem, którego nawet ogień nie odważył się tknąć.
Rozpoczyna się
awanturnicza przygoda, prowadząca towarzyszy prosto w cień doliny mieczy. Teraz
mogą ufać już tylko sobie nawzajem.
„Pęknięta korona”, to przyzwoita historia osadzona na średniowiecznych ziemiach Małopolski. Chciałoby się pokusić o stwierdzenie, że to taki kryminał historyczny, z serią morderstw w tle, które z pozoru może
błahe i nieistotne są preludium do zdecydowanie poważniejszej intrygi.
Bohaterowie nakreśleni są ciekawie, choć nie zaszkodziłoby pokusić się o głębsze
przedstawienie najciekawszej postaci w powieści – brata Gotfryda.
Nie wiem,
na ile urząd inkwizytora w średniowiecznej Polsce traktowany był poważnie i czy
ze strachem, jak chociażby w: landach pruskich, Hiszpanii, czy Anglii. Tutaj
miałem wrażenie ze hasło INKWIZYTOR, raczej budziło niechęć, politowanie czy
wręcz wrogość. Podobne mam odczucia w zaburzonych moim zdaniem relacjach pomiędzy stanem mieszczańskim, chłopskim a rycerskim, co na kartach powieści czytelnik bez problemu powinien odkryć. Jest kilka takich scen, które czytałem dość zdziwiony. Jednak przyjmuję takie przedstawienie relacji pomiędzy
„aktorami” książki. Na plus; zdecydowanie Grzegorz Wielgus pokusił się o
dokładne zrobienie researchu historycznego, przynajmniej na płaszczyźnie
geograficznej.
Wspomniałem, że początkowo „Pęknięta korona” wydaje się być
kryminałem historycznym, z delikatnym prowadzeniem czytelnika w stronę herezji
waldensów, czy katarów. W pewnym momencie powieść skręca w kierunku słowiańskiej
mitologii, a raczej demonologii. Pojawiają
się wzmianki o wąpierzach i strzygach, które zaczynają odgrywać w
całej historii dość ciekawą rolę.
A więc jest super. Lubimy ;)
Niestety to tylko
przystawka dla twardo stąpających po ziemi naszych bohaterów, ponieważ wraz z
rozwiązywaniem kolejnych nici zagadki przyjdzie zmierzyć się im z czymś znacznie
poważniejszym, niż strzygonie, czy pływające w rzece trupy. Czeka nas przewrót,
bunt i spisek, który ma zatrząść królestwem, z finałem w
opisywanej na kilkunastu ostatnich stronach bitwie.
Bitwie opisanej płynnie i ciekawie, choć w moim odczuciu ubogo fabularnie.
Nie ma tragedii - spokojnie. Końcowe sceny czytałem z zapartym tchem, jednak zabrakło mi w
nich przebojowości Domagalskiego (cykl krzyżacki), techniki i szczegółowości opisów broni jak u Cornwella ”Azincourt”, czy
cudownych opisów Tima Willocksa w "Religii".
Jednak pamiętajmy, że Wielgusowi do
wspomnianych trubadurów bitew sporo brakuje. A szkoda, bo autor mógł się pokusić
się o bitewne rozpisanie.
Podsumujmy.
Książka nie bez wad czy braków (nie pojmuję
wątku z francuskim mścicielem Jeanem de Boivinem – po co?), który nie ma
kompletnie żadnego wpływu na fabułę.
Pomimo tych kilku niedociągnięć o których piszę wyżej, to
ciekawa i dość dobra powieść z nutą herezji i pogańskich wierzeń. Czyta się to
szybko i w sumie przyjemnie. Na pewno warta rzecz do zapoznania się przez fanów
średniowiecznych historii. Momentami przywoływałem sobie w pamięci książki
Toma Harpera, gdzie także kryminalna zagadka jest tylko wstępem do
poważniejszej intrygi, choć dzieje się w okresie wypraw krzyżowych. Czekam na kolejne powieści Grzegorza Wielgusa, bo różnicę pomiędzy wspomnianym na początku "Krzyżowcem" a "Pęknięta koroną" widać jak na dłoni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz